Pielgrzym (legenda Ossjaku)/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Reutt-Witkowska
Tytuł Pielgrzym
Podtytuł legenda Ossjaku
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1925
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
Z. REUTT-WITKOWSKA
PIELGRZYM
(LEGENDA OSSJAKU)
NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA
WARSZAWA — KRAKÓW — LUBLIN — ŁÓDŹ
PARYŻ — POZNAŃ — WILNO — ZAKOPANE




Składy główne:
„The Polish Book Importing Co., Inc.“   —   New York.
„Księgarnia Polska na Śląsku, Sp. Akc.“ — Katowice.
1925

PRZEDMOWA.

Czy są tematy, których w poezji poruszać nie wolno?
Czy dlatego, że arcymistrz oktawy polskiej Śmiałego Królem-Duchem stworzył, nikt ważyć się już nie winien tematu Śmiałego wziąć, jako swój własny — a tem bardziej, gdy kto pisze oktawą? — Być może.
Autor Pielgrzyma czuje się w obowiązku zaznaczyć, iż doświadczył tych skrupułów, zwłaszcza, że sugestja tamtych wielkich dróg tak była silna, iż wypadało następnie tej i owej koncepcji poniechać, to i owo zmienić, aby swego bohatera pozostawić tylko takim, jakim doń przyszedł — w szarym płaszczu wędrowca.

Z. W.




1.
POD STRAŻ ANIELSKĄ — UCIECZKA OD KRWI
I.

Okropny, złoty, na cierpliwej Skale
Duch, co mi serce w szary popiół zżega,
Piastun, chroniący święte polskie Graale
Piastuństwem władem... Wróż, który postrzega
Czyli królewski szał, spiętrzon zuchwale —
Gdzie Dawidowa jaśnieje telega[1]
Jak Babel, kłamstwem nie rwie się nad chmury,
By orła[2] strącił z gwiaździanemi pióry...


II.

Duch ten, pod cieniem Krzyża zbłękitniały,
Tający w sobie szczodroty pieśniane —
Onym, co troje w czeluściach śpiewały,
Podobny[3] — kiedy płomienie różane
Z pacholąt bosych lutnię Pańskiej chwały
Czyniły dźwięczną: przez cmentarzów ścianę
Duch ten, zelżywszy mię świadectwem mary,
Odszedł. A we mnie miotał się smok stary.


III.

Spiekł się, jak skorpjon, w serdecznym popiele
Szał, w męce wielkiej dławiąc się sam w sobie...
Aż duch-boleśnik uciśnion był w ciele
Jak ów, którego żywym zamkną w grobie:
Sztylet mu tajnie dali przyjaciele —
Aby i śmierci w róż kwitnął ozdobie,
Gdy broń na piersi swej własnej wyostrzy —
I z krwią wypłynie... o ton cichszy, prostszy.


IV.

O szale gniewny! straszny samojedzie!
Gdybym też przeczuł, iż się zbrodni chwycę,
Z których mię Pańskie Przejrzenie wywiedzie;
Lud zaś okrutną zatoczy Trumnicę
Na skrzydła duchów, co w tej srebrnej biedzie
Cierpliwe, modlą się, promiennolice,
O dnie — kwiatami bogate cichemi,
O noce — w gwiazdach nad groby mej ziemi.


V.

A dla mnie żniwo Krwi. — Och, gdybym wiedział,
Że szał mój, feniks na popiele serca,
Nie gniewem wstanie już: lecz, że ów przedział,
Ta cichość, głuchość... ono nic, morderca,
Kamienna chwila — nim oręż zaśniedział
Granatem cudzej krwi... do trzew się wwierca,
Twój własny sycąc proch piołunem żółci,
Aż z prochu buchnął — wstyd — i dłonie skuł ci.


VI.

Długo królewskie, wolne miałem dłonie. —
Pamiętam. Ranek był ogromnie świeży.[4]
Słońce w świetlistym płakało welonie
Na mleczność nieba; po ziemi się śnieży
Kwiatowa mleczność; płakały jabłonie,
Sad stał w Chrystowych pacholąt odzieży,
Ofiarną wonią dymiły się łąki,
Żałosnem Sanctus szemrały skowronki.


VII.

Jechałem stępa. Nie od strony grodźca.
Płatami z koni waliła się piana —
Znać w długim biegu dodawała bodźca
Posoka szumna-dumna i rumiana.
Gdym leciał, krwawej niedoli znachodźca,
A kolejami straszliwego pana
Straszliwa czeladź samoszóst pędziła —
To strzemię dźwiękło, to włócznia zalśniła...


VIII.

Ażem jastrzębim lotem opętany,
Skradał się zwolna ku Biskupiej Skale...
Runią zbóż zbladłych trwożyły się łany,
A czułem w piersiach łzawiące mgły-fale,
Jak zszatanionym wstały cudem Kany:
Już... już... rubiny... już ciemne korale
Z otchłani głuchych skrawem światłem rosły —
Jam stali słupem zwarł się w moc, wyniosły.


IX.

Daremnie słodycz i skowrończe wzloty
Poranka gędźbą tłukły mi o zbroję.
Na te kwietniowe, krzepiące pieszczoty
Rzuciłem twardo stare groźby swoje:
„Otoć się jawię, bicz ogromny, złoty —
Piorunem skruszę skałeczne podwoje!“
O stopnie wsparłem się na mieczu, hardy,
Wszech zbirów pasterz, pjany winem wzgardy.


X.

Ach, gdybyż kościół był wtedy zamknięty!
Gdybyż ten Starzec był czujnie strzeżony!
Gdybyż mię klątwy witały lamenty
Grzmotem rumianym lecące z ambony!
Stanąłem w progu. Jaśniał Starzec święty...
Siwego dymu spowiły opony,
Słońcem tryskało świec tysiącznych płomię
I stała cichość jasna w Bożym Domie.


XI.

Okropna cichość. Zaszemrały dzwonki —
Srebrnym strumieniem spłynęły po Skale...
Ach, znowuż skargi.. ach, znowuż skowronki...
Migotne, wiotkie, wonne miodem żale...
A na ołtarzu — pod Krzyżem — jabłonki!
Gdybyż choć lilje w śnieżnej błysły chwale!
Nie, to z przydrożnych jabłoni złamane
Skromne gałęzie rajską plotły ścianę.


XII.

One z owoców przyszłych się wyzuły
I zbiegły, płone, wielbić Pana Chrysta...
I szlochem gwarnym skowronki-gaduły
Rozpowiadały, jak Pański Psalmista
Pieśnią Królewskie wzbogacał szkatuły[5],
Pokąd mu była dłoń jak kwiaty, czysta — —
Drżałem: wtem Starzec wzniósł nad siebie Słońce
Ogromne, białe, straszliwe, palące.


XIII.

„Ha! to broń!!“ A to było Pańskie Ciało —
Prosta, ofiarna Hostyjka nieduża...
Ale mi gniewem źrenice zalało
Szataństwo pychy, ssane z grzechu kruża.
Kościół ten cały urągał mi biało
Barwą młodzianków. Dławiła mię burza —
Słońcem tem we mnie pałającem rzuci,
Białym kamieniem — w wężowisko chuci.


XIV.

Wtedym na zbiry skinął. Starzec klęka.
Oni się z chrzęstem wwalili do nawy...
Starzec za kielich ujął... Nie drgnie ręka,
Egzaltująca ponad tłum plugawy
Krew... Mnie po krzyżach od sęka do sęka
Krew... dzwoni w uszach... rozwiązuje stawy — —
Zbiry przed Starcem pokotem runęli,
A ON nade Mnie... w złotościach i w bieli.


XV.

Jak ryś, skoczyłem Temu na ramiona;
Ani odjękło w nim hartowne serce,
Choć czułem, jako mi pod nożem kona...
Jeszcze, ku onej bieli poniewierce,
Zrąbałem w krwawe pięciorakie dzwona,
Stopom żelaznym wziąłem na kobierce...
Poczem jam zbiry szczuł na ono padło —
Aż precz, do studni, sforą gnał rozjadłą[6].


XVI.

Na ludy zbożne pierwej cichość legła —
A potem buchnął płacz i taki zamęt,
Jak gdyby rozpacz z przestrachem się zbiegła
W dniu Sądów Pańskich i podjęły lament.
Jam stał, z oblicza rumiany, jak cegła;
Duchem się czułem ostry, jak diament:
Z oczu wypełzły jakieś żółte jady
I kwiaty w uśmiech stroiły szkarady.


XVII.

I woda w studni śmiechem zaszeptała.
Krwią mi nabiegło — i pękło — powietrze,
Jako zapona... Potem próżnia biała...
Bezkreśne ono nic... Jak bóg na Retrze[7]
Czułem, że ogień lgnie do mego ciała —
Mój korny służka... pył z przed stóp mi zetrze,
Opasze wężem płomieni kolana,
Potem się w serce wgryzie, wielbiąc pana.


XVIII.

Wydałem rozkaz — nie grześć w świętej ziemi!
Niech gnije krwawy zewłok, sępom strawa!
I sam stanąłem, z oczyma wbitemi
Jak koły ostre[8], gdzie miazga ta krwawa —
By nie ruszyła na gród mój: tak niemi
Więziłem wroga, by nie mógł już prawa
Upiorem dociec — wstać i wołać za mną:
Królewska hojność ta jak była kłamną!


XIX.

O wstydzie! Ledwie zczerwieniało zorze,
Girlandy zdobiąc chmur w połyski miedzi —
Jęło nad światem iść westchnienie Boże,
Tak dziwnie smutne, że w onej gawiedzi,
Co straż trzymała, serce schło w pokorze;
A takie mocne, że się we mnie biedzi
Duch... czy do zwłok tych nie paść o ziem czołem?
Bo huraganów przestrogę pojąłem.


XX.

Ale, choć czułem, jak mi ręce ciężą,
Jako duch rwie się do żalów ekstazy,
Karmiłem w sobie złość oślizgłą, wężą,
I, lekceważąc te Pańskie nakazy,
Obojętności zalśniłem pawężą.
Ach, wieleż potem przyszło mi się razy
Wspominać wieczór ten, gdy rdzawe zorze
Pisało w chmurach straszne Sądy Boże.


XXI.

Czekałem twardy, z wyostrzonem okiem,
Rychło-li kruki, rychło leśne zwierzę
Spuści się w nocy zdrętwieniu głębokiem
Na żer... W księżycu błyskają pancerze
Drużyny mojej srogiej, z czujnym krokiem.
Do dziś mię jeszcze lęk przemożny bierze,
Gdy przypominam to czarne czekanie
Z upornem, świętokradczem: „niech się stanie!“


XXII.

Także to bywa, że się zło wysili,
By niebosiężne Dobru stawić trony. —
Do dziś mam w sercu trwogi onej chwili,
Kiedy szum-łopot... Gdy z obojej strony
Padli na twarze ci, co mi służyli...
Lecz nie przede mną... królem bez korony:
Trzy jakieś możne leciały widziadła...
Straż zakrzyknęła — i twarzą w proch padła.


XXIII.

Jam stał. — A księżyc zaszedł właśnie w chmury.
Ani wiedziałem, co ten łopot znaczy?
Kto tam nad Trupem zawisnął ponury? —
Czy wielkie, czarne chorągwie rozpaczy
W ręku cherubów z żałobnemi pióry?
Czy Piotrowinów chorowód żebraczy
Urągać zleciał powietrznemi słowy?!
A to był groźny dziw straży orłowej[9].


XXIV.

Stałem. — I serce tłukło mi się dzwonem
Ku tej straszliwej, nieznanej potrzebie.
Pod niebem ciemnem, kirami przemglonem,
Zmagałem krzepko człowieczego siebie;
I zmartwychwstawał w bojowaniu onem,
Ktoś, na wieczności wykarmiony chlebie.
Pijany ogniem gwiazd, co w piekło lecą,
Z otchłani jeszcze krwawem veto świecą.


XXV.

Aż zagadali niebiescy orłowie,
Którzy się zwali... Tekel... Fares... Mane...
Precz wyganiali w Bożej klątwy słowie;
A jam zawołał:: „Tu skonać zostanę!“
Czujący w żyłach żar, a lód na głowie,
Stalową myśl, a męstwo, pychą pjane.
Wszczepiałem wzroki w te Pańskie straszydła;
A sinym świtem właśnie ziemia zbrzydła.


XXVI.

Poczułem wielki dreszcz... I nagle lęki,
Jak dziecko, co się bladym rankiem zbudzi...
W uszach ma jeszcze niańczyne piosenki
O złym Kościeju, co mordował ludzi,
Czarownik mocnej, bezlitosnej ręki —
Z nim wilcy trupem spasają się, chudzi...
Aż nagle z Góry wiecznego Żywota
Leci trzech orłów: Świt, Radość, Ochota...


XXVII.

Każdy z nich kroplę wody w dziobie niesie[10]
Odmartwiającej, gojącej, ożywnej...
Tum krzyknął... Strumień mętnych rojeń rwie się...
A straszna jawa palącemi grzywny
Opłacić każe pomsty moje biesie:
Trup pod różami nieba leżał dziwny,
Już odmartwiony... zgojny... żyjący...
Przez sen wesela słodyczą dyszący.


XXVIII.

Czarty!! — ach, jeśli kto rozumiał kiedy
Mękę piekielną... że wszystko daremnie...
Żem próżno światom krwawe zsyłał biedy,
Próżno po słońcach rozpościerał ciemnie,
Bo — chwila jedna — anielskie czeredy
Bielą nieznośną się stłoczą, by we mnie
Tysiącem świateł ugodzić — w szatana:
Jam to przecierpiał, w piekle, tego rana,


XXIX.

Gdym tak złych duchów był oddan rozterce...
(O, wspominajcież mi się, chwile łzawe!...)
Gdym się tak dręczył, jak Boga bluźnierce,
Depcąc swój stary ból — i miecz — i sławę —
Manna niebieska padła mi na serce
I w chwilę jedną to zgliszcze plugawe
Stanęło w ogniu — w zachwycie — w podzięce...
Kto ten cud sprawił? — kto?! Oczy dziecięce.


XXX.

Mojego Mieszka oczy, łzami zlane...
Mojego Mieszka do nóg moich usta...
Dziecięcia mego... „Ojcze... ja zostanę
Tu... z tobą... Grodźca sień... ach, taka pusta!!
Ach... tylko ściana podrzeźniała ścianie
Noc całą“... Trząsł się bialuchny, jak chusta...
Jak ta... co z Lica Bożego krew Męki
Zdjęła. Ten z serca szatana spił lęki.


XXXI.

Jużem się nie bał o Trupa — czy żyje??
O siebie — czyli podołam Trupowi?!
Tuliłem dziecię. To rączki na szyję
Tak zarzuciło... mnie... ach! rodzicowi...
„Ściany te imię klątwą grzmiały... czyje??...
Ojcze... to echo!! Jacyś ludzie nowi
Weszli tam rano... Uciekłem... a dalej!...
Oni tam... jakieś misy... z krwi... płókali...“


XXXII.

Omdlał. — Trzy orły. ON. I moje sługi
Pokotem w prochu... To dziecię szalone,
Co miało Tochny oczy... jej włos długi...
Rusy... O, nieba, bądźcież pochwalone!
Oto trysnęły złote słońca smugi
Jak drogoskazy. O, w daleką stronę
Uniosę ciebie, królewicu słodki...
Na niezabudki modre, na stokrotki...


XXXIII.

Pierwsze, gdy będą ci o ojcu gadać
To barwą niebios — błogą i litosną;
A gdybyś zaczął też stokrotki badać,
Kiedy śniegami u twych stópek wzrosną —
Płatek po płatku drzeć: rada-ć nie rada-ć?!
I tak powtarzać próbę każdą wiosną —
Czy Bóg na wieki odepchnie rodzica,
Że zły i żartki rwał, jak błyskawica?!


XXXIV.

O Boże! Kiedy już przepadłem w bory,
Unosząc z sobą skarb jedyny — święty —
Nie wiem, skąd brałem te słowa pokory,
I skąd łez bratem bujne diamenty,
Przed tem dziecięciem, co wzięło kolory
Od mych najczystszych wspomnień: kwiat podcięty.
Świętochno, siostro! otom grzesznik lichy!
Wart klątwy nieba za szataństwo pychy.


XXXV.

Jużem się nie czuł Trupowi zawzięty,
Że mi Ją niegdyś wygnał precz z dworzyszcza,
Od przeklętnika precz! Jej duch to święty
Zesłał mi Dziecię na serdeczne zgliszcza:
Słysząc śmiech piekieł, aniołów lamenty
We śnie na jawie, co ciało wyniszcza,
Aż, spowietrznione, obłóczy się duchem,
To Dziecię rosło na zgiełk świata głuchem.


XXXVI.

W zacisznym domku ojca Gabryjela,
Widokom grzechów królewskich zabrane,
Rosło... Ach! Łaski Pan dziwnie rozdziela!
Przedziwnie cuda sprawuje świetlane:
„Wiesz, ojcze... wczoraj to była niedziela...
A ja tu, w sercu, wielką czułem ranę...
I szamotało się powietrzem piekło!...“
Aż, nocą, dziecię do króla uciekło.


XXXVII.

„Daruj mi, panie ojcze miłościwy!
Lecz o księżycu przyszła do mnie — Ona —
I pokazała mi przemożne dziwy:
Jak szedł... nasz biskup... między świętych grona,
Cały w błękitnym płaszczu... Srebrnej iwy
Gwar... i śpiewanie starego jesiona...
Słowiki wszystkie szły za nim od ziemi,
Błogosławiącym dłońmi przejrzystemi.


XXXVIII.

Taki był dziwny biskup!... Wzniósł się szumnie,
Jakby z obłoków miał wyzwać pioruny!
Z ducha podobny śpiżowej kolumnie,
A razem... cichej owcy miękkorunej...
Przechodząc, pojrzał... Wnet na sercu u mnie
Wstała moc taka... co rozbija truny...
Co kruszy lody... co zapala słońca...
Z ciszy dróg mlecznych czerpiąc się bez końca.


XXXIX.

Ja nie wiem... kiedy zniknął... jak to było...
Żem ze Świętochną na skrzydłach niesiony
Do dworca przypadł... w czarną czeluść zgniłą...
Aż tamci przyszli. Leciałem za brony -
Ażem się nalazł nad dziwną mogiłą...
Ojcze! Nie gniewnyś dziecinie szalonej?!
Ojcze!... ogromnie teraz się kochajmy
I, jak nas duchy niosą... uciekajmy!!...[11]





2.
UCIECZKA MĘŻNA — SKARB, WIECZNOŚCI ZDANY.
I.

Słoneczne, ciche, senne połoniny
Żałobą jodeł wonną bramowane;
Nieboskłon ciasny, szczytami gór siny,
Co z ziemi rosły w ciężką, groźną ścianę,
Zuchwałe głodem tęsknoty matczynej...
Grzmiąc echem setnem:: „Ach! słońca dostanę!“
Lecz więzną stopy mocarnej wyprawy,
I nie uskrzydlą tych wojsk wnętrzne lawy.


II.

Ileż to razy na brokacie łąki,
W korale szczawiu i perły lepnicy,
W ametystowe haftowanej dzwonki,
Jaśnią porwani, Pańscy wędrownicy,
Piliśmy szczęście... Już ciała osłonki
Rwą się... od ludzi, jak ptaszkowie dzicy
Pierzchamy trwożnie... Wtem, na skrzydła moje
Kładnie się twardych rąk kamiennych dwoje...


III.

O głazy straszne! skalne, zimne dłonie!...
Z wyciem szaleńca padałem na trawę...
A potem chciałem biec... a łąka płonie...
Lepią się łzy... i szczawiu kiście krwawe...
I dzwonki biją tak, jak serce w łonie...
Na trwogę... i na skon... Królowi ave,
Co stopą daje śmierć... pod stopą tryska
Krew... A na niebie pożarów igrzyska.


IV.

I góry dymią... lasy... Ze strumienia
Mieszko chce wodę zlać na ojca skronie...
Precz! precz z tą wodą!... bo w krew się zamienia
I pali... gryzie... biedne dziecka dłonie!...
Ty, co w dziesiąte mścisz się pokolenia,
Sam królujący w białem świętych gronie...
Czyś mi mój Skarb dał, bym go sponiewierał?...
Przestrachem dziecka potępion... umierał!?..


V.

Może to zachód był tylko czerwony,
Co w chmurach dymne wymalował stosy?!...
Może z oddali wiatr przynosił dzwony...
Łąkę stroiły nie łzy, ale rosy?..
Serce szukało w rozsądku obrony...
Na dziecka świętej główce płowowłosej
Wspierałem oczy, męką półprzytomnie:
„O życia swego szkaradach... zapomnę!...“


VI.

Lecz ledwie dziecię na mchu ułożone
Przez sen się słodko aniołom uśmiecha —
Na skroniach czuję ognistą koronę
I wspomnień krwawych przeraźliwe echa,
Czyhają na mnie... między lasy one,
Co są mi dobre, jak rodzona strzecha,
Powplątywane... Puszczyk huknął z jodły —
To zły się zaśmiał, żem w sobie tchórz podły!...


VII.

Że się tak z Dzieckiem, jak z tarczą obnoszę!...
...Storczyk zapachnął — ustami Krystyny...
Zmiażdżyłem storczyk! Piekielne rozkosze
Widmem niech sennej nie trują dzieciny...
Ależ o spokój, czy Boga uproszę?
Czyż mogę wołać:: „I odpuść nam winy!“ —
Co winowajców nie mam przeciw sobie?...
Bom był silniejszy od nich... A Trup — w grobie.


VIII.

Gdym dłoń w mech otarł po tchnieniu storczyka,
Był mi pieściwy... jak łono Mścisławy...
Wtedy wezbrała we mnie gorycz dzika,
Że ja, duch silny, duch słonecznej sprawy,
Którego głosem sto wieków odkrzyka,
W sideł jedwabnych wpadłem uścisk mdławy...
Lecz i ta gorycz przeciwko mnie rosła,
I przeciw sobie wściekłość mię poniosła.


IX.

O, jak okrutnie dla wielkiego ducha
Małość upadków swych wspominać ciemną!
O pierś mi głazem tłukła rozpacz głucha,
Że już na wieki są w rozłące ze mną
Gwiazdy niebieskie... Żadna nie posłucha,
Jeśli ją zaklnę... bo wzgardę tajemną
Każda uśmiechem srebrzystym pokryje...
I nie pod piorun królewską dam szyję.


X.

Tysiąc ogników nade mną szydziło...
Tysiąc kosmatych gałęzi klaskało...
Próchno poświatą podrzeźniało zgniłą — —
O ziem cisnąłem własne swoje ciało,
Jak obcą szmatę... O, jakżeby miło
Deptać... deptanem czuć... Aż pianą białą...
Aż krwią nareszcie wybuchnęły wargi,
Z szatanem pychy prowadząc przetargi.


XI.

„I odpuść naszym winowajcom winy“ — —
Zaświegotało przez sen dziecię drżące.
Wtedym do kolan tej Bożej dzieciny
Przypadł boleścią... łzy straszne, piekące,
Buchnęły ze mnie... A już ranek siny
Ptaki po gniazdach budził... już na łące
Widziałem róże w strumieniu od zorzy —
I głośno we mnie przemówił Duch Boży.


XII.

Dziecię bez zmazy, ojciec pokalany,
Niosłem... jak święty sakrament Ofiary...
Źrącego wstydu paliły mię rany...
„Zhańbiłem tobie prestoł dziadów stary..
Ziemię splamiłem... i domostwa ściany...
Tyś wzamian miłość dał... o, święte czary!
Aleć grzech wielkiby był — ponad grzechy —
Przed czasem złotej kosztować pociechy.“


XIII.

Stanąłem właśnie pod pustelnią oną,
Kędy Dunajec pod skałami bieży —
Falą jaskinię wita uśmiechnioną,
Gdzie nasza Tochna w pokutnej odzieży,
Snem o dniach przyszłych pełne mając łono,
Śladami zbożnych prostaczków-pasterzy
Zawędrowała pod wieś dziwną — Tropie,
Gdzie cudotworne żyło niegdyś chłopię[12].


XIV.

Duchem Świerada jasnym ukrzepiona,
Korna szła potem na tron obcy, wrogi.
Jam czuł, jak serce w niej od wstrętu kona,
Jak od światowej warzy się śrzeżogi:
I moim skroniom cięży jej korona. —
Ledwiem przestąpił tej pustelni progi,
Przeszyła serce myśl, że mi nie wolno
Spocząć, gdzie święci różą kwitli polną.


XV.

Uszedłem lekko, by urażać ziemię
Najmniej... a wzroku nie śmiąc słać do góry...
„Ojców mych niebo, wzgardą oćmij-że mię!..“
A niebo właśnie oblokło się w chmury. —
Oto granica. Tam Baszkirów plemię.
Las kiwa na mnie żałobny, ponury...
Granicą strumień szum... szlocha... bieży...
Niby zmącony... a na głębiach świeży.


XVI.

Zanim przebrnąłem ten Rubikon łzawy,
Zmogłem się z sobą długą, dobrą chwilę...
„Gdybyż garść ziemi... na długie przeprawy...
Ot... co na serce do trumny... choć tyle!“
Lecz tum się poczuł tak w sobie plugawy,
Żem uszczknął jeno dwa z ciernia badyle;
I pocałunek ust występnych plami —
Nie śmiałem ziemi dotknąć się ustami.


XVII.

Nie śmiałem nawet i kolan ciężarem
Stłoczyć tej ziemi, co zbyt długo niosła
Marnotrawnego swego... Tak ze starem
Już przełamawszy się sercem... i z posła
Bożego swego osóbką, jak z darem
Bezcennym nieba... jak z lilją, co wzrosła
Gdzieś na mogile zbrodni... w ziemię cudzą
Szedłem, bolesny, że i dłonie brudzą.


XVIII.

Odtąd lżej było przyjmować jałmużnę.
Kiedym po własnej ukrywał się ziemi,
Dławiąc rojenia jakieś wielkie... próżne...
A kmiotek biały z oczyma jasnemi
Dał kęs kołacza... to czułem, że dłużne
Są męstwem dłonie... i w sumieniu źle mi
Brać było, kiedym się rodził dający,
Szczodry pan, mieczem zbóż cichych broniący.


XIX.

I chleb miał w sobie zdrad i krwi gorycze,
Które posiałem... Tu, między czykosy[13],
Spokojniej gniewy dni minionych liczę,
Zaszedłszy w dziwny lud... pasterski, bosy...
W oczach kryjący błyski tajemnicze,
Głąb czarną.. hardość... i łez rzewnych rosy:
Jakby to wszystko dawne króle były,
Między puszt kwietnych zbłąkane mogiły.


XX.

A puszty legły tu modre, tu złote,
Promienne życiem, które z mogił rosło,
Hojnie biorące promienną pieszczotę...
Ubrane w trawę przedziwnie wyniosłą...
Że lasem zdała się... „Ja, ojcze, plotę
Od ranka wieniec... żeby nam przyniosło
Szczęście to kwiecie... Puszczę je na wodę
I tam, gdzie spłynie... tam ciebie powiodę!“


XXI.

„Bo widzisz, ojcze, tak mi się dziś śniło...
Że dochodzimy do jakowejś czardy[14]...
A słońce nieco za chmury się skryło
I stamtąd słało uśmiech... z trochą wzgardy...
Z trochą łez jeszcze nad ziemską mogiłą;
Powietrze pachnie, jak fiolki i nardy..
Idą po liściach jakieś ciemne lśnienia —
Światłość deszcz piła i wodę strumienia...“


XXII.

„Nad samą strugę słońce zeszło tęczą —
Mostem barw siedmiu zawisła na niebie...
Brzozki nad czardą cichem łkaniem jęczą,
Wicher spłakaną wikliną kolebie:
Tak się to niże na smętu... pajęczo
Wiotką osnowę... Jam spojrzał na ciebie,
Czyli ci więcej, niźli co dnia, smutno?...
I zatroskałem się troską okrutną“.


XXIII.

„Wtem... blask!... Paździerzy tkanka się porwała...
Weselem Pańskiem zaśpiewały drzewa:
A w progu czardy postać Tochny biała
Ręce wyciąga... Serce mi omdlewa...
Radością z nieba spływa jasna chwała
Na twarz... a Ona, jakaś Dobrogniewa,
Bierze mię tobie, luto, i na zawsze,
Mówiąc — że stały się nieba łaskawsze?!“


XXIV.

„Gdym w trwodze myślał, jakże to być może?...
Przeczby sam Dobry Bóg mię brał od ciebie?!
Wstaje przede mną nieskończone zorze,
A w wysokościach, na obłocznym źlebie,
Ujrzę znów... Tochnę z sobą! wielki Boże,
Dziwniem rozkwitał na wieczności glebie...
I byłem szczęsny, jak kwiat... skrzydełkami
Witałem radość, co po sercu gra mi...“


XXV.

„Ach! wszystko grało!... z niebiosów obłoki,
Polatujące w bezkres białą rzeszą,
Wydobywają ton słodki, głęboki,
Którym się wszystkie złote gwiazdy cieszą...
Z gwiazd wybuchają pieśni, jak potoki,
I w nieskończoność modrej głębi śpieszą...
Na gwieździe każdej władnie Duch zbawiony,
W tajemnic Pańskich pełnię zapatrzony.“


XXVI.

„Postrzegłem nagle dwa światła koliska,
Tak rozjaśnione, takie rozśpiewane,
Że każde, jako gwiazd tysiąc połyska,
Jak harf miljony gra... „Chwilę przystanę,
Byś onym lśnieniom przypatrzył się zbliska“ —
Rzekła: „Rozpoznaj te duchy zbratane!“
Ty!! i nasz Biskup, ojcze!... dwie potęgi!
Drużne, wplecione w wiecznych świateł kręgi!“


XXVII.

„Wtedym przemożnem rozbłysnął hosanna
I spytał: „Jako się to stanie kiedy?“
ON się odśmiechnął, jak jutrznia zaranna,
Mówiący do mnie: „Przez najcięższe biedy
Posila duchy Bożej Łaski manna;
Głaz się rozśpiewa, gdy weń fal czeredy
Ugodzą; w pustce, bez kropli pociechy,
Zdejmie Pan z możnych królewskie ich grzechy.“


XXVIII.

„Nie stanie serca na Prawdzie sprzeciwy.“ —
„Którędyż do tych pustyń go przywiodę?“
Spytam... A wtedy głos Tochny pieściwy
„Tędy!...“ zadzwonił... I na srebrną wodę
Na ziemię — z niebios... między płaczki-iwy
Rzuciła wieniec swój... listeczki młode
Tarni... i gwiazdki bialuśkie, nieduże,
Co pachną, niby konwalje i róże[15]...“


XXIX.

„Tum się obudził ze snu... Serce drżące
Nadziemska radość-ból społem skrzydliły..
Patrzę... tuż obok, na podgórskiej łące,
Gwiazdek mię śnieżnych wita zapach miły
I tarnka listki ma... Całe miesiące
Depcemy różne kwiatowe mogiły:
A nie bywało tych gwiazd“... Tu do strugi
Cisnął wianeczek. I szliśmy czas długi.


XXX.

Mówił... że, gdyby nie uciekł od księdza,
Na Węgry takżeby wiezion jesienią
Był... „Biedny prałat! sam w domku dni spędza...
Albo w ogrodzie... Grusze się zielenią“...
Po owoc zbiega się sąsiedzka nędza;
A dobre oczy do rzesz się promienią,
Karmionych słowem i chlebem... „Kochany —
Czuł, że sny moje tak bolą — jak rany“...


XXXI.

„Tłumić chciał wnętrzny ból, co wierci skronie:
Obiecał wywieźć do żyznej krainy,
Gdzie są winnice... zamki... cudne konie“...
Do Rzymu wioząc polskie dziesięciny,
Polskie królewię chciał świętej koronie
Węgierskiej w pieczę zdać... Lecz ponoć iny
Był niebios wyrok. „Och, księże prałacie!
A panu oćcu kiedyż mię oddacie?!“


XXXII.

Wtedy przed dzieckiem krył oczy żałosne.
„I widzisz, ojcze! otom znowu z tobą!
Także na Węgrzech!... Kiedyś, jak dorosnę,
Kiedy już skończym z tą straszną żałobą...
Kiedy da Pan Bóg dobrą, świętą wiosnę...
Na Grodźcu siędziesz z królewską ozdobą,
A stary Biskup, co odszedł do nieba,
Mieczom zwycięstwo da, a ustom chleba!...“


XXXIII.

„Jeno mię nie martw, ojcze, tak rozpaczną
Twarzą!... Choć Tochna mówiła: na zawsze,
Wnet ukazała, jak się cuda zaczną
W onych niebiesiech, co będą łaskawsze!...
Gdym był malutki, gniewając się: „Patrz-no!“
Woła, niesforne dziecię goni na wsze
Strony!... „Jak się to skrył!“ Szuka pieszczocha:
„Już nigdy Tochna Mieszka nie pokocha!“


XXXIV.

Za chwilę, dobra, do serca już tuli...
„Ojcze, na zawsze też pewnie tak znaczy...“
Jam nie tłumaczył, co są grzechy króli,
I jakie morza hańby i rozpaczy...
I jako z kraju zdradą mię poszczuli...
I jak inaczej — boleśnie inaczej
Pojąłem groźne i łaskawe głosy,
Któremi dziecku gadały niebiosy. —


XXXV.

Szliśmy. — Wtem błyska brzozowy gaj czardy...
„Ojcze... to właśnie tak... tak mi się śniło!...“
Półchmurne słońce z oczami pogardy...
Oczami bólu... staje nad mogiłą,
Co, jak trybularz, roni fjołki, nardy,
Kojące rozpacz wonie... smętnie, miło...
Z światłem po liściach szklących cień się łamie.
Idziem ku tęczy siedmiofarbnej bramie...


XXXVI.

A serca drgają dziwem... łkają liście
Wichr plusnął falą... wieniec o brzeg bije!
Ach! a ja czekam na Anioła przyście...
Czyjeż to ręce są... ach, dłonież czyje...
Kto Mieszka mego tuli tak ogniście:
Jak odzyskany Raj — na piersiach kryje!?
To ojciec Gabrjel... zwiastun dobrej wieści,
Co się nie iści bez wieków boleści.


XXXVII.

Wlot zrozumiałem wszystko: tędy droga...
Już jesień... Rzym... co klątwą we mnie godzi...
Ach, tu mię ona Świętochna, nieboga,
Sprowadza... Odtąd niebo spojrzy słodziej —
Odkąd się Raju wyrzeknę — dla Boga;
I ten okrutnik — Gabrjel... mój dobrodziej!
Co mi na zawsze wydrze niebios posła,
By mi na wieczność wieść w słońcach odrosła...


XXXVIII.

Nie wiem, jak stało się, żem jedną chwilę
Chciał biec... i Dziecię porwać na ramiona...
Serce, jak skrzydła drgające, motyle,
Tęsknotą złote mam... Skruchy obrona
Kazała milczeć głodom. — Gabrjel mile
Tulił dzieciątko do jasnego łona;
Mnie żegnał jakiemś spojrzeniem dalekiem...
Aż mi zjawieniem się zdał, nie człowiekiem.


XXXIX.

Tak, jakom Ziemię rzucił, nieżegnany,
Tak zostawiłem Skarb... Rwą sercem, jęczą,
Strumienie krwi... Przemknąłem się pod ściany,
Gdzie srebrnym rzędem białe konie brzęczą...
Dziwny był pęd!... Duchowne dźwigać pany
Mój rumak zwykł — i teraz kwiecia tęczą
Łagodnie płynął, krzesząc ros diamenty...
Nie ścigał nikt. — Uchodził wdal wyklęty. —





3.
CIĘŻAR SAMOTNI: UCIECZKA Z MROWISKA.
I.

Odkąd odbieżał mię mój anioł złoty,
Śnieżne się w niebie rozwiały kolumny...
Nad głową czarne skrzydlą się namioty[16],
Ramion dotyka orszak duchów tłumny,
Co palce mają bolesne, jak groty...
Tłuką się o pierś, jak o śpiże trumny:
Czy zasnął we mnie Gniew, że trumna cicha?
Aż śpiż pod wiewem groźnym drga — i wzdycha.


II.

Takim zaszedłem, kędy klasztor biały
Między topole smukłe i kasztany
Chowa się, skromny, choć się rozpłakały
Wszystkie w nim dzwony — i pieśni srebrzanej
Dalekie lasy wtórzą... Wielkiej chwały
I miru z ludem zaznają te ściany:
Rycerze Pańscy wszelakiego znaku
Pokory pełnią służbę na Ossjaku.


III.

Takim zaszedłem. Bólem odrętwiony,
Gorszy i starszy od samego siebie;
Ale, pamiętny ofiary spełnionej,
Pan nie ostawi cię długo w potrzebie,
Abyś nie zaszedł w bardzo gorzkie strony,
Kędy samotny, o rozpaczy chlebie,
Wydałbyś serce, ciężkie głazem smutku,
Niewierze, co się wkrada pocichutku —


IV.

Aż serce, jak rdza, spustoszałe stoczy. —
Choć, nędznik, swoją niedolę rozumie,
Płakać nie mogą drwiące, władne oczy,
Nienawidzące wszystkich w ludzkim tłumie;
A nadewszystko siebie. — Jak uroczy
Sen o pokucie — prześniony... o dumie
I pięknie szczerej przed Bliźnim spowiedzi,
O Łasce, która pokornych nawiedzi.


V.

Cóż! Kiedy kocha nas Bóg. Przeciw Ręce,
Ojcowskiej w ciężkiem karaniu, nie zdoła
Nikt — nic. Na bunty nowe, niemowlęce,
Którem za siłę brał — w pustce dokoła,
Jeszcze na chwilę — dla ulgi w udręce —
Do boku mego zesłańca powoła,
Który swą wiedzę brał nie w śnie, szalony,
Lecz w zapatrzeniu władnem w ducha strony.


VI.

Jakeśmy doszli — dwaj — nie, jak rycerze,
Ale, jak prości mnisi-pokutnicy —
Wspominaj, serce, umocnione w wierze,
A wtedy pastwa pychy-upiornicy,
Co z ust żarliwe spędzała pacierze.
Idę... a ze mną szedł druh śniadolicy,
Który mię podjął, spętanego, w borze,
Gdzie mię napadli... kto?! szatany może!?


VII.

Konia mi wzięli — i miecz; i śmiech srogi
Szyderstwem zbójców grzmiał nade mną hucznie. —
Wstał świt. Bezbronnym leżał podle drogi,
Aż wróblikowie, gminnej Plotki ucznie,
Dowcipkowali, żem rycerz niebogi,
Co nie wie nawet, w której ręce włócznię
Podjąć... Mnich obcy szedł witać je ziarnem;
Nad mem go truchłem litość zdjęła marnem.


VIII.

Słowem powitał dobrem — po łacinie.
I rzekł, że z lasów swych na Ossjak spieszy.
„Tyś w żalu gorzki, bracie? — I to minie!
Pozwól, niech będzie ci sługą ktoś z rzeszy“...
Mówił — on także — podobny dziecinie
Z ust świeżych, których sam uśmiech już cieszy;
Oczy miał wszakże ciężkie — tajemniczo
Stłumione twarzy ciszą i słodyczą.


IX.

Niech będzie sługą!? — Czylim jeszcze panem?!
Ktoś z rzeszy? — Czyż się liczę między wodze?!!
Rorate coeli[17] szło powietrzem szklanem,
Gdy na klasztornej ocknąłem się drodze,
Półgniewny, żem się dał wieść. Z huraganem
Szarpiącym w piersiach, co pod sercem głodze
Szyderstwem z siebie — z cudactwa pokory...
„Bracie dostojny! w przemianie bądź skory“ — —


X.

Do mnie uśmiechnął się druh — w ciężkiej chwili,
Gdym już do lasu uciekać był gotów;
A rzęsy drganiem żałobnych motyli
Śćmiły mu w oczach ślad gwiaździstych wzlotów,
Mnisi z procesją na śnieg wychodzili...
Szronami kwitły bluszcze żywopłotów...
Dostojny. — Szydził... czy czuł we mnie pana?.
Tuśmy przed Chrystem padli na kolana.


XI.

A w sobie czułem — lęk... Ach, z tego Boga,
Czemu nie tryska grom na grzeszną głowę?!
Czyż mnie od tego wdzięcznych modłów proga
W świat nie wyżenie wicher, źdźbło jałowe,
Gościa z otchłani?... Wstała wielka trwoga
I wielki wstręt... i jakieś wstydy nowe,
Żem, cherub spadły, na niskiej siadł grzędzie...
Bo w tłumie ciaśniej, szarzej, lżej Mnie będzie, —


XII.

Gdy wigilijny stół bracia obsiadła,
Przeor wszedł z Tamtym: trwał u stóp mych z miską
On Druh mój dziwny; podawał mi jadła;
A w celi mojej rozpalił ognisko,
A na słoneczność słomy prześcieradła
Zgrzebne rozesłał... siadł u wrót mych, nisko,
I w oczy patrzył — — Aż się cicha, biała,
Na progu serca wdzięczność zatrzymała:


XIII.

I niespodziany wszedł gość jasny, prosty...
Ale mię dawna poniosła przekora:
Głód poniżenia, dzika żądza chłosty...
Dusza do ofiar całopalnych skora —
Na żwirze ległbym, między srebrne osty!!
A tu pokutą — dwa słowa przeora:
„Jeśli na sercu krzyż hańby dźwigacie,
Spocznijcie. Dzisiaj Bóg się rodzi, bracie.“


XIV.

Łaknąłem gromu — witają uśmiechem;
Chcę sługom służyć — oto Brat mi sługą. —
Sam na sam chciałbym stać ze swoim grzechem,
Mierzyć się okiem do dna — krwawo — długo...
A tu pracowny dzień. — Ku wiośnie, echem
Szły, tam, od Polski, wieści szarą strugą,
Że i — hen — miałki bród: Herman pokorą
Przebija niebo; rządzić mu niesporo...


XV.

Najniższy wśród rycerzy[18]... Diadem księcia
Na skroniach cięży mu. Gdzież do korony!
Chodem, żegnając, mocy zdał zaklęcia,
Uląkł się pewnie, aby Cień Czerwony
Nie przyszedł mrozem tchnąć... Jak noc dziecięcia
Straszą upiorne sny — chameleony:
Tak mdłą książęcą jawę myśl ta trwoży,
Aby korony nie zdmuchnął wichr Boży!!...


XVI.

O, jak mi pilno uciec z wielkim żalem...
Dokąd?! — Do Polski!!... Czemu szydzisz ze mnie
Serce skrzydlate — orle mój!... Niedbałem
Gniazdo dla ciebie zwił... O, nadaremnie
Rwiesz się... Ojczysta Skała — męki palem:
Twoje dziedzictwo pogrążone w ciemnie —
Orle to gniazdo — z piorunów splecione
Błysło i zgasło. Żar strawił koronę.


XVII.

Śpij, orle!... Wielki Krzyż u wyjścia celi
Drogę ci zabiegł swą cierniową strażą;
Z ramion Mu wiszą miłośni anieli,
Którym się lilje rajskich świtań marzą:
W noc Męki Pańskiej z niebiosów spłynęli,
By od tych progów moc odegnać wrażą.
A moc ta, drżąca w szarych skrzydłach ptaka,
Przypadła do Stóp... wątła, ladajaka!


XVIII.

O, Boże! utwierdź to serce ogromne,
Posępnym cieniem Krzyża biczowane!
Rwą się trzepoty gwiezdne — półprzytomne —
Aż głos wystrzela gromem: Zmartwychwstanę!
O przemartwieniu pokutnem zapomnę,
Purpurą skryję tę najkrwawszą ranę,
Laurem kwitnącej sławy antytezę,
Co krzyczy zbrodnią Majestatis laesae!


XIX.

Bóg-Chrystus wiednie uśmiecha się z Krzyża
I leje w serce chłód — potęgą ciszy;
A już się ranek siwem skrzydłem zbliża,
Ponad lasami wonią mirry dyszy...
Oto rad będziesz z maluczkich pobliża,
Hardość twej skroni kaptur zdusi mniszy;
Ni rzucisz komu szaleńca protestem
Bezsłowne swoje — niezdobyte — „Jestem!“


XX.

Oto rad będziesz... i nie wstyd goryczy,
Która przez chwilę wezbrała potokiem;
Wiosenny potok — srebrny, tajemniczy,
Skały porzący swem graniem głębokiem:
Jeśli Bóg mężnych rytmy jego liczy
Falę za falą gwiezdnem ściga okiem,
To wie, że kresem jego pędu — wieczność,
Burza miłością, a treścią — słoneczność.


XXI.

Oto rad jestem... Choć mi w sercu luto.
Wczoraj mi skonał Brat cichy na ręku.
Mogiłę w rzewność fijołków osuto,
I w łzy konwalij, w żałobę — bez jęku;
Nie przyozdobi głazu mistrza dłóto,
By rycernemu niósł świadectwo wnęku.
Jam długo myślał, cobym dał mogile,
Co najdroższego — za ukrzepień tyle? —


XXII.

Dałem — cóż? jeden badylek cierniowy:
Drugi — do swego przycisnąłem serca.
Jeden niech kwitnie majem wkoło głowy;
Drugi — niech kolce w pierś pustynną wwierca.
Alem próżnemi nie żegnał Cię słowy:
Słowo — dźwięk płony! niewolny oszczerca...
Ciebie, chcąc bratem być w Dobru jedynem,
Cierpliwym, cichym chciałem uczcić czynem.


XXIII.

Nibym był lepszy dzisiaj, niźli wczora;
O jedną miłość niebiosom wdzięczniejszy.
Nibym prostotę ora et labora
Przyjął do serca: że się złość umniejszy,
Gdy milczeń złotych wzejdzie we mnie pora,
Wierzyłem... i że wstanie dzień jutrzejszy
Dla żniw błękitnych, gdy w ciszy posieję
Czynów bezgłośnych pokorną nadzieję.


XXIV.

O, jakże jeszcze Sam być nie umiałem!
Ledwie odleciał skrycie pokochany —
Nawspak mi poszło z onem bractwem całem...
Od oczu bliźnich ciągłe czułem rany,
Jako Bartłomiej święty[19], który ciałem
Zdan męce dziwnej, żywy — był smagany
Lada dmuchnięciem: tak, skłóty ich wzrokiem,
Znów gniew poczułem w zhańbieniu głębokiem.


XXV.

Nim wszak nie wiedział, kto jestem. Brat Boży
Dziejów się moich dosłuchał z milczenia
Bardziej, niż ze słów. — A jednak najsrożej
Rycerza-gościa prowadzić w podsienia
Klasztorne... Konia mu poić... A droży
Jeszcze czcią rycerz! A ciska spojrzenia!!
Zda mi się... szuka pod płaszczem pancerza...
Złym wzrokiem — skroni mej diadem przymierza...


XXVI.

A potem strzemię sobie trzymać każe!
I pyta... czyli się konia nie boję?!!
Na ustach braci — półuśmieszki wraże...
Rwą ze mnie dziko próżnej żądzy zdroje:
Na konia skoczyć!... roztratować twarze,
Co tak bezczelnie ryją w serce moje
Wzrok... złem plugastwem jątrzą skrytą ranę...
Robactwo mielizn, ciekawością pjane!!


XXVII.

Może się mylę... Nie! Dziś brat Hilary
Chwalił skopaną moją ręką grzędę:
„Surge, braciszku! hartownej bądź wiary!
A płód jeść będziem na przyszłą kolędę
Jabłonek twoich... lecz pozwól, że, stary,
Ze śpichrza oto owocu dobędę,
A utraktuję was... jeżeli chcecie,
Choć marzą wam się... te jabłonki w kwiecie!“


XXVIII.

I dłużej byłby zabawiał świegotem —
Alem, brat-cudak, pierzchnął między drzewa —
I noc okropną majaczyłem o tem:
„Co chciał powiedzieć?!“ Gwiazd mrących ulewa
Sypała wielkie łzy płakaniem złotem —
Jam się zasłuchał, jak ktoś, komu śpiewa
Na śmierć Ptak-Syryn[20]... (Może też poczciwie
Badał gaduła, czem też serce żywię?!) —


XXIX.

„Co chciał powiedzieć?!“ — Czy widział — !?... Dlaczego?!
Dlaczego myślał... że się jabłoń marzy
Kwitnąca?... Czemu?!... Ach, zbaw ode złego...
Czy dojrzał przestrach na blednącej twarzy?!...
Może powiedzieć chciał... ach, sąd bliźniego!
Jakże się z sądem kwapią ludzie starzy —
Powiedział: że na przeklętego grzędzie
Owoc przenigdy dojrzewał — nie będzie!!


XXX.

O, tak powiedział! — zewsząd, zewsząd zdrady!
Czemu nie rzucić mi w twarz: „oto zbrodzień!“
Każdy się w uśmiech przyozdabia blady,
Litością ciężką witając mię codzień;
Pełen się czuję kłamliwej szkarady,
Jak ów, co woził z sobą setki odzień,
Coraz się inną maszkarząc ozdobą,
Byle się tylko nie pokazać — Sobą.


XXXI.

Dopokąd Brat mój żył, stał twardym murem
Pomiędzy Mną — a tym maluczkim światem;
Nie bacząc, co się w sercu knowa którem,
Bezpieczniem trwał na sercu tem skrzydlatem;
Dopiero teraz Ja — sam na sam z chórem —
Poczułem bunt... i klęska przyszła za tem:
Nie mogłem być w pokorze z tłumem zbratan;
Znów byłem sam, pan swych przepaści — Szatan.


XXXII.

Spowiadać grzech? — Raz tylko się spowiada
Swój Grzech — jak głaz, co toczy się w otchłanie:
Był śnieżny szczyt, a nad nim gwiazd gromada;
Z wnętrz buchnął żar — i hardo plunął na nie,
W proch runął szczyt; gwiazd Boża Męka blada
Na wieczność trwa — niebieskie malowanie.
A ludzki proch w piekielnej tli się głębi,
I wieczność go z pożaru nie wyziębi.


XXXIII.

Poczciwy przeor, co mię przyjął w gości...
Odpuścić nie mógł — lubą dał nadzieję.
Dziś prowincjałem został... dla zacności;
Woń mnogich cnót z powieści o nim wieje,
Pojechał wdal. — Nie byłoż mi najprościej
Podzielić z nim błękitnych dróg koleje? —
W noc, lipcem wonną, tęsknot żar mię wzrusza
Opactwo święte poznać Egidjusza[21].


XXXIV.

Anim rozumiał, jaka słabość czyha,
Pod tęsknot moich ukryta purpurą —
Że nie jest godna ni króla, ni mnicha
Żądza słodyczy z ócz ludzkich... Już górą
Zdała się we mnie tajna bezmoc licha,
Gędźbę, strzedź ino lubiącym... za którą
Poszła ta wszystka krew... co dłonie brudzi:
Iżem sprzeciwu nie mógł znieść od ludzi.


XXXV.

„Nad lazurową fal Śródziemnych tonią
Jest las opactwa tego, cudny bardzo...“
Wtem... inne żary lice mi zapłonią
I serce jadem podejrzeń zatwardzą:
A, myśl nieznośna dumie!... będęż o nią
Pytał się mnichów, co mną w duszy gardzą?!
Tak, tak! I spowiedź nie jest tajemnicą!
Każde tu fałszem przyziemnym drwi lico!..


XXXVI.

Nagły, jak piorun, skoczyłem do garła
Hydrze zdrad... Piekło śmieje się i zgrzyta!
Aż w nienawiści dusza się zawarła:
I chwili nawet siebie nie zapyta,
Czy ona żądza słodyczy, umarła,
Nie była wielkim grzechem? — ona, i ta
Potwarz, zarówno ślepa, na przeora,
W sądzie nad bracią niezbłagana, skora!


XXXVII.

Zdawało mi się, że bezdnię postrzega
Wzrok... (Dno czerniało: dalekie odemnie!)
W dobrym przeorze upatrzywszy szpiega,
Stokroć odczułem bezmiłosne ciemnie,
W których mi przyszło żyć. Serce wybiega
Wspomnieniem... ku tym wraca nadaremnie,
Co Mnie kochali — — bom sponiewierany
Tem, żem sam zdrajcy obnażył swe rany.


XXXVIII.

„Nie dla was Prawda — jaskinio szakali!
Wyście podstępem wyłudzić umieli
To, co tak bardzo boli... męką pali;
Wy pamiętacie, że brudzi.“ — Anieli
Umiłowali się męce — A dalej! —
Jeślim współczucia ich niewart... jeżeli
Syn mój i Brat mój urokiem spętani......
To mię tych pamięć serc, jak noże, rani.


XXXIX.

Za co kochali mię? Bóg — czy przebaczy,
Że się miłować dałem... duch męczarni — ?
O, pójdę! Ludziom się stawię inaczej!
Inne im słowa dam... (ha, mnisi marni!
Zgrajo pokutna!). Ja, mocarz tułaczy
Pójdę, gdzie w świecie najbujniej, najgwarniej,
Gdzie najprzepyszniej pycha ludzka władnie
w twarz jej rzucę tem — czem gorę na dnie!





4.
CIĘŻAR POTWARZY: OD HAŃBY — CHOĆ W ŚMIERĆ.
I.

Alba Regalis[22], Królewska Floriana,
Była mi celem... Czemuż błądzę, dziki,
Kędy jeziora toń modro-świetlana
Przygarnia świeże lasowe poniki,
Co u stóp głębi padły na kolana...
Lenno jej płacą dźwięcznemi srebrniki:
To góry Vértes[22], to śnieżne Bakony
Ślą pozdrowieniem skarby swej korony...


II.

To groźny olbrzym Csoka[22] z swego czoła,
Gdzie lód i ogień aureolę splata,
Kaskadą srebra ku jezioru woła,
By w głąb swą wzięło dar serdeczny brata
I rozpoznało potęgi anioła;
Wytryska ona fontanna skrzydlata
Z bagniska Sér-Rét[22], z lepkich mielizn cieśni,
Którym na przekór moc czystą cieleśni —


III.

I bije w niebo mieczami z płomieni,
I w oczy bije słoneczną przestrogą. —
Że mi się w sercu z pożarem lód mieni,
Że mi gwiazd Pańskich dorosnąć nie mogą
Ognie snów moich... Czyli, wytrzeźwieni,
Pójdziem, sny moje, lądem — bitą drogą?
Czy stopą fale tęcz płomiennych zegniem,
Lub na dnie piekieł, zwyciężeni, legniem?


IV.

Dość, że gdym one zjeżdżał okolice,
Orszak myśliwski króla Władysława
Drogę mi zabiegł. I wtem, licem w lice,
Onemu spojrzę, za którego prawa
Stawałem niegdy — z królów król... Iskrzyce
Wielkie mi poszły z ócz... Jako się zdawa
Poznał mię z ruchu głowy... z oczu wzgardy. —
Jam stał wyniośle — konny posąg hardy[23].


V.

Mówiono o tym monarsze, że święty. —
Pierwszy podjechał ku mnie; krzepkiej dłoni
Rzetelny uścisk dał... Aż serca wstręty
Pierzchły, jak ranny cień... i jak się kłoni
Jodła samotna pod wichru praszczęty,
Tak głowę moją wiew mocy odsłoni,
Co z pomazańca szedł — a zdał się srogi
Tem... że mi kwieciem polnem padł pod nogi...


VI.

Za kamień pychy — był mi kwiatem. — Panie!
Jeżelim kiedy Ja, szatan przekory,
Bez ducha został na ciche wołanie,
Co sercem idzie, jak skry-meteory;
Na srebrne szepty... po których zostanie
W piersi ból słodki, do łez bujnych skory,
Z których odkwita — zbyt ufny — jak dziecię,
Miotacz kamieni na kamiennym świecie...


VII.

Panie! Tedym jest nic, jak piach podły:
Gdym głowę podjął znów... ujrzę przed sobą...
(Gdzie też opaczne losy mię zawiodły!...)
Na śnieżnym grzbiecie konia, co ozdobą
Srebrną potrząsał z książęcemi godły,
Przed oczu moich wykwitłaś żałobą —
Jako przylaszczka, takoś błękitniała,
Puchem szat lśniących oszroniona cała!...


VIII.

Zwrócona ku mnie twarzyczką pobladłą
I przylaszczkowo modrych oczu tajnią...
Coś na pierś moją białym ptakiem padło...
(Dzieje się czasem brukają, zwyczajnie
Gdy je powieści uwięzi zwierciadło — ).
Jeśliś jest pieśnią, Nieznana, to graj nią!
To drgaj, to śpiewaj — to płacz... ach, to szalej!
Ciśnij mem sercem w gwiazdy precz — a dalej!


IX.

Dzieweczko cicha, modra, przylaszczkowa...
Zdrowaś bądź w Piękna twego jutrzni młodej! —
Oczu mych grozę wypiła — bez słowa,
Dwa czarne wściekle krzyki: „Hej! swobody!
Ahej! potęgi mi!!“ Boleść-niemowa
Stuliła znów kielichy mąk... lecz miody
Zorzanych czarów twych popod rzęsami
Spłynęły w serce me: słodyczą gra mi.


X.

Co potem przyszło, słuchałem, jak we śnie:
„Wisława gości teraz w Czernihowie[24]...“
„A Mieszko jest u Tochny...“ (Jeszcze wcześnie!)
Wratysław polski tron osiędzie, w zmowie
Z Niemcami[25]...“ Może być! — (Rozkwitły trześnie,
I ciernie biały kwiat ubiera) — Słowie
Dwie: „Taż maleńka?“ — „Zofji wychowanka[26]“ —
Siostry królewskiej... „Z kneziów jest; zegnanka“.


XI.

A taż maleńka... Donią mi się zwała —
Jewdoksja ponoć — ta czternastolatka,
W płowych swych włosach i puszeczkach — biała, —
Na skraju lasu opuszczona chatka
Króla w noc chmurną pod strop zapraszała.
„Tu obozować będziem!“ Trwożne stadka
Łani, ciągnące na żer ciemną nocą,
Pierzchną od ogni, co krwawo migocą...


XII.

Nic to! na łowach przy wieczerzy — granie...
Śpiew — nutą dziwną, jak mak kraśny, mrący...
Siadłem przy wina złotym roztruchanie,
A w żyłach gorzał miód — słodki, palący,
A w skroniach huczał śpiew, jęk... niech się stanie
Co chce!... Coś w oczach, jak gdyby dwie słońcy...
A tu się stało tylko to, że Donię
Tańczyć prosili. Dzwonki wzięła w dłonie.


XIII.

Narocznik ruski, rab jej, lirnik stary,
Zabrząknął w struny.. i cudnie, srebrzyście,
Wodzić poczęła jakieś białe czary,
Od których dębów poniemiały liście...
Gwiazd z za chmur czarnych rozbiegły się chmary —
Stało się święte kwietniej nocy przyście...
Wicher tchnął szczęściem... i zwiał srebrne osty
Com niemi róże w twarde dławił posty.


XIV.

Ach! róż huragan! — „Spocznij, Doniu!“ Bucha
Śpiew mężów; ogień... toć skrzydła łopocą!?
Szaleństwa szepcę. „Czy Donia mię słucha?
Czy kto Ja jestem — wie?“ „Może“ — „Czy nocą
Powie... Czym straszny?!“ „Może!“ „Czy noc głucha
Ustąpi słońcu?!“ „Może.“ „Czy sieroco
Gwiazdy lśnią w pustce, czy też drogi Boże
Wskazują grzesznym?“ Ócz błękitnych morze —


XV.

Zdziwiona, kwietna tajń!... Słówko, co mieści
Wszystko — i nic... pramądre z ustek pada,
Czyli z nadmiaru, czyli z braku treści? —
O, Możecznico moja, smętkiem blada —
To wiem, że uśmiech twój, jak śpiew, mię pieści.
Że głos twój we mnie świeci jak kaskada,
Co w przepaść bije, tęczami drgająca,
I mrokom dobrą wieść niesie od słońca!


XVI.

Tu znów porwała się... zabrzękły dzwonki...
Jak motyl, zgubnie nad ogniem zawiśnie...
Różane żarem szeleszczą osłonki...
Wtem... zerwie z głowy rąbek... w popiół ciśnie —
Wystrzeli malwą płomię... Iskier pąki
Wybuchną... Skryła twarz — „Boże mój! czyś nie
Chora?!“ Kim się jest — nie pomnąć; potęgi
Złej... anioł — Ja... Wtem prysły czaru kręgi.


XVII.

To króla głos: „Niech wasza miłość zważy —
Jak cudne dobre dziecię to... Jak będzie
Milo — że zawsze swatać lubią starzy —
Kiedy nasz Mieszko zjedzie po kolędzie,
Poznać go z Donią... Mieszko pięknej twarzy —
W układzie skromny, godny... Ja orędzie
Królewskie... Cóż wam?!!“ Jakie w licach zmiany —
Myślał... I służbie sprzątać kazał dzbany.


XVIII.

Dobry Władysław! Sam nie pił, — Pijany
Mniemał, że byłem winem... Nie znał jeszcze
Tej krwi, od której, gdy gra — z głazów ściany
Rwą się... po gwiazdach przelatują dreszcze —
Szaleje cały świat! walą tarany
W skroń... Strop niebieski głodną dłonią pieszczę,
Do serca garnę gwiezdny śpiew, w rozdzwonie
Wieczystym... W ludzkiem zmieściłem go łonie!!...


XIX.

Tedym się zerwał — i biegłem precz, w puszczę.
Tum się do ziemi przytulił, jak dziecko;
O brzeg jej kwietny toń jeziora pluszcze,
Mową bezsłowną wabi mię zdradziecko;
Pośmiechom czarnym leśne wtórzą kuszcze...
Piosnkę czeremchy cygańską - zbójecką
Pamiętam... straszna, jak rwała się do mnie,
Gdym się w biel wonną zaszył bezprzytomnie:


XX.

„Czemu, Jedyny, w kwietnej nocy ciemnie,
Gdy nas rozłącza Bóg — i trwogi świata,
Przychodzisz, niemy, — i sam, potajemnie,
Szukasz po piasku, gdzie nóżka skrzydlata...
I, ślepy, szukasz śladu stóp, co ze mnie,
Takiej niewinnej, czynią Grzech... gdy wzlata
Pieśń, którą, głuchy, śledzisz opętańczo,
Gdy we śnie twoim stopki moje — tańczą!“


XXI.

„Ach, czemu pytasz?! Gdy cię niema, drogi!
Do ciebie gwiazdą lecę potajemnie,
Choć nas rozłącza Bóg — i świata trwogi —
I rzucam w twarde długiej nocy ciemnie,
Istotę całą rzucam ci pod nogi:
O, ukochany, powiedz — kochasz-że mnie?!
Ach, czemu pytam?! — Gdy mnie w snach twych niema.
Staje nade mną ócz twych anatema.“


XXII.

Stajesz nade mną. W żrącym bólu hymnie —
Choć nas rozłącza Bóg — i trwogi świata...
O, upragniona!... — wołasz — Pragniesz ty mnie?!“
Tu we śnie moim boginka skrzydlata
Na brzeg sfrunęła... Od jeziora dymnie
Snują się wonie — pieśń zawrotna wzlata...
Zwarły się usta moje w głaz niemotą;
A Ona pyta w pomieszaniu: „Co to?!“


XXIII.

Pyta... co nadto... och! aż nadto!... do dna
Wiem! do ostatniej trucizny kropelki!...
Kiedy na jawie myśl moja, swobodna,
Gardzi tęczami, które rodzi wielki
Grzech — gdy go żyje dusza, cnoty godna. —
Aż zmogłem sercem obraz kusicielki:
A gdym przewalczył nocą czarne piekło,
Serce mi rankiem w błękity uciekło,


XXIV.

Pierwsza witała mię słowem otuchy —
I taka biała była, tak dziecięce
Lśniły jej oczy! „Tam panowie-druhy
Bardzo dziwili się waszej podzięce,
Żeście, jak dziki, jak niemy i głuchy
Od stoła wczora uciekli! — „Niech skręcę
Kark!“ wołał głośno starszy pan Mindszenty —
Już nie obaczym tego wiercipięty! —“


XXV.

„Już go schłonęło Platen modrą falą!“ —
I przy pochodniach was szukać pospiesza...
Lecz król zabronił. Panowie się żalą
Na waszę hardość[27]... ot, służalców rzesza. —
Teraz się łowy na północ oddalą;
Część pod przywództwem Jerzego Bekiesza
Tratwy osiędzie... Jedźcież konno z nami!“
Tu niewinnemi pojrzała oczami.


XXVI.

I wszystko słodkie. Wilgi głos; konwalij
Woń... Sen wczorajszy w pogardzie głębokiej
Miałem. — Świt niebem siał tęczę opali;
Konie tłumiły litościwe kroki
Po zwilgłej runi. Jeziorem, w oddali,
Wiódł wpław swe stado jeleń bystrooki —
Poroży gęstych majaczył spląt dziki,
A świt zapalał te dziwne świeczniki.


XXVII.

Żal — gdy strzał chmura powitała z brzega;
Wstyd zlej zasadzki w kwietni ranek świeży.
Komuż to litość na oczy wybiega,
Rada bór ostrzec o podłej obierzy!? —
Róg się, gwałtownik, wrzaskliwie rozlega;
W powietrzu ciężkość potępieńcza leży —
Na serce pada. — Jak kwitnie tarnina!
Z chmur — wstęgi blasku... Coś się przypomina...


XXVIII.

...O, coś tak złego. — Nie chcę myśleć o tem!
Jak nie chcę myśleć o snach. Chmury gonią...
Wtem, przetykają się błyskawic złotem — —
Jak wcześnie! — Wichry, młodych pędów wonią
Ostre — Grom ostrym wraża się brzeszczotem
W miedź dźwięczną chmury... grad tłucze się o nią;
Lód twardem ziarnem bije po jeziorze,
Wichr smaga falę, otchłań w brózdy porze.


XXIX.

Ciemność — o łokieć nie rozpoznasz człeka.
Nagle w jezioro gruchnął grom czerwony...
Koń Doni wspiął się... źrenice obleka
Bielmo krwi... Ciemność — wielki krzyk — i dzwony
Okropne w uszach... Tam, wprost, pędzi rzeka —
I ręce chwytne prężą dziwożony
Po łup!... Leciałem za rumakiem w gniewie
Naoślep! — dokąd? — Biada, gdy duch nie wie!


XXX.

O, biada, jeśli nie wie duch, gdzie stanie!
Na jakim brzegu spocznie... Wtem, znów trwoga:
Wołanie, jęk — to koń się potknął — Wianie
Wichru zgłuszyło tętent; przepadł... Wroga
Moc ją pod nogi mi rzuciła. Panie!
Choć przeleciała mi sercem pożoga...
Tak dziecię, niosłem do skalnej kaplicy,
Którą ciosali dawni pustelnicy.


XXXI.

W mroku wilgotnym na płaszcz mój złożona
Leżała cicho w jasnych włosów burzy;
Z pobladłych ustek wionął dech — i łona
Zadrgały tajnie — Po licach blask róży
Przemknął... Pobladła znów... Zda się — już kona...
Ta krew... co zbiega do serca, źle wróży...
Oczu dotknęła mię pieszczotą wiotką:
„O, Wasza Miłość tu? przy mnie?!... jak słodko...“


XXXII.

„O Bolesławie mój“... Szepnęła zwiewnie —
I nic. — Zapadla w ciężki sen znużenia.
A ja przy onej miotam się królewnie,
Zły sęp, do zbrodni przykuty podsienia.
Ach, teraz porwać ją — śpiącą — gdy pewnie,
Gdy bezlitośnie na jawę się zmienia
Sen... Pewność twarda, jak śmierci wyroki —
Taka przepastna, jak żal mój głęboki.


XXXIII.

O, czemuś sen mój na jawę zmieniła,
Ty czarodziejko mała... obce dziecię!
Z niedoli moja urastała siła, —
Z samotni wiara, żem wielki na świecie;
Czemuś na zgliszczach pożary zatliła?!
Tak było pusto — dobrze... Przecz wichr miecie
W zarzewie ambry leśnej aromaty,
Aż grób w te dymy się stroi, by w kwiaty?


XXXIV.

O, niepoprawny śniarz! Toć już pojęła
Myśl samotnicza, za co grad kamieni
Z rąk ludzkich padał: na porubstwa dzieła...
Przecież Bóg Wielki wie, jako się mieni
Kształt, który Wieczna Miłość na się wzięła —
Piękno, wciąż śnione... żeśmy upojeni
Barwą i blaskiem przez chwilę — tej Pieśni
Wcielonej, w głodach krwawych... bezcieleśni!


XXXV.

Tęczowa nasza krew — i chłodna wielce.
Zwrotka po zwrotce daremnie się niże;
Chichotem fali, odwieczni topielce
W ambrozji własnych złud, smagani... krzyże
Mielizn dźwigamy... sączym po kropelce
Dnia gorycz... Pokąd nie wróci na wyże
Duch przemartwiony — świadomy, że Piękno
Tam, gdzie króluje myśl, a zmysły klękną.


XXXVI.

Jak dziwno! Grzech mój zawdy jest przede mną.
Wypiłem przecie wszystkie skryte jady,
Które w słodyczy są ziemskiej; aż ciemną
Przepastną serca głąb rozjaśnia blady
Promyczek nikły? Kto dał mu tajemną
Moc? — Czyli nowe piekieł to są zdrady?!
Wstyd! Zbrodzień, oto za łątką, płomykiem,
Po zapomnienie gnam w szaleństwie dzikiem?!


XXXVII.

Szron wczesny dręczy skroń. A tętna pali
Pieśń, której świętą nakazałem ciszę? —
Śpij, dziecię. Obraz mój zblednie w oddali —
Nowa się bajka w czyste serce wpisze...
I bylibyśmy się w mirze rozstali...
Aż nagły tętent za progiem posłyszę:
Był to Władysław i kilku z drużyny.
Po dniu burzliwym szedł światem zmierzch siny.


XXXVIII.

Po dniu burzliwym, kiedym pieśń tę, smoka,
Ścisnął wędzidłem, dotychmiast nieznanem,
Cichość błękitna gra we mnie, głęboka:
Władnym się znowu czuję sobiepanem,
Nie, żebym czynił, co chcę, lecz że oka
Nie zwrócę, kędy nie chcę! — Jak taranem
Uderzył we mnie grad różnych wymówek,
Spojrzeń ukośnych, zatrutych półsłówek.


XXXIX.

Treść — żem dwór zgorszył... że tak się nie godzi...
Z księżniczką... że się gość nie bałamuci...
Gość — niegość... raczej włóczęga i złodziej!
(Otom z tych znowu, co słabną, pokłóci
Od zjadliwego robactwa!...) Najsłodziej
Byłoby całkiem nie być. Gorzkie chuci,
Co mi znękały ciało, myśl i serce,
Znów mię podały piekieł poniewierce.


XL.

Maleńką na gród odwieźli w kolebce.
Do mnie Władysław długą miał przemowę...
Do dziś głos słyszę: łagodnie mi szepce,
Że wartoby mi życie zacząć nowe,
Iżbym nie gorszył ludzi... iżbym krzepce
Spamiętał sobie przykazanie owe,
Co bogów cudzych nie czyni przed Chrystem;
Że serce trzeba mieć od zmazy czystem


XLI.

I, jak zdradliwe szaleństwa nasienie,
Padało kroplą na gorący kamień
Chłodne, natrętne słóweczko: zgorszenie...
A ty się, serce, w jasny kryształ zamień —
I świeć w tej męce... aż blask, którym żenie
Gwiazda, zbłąkana w piersi, od omamień
Zwolni mdłe oczy, co, gdy patrzą w słońce,
To plamy widzą wpierw — nie skry palące!


XLII.

Lecz mnie... nie stało serca: sądź mię, Boże!
Wybuchłem nagle zapalczywym szałem...
Gniew stary zerwał rozsądku obrożę
I z miecza błyskiem, pijany, leciałem
Na Władysława... Jeżeli nim drożę,
To za tę chwilę, gdy zjawieniem białem
Stanął naprzeciw — rozkrzyżował ręce...
A ja na ziemię runąłem w udręce.


XLIII.

W jednej objąłem poniżenie chwili...
Oto jak — Szczodry — płacę za gościnę!
Otom swą godność stradał... oto kwili
W Śmiałym tchórz podły — precz! wolej — niech giną!
Niźlibym tutaj, gdzie dworacy zgnili,
Trwać miał... gdzie jadem zaprawując ślinę,
Świętość oblókłszy, pełzają oszczerce!...
Precz! — Tu miecz własne ukoił mi serce[28].





5.
DO DNA KIELICHA.
I.

Kto się nie poczuł nigdy, że umarły,
Że już wieczności błękitem oblany
W doczesność wraca, choć dawno się zwarły
Oczy na kwietny ziemi czar — i rany
Nie bolą... dawne olbrzymy na karły
Już postrzyżone; i kmieć między pany
Zaliczon: nigdy sercem nie zrozumie,
Com przetrwał w błędnym snów ogniowych tłumie.


II.

Komu się myśli na strzępy nie pruły,
W proch nie padały — dumne królewięta,
Na śmiech podane, a tętna-gaduły
Nie wydwarzały mąk, szeptem natręta:
„Godniej iść w jarzmo, jak pracowne muły,
Niż, ptak niebieski, święcić cudu święta,
Co nie z twej mocy był!...“ ten ze słów nie wie,
Ile obłędu strawiło zarzewie,


III.

Bywało — ciężkie zbiegają miesiące,
Kiedy nie widzę nic nad mroki celi,
W której, złe zwierzę, gorzkim szałem rzwiące,
Pańscy mię święci na wieki zamknęli —
Abym nie gorszył już.., gdy pałające
Bólem im słowo rzucę, jak anieli
Co ze dna wzgardy o niebiosa biją
Pieśnią — choć przez grzech — własną, a nie czyją!...


IV.

Bom obłąkany był duch — Zeszło lato,
Aż zabliźniła się rana, gdzie ostrze
Przeszyło ciało; w niemocy, bogato
Widzenia rosną — i z onych najprostsze
Wciąż wykwiecały się sny: zbożną Chatą,
Co wrota, jako ramiona, rozpostrze —
A taż lepianka, lip wianem grająca,
W próg dwu Wędrowców i blask prosi Słońca!


V.

Czasem... w te mroki promienie się leją
Z ócz mych, ogromnie złote i czerwone,
I kolorową smagają zawieją
Gorzką czczość jawy... Król, rosnę i płonę —
Tęcz moich głodną porywam... i chcę ją
Tysiącem świateł przemienić na one
Sny, coby żywem cudu były ciałem,
Słowem — od Boga na bój zmartwychwstałem!


VI.

...Kto obłęd cierpi długi, miewa chwile,
Że wzrokiem orlim dna wszystkie przenika:
I we mnie rosły, w tej dziwnej mogile,
W które mię rozpacz pogrzebała dzika,
Iskry objawień Pańskich... Czasem, tyle
Głosów tajemnych w noc modrą wykrzyka,
Że tonę w dźwięków tłum — w cichym klasztorze,
Który dziad Chrobry stawił na Zoborze[29].


VII.

Nitrawa chłodna w noc taką nie gada
Nic u stóp góry — nad pacierze mnisze[29];
Pokora krzyżem tu zaległa, blada,
Bór się eremu żałobą kołysze;
Dniem śnieżą mury gołębiane stada,
Dzwonka głos nikły święte srebrzy cisze. —
Cały się czułem Wieczności podany —
Słodyczą były mi więzienne ściany.


VIII.

Aż przybył do mnie dziwny Gość — zdaleka,
Sercem pragniony, choć już — nie czekany...
Tak bywa duszy, kiedy tęsknot rzeka
O gwiazdy w gorycz rozpryśnie się piany
I w nieskończoność łkań szmerem ucieka...
Cud, jeśli fale wstrzyma Pan nad pany. —
Wszedł Ojciec Gabrjel, zwiastun dobrej wieści,
Co się nie iści bez wieków boleści.


IX.

A chwila za wiek staje. — Znów się święci
Wigilja, wielki dzień. Serca podwoje
Czułem rozwarte, jako wniebowzięci
Prorocy judzkich ziem. Przed oczy moje
Wciąż stają męże, rozkazem zaklęci
Chłopca... W przedziwne prowadzi je boje!
Trysną w lodami skrzącem wrogów gnieździe
Żagwie[30], żar-ptakom podobne i gwieździe...


X.

Aż w chwilę, kiedy krwawe zbiegły jutrznie
Na Nieznanego Chłopca butną głowę
A w kry zwycięzcom wiatr zadzwonił hucznie,
Jakoby w surmy ogromne, bojowe...
Wszedł ten, co Mieszka liczył między ucznie,
I, jak nowinę, powiadał mi owe
Snów moich treści: że Herman dziedzica
Czeka... że Niebios to dar[31] — tajemnica.


XI.

Za obłędnika mię miał. I z litości
Dalej powiadał, jak od Wielkiejnocy
Kraków Madziarów szczerem sercem gości:
Że się Mieszkowi zbiegli ku pomocy
I, prostych ludzi chcąc wziąć, ludzie prości,
Niewyszukani triumfu prorocy —
Pagórek z mąki u bram usypali[32]
Na znak, że długo walczyć mogą dalej!


XII.

On nie wymyślny fortel skruszył bramy
I serca skruszył... i wnet pęta czeskie
Spadły. Głos jeden wybuchnął: „Witamy!
Niech ino jadą dziecięta królewskie!
Szczodry-ć był rodzic... Syn będzie ten samy...
Niech żyje Mieszko!!“ A Świętochna łezkę
Za łzą płakała. Na krakowskim tronie,
Jak ból kamienny trwa — tęsknotą płonie.


XIII.

Serce przeszyły mi radości noże:
Jakże jest szczodry... ten Lud, co pamięta
Cnotę tak nikłą — i w wielkiej pokorze
O strasznych grzechach szeptałem mementa,
Że ich nie wytknął Lud. A to wydroże
Smętne, gdziem czekał wielkich Rocznic święta[33],
Żem tych miłości był echem skrzydlaty,
W słońcem nalane rozpłonęło kwiaty.


XIV.

Och, dziesięć długich lat — jak ciężko mija —
Odkąd raz pierwszy zasiadłem w diademie
Królów... Toż właśnie była Wigilija
Pańska! gdy w zieleń Lud przystrajał ziemię...
Zaś Tochna, Boża zawsze, a nie czyja,
Orędziem wita, pisanem w Eremie
Zoboru... kędy Świerad-cudotworca
Słał ją, nim umarł, do świętego dworca...


XV.

Jak lilja dolin pomiędzy cierniami,
Jaśniał ten cudnik w Zoboru zaciszy,
A potem władnął Pięciu Kościołami —
Gdzie zgasł. Benedykt żywot jego mniszy
Pod Nitrą dalej wiódł[34]. Toż fala gra mi
Od wiosny wieści!... Serce, gdy posłyszy —
Wierzy: „Znów jedzie... nie sama! z Dziecięty“ —
By im proroctwo dał Benedykt święty.


XVI.

„Za chwilę będą tu!“ rzuciłem głucho...
Ów spojrzał na mnie z trochą dusznej trwogi,
Bo pojął nagle, jak w szaleńca ucho
Głos-dziwo szepta. — Dziwne-ż Pańskie drogi!
Otom przez morze przeszedł stopą suchą,
Od Doli swojej pierzchając, niebogiej,
By się raz jeszcze zmierzyć oko w oko
Z widmami złem i, co za mną się wloką.


XVII.

Precz odwaliłem okienną zaworę
I zmierzch błękitny wpadł, jak trybularzy
Dym... Obraz cudny porwał zmysły chore —
Zakrzepłem z grozą męczeństwa na twarzy...
O, serca władze! skąd tyle was biorę,
Że trwać tak mogę, patrzeć — — gdy się marzy
Przede mną w łuczyw blasku orszak lśniący —
Jak wężem sunie wzwyż... sańmi dźwięczący...


XVIII.

Każdy dźwięk lotny wprost w serce się niże,
I targa. Wpiłem w blask rosnący oczy:
A wszystkie dawno odcierpiałe krzyże
W skrawy las męki — westchnieniem jednoczy
Zmierzch on błękitny... Judaszowe, ryże
Strzelają ku mnie pochodnie, z zamroczy
Drogi lodowej — czy patrząc, rozckliwię
Serce wspomnieniem, choć w wieczności żywie?!


XIX.

Szata Ich polska w szafir spowijała.
Gwiazd jasnem złotem o niebie mówiąca;
A w saniach śnieży mara jasnobiała,
Od wschodzącego kuszona miesiąca —
Bo zapatrzyła się... jak dusza z ciała
Już wyzwolona — choć oko łzy strąca,
Dwie łzy ostatnie w darze biednej ziemi,
By nas płomieńmi żegnały cichemi.


XX.

Donia. — Tum poczuł, jak bardzom już iny
Jak na ramionach znów stanęły straże
Świetlane — ponad zamarłe przewiny,
Skrzydła mające anielskie i twarze;
Gdym wewnętrznemi niewidnemi czyny
Odżegnał moce precz od siebie wraże...
Ustały we mnie o mękę przetargi:
Uśmiechem wiednym zwarty mi się wargi.


XXI.

Tu się przede mną skłonił litościwy
Władysławowy poseł: „Chcecie-ż, panie,
To wam tu syna wwiodę? — Miejcież i wy
Bożą Kolędę; król ją na wiązanie
Składa przez ręce me... żeście prawdziwy,
Że się zgorszenie nikomu nie stanie,
Com też miał zbadać, nim kogo dopuszczę
Na tę, co skryła waszę chorość, puszczę“.


XXII.

A jam odejrzał mu — cicho i długo.
„Za troskę króla o mnie, dzięki. Powiedz,
Że Bożym jestem i sług Bożych sługą —
A nie ów pasterz zbłąkany, bez owiec;
Chcę jeno, abym do Boga z zasługą
Tą ladajaką powrócił: manowiec,
Który mię wywiódł ze światowej matni,
Niech wszystkim zda się — że był mi... ostatni[35]“.


XXIII.

„O samobójcy i nędznym warjacie,
Jako nie wiedzą nic tłumy zgorszone,
Niech i wybrani myślą... że nie znacie
Grobu, co schłonął liche szczęty one,
W noc, w której zelżon był król w swej komnacie
Od niewdzięcznika — włóczęgi...“ Koronę
Pychy złożyłem u Wrót Pańskich dawno —
Słów gorzkich słodycz w oczach była jawną.


XXIV.

Tutaj mdlejące moje podparł ciało
Gabrjel. Duch silny słowa miota jeszcze,
Jak gwiazd gasnących proch... „Dzieciną małą
Żegnał... Pamięta!... Lotne włoski pieszczę —
O!...“ tu mi jękiem serdecznym wezbrało
Rozstań wspomnienie i śmiertelne dreszcze
Mrowią się. Czując, jak poseł się biedzi:
„Com tu rzekł — rzekłem — pod klątwą spowiedzi“ —


XXV.

„Ty — i Władysław...“ Tu mgły mię owiały...
O mur się sparłem głową. Ucho łowi
Dźwięki dalekie... Miesiąc stał już biały
Wysoko — — i słał drogę Aniołowi,
Co szedł z chmur wiotkich na posępne skały
Wieścić wieść dobrą... Goście przyszli owi
Już do kaplicy klasztornej — w oddali
Hymn — Zdrów bądź, Królu Anielski — śpiewali...


XXVI.

O, zdrów bądź, Królu!... Głowę bez korony
Do stóp maluczkich pokorną Ci kładę —
Dziś, gdy wspominków świetnych żarem płonę,
Krwią tętnią przeszłych dni podźwięki blade...
Rzewności echem ludzkie wzbiera łono,
Choć mocno czuje chceń własnych szkaradę,
O, Dziecię Boże... lituj mej niedoli,
Że i piekielnych duchów ból Cię boli —


XXVII.

Złości mej lituj...“ Dwie nocy i dwa dni
Krzyżem leżałem na głazach swej celi...
„Żeś był w porywach skory — sobą władnij:
Czuwaj, gdy twoi najdrożsi posnęli —
O próg odlegli“ — W noc trzecią Anieli
Dwaj do mnie przyśli, niebiescy dwaj radni,
Z uśmiechem jasnym dwie rzekli mi słowie:
„Tyś wolny!“ — W chwilę już byłem w parowie...


XXVIII.

...„Czyś także proroctw złakniony, mój bracie?“ —
Głos posłyszałem idącego ku mnie
W jakowymś czarnym, groźnym majestacie:
„Duchy tu wprawdzie rade wróżyć umnie;
Lecz, gdy nakazu od Boga nie macie,
Nie obaczycie nic. Wczora tu szumnie
Przeciągał orszak... Lecz Pan skrył przed niemi,
Co na ojczystej przygodzi się ziemi“ — —


XXIX.

„A nie wiedzieli nic — że nic nie wiedzą:
Bo gwiazdę swoją na zwierciedle studni
Dał im Pan zoczyć... Idźcież tędy, miedzą!“
Niepewny, czy się zwierciadło zaludni
Mar tłumem... kląkłem. Oczy półmrok śledzą...
Jacyś tam śpieszą pachołowie złudni —
Hej — dziwo!... Obraz drga życiem na fali...
Rozkolebany tłum w dworzyszcze wali!...


XXX.

A, całą swadźbę widzę!... Toż Hermana
Postać wybladła... Przy nim Salomona
Wdowa, w książęcy diadem przyodziana,
Do macoszego dziecię tuli łona —
A w oczach żółte ma skry[36]... W imię Pana
Rzesza się ludzka zdaje zgromadzona...
Szemrają tłumy, jak fale powodzi —
Rosną... ...Pod Krzyżem klękli Oni! Młodzi...


XXXI.

A potem, grzbietem fali uniesieni,
Nad grzmiącym tłumem... jako słońce płoną — —
Chwilę nie widzę nic... Zalew promieni. —
A potem... nikłym brzaskiem rozwidnioną
Widzę komnatę: świt sępny rumieni
Błony w serduszkach okienic i oną
Kolebkę w róże krwawiące owija,
Gdzie Młoda we łzach zasnęła — niczyja.


XXXII.

A Młody, we łzach, na krużganku szepce
Słowa bezdźwięczne.. och, słyszę je — słyszę...!!
Także Jej serce, w różanej kolebce,
Szeptem krwawiącym chłodną kraje ciszę.
Boże mój!!... Ongi światowi pochlebce
Zatruty leli miód... a drwinki mnisze
Piołunem rany żgły: jad był patoką
Wobec tych słów... co na dno piekieł wloką —


XXXIII.

O, na dnie piekieł zostać! Słodkie żarem,
Tęsknotą słodkie słowa... pić bez końca...
Na śmierć!... Lub w otchłań sercem rzucić starem —
Na Życie: krew bolesna tryska, źrąca...
Lecz każda kropla śpiewa róż tych czarem,
Co głosek mają wilgi albo dzwońca...
A przecie grzechem są: śmiertelnym. — „Choć na jawie
Tyś obcy... W śnie jam twoja... Bolesławie“ — —


XXXIV.

Jako dopuszczasz, Panie, iż się dzieje
Zło, mimo wiedzy naszej, mimo woli?!
Jakoś dopuścił, Panie, tę zawieję
Mar zgubnych, których... pospolitość boli!?
Gdy Tej mi obraz... ja chcę!!... niech świetleje
W podniebnych szczytów chłodnej aureoli...
Jakoś dozwolił... ach! zbyt ciężkiej kaźni,
Której brud gminny przed Sobą mię błaźni?!


XXXV.

A szept z krużganka drży: „Ust mi nie dała...
Odjęła się objęciu — och, męczarni
Tęsknoty — kędyż kres?! Dziecina mała,
Do piersi lgnąłem twej... a weź! przygarnij!
Ty, coś mię kochać umiał... czyli chwała
Niebiosów gości ciebie; czyli czarni
Duchowie dzierżą-ć straż... ty Najmilejszy —
Ty utul mię... wraz się mój żal umniejszy...“


XXXVI.

Boże!... o zmiłuj się... nad siły męka!
Czym aż tak nisko padł... że klątwę niosę
Na skroń najdroższą?! Inym serce pęka,
Że śmierć posieli — inym choć łez rosę
Dawasz ku zmyciu winy... Żar, udręka —
Niemoc... na Mojeż Ono! złotowłose!
Błogosławieństwo zlać... Niech śmierć mię zmoże
Wieczna! lecz tego nie daj — Boże! Boże!!...


XXXVII.

„Ojcze!!“ Odśpiewał szept. Dwie cudne pieśni.
Miłości pełne. — Och! Miłości Boże!...
Na dno piekielnej ćmy toć patrzę wcześniej,
Niż serce spalił Sąd... niż w ogień proch swój złożę.
O, stokroć krwawy sen... co się nie prześni. — —
O, jawo straszna — gdy krzyk wielki: „Gorze!“
Dworzyszcza wstrząsa strop. I lament długi
Otacza mary... Łkają stare sługi.


XXXVIII.

O — słyszę — Polska płacze! Jedynaka
Tak syna płacze matka boleściwa[37] — —
Nie była-ć, synku, dola bylejaka,
Że tyle łez twój zgon z dna serc wyrywa!
Przebija niebo szloch, co rwie wieśniaka
Spokojną pierś... Wieść gminna głową kiwa:
O jadzie prawi... ze sąpierzy ręki[38],
Co ich królówki omamiły wdzięki.


XXXIX.

Jam jeden prawdę widział, widząc jasno. —
I cały stałem się, jak głazu bryła:
Niech wydam jęk — szatany mi odwrzasną...
Serce i wzrok głęboka noc spowiła.
Wydało mi się z tą dzieciną własną,
Com jej nieznanym był... oprawcą... miła
Mię drużka, Śmierć, powiodła w kraj daleki — —
(A modrą głąb taiły jej powieki).





6.
ZMARTWYCHWSTANIE W PIEŚŃ.
I.

Pomiędzy szóstem a ostatniem słowem
Z wyżyn Golgoty — była milczeń chwila;
Poczem w zaciszu wonnem ogrodowem
Serce się Grobu kamienne rozchyla
I garnie w słodkiem uśpieniu trzydniowem
Znękane kształty. Złotego motyla,
Co prawo skrzydeł wywalczył, oddaje
Larwa... w słoneczne lecącego kraje.


II.

Gdym dopracował się kolumny szczytu,
Co bólu krzykiem śmignęła w niebiosa —
Oparłem skronie o fale błękitu,
Oczy omyła mi wieczności rosa;
Pojrzałem w gwiazdy... czy mię znajdzie i tu
Dola?... Żar trzęsąc z płomiennego włosa,
Jako meteor wielki na mnie spadnie
I głazem ciężkim legnie w sercu, na dnie? —


III.

Lecz Dola... siwym skowronkiem wzleciała,
Co ulżyć niegdyś pragnął Pańskiej Męce —
I kolce dziobkiem oddalał od Ciała,
I lał balsamem świegoty ptaszęce:
Aż mię spowiła cicha jasność biała,
Aż wyciągnąłem światu korne ręce...
Łez reszta lawą krwawiła z pod powiek;
A świat słoneczny szepnął: „Oto Człowiek“ —


IV.

Ja rozumiałem leśnych zacisz mowę,
Jak gorzką wzgardę, wyrok potępienia:
Anim śmiał wierzyć, że już skrzydła nowe
Pod grzechu larwą boleść wypromienia...
Że będą ciche, gołębiane... owe
Lotki, co wzrosną z Pańskiego siemienia:
Że już Aniołem dzwoni Ducha ziarno —
Przeczuciem ciężkie pada w ziemię czarną...


V.

Jam, w to dzwonienie rzewne zasłuchany,
W tę mowę milczeń, zanim w ręce Boże
Oddam dzień krwawy... jak hańby kajdany
Jam znienawidził strasznie czarne łoże,
Po którem płynie strumień opętany. —
Ani go żadna posucha nie zmoże;
Choć z głębi własnych biorący odnowę,
W pogardzie fale miałem lazurowe.


VI.

Ach — Oto Człowiek! — oto miałka pycha,
Opowijana miłości różami:
Oto rozkosznik męczarni kielicha,
Co ust swych kłamstwem słowo każde plami —
Ach... serce, które po światłości wzdycha,
Gdy w piersi ciemnej o niebiosach gra mi,
Po drogach mlecznych rozpłakane we śnie,
W maluczkość własną zaszyte boleśnie.


VII.

I tchórzyć próżno... Pod te szumne drzewa
Chronić się w cienie przed swym nędznym cieniem:
Świat cały pieśnią o Człowieku śpiewa —
„Najkrwawszą jesteś zbrodnią — i cierpieniem
Najokrutniejszem... bo światła ulewa
Mży z twoich wiednych ócz... i w dal wyżeniem,
Ciebie, wędrowny królu pustelniczy,
Byś do dna wypił słodycz swej goryczy“. —


VIII.

Tak byłem świata pieśnią wysmagany —
I zapatrzyłem się w dale gwiaździste:
Nad moje skronie świetliste tumany
Pisały Twoje przymierze, o Chryste,
Żeś mię do jutrzni przeznaczył rumianej —
Na Chwały Naszej kornego psalmistę,
Żeś złożył na mnie Przenajświętsze Dłonie,
Żem skrą... lecz w blasku wiecznego koronie!


IX.

Ani zdziwiłem się już gołębicy
Leśnej, że, słodka, zbiegła mi na ramię...
Naoślep szedłem, jak Pańscy pątnicy,
Wierzący, że się serce nie załamie
O żadną zmorę; i mieszkańcy dzicy
Boru witali mię w puszczy Sezamie;
U nóg mych łania legła zadumana,
Strop swój nade mną rozpięła polana.


X.

Błogosławiący byłem tej świątyni,
Kędy się życie miłościwe święci.
I byłem, jak ów, który dzięki czyni,
Że dal mu siły Pan, by krzyż pamięci
Niósł... A modlitwy nie znający inej
Nad uwielbienie... Trwaliśmy zaklęci,
Stworzenie wszystko boru, w akord pieśni —
W grzechu i pięknie radosnem — boleśni


XI.

Podniosła ku mnie oczy szare, łzawe,
Z których i miłość nie wypije trwogi — —
Ulotne... pyszczek wtuliła w murawę;
Szedł od niej niby złoty uśmiech błogi,
Aksamit sierci taił wonie skrawe
Muskatu z ambrą; słoneczne pożogi
Świetliły żarem krwi uszek atłasy:
...Drżały... nalane pieśnią dzikiej krasy.


XII.

...Jak żebrak nędzny wróciłem do ludzi.
Z którymim ongiś nie umiał żyć społem.
Stałem się prosty, jak ktoś, co się trudzi
Nad jutrem świata; i do dna pojąłem,
Że mię ta szarość podrożna nie brudzi;
Że mi cnót wielkich nie być apostołem,
A dbać mi jeno, aby każdy własną
Rozumiał światłość, że jest Bogiem jasną.


XIII.

A już najwięcej strach mi było dzieci:
Miłości onej, co do stóp mi pada —
Jakbym był Bogiem — ja sam. A Bóg świeci
Wysoko. — Było raz... chłopiąt gromada
Z gliny, przy drodze, domek sobie kleci —
Powietrzu, wiosną grającemu, rada;
Najmłodsze chłopię wygarnia ostatki
I lepi, ścichłe, baranka dla matki —


XIV.

A tamte z wrzawą napadły na brata:
„Daj! pokaż!!“... „Nie dam“ — i we łzach ucieka
Spłoszone — w trwodze na drabinkę wzlata...
Już jest pod strzechą śpichlerza... Daleka
Zgubiła ślady rzesza — tuż... skrzydlata
Czarna siostrzyczka jaskółka go czeka
I wabi oczkiem żywem i szczebiota —
A strzecha pali się, od słońca złota.


XV.

W nowe się dziecię zapatrzyło dziwa —
Baranek z rąk się wymknął... Prochem będzie,
Gdy padnie... „Boże broń!“ szept mi się zrywa
Z serca — — i cacko spoczęło na grzędzie
Spokojnym ruchem, powolnym... Szczęśliwa
Chwila, co skrzydła rozpina łabędzie,
Żeby osłonić radości dziecięce. —
I ukorzyłem się Panu w podzięce.


XVI.

Bywało... Czasem przez spojrzenie swoje,
Co o błękitnej Bożej tajni gada —
Opętanego przez biesy ukoję;
Albo, gdy pola zżega susza blada,
Gromem rozewrę niebieskie podwoje;
Przez dłonie grzeszne Łask Pańskich kaskada
Płynie... a serce zamiera od skruchy,
Że Pan tak słodko zdjął klątwy łańcuchy.


XVII.

A nie postałem nigdzie długiej chwili,
By się mych oczu blaskiem nie porwali,
By o mnie chwały próżnej nie mówili,
Że moc mam jako aniołowie biali,
Co mi się w czarne tęsknot noce śnili,
Bym obcym krajem szedł — i szedł — a dalej
Od wspaniałego — zdradliwego Siebie;
Serce się tchnieniem wieczności kolebie. —


XVIII.

A tylko czasem przemożne tęsknoty
Rwą się... czy wicher od Polski nie zwieje
Wieści, jak pożar lotnej, szczerozłoty...
Wybuchający w olbrzymie nadzieje,
W karmazynowe płomienne oploty,
Strojące Miecza krwią pisane dzieje:
Aby był ogniem tym, jak duch skrzydlaty,
Jeśli ma Prawdzie zawojować światy.


XIX.

Tu mię raz jeszcze Ręka Pańska zmoże:
Kogo miłuje Pan, temu nie szczędzi
Mąk, aby pojął wielkie drogi Boże —
Znał te, na których potknął się, krawędzi,
Oczyma zgłębił przepastne wydroże —
Szaleństwo swoje zmierzył okiem sędzi,
Aby w radościach skruchy zgiąć kolana,
Że grzechom wielkim wielka Dobroć Pana.


XX.

Lęk miałem dawny w sercu: z Drużynianki
Toć był urodzon — Zbigniew[39]! Ojców wiarą
Ślubiona; swatem był w polne równianki
Strojony kołacz. Dźwięczny pieśnią starą,
Tchnący lip graniem, szeptem macierzanki,
Miód usta złączył... niedopitą czarą;
Ręka ją czeska rozbiła w kawały —
Księżniczkę Herman pojął, osmętniały.


XXI.

A tamta poszła precz na wschodnie bory[40],
Gdzie krzyż Cyrylów słowiański połyska.
Odtąd wciąż rosły owe głośne spory,
Na które sercem patrzyłem się zbliska,
Choć mię od kraju dzieliły zapory
Wieczyste — woli pokutnej. — Koliska
Krwawe ta Krzywda zatacza... Aż zorze
Wojny Zwycięskiej nad Polską rozgorze.


XXII.

Lecz... choć mi z wieścią o tych bojach słodziej..
Lęk miałem dawny w sercu... Aż wystrzeli
Grom — że i Wilczy Syn się z Czechem godzi,
Że koligaci się[41]... że się widzieli
Ze Zbyszkiem dwa dni... Ach, nocą mię odziej
Na wieki, Boże mój! W krwawej pościeli...
Trzeciego dnia Zbigniew się zbudził rano,
Nie widząc dnia... Ślepego precz wygnano. —


XXIII.

Jam ku granicy pobiegł w świętym gniewie —
Jak gdybym pewny był — że tam — od Czchowa[42]...
Wid mi się zjawi, o którym nikt nie wie,
Kędy się schronił. — — Kiedy wieczorowa
Jutrznia pochmurna rozrzuca zarzewie
Po niebie dymnem... a słońce się chowa
Za rżysko, ciemną krwią maków zbryzgane...
Z boru Ktoś Czarny — idzie... Pojrzę; stanę. —


XXIV.

Serce przeczuciem łopotało we mnie:
Czarny — i miedza czarna więzi kroki,
A z czaszki patrzą strasznej próżni ciemnie,
Zeschłą krwią orbit ból krzyczy głęboki;
Niepewnie stąpa — wciąż bliżej... tajemnie
Jakby Konieczność ów Lęk pustooki
W ramiona moje wiodła rozpostarte —
Noc nad nim całą trzymające wartę.


XXV.

...Słuchalem ciężkich słów. — Nie wiedząc wcale,
Co to za pątnik do serca go tuli,
Straszliwe jął mi w oczy ciskać żale:
Jak mu od dziecka duszę jadem struli
Obelgi ciągłej... Choć ów, co na Skale
Niegdyś był Władny Duch, rodowi króli
Urągać zdolen mężnie — aż do skonu...
Zdał mu, z krewieństwem, tajń swego zakonu. —


XXVI.

I dalej mówił... jakby tajną drogą
Wszedł w serce moje — w to dawne sumnienie;
Słowa te chłostą raz jeszcze mię zmogą,
A wszystkie skrawe tęcz dawnych strumienie
Zjednoczą w Biały Blask: gdy karcił srogo
Grzech, wszystkim jawny; i tamten... co w cienie
Głęboko skrył się — ni w czynie, ni w słowie,
Ni w myśli... Klęski swej człek nie wypowie —


XXVII.

„Och! Wielkoduchu krnąbrny... Bolesławie!
Czemuś za lada łątką i płomykiem,
W twardej, rycerskiej, nieugięty sprawie...
Gnał żądz nieczystych omamieniem dzikiem:
Jakbyś nie królem był już... ale prawie
Pieśniarzem, który za łabędzi krzykiem
Tęsknotą swoją polata... I dzwoni
W struny... niegodne światoburczej dłoni!“


XXVIII.

Och! ty niełacny — och ty — twardousty!
Ręka cię martwa przemogła z kamienia —
Gdy świat twój... z ognia i tęczy trwał... pusty.
Ogromne głody twoje, barwne chcenia
I gniewy jasne... jak z Łazarza chusty
Spadły... Biedniejszyś szedł w grobu podsienia,
Niźli Piotrowin: gdybyś, zmartwychwstały
Sercem, wsparł o głaz tęczane te chwały[43]!!


XXIX.

„...Kiedyś, upadły anioł, uczył cnoty:
ON, krzepko widząc Prawdę — chłostał ciebie[44].
A wierzył jeszcze, że przeczujesz złoty
Cud plonu... w ruskich pól uśpiony glebie:
Aleś nie czytał sercem tej hramoty
Słowiańskiej — którą dech struty pogrzebie,
Od końca świata lecący[45]... popiołem
Zasypie... Ze słów to matki pojąłem“ —


XXX.

„I jeszcze więcej wołała: niech tobie
O Bolesławie! ziemia głazem będzie!
Siostra dni swoje-ć płakała w żałobie —
Do Czech Stanisław dziwne słał orędzie[46]:
„Oto cię Mirom słowiańskim sposobię“ — —
Grzmiał Duch ten Skalny... lecz, w książątek rzędzie,
Nie było, któryby dorósł do sprawy:
Wratysław lichy był... od zdrad plugawy...


XXXI.

„Aż zwalił się — Duch Skalny — twardym złomem. —
...O Bolesławie! niech ci głazem ziemia
Będzie! coś przepsuł cierpieniem kryjomem
Dusze niewinne!... Śmierć oczy zaciemia;
Lecz gorsza śmierci jest nad czernic domem,
Z pod czujnej straży świętego Jeremia
Polatująca tęsknota wieczysta,
Co się szat jasnych czepia Pana Chrysta...“


XXXII.

„...Gdybyż mnie Bóg ją dał... Mieszkową wdowę...
(O matko moja! bądź-że jej aniołem!)
Możebym nie był tak... na waśni owe
Rozjadły. — Zakon ja Słowa pojąłem[47]...
Lecz ani skrzydła są moje orłowe,
Ani mi światła szeptały nad czołem,
Jak zgiąć mi hardy kark Wilczego Syna —
I ziemie związać Mirem słowianina“ — —


XXXIII.

Biedneż wy, ziemie!!... widzisz!? jak się zlepia
Krwią... w snopy... żniwo prostoty?! Już płone
Rżyska zjeżyły się... Wężowe ślepia
Łysną nad polem... Już skrzydła czerwone
Żmij rozpostarte ma... już... już się czepia...
Duszą... pazury... zwierza — Gore!! płonę,
Puśćcie mię... puśćcie!... Porwijcie te sidła...
O, Hostjo złotych żniw... krwią bratnią zbrzydła“ —


XXXIV.

„Puśćcie!!“ — Tu wydarł się memu objęciu,
I, trwogą gnany dziką, piargiem pędzi —
Jakby przed oczy miał cel... Ani pięciu
Pacierzy nie zbiegł — a zwisł na krawędzi... ...
Próżnom go ścigał. — I były książęciu
Błędnemu — co mu wieść hańby nie szczędzi —
Dunajca fale bezsławną mogiłą. —
Ciało plusnęło — i w odmęt się skryło. —


XXXV.

Gdym ścichły, trwając u Granicy onej,
Legł raz na drodze — a kamień pod głowę
Wziąwszy... posłałem ducha w ojców strony — —
Było... zjawiska obce... kształty nowe
Staną znów tłoczno koło mnie... Ramiony
Ktoś mnie podźwignąć probował... I mowę
Rodzinną w serce lał... O dąb mię sparli:
„Hej, dziadu! śpicie — czyliście pomarli?“


XXXVI.

„Toż tędy zaraz Król jedzie — a żywo
W stańcie!“ I raźnie pomoc świadczą bratnią,
Pojąłem wrychle, co za Boże dziwo
Drogę zabiegło mi moją — ostatnią:
Ażebym rozkuł najtwardsze ogniwo
Kajdan — i panem był nad zdarzeń matnią —
I wiedział, ile jeszcze Królem jestem,
Do nóg królowi kornym skłonion gestem.


XXXVII.

Ów — bratobójca — do Sichemu spieszy[48],
Do Białogrodu relikwje całować;
Może się jeszcze — niech srożej nagrzeszy —
Pielgrzymką zbożną do Francjej salwować...
Tako szeptali pachołowie z rzeszy:
Przed mocnym władcą plackiem lgnący — „Owa-ć
Zacięży ręka, gdy nie chwalisz pana“ — —
O Doloż moja godna: nieskłamana!


XXXVIII.

Kiedy opadła na drodze kurzawa,
Przetkało sercem coś — jak fletni granie. —
Jeden mi tylko szlak ziemski zostawa:
Pojrzeć, jak tarnka śnieży na kurhanie,
Kędy się we mnie przewalczyła krwawa
I zła, okrutna, batalja. — O, Panie —
Daj hańby mojej zwędrować koleje!
Zanim mię cicho Ust Twych oddech zwieje. —


XXXIX.

Rabowi twemu dają wodę zdroje
Przydrożne... kiedy wędruje — daleko...
Przeto wywyższy z prochu głowę swoję:
Iż przed idącym i prostym ucieką
Szydu poświsty — A stanie za zbroję,
Co duszę od zdrad osłoni kaleką,
Moc, która ze dna krzywdy się dobywa,
Natchnieniem Pańskiem na wieki szczęśliwa...


XL.

Wreszciem u grobu stanął. W świętej ciszy
Słońce patoką suło blask miodowy
Przez drobne listki bukszpanów... I dyszy
Z niebiosów piersią wielką — lazurową —
Świat cały wiosną, Bujny ogród mniszy
Oddaje trawek szeptem rzewne słowo
Modlitwy. — Wokół nikogo nie było;
Sam na sam trwałem z kwitnącą mogiłą.


XLI.

Po chwili... w srebrnie rozmodlone dzwońce
Wpadł dźwięk... stal ostra kamień twardy ryje...
Szedłem za kościół — po cmentarnej łące,
Aby zobaczyć, ręce to są czyje,
Co ten ciosają grób, gdy Boże słońce
Woła — że wszystko w blasku wiecznym żyje!?
Brat młody — rękę wzniósł na kamień biały,
A słowa dziwne wieńcem rozkwitały...


XLII.

Zdumiałem — nawet i ja... Czyli marzę?
Czy obłęd wodzi biegłe brata dłonie?!
Znam pomnik! Cieniom bohaterskim w darze
Stary Rzym rzeźbił takie pyszne konie[49]!
Badając świeżo wkutych znaków twarze,
Czytam:: Boleslaus... dziwno!... Rex Polonie!!
„Cóż się tak, dobry staruszku, patrzycie!
Że król niesławny zbożnie skończył życie!?“


XLIII.

Tu chętnie baśnią zabawia mię długą,
Jak to za ojców król ten w wigiliją
Pokorny przyszedł... „Z jakimś gburem-sługą...
Co uciekł potem, szkapę kradnąc czyją —
Tego już nie wie nowy opat, Hugo[50],
Lecz z ojców są dwaj, którzy jeszcze żyją,
Co ich pouczył ogrodnik Hilary:
A sztuczne umiał wyprawować czary“ — —


XLIV.

Odnalazł miejsce, w którem słychać było,
Co ci dwaj obcy mówią szeptem w celi...
Że Teucho-opat[50] spoczął pod mogiłą,
Obu spowiednik — snadź Pańscy anieli
Kazali wydać treść zbożną a miłą:
Goście ją z Polski ze skruchą przyjęli![51]
I tak słuchałem tych legend o sobie,
Jakby o obcej — umarłej — osobie. —


XLV.

Niechże buduje wiernych powieść gminna! —
Tak słodko. — Prawie już czuję się ptakiem
Odlatującym... i radość dziecinna
Skrzydli... żem ludziom był czemś... ladajakiem...
Gdy się troiła pysze zdrada inna:
Żem oto słowem hańbiony wszelakiem,
Wielkoduch dziwny, od złośliwej tłuszcze!!...
Nic — nad gwiazd lśnienie k’sercu nie przypuszczę!


XLVI.

Gwiazdy się złote cieszyły wraz ze mną
Nad owym grobem, co się do mnie śnieży.
Czułem... rwie ku mnie melodją tajemną
Miłość zza świata klęskowych rubieży,
W których i Pieśni Pańskiej źle i ciemno. —
Wstałem — od Wschodu ciągnie powiew świeży:
Począłem w oddal rość — w ramiona Słońca,
W Pieśń jasną szedłem piegrzymką bez końca.



1922 r.







  1. Ursa maior (konstelacja).
  2. Aquila (konstelacja).
  3. Pacholęta biblijne w piecu babilońskim.
  4. 11 kwietnia 1079 r. nastąpiła kaźń biskupa.
  5. Dawid.
  6. Zarówno legenda, uwzględniająca pragmatyczny związek (moralny) kaźni biskupa z podziałem Polski przez Krzywoustego między synów (ob. Kadłubek), jak historja, mówią o tej truncatione membrorum; studnia legendarna.
  7. Radegast, bóg ognia, w grodzie lutyckim, Retrze.
  8. Ostremi kołami przeszywały ludy celtyckie zmarłych w mogile, co uniemożliwiać miało włóczenie się upiorów (Spencer).
  9. legendarne.
  10. Woda odmartwiająca, gojąca, ożywna, z Góry Żywota przynoszona przez orły lub kruki, występuje stale w baśniach Słowian.
  11. Bolesław istotnie opuścił Polskę z jedenastoletnim synem, Mieszkiem.
  12. Świerad święty czas jakiś zamieszkiwał jaskinię, którą do dziś pokazują, nad Dunajcem około wsi Tropie, ku dawnej granicy węgierskiej.
  13. Czykosy, pasterze węgierscy.
  14. Czarda, szałas pasterski w pusztach.
  15. gruszyczki (Pyrola), właściwe florze górskiej.
  16. podług mistyki Towiańskiego.
  17. Spuśćcie rosę, niebiosa — hymn kościelny, adwentowy.
  18. „Najniższy wśród rycerzy“... historyczne.
  19. Męczeństwo św. Bartłomieja (szkic Salwatora Rosy) — odarcie żywcem „ze skór siedmi“.
  20. Ptak Syryn i Ptak Alkanost — serafiny Śmierci i Żywota Wiecznego podług legend słowiańskich.
  21. Wielkiej sławy opactwo St. Gilles, wzniesione koło ujścia Rodanu, gdzie działał był św. Idzi (Aegidius).
  22. 22,0 22,1 22,2 22,3 Białogród (Stuhlweissenburg), Alba Regalis, wzniesiony został na terytorjum starożytnej Floriany. Uroczejezioro Platen zasilane jest wodą z gór Bakońskich i Vértes, których osobliwością jest wulkan Csoka, nieopodal rozległego bagniska Sér-Rét.
  23. O tem, jak Bolesław nie raczył zsiąść z konia na powitanie Władysława węgierskiego (kanonizowanego po śmierci), pisze Gallus.
  24. Wisława brzmiało imię słowiańskie księżniczki czernihowskiej, małżonki Bolesława.
  25. historyczne. Koronacja Wratysława czeskiego i Świętochny, siostry Bolesława, wydanej w r. 1063, nastąpiła 15 czerwca 1086 r. w Pradze; tytułował się Wratysław królem czeskim i księciem krakowskim.
  26. „Zofji wychowanka“... Zofja, siostra Władysława węgierskiego, wydana za Magnusa, hercoga saskiego, podówczas wdowa; Mieszka zeswatano z bliżej nieznaną księżniczką ruską, Eudoksją.
  27. ob. Gallus.
  28. O szaleństwie i samobójstwie Bolesława u Kadłubka i w Vita S. Stanislai z XIII w.; u Baszki i Czarnkowskiego o „nędznej śmierci“. — Gallus przytacza vox populi, jakoby „nienawiść Węgrów przyśpieszyła królowi dzień ostatni“.
  29. 29,0 29,1 Nad Nitrawą, dopływem Wagu, leży góra Zobor (Zober); Bolesław Chrobry odnowił tam klasztor, pod wezwaniem św. Hipolita, gdzie żył później wspomniany święty polski, Świerad.
  30. Dziesięcioletni Bolko Krzywousty zdobył Miedzyrzec pomorski, korzystając z mrozu, naprzekór doświadczonym radom Sieciecha.
  31. Krzywousty uchodził za dar nieba, wymodlony przez rodziców u św. Egidjusza. Matka Krzywoustego, Judyta czeska, umarła w noc wigilijną 1086 r. We dwa lata poślubił Herman nową Judytę, wdowę po Salomonie węgierskim, rywalu Władysława, siostrę cesarza Henryka IV.
  32. historyczne
  33. Bolesław koronował się w dzień Bożego Narodzenia 1076 r.
  34. Świerad został biskupem pięćkościelskim; uczeń jego, Benedykt, prowadził dalej żywot pustelniczy nad Nitrawą, umęczony tam następnie przez zbójców.
  35. Pod dn. 3 kwietnia 1081 r. zapisuje Kalendarz kapituły krakowskiej śmierć Śmiałego; położono tę zapiskę po powrocie Mieszka Bolesławica do Polski (ob. Balzer. Genealogja Piastów)
  36. Herman zdecydował się na małżeństwo z Judytą, że „był człowiek chory... a miał małego chłopca“; Judyta, obyczajów rozwiązłych, dla Zbigniewa okrutna, małego Bolka musiała tolerować.
  37. „Jedynaka tak syna płacze matka boleściwa“... słowa Gallusa.
  38. „O jadzie prawi... że sąpierzy ręki“... Unde placuit patruo suo, Vladislavo duci, puerum in Poloniam sinistro alite revocari, eumque ruthena puella Falis invidentibus uxorare. Ajunt enim quosdam aemulos... veneno puerum bonae indolis peremisse... timentes ne patris injuriam vindicaret — dodaje Gallus przyczynę polityczną, poprzez którą wyobraźnia ludowo-poetycka skłonna jest przerzucić wiązanie przyczynowe ku małżeństwu z dziewicą ruską, co też Krasiński w młodocianej powieści swej uczynił.
  39. T. Wojciechowski snuje hipotezę, w której świetle Zbigniew mógł być bodaj siostrzanem biskupa Stanisława.
  40. Herman oddalił od siebie matkę Zbigniewa, poślubioną obrzędem słowiańskim, gdy pojął Judytę czeską.
  41. Wilczym Synem zwali Bolka Pomorzanie; pojął za żonę Salomeę, hrabiankę Bergu, z której siostrą żonaty był ówczesny król Czech (Władysław); niebawem znienacka oślepić kazał gościa swego, Zbigniewa, po paru dniach wspólnego ucztowania.
  42. Czchów — królewskie, wolne miasto, z basztą strażniczą, wzorem rzymskim budowaną w XI w., przy najdawniejszym trakcie polsko-węgierskim.
  43. „Podłóż granit pod twoje tęcze“ pisał Krasiński Słowackiemu.
  44. Bolesław, po własnych wybrykach kijowskich, karze wiarołomne żony. Ludzie, nie z tęcz a z granitu, otwierają oczy poetom na znikomość człowieka w nich, skrzydlatego najszlachetniejszą złudą podniosłych i bohaterskich nastrojów.
  45. Bolesław uchybił misji swej w Słowiańszczyźnie. Dech mongolszczyzny owiał ziemie ruskie; klątwę jarzma tatarskiego dźwigają długie wieki (Dżyngischan-car, Dżyngischan-sowiet).
  46. W myśl hipotezy, wiążącej Stanisława z ideą Kościoła narodowego, „zdrada czeska“ wygląda na szukanie sobie powolnego narzędzia we Władysławie, bliższym spełnienia nadziei biskupa.
  47. Zbigniew, dla swej uczoności, Klerykiem przez współczesnych zwany, mógł zrozumieć cele Stanisława, nie posiadając genjuszu, by zrealizować je, gdy zwłaszcza miał obok siebie Krzywoustego przymierze z Rusią, a potem i Czechami.
  48. „Ów — bratobójca — do Sichemu spieszy“... historyczne.
  49. Mniemany grobowiec Śmiałego na Ossjaku jest płytą z czasów rzymskich, na której dokuto napis jeszcze w głębokiem średniowieczu, na co wskazuje zarówno pisownia (Rex Polonie), jak fakt, że podróżnik polski XVI w., Walenty Kuczborski, napotkał w Ossjaku „tradycją ojców usankcjonowaną legendę o królu pokutniku“...
  50. 50,0 50,1 Opaci Teucho i Hugo, oraz następstwo ich — historyczne.
  51. Nie zdaje się wykluczone, by cała powieść o pokucie króla na Ossjaku nie powstała już w chwili pielgrzymki Krzywoustego do Węgier, czy późniejszej, do St. Gilles. Oba opactwa, Ossjak i St. Gilles, były jednej reguły; zainteresowania ich interferowały wzajemnie. — Jan Dąbrówka na pocz. XV w. cytuje w dosłownem prawie brzmieniu napis grobowcowy, ale już nie wie dokładnie, w jakim klasztorze karynckim szukać go należy. Twierdzi, że w Polsce „o tem (czyli o pokucie króla) się nie mówi i nie rozgłasza przed ludem... aby łatwość przebaczenia nie dała pochopu do winy“... Trzeba podać w wątpliwość następnik tego sądu. Chodzi o winę królewską. Krzywoustego zbrodnie pociągały za sobą królewską hojność pokuty w znaczeniu materjalnem; ówczesna prostoduszność otwarciej oceniała głębokość skruchy wedle miarek złota. Krzywousty poprostu zaćmił Bolesława i jego tradycję. Tem bardziej nie było miejsca na pamięć o Śmiałym w mrowisku Polski dzielnicowej.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Reutt-Witkowska.