Piekło (Alighieri, 1933)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Dante Alighieri
Tytuł Piekło
Pochodzenie Literatura włoska
Wielka literatura powszechna T. 2
Wydawca Trzaska, Evert i Michalski
Data wyd. 1933
Druk Jan Świętoński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIEKŁO
P. XXXIII, w. 28 — 84. Epizod Ugolina (warjant)

...Śniło mi się więc, że ten pan nad pany
Polował wilka i młode wilczęta
W górach, co kryją Lukę przed Pizany.

Galand, Sismondi, Lafranchi, panięta
Pizańskie biegli na orszaku czele,
Z nimi suk sfora chuda i zawzięta.

Lecz pomęczeni, nie ubiegli wiele
Ojciec i dziatwa; wnet na nich obławy
Spadły, kły ostre topiąc w wilczem ciele.

Zbudzon przed świtem do bolesnej jawy,
Słyszę, a przez sen dzieci me, katuszy
Mej towarzysze, łkają, prosząc strawy.

Srogi, jeśli się nie przerazisz w duszy
Tego, co senna wróżyła mi zmora,
Gdy tu nie płaczesz, to cóż cię poruszy?


Już się ocknęli; nadchodziła pora,
Gdy zwykle jadło podawały straże;
Od snów nam wszystkim dusza była chora.

Szczęk zdołu straszną prawdę mi ukaże:
Drzwi zagwożdżono! zamknięto nas w grobie!...
Tedy spojrzałem, niemy, w synów twarze.

Jam nie zapłakał; skamieniałem w sobie;
Lecz chłopcy łkali; mój Anzelmek mały:
«Ojcze» — rzekł — «patrzysz tak dziwnie! co tobie?»

Jam nie zaszlochał; milczałem dzień cały
I noc, do chwili, kiedy gwiazdy gasną;
Aż gdy po nocy tej nastał dzień biały

I kiedy w klatce zrobiło się jasno,
W cztery oblicza spojrzę, i tak na nie
Wzrok kładąc, twarz w nich odgaduję własną.

Więc ręce sobie z bólu do krwi ranię,
A oni, myśląc, że to ból ze czczości,
Nagle się dźwigną: «Ojcze nasz i panie!»

— Wołają do mnie — «oszczędzisz żałości,
Z ciał naszych jedząc: tyś nas oblókł niemi,
Wolno-ć je zezuć z naszych nędznych kości!»

By ich nie płoszyć, zmilkłem, i tak niemi
Trwaliśmy dwa dni z nadziei zatratą.
Czemuś nie pękło twarde łono ziemi?

Aż kiedy czwarty dzień błysnął za kratą,
Gaddo do kolan moich się przywlecze
I woła: «Czemu nie ratujesz, tato?...»

Wołał i skonał; jak mnie tu, człowiecze,
Widzisz, tak każde z mych dzieci konało
Do dnia szóstego; więc mi wzrok wyciecze

W strugach krwi; poprzez każde martwe ciało
Pełzam i trzy dni wołam na nieżywe...
Potem się życie głodem dokonało. —

Skończył i białka wywrócił straszliwe,
I zęby w czerep znów zapuścił siny,
Twarde i, jak psie, krwawej kości chciwe.

O Pizo, pięknej zakało krainy,
Gdzie brzmi lubego «si» nuta pieszczona,
Gdy się nie kwapią twych sąsiadów syny,

Niech cię Capraja porwie i Gorgona:
U Arnowego ujścia tamą wspięta,
Potopem zguby twych mieszczan dokona.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Dante Alighieri i tłumacza: Edward Porębowicz.