Piekło kobiet/Zamknięcie bilansu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Piekło kobiet
Wydawca „Bibljoteka Boy’a”
Wydanie trzecie pomnożone
Data wyd. 1933
Druk Zakł. Graf. B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Zamknięcie bilansu

Doszliśmy do końca rozważań, które zajmowały nas bodaj przez dwanaście niedziel. Czas długi na pozór, ale znikomo krótki w porównaniu z wiekami, przez które kwestja ta stała w martwym punkcie. W ciągu tych dwunastu niedziel zmieniło się wiele. Zmieniły się poglądy najjaśniejszej Komisji kodyfikacyjnej, która przemówiła bardziej ludzkim głosem: pociągnąć jeszcze to czcigodne ciało za język, a gotowo powiedzieć coś zupełnie do rzeczy. Zmieniło się znacznie stanowisko t. zw. opinji; ubyła jedna z tych wielu, wielu kwestyj, o których się nie mówi; mówi się teraz o tem, i mówi wcale dużo. Ktoś opowiadał mi, jak, w nader szanownym domu, przy kolacji, szesnastoletnie dziewczątko dowodziło swemu sąsiadowi, poważnemu panu w smokingu, praw kobiety do przerywania ciąży. I owszem, można o tem porozmawiać przy kolacji; ale mówi się i gdzieindziej: mówi się na umyślnych zebraniach, mówi się na łamach pism — przynajmniej niektórych, — dyskutuje się jawnie tę tak doniosłą sprawę. Na razie, uważam zatem rolę moją za spełnioną: o to mi głównie chodziło.
Mówię na razie: gdyż niewątpliwie trzeba będzie jeszcze nieraz do tego tematu powrócić. Nawet gdy chodzi o ustawę, czeka tę rzecz jeszcze wiele etapów. Jeszcze nie przeszła wszystkich filtrów Komisji kodyfikacyjnej, nie przybrała w niej może ostatecznego kształtu: nie przeszła zwłaszcza przez debatę sejmową, gdzie kto wie jakie spotka ją przyjęcie[1]. To wszystko wymaga jeszcze przygotowania. Bo główną rzeczą jest przewalczenie narowów myślowych społeczeństwa, wszczepienie bardziej nowoczesnych i ludzkich kryterjów, zarówno w sprawie przerywania ciąży, jak zwłaszcza w sprawie jej ograniczenia, o które wołają u nas (pocichu) światli ekonomiści i lekarze, działacze społeczni i prawnicy. Tu trzeba jeszcze wiele pracy: kończąc tedy chwilowo te rozważania, pozostawiamy otworem naszym czytelnikom miejsce do dalszej wymiany myśli.
Parę jeszcze szczegółów chciałem potrącić. Mogło uderzyć kogoś, czemu, poruszywszy tę sprawę i mówiąc o jej ukształtowaniu się w rozmaitych krajach, nie powołałem się przedewszystkiem na reformy, jakie w tej mierze zaprowadziła sowiecka Rosja. Przyczyna jest prosta. Całokształt życia społecznego w dzisiejszej Rosji wspiera się na zasadach tak odmiennych od naszych i rozwija się w tak odrębnych warunkach, że przykład z niej zaczerpnięty mógłby budzić wątpliwości, czy to, co tam uznano za dobre, może się nadać gdzieindziej. Wolałem w potrzebie powołać się na maleńką Estonję niż na ogromną Rosję.
Stanowisko ustawodawstwa rosyjskiego w sprawie przerywania ciąży jest zresztą dość powszechnie znane. Oto jego najogólniejsze zasady, przytoczone przez nasz Głos sądownictwa:

Przerwanie ciąży, dokonane przed upływem trzech miesięcy trwania, w odpowiednich warunkach i przez specjalistę, karze nie podlega; w innych wypadkach może być wymierzona kara do pięciu lat więzienia.
Poronienia dokonywa się bezpłatnie na podstawie decyzji komisji składającej się z przedstawicielek organizacyj kobiecych i przedstawicieli władzy lekarskiej. W odleglejszych okolicach kraju decyzję może powziąć osobiście lekarz okręgowy.


Z temi komisjami, które mają zwolenników i u nas, a których funkcjonowanie budzi u innych wiele wątpliwości, podobno i w Rosji jest kłopot. W praktyce, rzecz tak mało nadająca się do biurokratycznego traktowania, sprowadza się podobno do licznych formalności i pieczątek, tak iż wiele kobiet woli omijać te komisje i, mimo grożących kar, udać się po staremu do — akuszerki. Dlatego w ostatnim czasie zmodyfikowano ten przepis, wynikły głównie z niedostatecznej ilości łóżek szpitalnych, przyznając każdej kobiecie prawo do pomocy w szpitalach publicznych, z tą różnicą, że, o ile nie może się wykazać ważnemi wskazaniami społecznemi, sama ponosi koszt łóżka i pobytu w szpitalu.
To w każdym razie jest pewne, że nowa ustawa rosyjska znakomicie wpłynęła na zmniejszenie procentu śmiertelności (a tem samem i schorzeń) w związku z poronieniami: gdy w r. 1922 na 1000 kobiet było 3,92 przypadków śmierci, w r. 1926 było ich tylko 1,64, czyli mniej niż połowa! Zestawienie procentowego stosunku śmiertelności poronień w Berlinie a w Petersburgu wykazuje śmiertelność kilkakrotnie wyższą w Berlinie: argument ten wygrywają też często w Niemczech przeciwnicy paragrafu 218. Etatyzm środkowoeuropejski może być znacznie okrutniejszy od etatyzmu rosyjskiego!
To zdaje się wszystko, co miałem do uzupełnienia. A teraz, leżą mi jeszcze na sercu obowiązki wobec moich czytelników. Otrzymałem od nich, w czasie drukowania tych feljetonów w dzienniku, mnóstwo listów: niektóre z nich zamieściłem w całości, niektóre cytowałem, innemi inspirowałem się tylko. Gdybym chciał przytaczać wszystkie, musiałbym żądać od redakcji, aby mi oddała do rozporządzenia wszystkie swoje szpalty, co, zwłaszcza w okresie przesilenia rządowego, było niemożliwe. Ale zaręczam moim czytelnikom, że listy ich nie były stracone i, choć nie mam fizycznej możliwości na wszystkie odpowiedzieć, były one dla mnie nieraz cennym dokumentem, umocnieniem w podjętej akcji, za co korespondentom moim bardzo serdecznie dziękuję. Będę miał zresztą jeszcze nie raz sposobność sięgnąć do tego archiwum.
Gdy mowa o korespondencji, jeszcze jedną sprawę — cokolwiek drażliwą — muszę tu załatwić. Otrzymałem kilkadziesiąt listów, ze wszystkich sfer, specjalnie zapytujących mnie o ów „śmiszny“ środek, który zwierzyła mi pewna lekarka jako „domowy, tani i pewny“. Pytania te stawiały mnie w trudnem położeniu. Po pierwsze, nie mogłem przyjąć osobistej odpowiedzialności za ów środek i nie chciałem się, w razie zawodu, narazić na żale i pretensje, kto wie jak daleko idące; powtóre, nie będąc, mimo mego dyplomu, zapisany obecnie w żadnej z Izb lekarskich, nie mam prawa udzielać porad, taka zaś odpowiedź byłaby niewątpliwie — choć pośrednio — udzielaniem porady lekarskiej. Lojalność wobec moich byłych kolegów nie pozwalała mi na to. Odesłałem poprostu moich korespondentów wprost do sympatycznej lekarki, która mi udzieliła wiadomości o owym „śmisznym“ środku przeciw zajściu w ciążę: ale dostawała tyle setek listów z zapytaniami, że była na mnie wściekła, tem bardziej, że ściągnęło to na nią i inne przykrości[2].
To więc, na razie wszystko.
A co teraz?
Teraz... to co zawsze. Zbiorę tych kilkanaście feljetonów, wydam je jako książeczkę, i — zacznę być wymyślany. Tak jak ciągle; „od zawsze“. Wymyślania towarzyszą całej mojej działalności pisarskiej. Słucham ich jak odległego szumu morza... Bo tak się składa, że, kiedy mi za coś wymyślają, ja najczęściej jestem już o sto mil od tego przedmiotu. Kiedy mi wymyślano za „rozwody“, siedziałem po uszy w Mickiewiczu; kiedy mi wymyślano za Mickiewicza, ja pisałem o przerywaniu ciąży; kiedy mi będą wymyślali za przerywanie ciąży, będę ślęczał nad wydawaniem listów Żmichowskiej, czy ja wiem zresztą nad czem... Skutek jest ten, że wszystkie te wyzwiska spływają mi się w jeden głos. I nie jest to bez głębszej filozofji. Bo przedmioty się zmieniają, ale istota rzeczy pozostaje jedna: wszystkie te moje rozmaite kampanje, to tylko różne odcinki jednego i tego samego frontu. Literatura ma swoje konsystorskie dziewice, tak jak ciąża ma swoich bronzowników. I doprawdy chwilami nie wiem, czy to pan Fleszyński pisze o Mickiewiczu, a pan Szpotański o poronieniach, czy odwrotnie. Mogliby się zamienić na tematy, bez szkody (i bez pożytku także) dla samej rzeczy. I o czemkolwiek będę pisał, ludzi o pewnym typie umysłowości (aby się wyrazić najuprzejmiej) zawsze będę miał przeciw sobie; i niech mnie Bóg broni od nadejścia chwili, w której miałbym ich za sobą!
Na razie tedy, żegnam was, moi czytelnicy: do zobaczenia, mam nadzieję, na innym odcinku tego samego frontu...





  1. Jak wiadomo, od tego czasu nowy Kodeks Karny wszedł w życie na zasadzie rozporządzenia p. Prezydenta Rzplitej.
  2. Lekarką tą była nieżyjąca już dr. Wanda Radwańska z Krakowa. Środek ów, o który z wielu stron posypały się pytania, to poprostu — plasterek cytryny, który zapewne można zastąpić i tamponem z waty, napojonym wodą z octem. Oczywiście te domowe sposoby nie dają owej stuprocentowej niemal pewności, jaką przedstawia dziś umiejętnie stosowana kombinacja środków mechanicznych z chemicznemi; ale i tak, propagowanie ich w najbiedniejszej i najmniej oświeconej klasie mogłoby — dla ich taniości i prostoty — oddać prowizorycznie pewne usługi. Dr. Rubinraut, jeden w współtwórców poradni Świadomego macierzyństwa, przygotowuje popularną broszurę o t. zw. domowych środkach zapobiegania ciąży.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.