Sen, który spływa na oczy dziecięcia,
Wiecie, z jakiego urodzon zaklęcia?...
Ach, to jest szmerek, co żywie i mami
W krainie czarów, wiecznie roześnionych,
Pośrodku cieniów lasu, oświetlonych
Świętojańskiemi mrocznie robaczkami:
Tam wiszą pąki dwa trwożne zaklęcia,
Ztamtąd spływają na oczy dziecięcia.
Uśmiech na ustach śpiącego dziecięcia,
Wiecie, z jakiego urodzon zaklęcia?...
Młodego promyk to miesiączka, który
Jesiennej trąca skraj niknącej chmury —
I pierworodny rajski uśmiech z wianka
Snów umytego rosami poranka:
Ztamtąd spływając, pomny zniebozdjęcia,
Igra na ustach śpiącego dziecięcia.
Świeżość rozkoszna na ciałku dziecięcia,
Wiecie, jak długie ma dzieje poczęcia?...
Kiedy dziewczątkiem jeszcze była matka,
Świeżość ta tchnieniem różanego płatka
Serce jej słała, jak żywego cości,
W tkliwem milczącem misteryum miłości:
Ztamtąd tak słodka, tak pełna natchnięcia,
Żywa rozkwitła na ciałku dziecięcia.