Moja mamuliczko,
Coć mi twardo śpicie!
Na wojenkę mnie zabrali,
Wy o tém nie wiécie.
O jakci mnie wzięli,
W żelaza mię spięli,
Od miasteczka do miasteczka
Tamci mnie wodzili.
Jakci mnie przywiedli
Przed panieńską bronę,
Kazali mi se obrać,
Którą chcę szwadronę.
Dali mi czapeczkę
Z białemi tresami,[10]
Moja kochaneczka
Obléwa się łzami.
Niczego mi nie żal,
Jeno okieneczka,
Co ja przecz nie wglądał,
Co robi dziéweczka.
Ona w oknie siedzi,
Chusteczkę wyszywa,
Oto jest miluchna,
Coch u niéj przebywał.
14.
z p. Lublinieckiego.
Jak Kasinka jabłka rwała,
Na Jasinka zawołała:
Ej, Jasinku, żal mi cię,
Strzelcy jadą, wezmą cię;
Jedzie po cię w dwiesta koni,
Już się Jasiek nie obroni!
Ej, obronię się jabłuszkiem, —
Ty mnie zastaw twym fartuszkiem.
15.
z p. Raciborskiego.
W Raciborzu, w jednym domie,
W Raciborzu, w jednym domie
Szyją szewcy, szyją krawcy
Mundur dla mnie.
Szyją, szyją munderunki,
Że muszę iść do wojenki,
Ty, ma dziócho,[11] żal mi ciebie,
Że muszę precz iść od ciebie.
Mój syneczku, mój nadobny,
Powiedz mi, jeśliś mi dobry?
Poznasz ci ty moję dobroć,
Jak zapłaczesz nad nią nieraz.
Nie trzeba, dziócho, ci będzie
Drzewa rąbać, drzewa rąbać,
Bo ci się będzie
Na plecach łamać.
We Wrocławiu na ryneczku
Stoją wojacy;
Są oni tam postrojeni
Wszyscy jednacy,
Są oni tam rozmaici
Samotni, żonaci, —
I miłują szwarne dzióchy
We dnie i w nocy.
A jach téż jedną obrał
W mieście na farze,
A ona się nauczyła
Grać na gitarze.
Kiech ja do niéj chodzował,
Winkom z sobą nosował,
Po maluśko, po cichuśku
Drzwiczkim otworzył.
A kiedym szedł do swéj miłéj,
Już północ była,
I nie mógłem do niéj trefić,
Bo nie świéciła.
Alech burzył: Ma miła,
Otwórz, otwórz, bo zima,
Jeźliby mię nie ogrzała
Twoja pierzyna.
— — — — — —
— — — — — —
18.
z p. Bytomskiego.
A jak ja cię w ogródeczku dopadnę,
A toć ja ci twój wianeczek ukradnę.
A jak mnie ty mój wianeczek ukradniesz,
A toćci ty na wojence upadniesz.
Wezmę ja se piastuneczkę albo dwie,
A ty musisz gwerem ciepać na wojnie.
A jakci mnie na wojence zabiją,
To mnie czerwona kitelką przykryją.
A jakci mnie z tego miasta powieżą,
Wszystkie panny i panicze pobieżą.
A jakci mnie do grobu będą kłaść,
Wszystkie dzwony i organy będą grać.
A jakci mnie do grobeczka położą,
Wszystkie dzwony i organy zawieszą.
Hej, wojaczku, wojaczku
Na zielonéj łące!
Czemużeś się nie bronił,
Gdyś miał szablę w ręce?
Jakóżem się bronić miał?
Rękę mi ucięli,
I bronnego koniczka
Pode mną zabili.
20.
z Cieszyna.
Dorla z różów uwiła wieniec, —
Pytała, gdzie jéj oblubieniec,
Skłoniła przed wojskiem oczy swoje:
Powiedzcie wy mi, ludkowie moje,
Jeźli między wami niémasz miłego?
Najdę go, mówcie, miłego swego?
Jeden rzekł: Idź, jesień się chyli!
Ach nie mam go méj duszy kwoli.
Więdną róże w jéj wieńcu,
Zwiędnie i Dorla[16] jéj oblubieńcu.[17]
Chwila boleśna, pełna żałości,
Tyś skaziła kwiat méj dostojności.
Aj, ty nie najdziesz u nas miłego,
W bitwie przebodli Francuzi twego.
Rad dla ciebie a kraj umierał,
Jak się do wieńca sławy ubierał.
21.
z p. Raciborskiego.
Moja mamuliczko,
Na kolana padam,
Pożegnania żądam
Na daleką czestę,[18]
Tam się ubieram.
Mój miły syneczku,
Pożegnania ci dam,
Byś serce czyste miał,
Jak będziesz w linii stał,
Do ognia strzelał.
Wy, moje kamraci,
Jak do dom przyjdziecie,
Najprzód szczérém sercem
Tę moją kochankę
Mi pozdrawiajcie.
Iżby się wydała,
Na mnie nie czekała,
Bo to żaden nie wie,
Jeśli się powrócę
Do méj rodziny.
Wy moja matynko,
Jak wy tam przyjdziecie
W one miéjsce straszne,
Nie szukajcie wy mnie
Po lazarecie.
Jeno mnie szukajcie
Daléj w szczérém polu,
Tam ja będę leżeć
W jednym spólnym grobku,
W cichém pociemku.
Na saskiéj granicy,
Tam wojacy stoją,
A serdeczka jejich
Bardzo się lękają.
Zawiesili na mnie
Tę cielęcą duszę,
A ja nieboraczek
Z nią wędrować muszę.
Lękają się oni,
Bo też mają czego.
Wiedzą, że nie ujdą
Ognia francuskiego.
Każdy nieboraczek,
Co szabelką siecze,
Z głowy i z ramienia
Chutnie mu krew ciecze.
Piosenka niniejsza, przypominająca wojnę francuską r. 1813, wyjęta z pisma Pastora Fiedlera: „Bemerkungen über die Mundart der polnischen Niederschliesier.”
Oj za dworem, za stodołami
Stoi tam koniczek niesiodłany:
Koniczek siodłajcie, szabelkę mi dajcie,
Na moję miluśkę mi zawołajcie!
Ah moja miła nieskoro wyszła,
Już mi się szabliczka na boku błyskła.
Gdyby wiedział ten mój tatuliczek,
Jak porąbany ten mój koniczek!
Gdyby wiedziała moja siostrzyczka,
Jak porąbana moja głowiczka!
Chcesz miła wiedzieć, jak na wojnie źle?
Końska pieconka, woda z kolej!
Chcesz miła wiedzieć, jaki pogrzeb mój?
W szczérém poleczku wykopany dół!
Chcesz miła wiedzieć, jakie dzwonienie?
W szczérém poleczku wielkie strzelanie!
Ty, syneczku, jesteś zdrajca,
Oszydziłeś swego ojca,
Wywiódłeś mu konia
Z masztalni jego,
Włożyłeś huzarskie
Siodło na niego.
I jakżeś myślał wyjeżdżać,
Począłeś ojcu dziękować:
Dziękuję ci ojcze,
Ojcze kochany,
Bo ja już wyjeżdżać
Mam w cudze strony.
Dziękowałem swemu ojcu, —
On mówi: Idź mi z moich oczu!
Grajcie mi, trąbcie mi,
Piskajcie marsz,
Na ramieniu karabinek,
Przy boku patrontasz.
Dziękowałem swojéj matce, —
Ona mnie już widzieć nie chce.
Grajcie mi, trąbcie mi, i. t. d.
Dziękowałem swojéj siostrze, —
Ona mówi: Idź precz, łotrze!
Grajcie mi, trąbcie mi, i. t. d.
Dziękowałem swemu bratu, —
On mi mówi: Dziękuj katu!
Grajcie mi, trąbcie mi, i. t. d.
Dziękowałem swéj kochance, —
Ona mówi, że mnie nie chce.
Grajcie mi, trąbcie mi, i. t. d.
Ty syneczku nie staraj się,
Weź chusteczkę, ocieraj się!
Ach Boże, mój Boże,
Com uczyniła,
Iżem ja wojaczka
Sobie lubiła!
Ach syneczku, nie staraj się,
Weź chusteczkę, ocieraj się!
Bo ja się zaś powrócę
Kiedyś do ciebie,
I będę cię miłować
Jak sama siebie!
50.
z p. Raciborskiego.
Byłaż dróżka była,
Bez tę Lubowską wieś,
Co jach ją robował,
Kiech do miłéj chodził.
Byłaż dróżka była,
Ależ jéj już niéma;
Wyrosła mi na niéj
Zielona olszyna.
Wezmę ja siekierę,[44]
Zetnę olszyneczkę;
Jeszcze raz nawiedzę
Moję kochaneczkę.
Maszeruj, maszeruj
Trzysta mil za Nisę,
Aż cię, kochaneczku,
Wystrzelić usłyszę.
Nas łóżku siedziała,
Wystrzelić słyszała; —
A jak usłyszała,
Zarazki zemdlała.
Idzie myśliwieczek, po lesie poluje,
A gdy nic nie znalazł, bardzo się frasuje:
Cóż to jest, mój wieczny Boże?
Zwierzyny nie zabić, to być nie może.
A tak szedł po lesie już z drugiego końca,
Tam trafił dziewczynę nad rzéką a śpiąca;
I stoi i upatruje, by jéj snu nie przerwał,
Na to zważuje, z fuzyi nie strzelał.
Dziewczyna się budzi, spojzdrzała na niego,
Do niego mówiła: "Cóż to takowego?
Cóż stoisz? Co za przyczyna?
Widzisz, żem nie liszka, tylko dziewczyna!
Dziewczyno, dziewczyno, spodobanie w tobie,
Gdybyś mnie przyjęła ku swojéj osobie. —
Idź mi precz, nie bądź mi katem,
A nie rób mi wstydu przed całym światem.
Ukazał jéj piestrzeń: „I ten dałbym tobie,
Gdybyś mnie przyjęła ku swojéj osobie. —
Czyń co chcesz, powiem każdemu,
Żeś ty jest przyczyną smutkowi memu.
61.
z p. Lublinieckiego.
Chodzi tam myśliwiec, po lasach poluje,
I nic nie znalazłszy wielce się frasuje:
Co to jest, o mój mocny Boże?
Bym był bez zwierzyny? to być nie może!
Krzyknął na psy gończe: Ochotnie biegajcie!
A gdy co zwietrzycie, głosu dodawajcie!
Psy chętnie, wnet głos dawają,
I na jedném miéjscu naszczekiwają.
I bieży myśliwiec na swoje psy gończe,
Znalazł tam dziewczynę na murawie śpiącą;
I stoi i upatruje,
By snu nie przerwał, to obserwuje.
Dziewczyna się budzi, widzi myśliwego,
Mówi w prostocie niewinnéj do niego:
A to co za przyczyna?
Jam nie wilk, nie liszka, tylko dziewczyna!
Dziewczyno kochana, spodobanie w tobie,
Pozwól mi się zbliżyć ku twojéj osobie. —
Idź ty precz, nie bądź mym katem,
Bobym oznajmiła przed całym światem. —
Mam ja kulę złotą i tę dałbym tobie,
Gdybyś mię przyjęła ku twojéj osobie. —
Idź ty precz, nie proś mnie o to,
Milsza mi jest cnota jak twoje złoto. —
Mam ja i dyament, i tenbym dał tobie,
Gdybyś mnie przyjęła ku twojéj osobie. —
Idź ty precz, powiem każdemu,
Jakbyś był przyczyną smutkowi mojemu.
Bądź zdrowa, dziewczyno, spodobanie w tobie,
Gdyż nie chcesz pozwolić ku twojéj osobie.
Poluj zdrów, jakeś polował,
A takie zwierzątka już nie znajdował.
62.
z p. Rybnickiego.
Stoi tam u wody
Myśliwczyk młody,
Woła na szwarną dziéweczkę:
Podaj mi wody!
Jakoż ja mam stać,
Wody ci podać?
Jestem bosa, zimna rosa
Będzie uziąbać.
Obuj pończoszki
Na białe nóżki!
Jak mi Pan Bóg dopomoże,
Kupię trzewiczki.
Nie kupuj ty mi,
Kupże sam sobie;
Mam ja jeszcze matkę, ojca,
Kupią oni mi.
Nie może to być,
Ty masz moją być,
Jestem młody, jak jagody,
Nauczę robić.
Jest na dębie wić,
Nauczy robić,
A na brzozie chabineczka,
Wczas rano budzić.
Szła liseczka drogą,
Usiadła w koléj;
Przyszła ku niej druga,
Siadła wedle niéj.
Myśliwiec ma czarne oczy,
Strzeże za nią we dnie w nocy:
Uciekaj, nie czekaj,
Bo cię zastrzeli.
Ta liseczka mądra
Uciekła mu w las,
A myśliwiec za nią, —
Stracił on swój pas.
Uciekała za sośnicę, —
Stracił za nią rękawicę:
Nie uciekaj, doczkaj,
Już cię zastrzelę.
73.
z p. Rybnickiego.
Szła dziéweczka do gajeczka
Do zielonego,
Nadeszła tam myśliwieczka
Bardzo ładnego.
O mój miły myśliwieczku
Bardzo ci rada,
Dałabym ci chleba z masłem,
Alem już jadła.
Ja do lasa nie pojadę,
Drzewa rąbać nie będę,
Bo tam w lesie jest myśliwiec,
Tenby mi wziął siekierę,
Siekiereczkę za dwa twarde,
Toporzysko za talar;
Ja ubogi parobeczek,
Jabym o nię oszalał.
75.
z p. Rybnickiego i Lublinieckiego.
Pasła pastereczka
Wołki u staweczka,
Pięknie sobie śpiewała.
Przyszedł do niéj zając,
Chciał koniki zająć,
Ona sobie nie dała.
Pożenę ja wołki
Na zielone dołki,
Bedą mi je chłopcy paść;
A ja będę spała,
Póki będę chciała,
Aże mi je każą gnać.
Cóż tak oczka zapłakane,
Pastereczko moja miła?
Czy cię matka połajała,
Czyliś z trzody co zgubiła?
O nie toto, o nie toto,
Co mnie niespokojną czyni!
Albo ci téż co brakuje,
Lub nie masz innéj wygody?
Powiedz, kochanko miła,
Kupię ci z najświéższéj mody.
O nie toto, o nie toto,
Co mi niespokojną czyni!
Albo cię téż głowa boli,
Żem grał na fujarce siła?
Aleś temu sama winna,
Boś mię ty o to prosiła.
O nie toto, o nie toto,
Co mię niespokojną czyni!
Albo ci téż o to chodzi,
Żem z Karolką grał w zielone?
Iżem zakładu nie wygrał,
A dałem różę czerwoną.
Otóż toto, otóż toto,
Co mię niespokojną czyni!
Kiedy ci tak o to chodzi,
Żem z Karolką grał w zielone,
Pójdę do niéj i odpowiem,
Odbiorę różę czerwoną.
Otóż toto, otóż toto,
Co mię niespokojną czyni!
77.
z p. Kluczborskiego.
Bartek ci ja tęgi chłopek,
Mam stary grosz, mam i snopek.
Mam ja konie, mam i woły,
Mam ja owce, mam i pszczoły.
Mam ja czepkę i kożuszek, —
Zofka krowę, sześć kaczuszek.
Kocham Zofkę, boć to żona,
Uściskam ją, a mnie ona!
78.
z Cieszyna.
Jakech ja gęsi pasła,
Toch się od zimy trząsła:
Teraz już gęsi nie pasę,
Téż się od zimy nie trzęsę.
Jakech była maluśka,
Chowała mię maciczka:
Terazech już jest wielka,
Potrzebuję żenika.[63]
Służyłam u pana na piérwsze lato,
Wysłużyłam sobie kokoszę za to.
Moja kura,
Złote pióra,
Po sadzie chodziła,
Kurczęta wodziła.
Służyłam u pana na drugie lato,
Wysłużyłam sobie szczygiełka za to.
Mój szczygiełek
Dzióbie mak;
Moja kura,
Złote pióra,
Po sadzie chodziła,
Kurczęta wodziła.
Służyłam u pana na trzecie lato,
Wysłużyłam sobie kaczyczkę za to.
Moja kaczka
Mówi tak;
Mój szczygiełek
Dzióbie mak;
Moja kura,
Złote pióra,
Po sadzie chodziła,
Kurczęta wodziła.
Służyłam u pana na czwarte lato,
Wysłużyłam sobie gąseczkę za to.
Moja gęś
Kuprem trzęś;
Moja kaczka
Mówi tak;
Mój szczygiełek
Dzióbie mak;
Moja kura,
Złote pióra,
Po sadzie chodziła,
Kurczęta wodziła.
80.
z p. Rybnickiego.
Cztéry koniczki w dworze,
Żaden nimi nie orze?
Orze nimi Janiczek,
Czerwony jak grzebiczek.
Jechał nimi na pole
Zaorować kąkole;
Jak kąkole zaorał,
Swéj miluśki zawołał.
Pójdź, miluśko, pójdź ku mnie,
Powiem ja ci co o mnie;
Oprali mię maciczka,
I boli mię głowiczka.
Oprali mię dla ciebie,
Iże chodzę ku tobie.
Niech cię oni nie biją
A idź sobie ty z inną.
Jak ja raz był gospodarzem,
Miałem bydło hojne,
Cztéry koty do roboty
A dwa myszy dojne;
A łóżeczko z pajęczyny,
Bych się nie skołatał,
A pod spodkiem koński ogon,
Com sobie przeplatał.
Kiedym ja był młodzienioszkiem,
Miałem piękne szaty,
Papierzaną sukieneczkę,
Słomiane galaty,
A czapeczkę ja miał z wełny,
Musze piórko za nią; —
Ostatni raz ciebie pytam,
Jeśli będziesz moją?
84.
z p. Lublinieckiego.
Służył Jura u Mazura,
Zasłużył sobie szaty,
Westę[67] nową papierową,
Słomiane galaty,
A bóciczki
Z rokiciczki,
Makowe podeszwy.
A jeszczeć mnie żadne dziéwki
W tańcu nie odeszły.
A czapeczka z pajęczyny,
Pawie pióro za nią;
Nie staraj się, kochaneczko,
Będziesz moją panią.
Jak ja raz był gospodarzem
i. t. d. jak w przeszłéj pieśni.
Jest zaporka niziuchno,
Otwórzże mi cichuchno.
Jest skrzyneczka za drzwiami,
Połóżże twój kabot na niéj;
A czapeczkę na stole, —
Sam się połóż wele mnie.
A któż nas tu obudzi
Oboje młodych ludzi?
Jest jaskółka ranny ptak,
Obudzi nas jego wrzask.
Jaskółeczka świergoli:
Wstawaj, Jasiu, dzień biały!
Może ci się tak zdało,
Jeszcze słońce nie wstało.
Jużbym ja był dawniéj wstał,
Ale mi cię, dziéwczę, żal.
105.
z p. Bytomskiego.
Na krakowskiéj ulicy
Wędrowali krawczycy.
Panna oknem wyjrzała,
Na jednego wołała:
Jest zapora niziuśko,
Wléź krawieczku, cichuśko.
A za drzwiami stoi gnot,
Połóżże tam swój kabot,
A czapeczkę na stole,
Połóż się tu wele mnie. —
Któż nas rano obudzi
Nas dwoje ludzi?
Skowroneczek ranny ptak,
Obudzi nas jego wrzask.
Już skowronek świergoli:
Wstawaj, synku, do roli!
Jużbych ja był dawno wstał,
Ale mi cię, dziéwczę, żal!
Ona rąbek kupuje,
A on tłómok pakuje.
Ona chustkę kupuje,
A on z miasta wędruje.
Potkali się na moście,
Mówili się po proście:
Ugryzłeś mnie jako pies,
Teraz idziesz z miasta precz!
Pocisł czapkę na ucho:
Zostań z Bogiem, dziewucho!
Pocisł czapkę na obie:
Nie chcę słychać o tobie.
106.
z p. Rybnickiego.
Na rybnickiéj ulicy
Wędrowali krawczycy;
Szwarne dziéwczę wychodzi,
Kłaniają się dwa młodzi.
Pójdźmy, bracie, pójdźmy tam,
Zostawiłem czapkę tam.
Moja miła, puść mnie tam,
Odeszedłem czapkę tam.
Za dźwierzami stoi gnot,
Połóżźe tam swój kabot,
Z za gnotem stoliczek,
Połóżże tam kłobuczek.
Za stoliczkiem łóżeczko,
Połóż się tam serdeczko. —
Jaskólinka jaskóli:
Wstawaj Jasiu, dzień bieli!
Jużbych ja był dawno wstał,
Ale mi cię, dziócho, żal. —
Cóż mię ty tak żałujesz,
Gdy mi nic nie darujesz? —
Oto ryński, to masz sześć,
Idź se kupić, co ty chcesz. —
Ona rąbek kupuje,
A on z miasta wędruje.
Potkali się na moście,
Mówili się po proście:
Ugryzłeś mię jako pies,
Teraz idziesz z miasta precz!
Spuścił czapkę na uszko:
Bądź już z Bogiem dziewuszko!
Spuścił czapkę na obie:
Nie chcę słychać o tobie!
Daj mi pokój, Franiu,
Z tém twojém kochaniem,
Nie rań serca mego
Z ciężkiém narzekaniem!
Boć sobie nie łamię głowy,
Boć już insze mam gotowe
Serce do kochania
W ciężkiém mém wzdychaniu.
Alboż ja to nie wiem,
Jak obłudnie żyjesz?
Insze kochasz nadewszystko,
Przede mną się kryjesz.
Twoja miłość bardzo płocha,
Kędy przyjdziesz, wszędzie kochasz,
Wszędzie niestateczny,
Skarze cię Bóg wieczny.
Nieszczęśliwa miłość,
Która między nami,
Serce mi zraniła,
Nie mieszkała z nami.
Ludzie na nas spoglądali,
Jakśmy społem chodzowali,
A teraz już na tem
Łączę się z tym światem.
Z tym światem się łączę,
Miłość odstępuje,
Serce mi zraniła,
Z nami nie obcuje;
Ach wy nocki niewyspane,
Ach wy oczka wypłakane,
Powiedzcie prawdziwie,
Jak żyję tęskliwie!
177.
z p. Bytomskiego.
Przed tą moją sienią
Siwe gąski płyną; —
Nie chodź tam, Jasinku,
Bo cię tam zabiją.
Choć mnie tam zabiją,
To ja jeno pójdę,
A swéj kochaneczce
Pięknie podziękuję.
Bóg ci zapłać, zapłać,
Moja kochaneczko,
Co się ja nachodził
Pod twe okieneczko;
Coch się tam nachodził,
I coch się tam nastał,
A inszy tam nie chodzował,
A przecię cię dostał.
O Boże, mój Boże,
Skarałeś mnie marnie,
To co mi się nie podoba,
To się za mną garnie.
To co mi się podoba,
Tego mi Bóg nie da;
To co mi się nie podoba,
Rada ze mną gada.
178.
z p. Kozielskiego.
Kieby mi dał pan Bóg wiedzieć
Jak w téj mojéj krainie?
Jeźli się tam ma kochanka
Bardzo o mnie frasuje?
Onaby się frasowała,
Gdyby jeno nie insi,
Ale insi kochankowie
W sercu jéj są milejsi.
O mamci ja dwóch gołąbków,
Poślę ja jéj pismeczko;
Ale go nie otwiera,
Ani go czytać nie chce.
Onaby go przeczytała,
Gdyby jeno nie insi,
Ale inni kochankowie
W sercu jéj są milejsi.
Księdzów pachołek na pole jedzie;
Któż mu poganiać będzie?
Jakcić objechał dokoła pola,
Złamał u pługa nogę.
Mój gospodarzu, dajcie ją sprawić,
Bo was może pan Bóg wybawić.
Dziéweczko miła, coś porobiła,
Ślubeś złamała, mnieś opuściła.
Opuściłaś mnie twego wiernego,
Teraz nie masz żadnego.
Jak ja umrę, to nie czuję,
Dam sobie robić z jawora skrzynię.
Dam się pochować w lesie przy chodniczku,
Gdzie będzie chodzić ma kochaneczka,
Co tam raz pójdzie, spominać będzie:
To tu mój miły leży.
180.
z p. Pszczyńskiego.
Po tych Pszczyńskich stawach
Biały łabęt pływał, —
Ten mój kochaneczek
Już o mnie zapomniał.
Jakóż nie zapomnieć?
Nowina przychodzi,
Iże już kochanek
Inny k’tobie chodzi!
Lepiéj nam wtedy było,
Kiedyśmy siadali
Przed sienią na ławce,
Winem się częstowali.
Przed sienią na ławce,
Bali i w komórce,
Tedy już nie było
Dobre twoje serce.
Wesołe mi było
Z tobą rozłączenie,
Bo się już skończyło
Twoje obmawianie.
Nie będę się, dziócho,
Nie będę się smucił,
Bom ja dopiéro teraz
Twą fałeczność poznał.
181.
z p. Kozielskiego.
Powiadałeś mi iż mię weźmiesz,
Jak pszeniczka z pola zeżniesz;
A tyś ją zeżnął i wymłócił,
Ubogą sierotę mnie opuścił.
Słuchajcie mamulko najmilejsza,
Co ja wam powiem dzień dzisiejszy:
Com zamyślił, to uczynię,
Iże się do śmierci nie ożenię.
Cóżeś pomyślała, pocieszenie moje,
Że się rozłączyć chcesz? mię wystać[111] nie możesz?
Mnie wystać nie możesz, a ja muszę płakać,
I na ciebie, kochaneczko, bardzo narzekać.
Ach Boże, mój Boże, któż mi w tém pomoże?
Pomogłabyś mi ty moja kochaneczko,
Gdybyś przemówiła
Do mnie choć jedno słoweczko.
Ziółkam ja zasiała,
Zielone mi zeszło:
Sama nie wiem, moja matko,
Czemuż mnie tak tęskno.
O tęskno mnie, tęskno
Bez kochanka mego,
Ześléj mi go, dobry Boże,
Ty wiesz dobrze kogo.
Ześléj mi go, ześléj
Do mojego domu,
Niechże mi się rozweseli
Serduszko ku niemu.
Przyjdę ja do domu,
Choćby do zakonu,
Przemówiłabym słoweczko,
Ale nie mam komu.
Przemówiłabym słówko,
Przemówiłabym i dwa,
Ale się mój kochanek
Bardzo na mnie gniewa.
Żaden mi nie winien
Jak moje kamradki,
Bo one mnie obmówiły
U téj jego matki.
Pan Bóg wam to zapłać,
Moje kamradeczki,
Boście wy mnie uszczypiły
Jako jaszczureczki.
Nie tak jak jaszczurki,
Ale jako żmije;
Już ten mój kochaneczek
Już jedzie do innéj.
Jedzie pod mém oknem
Po ojcowém polu,
Aże mi się serce kraje
Od wielkiego żalu.
193.
z p. Kozielskiego.
Zielonom zasiała,
Zielono mi zeszło,
Żaden tego nie ma wiedzieć
Jak bez kogo mnie tęskno.
O tęskno mnie, tęskno
Bez kochanka mego,
I mi nie ma kto pokazać
Chodniczka do niego.
Mamcić ja chodniczek
Między obilami;[113]
Ojciec, matka tego nie wie
Co jest między nami.
Mamcić ja chodniczek
Między poganeczką,[114]
Żaden tego nie ma wiedzieć,
Co ja z kochaneczką.
194.
z p. Pszczyńskiego.
Siałem proso na zawrociu,
Nie będę go żąć;
Piękne dziewczę miłowałem,
Nie będę go mieć.
Siać, nie żąć,
Miłować, nie wziąść, —
Siałem, nie żąłem,
Miłowałem, nie wziąłem.
Tam nad młynem pod jasieniem
Na wysokiéj stronie,
Ślubiła mi ma dziewczynka
Wierne miłowanie.
Wianek uwity,
Piestrzeń złocisty
Od niéj dostałem, —
Przecię dziéwczę nie wziąłem.
Ustam, jako z maku kwiecie,
Gębiczkim jéj dawał,
Tylko jako łabęt byłem,
Z wieczoram jéj grawał.
Miłością pałałem,
Kędym chodził wzdychałem,
W nocy nie spałem,
Przecię to dziéwczę nie wziąłem.
Rano wczas niż dzwonik cynkał
Wcześnie na klękanie,
Szedłem, abym ptaków słyszał,
Ranne radowanie.
Szedłem za lasem, —
Ale, ach, co ujrzałem?
Cały struchlałem,
Więcéj to dziéwczę nie chciałem.
W roślinach tam, w wierzbach gęstych
Dziéwczę z innym stało;
On ją trzymał, ściskał, całował,
Dziewczę się jeno śmiało.
Ja potém zawołałem,
Darmo w nocy nie spałem,
Siałem, nie żąłem,
Miłowałem, nie wziąłem.
195.
z p. Rybnickiego.
Choćby mi grała
Z Krakowa muzyka,
Trębacy mi trąbili,
Toćby oni mnie
Tego mego serca
Nie rozweselili.
Matuchno ma, śpicie,
O tém nic nie wiécie,
Iż dziś moje wesele;
Gdyby tak wstali,
Toćby rozweselili
Smutne serce moje.
196.
z p. Rybnickiego i Gliwickiego.
Już cztéry niedziele,
Jak się z nią pogniewał,
O téj jéj niemocy
Wcale nie wiedział.
Wczora o północy
Przyszła do niemocy, —
Pan Bóg wie, czy będzie
Jeszcze chodziła.
Powiedz mi, ma miła,
Co ciebie boli,
Poślę po doktora.
O boli mnie serce,
Głowa, nogi, ręce,
Pan Bóg wie, czy będę
Jeszcze chodziła!
Jak ciebie, ma miła,
Pan Bóg powoła,
Tobie piękny pogrzeb
Ja wystroić dam;
W wszystkie dzwony dzwonić,
I na trąbach trąbić,
Ciało twe do grobu
Zaprowadzić dam.
Nie będę ja prędzéj
Inszéj miłował,
Aże się ten twój grób
Będzie zielenił;
Tam na kierchow pójdę,
Na twój grób uklęknę,
Za ciebie, ma miła,
Modlić się będę.
197.
z p. Rybnickiego i Lublinieckiego.
Nie daleczko bez poleczko
Jak często ku mnie chodzował!
Ja cię o to nie prosiła,
Żebyś mnie fałszywie miłował.
Mówiłam ci: Idź ode mnie,
Tyś mnie miłował obłudnie;
Na ostatkuś mi dał skazać
Iż możemy mieszkać bez siebie.
Poślijcie mi po malérza,
Niech wymaluje me licko,
Niechże on mi wymaluje
Moje zasmucone serdeczko.
Ale malérz nie mógł przyjść, —
Muszę ja z tego świata zéjść.
Jak ja z tego świata zejdę,
Dajcie moje ciało otworzyć.
Znajdziecie tam w niém serdeczko,
Na którém miłość gorała,
A to wszystko dla kochanka, —
Jednak ja go nie dostała!
Dajże Boże w skonaniu
Tym młodzieńcom zeznanie:
Nieszczęśliwa miłość wżenie
Nie jedną dziéweczkę do grobu.
198.
z p. Rybnickiego.
Przed tą Rudzką bramą,
Pięknie malowaną,
Dwoje drzewa stoją:
Jedno kalinowe,
Drugie jaworowe,
A oba zielone.
Pod tém kalinowém
Nadobna kochanka
Czerwony kwiat szyje.
Pod tém jaworowém
Młodzieński kochanek
Na koniczku umrze.
Nie pochowajcie mnie
Przy kościelnéj bramie,
Gdzie wiatry wiewają;
Ale mnie schowajcie
Przy téj pięknéj drodze,
Gdzie panny chodzują.
Jak one tam pójdą,
Sobie mówić będą:
Tu leży młodzieniec,
Nad nim wisi wieniec.
Ach biada mnie przesmutnemu,
Cóż ja począć mam?
Miłowałem jedną pannę,
Tę opuścić mam;
Od któréjm pocieszon bywał,
I na spacér z nią chodzował;
I terazem opuszczony
I zasmucony!
Moje mili rodzicowie,
O to was proszę,
Do nóg waszych jedną prośbę
Biedny przynoszę:
Żebyście mi nie bronili,
Waszę córkę dozwolili
Miłować ją na potomnie,
Miłować wiecznie!
Wstań, młodzieńcze, od nóg naszych,
A nas nie turbuj;
Mówimy ci, naszéj córki
Więcéj nie żałuj;
Gdybyś żądał co inszego
Gotowiśmy są do tego,
Tylko córki nie możemy,
Szczérze mówimy.
Jednak ja was jeszcze proszę
Z serca prawego,
Iżebym się mógł dowiedzieć
Słówka stałego.
Jeźli córkę swą mi dacie,
Już was proszę obiecajcie,
Bo mi się zdaje że zginę,
Kiedy ją minę.
Nie proś nas, młodzieńcze, więcéj,
Bobyś nas gniewał;
Już nie będziesz naszéj córki
Więcéj miłował.
Rozstańże się z naszą córką,
Podziękujcie sobie ręką,
Bo przestanie, i nie będzie
Więcéj twą miłą.
Rozpuknij się, moje serce,
Na taką żałość,
Gdy się teraz musi złamać
Ta wielka miłość.
Żalu mój srogi, cóż pocznę,
Iż człowiek ubogie serce
Kruszy i tę jedność łamać,
O żalu srogi!
W powiecie Kozielskim tę zwrotkę tak śpiewają:
Rozpuknij się serce moje
Na taką żałość,
Gdy się teraz musi złamać
Ta wielka miłość.
Chociaż proszę niby żebrak,
Nie słyszę pociechy jednak,
Tylko same zasmucenie,
Cóż za kamienie?
i dodają jeszcze następujące wiersze:
Odstąp, kochanku, ode mnie,
Nie rób trudności,
Nie rań serca mnie strapionéj,
Nie czyń ciężkości!
Już się miłość zakończyła,
Ojciec, matka zabroniła,
Toćmy się mieć nie możemy,
Choć tego chcemy.
Daremne twe żałowanie,
Miły młodzieńcze,
Miłość wasza uszła jak dzień,
Gdy zajdzie słońce,
A nastanie noc na ciemność; —
Tak téż teraz waszą miłość.
Toć wy się mieć nie możecie,
Choć tego chcecie.
Bez prawa po nocy biały
Dzień następuje; —
A dla mnie się téż panienka
Inna gotuje.
Choć nie wasza córka będzie,
Dla mnie dziewuch pełno wszędzie,
Alebym był waszą wolał,
Bom ją miłował.
Miałam ja wianek zielonéj rutwie;
O jako, jako wonny kwiat!
O! coć on mi kwitł w lecie i w zimie,
A teraz mi się zmienił świat.
Nie dają mi cię przyjaciele brać,
I ani z tobą się porozprawiać;
Wielkąć nam żałość zrobili,
Iże nas tak rozłączyli.
Gdy mi się wspomni na te miejsceczka,
Oj, na których my siadali;
Gdy mi się wspomni na te słoweczka,
Oj, co my społem gadali, —
Każda żyłeczka we mnie zadyrgnie,
I serce moje od żalu mdleje;
Wielkąć nam żałość zrobili,
Iże nas tak rozłączyli.
Ach, mocnyż mnie miły Boże,
Cóż ja teraz czynić mam?
Kochałem tak krasną pannę,
A teraz ją opuścić mam;
Nie dają mi jéj przyjaciele brać,
I ani z nią się porozmawiać;
Wielkąć nam żałość zrobili,
Iże nas tak rozłączyli.
201.
z p. Rybnickiego.
Zachodzi słoneczko między lasy,
Jużci mnie w Rybniku nic nie cieszy;
Cieszyło mnie, już nie będzie,
Będzie mnie cieszyło kędy indziéj.
Niechże mnie cieszy, kędyli téż chce,
Jeno mnie nie opuszczaj, me serce.
Szukaj sobie inszéj gdzie chcesz,
Tylko mnie nie obmawiaj, że mnie nie chcesz.
Godzino, godzino nieszczęśliwa,
Comci ja sierota za smutliwa;
Ach smutliwa, zasmucona,
Od mego kochanka opuszczona!
O Boże, Boże w wysokości!
Cóżci nas ty stresktał[115] z téj miłości!
Bo ta miłość, która była,
Z obiema się nam raz rozłączyła.
202.
z p. Rybnickiego.
Ach Boże, mój Boże!
Cóż ja doczekała,
Że ja się w nieszczérym
Synku zakochała!
On z innemi chodzuje,
A mnie wziąść obiecuje.
Przyjdę do karczmiczki,
Stanę wedle proga,
Mój miły tańcuje,
Nie boi się Boga;
Chusteczką wywija,
A ze mnie się pośmiéwa.
Przyjdę do domeczku,
Siędę na łóżeczku.
Pocznę sobie myśleć
O swym kochaneczku, —
On przyjdzie i burzy:
Wstań, kochanko, otwórz mi!
Nie będę ja tobie
Więcéj otwierała,
Ja się nieszczérości
Od ciebie doznała;
Tyś się ze mnie pośmiéwał,
Jakeś się chusteczką ociérał.
O cóż ci to chodzi?
O ten biedny taniec?
Jednak mnie, kochanko,
Ty jedna dostaniesz.
Otwórz, bo cię miłuję,
Z szczérego serca całuję.
203.
z p. Rybnickiego.
Na téj górze kwitną róże,
A urwać ich nie mogę.
Miłowałach fałecznika,
Miłować go nie mogę.
Miłowałach i kochałach,
W sercu go se nosiła;
Nie byłabych se myślała,
Że ta miłość fałszywa.
A wyście sobie wzięli,
Co wam się lubiło;
Wy mię wziąść nie dacie,
Coby mię cieszyło!
207.
z p. Lublinieckiego.
O Boże, mój Boże,
Cóż to za rodzice,
Kiej oni mnie pojąć
Nie dają dziewice!
Ubogiéj mi bronią,
Bogata mnie nie chce.
Oj, na to wspomnicie,
Wy moje rodzice,
Że was Pan Bóg skarze,
Da złego po parze.
Wyście się pobrali,
Boście się kochali,
A wy mnie bronicie.
Coście za rodzice!
208.
z p. Rybnickiego.
Ubogą mi bronią,
Bogata mię nie chce:
Poczekajcie rodzice,
Wszak was Pan Bóg stresce.
Wyście sobie brali
Co wam się lubiło,
A mnie dać nie chcecie,
Coby mnie cieszyło.
Com się tam nachodził,
Pod okienkiem stawał!
A inny tam nie chodził,
A przecież cię dostał.
Com się tam nachodził
A natrzaskał błota!
Nie stoisz za to, miła,
Choćbyś była z złota.
Twa miła maciczka
Ona mi skazała,
Iżbyś więcéj ze mną
Po ćmi nie siadała.
Weź se bogatego,
Ja wezmę ubogą,
Musimy zapomnieć
Jeden na drugiego.
209.
z Cieszyna.
Pięknie na chodniczek
Świécił mi miesiączek,
Gdym ja poszedł ku swéj miłéj.
Jaśnie on świécił,
Aże się błyszczył,
Iżebym drogi nie zmylił.
Kradnę się ku oknu,
Kłupię na kochankę, —
Ale miła nie otwiera.
Kłupię ja jeszcze raz, —
Z strachu blednie twarz,
Z strachu dusza umiera.
Miałem ja kochankę,
Już nie mam nic,
Do któréj ja chodził
Prawie po nic.
Bo mi ją ci wzięli,
Co do niéj chodzili,
Co ją sobie serdecznie
Miłowali.
Szedłbym się uskarzyć,
Nie mam komu,
Bo mojéj kochanki
Nie mam w domu.
Pójdę miedzy lasy,
Będę wołał głosem,
Gdzieś jest, ma kochanko
Najmilejsza?
Darmoć teraz wołam,
Darmoć krzyczę,
Boć już moja miła
Wierzy w inszych.
Na oko się stawia,
Że nie chce inszego,
Ta miłość na żałość
Mię przywodzi.
Spomnij sobie, miła,
Na te słowa,
Któreś mi przed roczkiem
Ślubowała.
Jak ty ten ślub spuścisz
I mnie ty opuścisz,
To ty zań po śmierci
Cierpieć musisz.
Jak ja ciebie, miła,
Nie dostanę,
Wlézę ja na skałę,
Skręcę głowę.
Toć wszystko dla ciebie,
Żeś fałeczna była,
Iżeś mnie fałszywie
Miłowała.
Jeszcze tu jeden raz
Żałość będzie,
Jak me ciało w marach
Leżeć będzie.
Pokropem przykryty,
Krzyż biały wyszyty,
Około czarny flor
Wisieć będzie.
Jeszcze tu po drugie
Żałość będzie,
Jak rektor żałośnie
Śpiewać będzie,
I ksiądz fararz za mną
Będzie stać; — kochanka
Z maciczką nade mną
Będzie płakać.
Panicy przy boku
Za mną pójdą,
Woskowe świéce się
Świécić będą;
Panienki z wieńcami,
Z pięknemi kwiatami
W białém obleczeniu
Za mną pójdą.
Już koniec pieśniczki
Wyśpiewują,
Którą sobie w sercu
Wyrysuję,
Żem do niéj chodzował,
Często naśladował.
Drzymota mię nadeszła,
Świéca zgasła.
Na koniczka wsiadał,
Nóżkę już w strzemieniu:
Pamiętaj, chłopczyno,
O mojém imieniu.
Na konika wsiadał,
Rączkę mu podałam:
On sobie zaśpiewał,
A ja zapłakałam.
Lata ptaszek, lata,
Odpoczywa sobie;
Ciebie kochać będę
Choć w podziemnym grobie.
226.
z p. Rybnickiego.
Lata ptaszek, lata,
Siedliczko nań mając, —
Nie byłbym tu dzisiaj,
Ciebie nie kochając.
Lata ptaszek, lata,
Odpoczywa sobie, —
Będę ciebie kochał,
Choć w podziemnym grobie.
Wzdycham ja do serca,
Wzdycham do doznania,
Byłem spokojniejszy,
Gdym nie znał kochania.
Wzięłaś mi spokojność,
Cóż jest moje życie?
Nie wie téż nikt o tém,
Żem cię kochał skrycie.
Kochałem cię, dziéwczę,
Jak swą własną duszę,
Lecz nie mam majątku,
Opuścić cię muszę.
O miłość, o miłość,
Jakżeś ty przeklęta:
Z których części świata
Ty jesteś wyjęta.
Ile kropek w morzu,
Ile gwiazd na niebie,
Tyle mam szacunku,
Panienko, dla ciebie.
227.
z p. Rybnickiego.
Siwy gołąbeczku
Nie urgiéj nade mną,
Miałam ja kochanka,
Pogniewał się ze mną.
O jak się pogniewał,
Tak się zgodzić musi,
Bo jego serdeczko
Rozpuknąć się musi.
Szczęśliwa ta rybka,
Co z wodą płynęła;
A ja nieszczęśliwa,
Żem cię się chyciła;
Żem cię się chyciła
Jako nieszczérego:
Boże się pożałuj
Kochania mojego.
Miłowali my się
Jak gołąbki w parze;
Ten co nas rozłączy,
Tego Pan Bóg skarze.
A skarze go, skarze
Na duszy, na ciele;
Cóż będą mówili
Nasi przyjaciele?
Wlazła do piwnicy,
Oblała się łzami,
Komuż mię zostawisz,
Kochanku kochany?
Komużby innemu
Na wysokiém niebie?
A za roczek, za dwa
Powrócę do ciebie.
A jak nie powrócę,
Będę listy pisać;
Ty będziesz płakała,
Ja nie będę słyszeć.
A jak nie powrócę
Będę listy pisać:
Ty będziesz płakała,
Ja nie będę słyszeć.
Na stodole ptaszek siada,
Posłuchuje kto tam gada.
Gadają tam dwoje ludzi,
Oba jeszcze bardzo młodzi.
Tak sobie tam rozmawiają,
Dzieciątko se podawają:
To masz, Jasiu, to masz dziecię,
Mówiłeś mi: nie zdradzę cię;
Jednakeś mię w ciele zdradził,
Z wianeczkaś mię wyprowadził.
Urwałeś mi kwiatek z maku,
By nie było po mnie znaku.
Urwałeś mi kwiatek z manny,
Posłałeś mię między panny.
Panny mię tam nie cierpiały,
Płochą mię tam nazywały.
Ach mój Boże, cóż mam czynić,
Czy wędrować, czy się żenić?
Wędrowałbym, nogi bolą;
Żenić mi się nie pozwolą.
242.
z p. Raciborskiego.
Już ten mosteczek bardzo połamany,
Co ja po nim chodzował;
Już ta dziewczynka bardzo pogniewana,
Co ja do niéj pobiegał;
Ale się to jeszcze może stać,
Iż się jeszcze możemy rozeznać;
Ale ciebie będzie głowiczka bolała,
Jak ja będę z inną grać.
Kole tego jeziora
Jest tam lipka zielona,
A na téj lipce, na téj zielonéj
Ptaszkowie śpiewają.
Nie byli to ptaszkowie,
Jeno byli drużbowie!
A cóżże tam oni śpiewali?
O tej szwarnéj dziewczynie.
— — — — — —
244.
Na téj łączce zielonéj
Stoi jawor zielony,
A na tym jaworze, na zielonym,
Trzéj ptaszkowie śpiewają.
Nie byli to ptaszkowie,
Tylko kawalerowie;
Oj wadzili się o jednę Marysię.
Któremu się dostanie.
Jeden mówi: tyś moja;
Drugi mówi: jak Bóg da;
A trzeci mówi: serduszko moje,
Czemużeś mi tak smutna?
Jakże nie mam smutną być,
Za starego każą iść;
A serce moje rozbujało się,
Nie mogę go utulić.
Przyjac. ludu 1846, str. 176 i 200.
245.
z p. Rybnickiego.
Nie jesteś, nie jesteś,
Jakeś się czyniła,
Nie jesteś, nie jesteś,
Jak ty się czynisz.
Fałeczne serce masz,
Nic mię się nie trzymasz,
W inszym, w inszym,
W inszym się kochasz.
Lecz ja nie dbam, nie dbam,
Choć mię nie miłujesz;
Już ja nie dbam, nie dbam,
Chociaż mię ty nie chcesz.
Ja taką dziewczynę
Za piętak dostanę,
Jakeś, jakeś,
Jakeś ty jest!
246.
z p. Gliwickiego.
Jak ja ciebie, dziócho, nie dostanę,
Zrobię se ja w sercu swojém ranę,
Pójdę ja do klasztora
Uczyć się za fratora.
Jak mnie będą do mszy oblekać,
Przyjdź ty dziócho tam się podziwać;
Jak ja będę mszą służyć,
Przyjdź mi się pomoc modlić.
Cóżbym ja się za ciebie modliła,
Kiejm ja nie jest żadna twoja miła?
Ty masz w ręce krucyfiks,
Do panienek nie masz nic.
Nie płacz o mnie,
Iżem księdzem jest;
Bo jak ja będę
Kielicha podnosił,
Za ciebie będę
Pana Boga prosił.
Nie płacz o mnie,
Iźem księdzem jest;
Jak ja się dowiem,
Że będziesz konać,
Dam ci we wszystkie
Dzwony wydzwoniać.
Nie płacz o mnie,
Iżem księdzem jest;
Jak ja się dowiem,
Żeś już skonała,
Przyznam się potém,
Żeś mnie kochała.
Nie płacz o mnie,
Iżem księdzem jest;
Jak ciebie będą
Do grobu wpuszczać,
W ten czas się będzie
Moje serce pukać.
Nie płacz o mnie,
Iżem księdzem jest;
Bo jak ja umrę,
I za pół roku,
Dam się pochować
Przy twoim boku.
251.
z p. Oleskiego.
Nie płacz ty dziócho,
Iżem ja księdzem;
Bo ja cię prosił,
Piestrzenie nosił,
A ty nie chciała,
Rączkiś nie dała.
Nie płacz ty dziócho,
Iżem ja księdzem;
Bo jak się dowiem,
Iże ty konasz,
Dam ci we wszystkie
Dzwony wydzwoniać.
Nie płacz ty dziócho,
Iżem ja księdzem,
Bo jak ty umrzesz,
I za pół roku,
Dam cię pochować
Podle mego boku.
252.
z p. Lublinieckiego.
Stoi jabłoneczka w dolinie,
Śrebra, złota na niéj dość dla mnie.
Weźże, ty Jasinku, ostry miecz,
Utnij śrebra, złota na wieniec.
Komuż ten wianeczek darujesz?
Kiéj go śrebrem, złotem pozawijesz?
Nie daruję ja go żadnemu,
Jeno Jasinkowi mojemu.
Kocham ciebie nad me życie,
Wacławie mój drogi,
Ale kochać dłużéj skrycie
Nie mogę bez trwogi.
Jam méj matce nie mówiła,
Wnieść może, żem płocha,
Ta wieść by ja zasmuciła,
Bo mnie bardzo kocha.
Więc pójdziemy do twéj matki,
Bóg to dobry sprawi,
Że uściska swoje dziatki
I pobłogosławi.
Skoczył, i weszli oboje
Do Heleny chatki,
A Wacław tam prośby swoje
Zanosi do matki.
259.
z p. Rybnickiego.
Magdalenko moja,
Być (bądź) mi taka szczéra,
Pójdź ze mną na spacér,
Pójdź ze mną na spacér,
Nie będzie nam zima.
Pójdź ze mną na spacér,
Aże do gaiczka,
To tam usłyszymy,
To tam usłyszymy
Śpiewać słowiczka.
Moja kochaneczko,
Nie chódź ode mnie,
Ani spuszczaj twoich,
Ani spuszczaj twoich
Czarnych oczu ze mnie.
Bochmy się społem
Roczek miłowali,
A terazki nam się
Ci nasi ojcowie
Społem wziąść nie dali.
O wiemy my oba,
Co jest miłowanie,
Jakie to jest trudne,
Jakie to jest trudne
Nasze rozestanie.
A idź mi tam z Bogiem,
Ty mój kochaneczku,
A piszże mi w krótce,
A piszze mi w krótce
Maluśkie pismeczko.
Jak mi będziesz pisał
To małe pismeczko,
Wtedy mi pocieszysz,
Wtedy mi pocieszysz
Me smutne serdeczko.
A ja ci napiszę,
Że będziemy swoi;
A ty mi zaś odpisz,
Niechże się już dzieje
Po téj Boskiéj woli.
Boże, Boże najmilejszy,
Nie ma jak to saméj spać,
Nie ma mnie kto ze snu przebudzować,
Mogę ja se rano wstać.
Rano, rano, raniusinko
Miła z izby wychodzi;
Ogląda się z téj strony na drugą,
Gdzie się miły przechodzi.
Przechodzi się po berlińskim moście,
Szablą się szurmuje;
Ogląda się z téj strony na drugą,
Gdzie się miła sznuruje.
Sznuruje się jedbawną wstążeczką,
Łzy jéj z oczu kapają,
Ociera je bieluśką chusteczką,
Rączki se podawają.
Berlin, Berlin, malowane miasto,
A któż mi go malował?
Któżby inszy? ten mój najmilejszy,
Co mnie wiernie miłował.
Miłował mnie ze swéj poczciwości,
Z wieczoreczka do rana;
Prosił mnie o mój wianek zielony,
Alech mu go nie dała.
261.
z p. Rybnickiego. (z Krakowa?)
W tym blasku kwiecia błoń,
Dokoła dźwięk i woń,
Śmiech koło mnie;
Tylko w mém sercu nie,
Dusza ma znać nie chce,
Ach bo już nie macie
Lubéj dla mnie.
Nie dla mnie ptasząt śpiéw,
Ani zefirów wiéw,
Ani maj drzéw;
Kiedym szedł z tobą w błoń,
W méj ręce czuł twą dłoń,
Rwał kwiaty na twą skroń,
Tęskliwym był.
Mój paciérz zawsze brzmiał,
By ci Bóg szczęścia dał,
A tegom chciał;
Stwórca wysłuchał mnie,
Widząc w mém oku łzy,
Przez nie szczęśliwaś ty,
Ale ja nie.
Oprócz twych pięknych lic,
Nie mam we świecie nic,
Droższego nic;
Chciałem wraz z tobą żyć,
Z jednego źródła pić,
Los to zazdrościł mnie
I wydarł cię.
Czy mnie nie wolno żyć,
O twojém szczęściu śnić,
Szczęśliwym być?
Jakem pierś matki ssał,
I świat za ojca miał,
Ciebie jak Boga chciał
Kochać i czcić.
Gdy skłonisz białą dłoń,
Zaś usta twoje skroń
Ku piersiom twym:
W ten czas ja paciérz ślę,
Dozwól, ach dozwól mnie
W rozkoszném tchnieniu tém
Umrzéć tym snem.
Trudno tobie teraz posłuchać
To moje wzdychanie,
Które ja do ciebie odsyłam
Za twoje miłowanie;
Boś ty ten jedyny był,
Coś mi tak słodko mówił,
Byłabym dla ciebie umarła,
Coś mi się tak ulubił.
O mamci ja nieco pięknego
Z tego twojego statku,
Mam ja ten twój złoty piestrzanek
Na większą twą pamiątkę,
Ten, któryś mi darował,
Z łaski twéj wywianował;
A tyś teraz na to zapomniał,
Iżeś mnie tak rad miłował.
Ach ty ćmawa nocko, ciemna noc,
Gdybyś ty mówić mogła,
Zaiste tybyś nam powiedziała,
Gdzieś nas ty stać widziała.
Ciemna nocka już jest precz,
Już nam się nie wróci więc;
Ten, który rad w nocy miłuje,
Jest fałszywy jak najwięc.
Ten słowiczek, ptaszek maluśki,
Co on pod gajem skacze,
Kiedy mi się o tobie spomni,
Samo serce mi płacze.
Boś ty mówił jak z miodem,
A to było z powodem;
Uwiedłach ich więcéj jak siedm,
Tyś mnie uwiódł sam jeden.
A gdzież jest mój wianek zielony,
Gdzież jest moja czystota?
Rozniosły ja czarne kruki precz
Daleko do świata.
Miała ja raz jednego,
Już nie chcę mieć żadnego,
Przyjdź, o przyjdź, mój miluśki,
A wywiedź mnie ty z tego.
266.
z p. Rybnickiego.
Pięknie to jest wędrować,
Gdy jest w polu kwiecie;
Jeszcze piękniéjszéj miłować,
Jak miesiączek świeci.
Ciężko to jest umierać,
Kiedy nic nie boli;
Jeszcze cięższéj miłować,
Gdy co nie po woli.
O wiemci jabłoneczkę,
Ma jabłuszka dwie; —
Namawiałem kochaneczkę,
Ale nie sobie.
Boże, Boże, żal mi będzie,
O jak mi cię wezmą ludzie,
Ty kochaneczko!
Kiedy idzie do kościoła,
Jako leluja,
Ludzie za nią poglądają:
Toć dziócha szumna!
Boże, Boże, żal mi będzie, i t. d.
Kiedy idzie do ogródku,
Jako frejliczka,
Ludzie za nią poglądają
Na jéj liczka.
Boże, Boże, żal mi będzie, i. t. d.
Kiedy idzie do karczmiczki,
Jak różany kwiat,
Ludzie za nią poglądają:
Toć jéj służy świat!
Boże, Boże, żal mi będzie, i t. d.
Kiedy przyjdę do karczmiczki,
Stanę przy dźwierzach,
Oglądam się po swéj miłéj,
Onéj niewidać.
Boże, Boże, żal mi będzie, i t. d.
Gdyś nie przyszedł na tę nockę,
Przyjdźże na drugą,
Będziemy się w nocy ściskać,
Jak nocka długa!
Boże, Boże, żal mi będzie,
Jak mi cię wezmą ludzie,
Ty kochaneczko!
268.
z p. Rybnickiego.
Nowiny idą, smutek nadchodzi,
Muszę maszerować;
Téj mojéj miłéj, mojéj najmilszéj
Muszę podziękować,
Gdybyś była jak ma miła,
Tobyś mnie odprowadziła,
Aby na pół mile,
Serce moje miłe.
Jeno ja ciebie o tyle proszę,
Byś się nie wydała,
Byś swojéj cnoty lecy (lada) szelmowi
Na darmo nie dała.
Bo teraz są ciężkie laty,
Nie utracaj swojéj cnoty;
Jak cnotę utracisz,
Mnie piestrzanek wrócisz.
A czy mnie ty to mój kochanczku,
Za lecy dzióchę masz,
Iże mnie ty tak o mój wianeczek
Bardzo opowiadasz?
Nie jest ja lecy dziéweczka,
Jeno twoja kochaneczka.
Ty z Bogiem maszeruj,
A mnie nie feksyruj.[129]
269.
z p. Rybnickiego.
Jużcić mi węder[130] nastał,
Już wędrować muszę,
A tę swoje kochaneczkę
Już opuścić mam.
Gdybyś była jak ma miła,
Tobyś mię odprowadziła,
Aby jeno bez poleczko,
Moja miła kochaneczko.
Tylko cię o tyle proszę,
Pięknie mi się chowaj,
A téj swojéj poczciwości
Żadnemu nie dawaj.
Czych ja to jest jaka dama,
Czych jest niepoczciwa panna?
Idź z Bogiem, maszeruj,
A mię już więc nie fekseruj!
270.
z p. Rybnickiego.
Jak ja pojadę Bez tę Pszowską wieś,
To mi ty miluśka
Chusteczkę wywieś,
Albo mi ją pokaż;
Będą ludzie mówić,
Iż się we mnie kochasz. Bez tę Pszowską wieś
Jest tam chodniczek gdzieś,
Coch ja tam chodzował
Do swéj miłéj na wieś.
Byłci tam chodniczek,
Jużci go tam niéma,
Wyrosła mi na nim
Czerwona różyczka.
Wezmę siekiereczkę,
Zetnę tę różyczkę,
Jeszcze raz nawiedzę
Swoję kochaneczkę.
271.
z p. Kozielskiego.
Hanko, ty ma pociecho,
Najmilsze serce moje,
Gdy ja ciebie ujzdrzę,
Me serce się pocieszy.
Źle ścielesz, źle ścielesz,
Kochaneczko, źle ścielesz;
Gdybyś była dobrze słała,
Tobyś mnie była dostała.
Źle ścielesz, kochaneczko, źle ścielesz!
Pchła mnie słomka pod kolanka,
Nie będziesz ty moja żonka;
Pójdę sobie szukać innéj,
Milszéj nad ciebie dziewczyny.
Źle ścielesz, moja miła, źle ścielesz!
Zaśpiewam jéj: Kochaneczko,
Otwórz mi twe okieneczko,
Uchyl mi go w ogródeczku,
Rzucać będę po kwiateczku,
W północy, kiedy leżysz w łóżeczku!
Me śpiewanie ją ocuci,
Ona słucha, kto jéj nuci:
Niémasz w całéj wiosce innéj
Śliczniéjszéj nad cię dziewczyny,
Uchyl no, uchyl miła dziewczyno!
Nie możesz ty, płynie rzéczka,
A ja się boję taciczka,
Boję się téż i mateczki,
Choćbym rada twe kwiateczki —
Nie mogę, uchylić ci nie mogę.
Przez rzéczkę ja wnet przepłynę
Ważąc życie za dziewczynę!
A gdy ciebie nie dostanę,
Cierpieć muszę wielką ranę,
Któż będzie, któż łóżeczko słać będzie?
280.
z p. Oleskiego.
Któż to tam pod mojém okieneczkiem puka?
Ja młodzieniec niesę wieniec
Przekrasnéj dziewczynie.
Nie tak krasy, jak czerwone liczka,
Jużcić mnie jéj nie zganicie
Moja mamuliczko.
Choćby mnie ją zganili i przyjaciele,
Jużcić mnie jéj nie zganicie
Gdy my już w kościele.
Klękniemy przed ółtarzem oba,
Przyjdzie ku nam, przyjdzie ku nam
Duchowna osoba.
Ta nas zwiąże za te prawe ręce,
Już nas żaden, już nas żaden
Nie rozłączy więcéj.
281.
z p. Opolskiego.
O chmury, chmury i błyskawice,
Pocieszcie wy mię w mojéj tęsknicy!
Jaki ja w ten czas frasunek miała,
Gdy ja się z miluśkiem rozestać musiała!
Opuścili mnie przyjaciele smutnie,
O nas płakali łzy okrutnie;
A jak my przyszli aż pod bożą mękę,
Tam na rozestanie dali sobie rękę.
Gdzież ty masz tę chustkę, co ja tobie dała,
Kiedy ja z tobą w ogrodzie stała? —
To ty masz tę chustkę, schowaj ją sobie,
A wspomnij sobie, jak ja przał tobie.
Gdzież ty masz ten piestrzeń, co ja tobie dał,
Kiedy ja z tobą w ogrodzie stał? —
To ty masz ten piestrzeń, coś mi go ty dał,
Wybierz sobie lepszą, jakéś ty mnie miał.
Pod lipą my się schodzili,
Tam my się na nowo ślubili,
Najświętszéj Panny obraz stał, —
Tam on mnie stęgę darował;
Tam się tak długo namawiali,
A piestrzeń i chustkę na zawsze dali.
282.
z p. Opolskiego.
O chmury, chmury i błyskawice,
Pocieszcie wy mię w mojéj tęsknicy!
Jaki ja w ten czas frasunek miała,
Gdy ja się z miluśkiem rozestać musiała!
Tam my się zeszli pod bożą mękę,
A na rozestanie dali sobie rękę;
Ręce sobie dali, rzewnie płakali,
Iże się z téj szczéréj miłości rozestać mieli.
Gdzież ty masz tę chustkę, co ja tobie dała,
Kiedy ja z tobą w ogrodzie stała? —
Ja tę chustkę wziął a inszéj darował,
Coby ja o tobie prędzéj zapomniał.
To ty masz tę chustkę, schowaj ją sobie,
A wspomnij na to, jak ja przał tobie.
Gdzież ty masz ten piestrzeń, co ja tobie dał,
Kiedy ja z tobą w ogrodzie stał? —
Ja piestrzeń wzięła, w błoto deptała,
Coby ja na ciebie zapomniała.
To ty masz ten piestrzeń, co ja nosiła,
Podaruj go milszéj, jak ja tobie była. —
Pod lipą my się schodzili,
Tam my się na nowo ślubili,
Najświętszéj Panny obraz stał, —
Tam on mnie stęgę darował.
Tam się tak długo namawiali,
A piestrzeń i chustkę na zawsze dali.
Wdycki, wdycki, wdycki, wdycki,
Wdycki się mnie zda,
Iże ma miła czarne oczy ma.
Znowa, znowa, znowa, znowa,
Znowa mnie się zda,
Iże ma miła się na mnie gniewa.
Gniewaj się ty na mnie, gniewaj,
Albo nie gniewaj;
Między ludźmi mi pozdrowienie daj!
307.
z p. Kozielskiego.
Kto chce bez pole
Do miłéj bieżéć,
Niech się nie bawi,
Niż pójdzie leżéć
Ma miła złota
Otwórz mi wrota,
Niech mój koniczek
Nie depce błota.
Ty mój kochanku,
Nie ciążaj sobie,
A zléź z koniczka,
Otwórz ich sobie.
308.
z p. Oleskiego.
Na Zębowskiém[138] polu jabłońka,
Co ją tam sadziła kochanka;
Zielone listeczki puszczała;
Czerwone jabłuszka miewała.
Zawołał Franciszek z daleka:
Urwij mi jabłuszko z wysoka,
Urwij mi jabłuszko, — albo dwie —
Jedno dla miłego, drugie dla mnie.
309.
z Cieszyna.
Skowroneczek lata,
Powiada iż świta;
Świta wczas raniuśko,
Wstań moja miluśko!
Gdybych miała klucze
Od tego świtania,
Nie dałabych świtać
Aż do jutra rana!
Kiebych miała klucze
Ode dnia białego,
Nie dałabych świtać
Do roku całego!
Czyś nie był doma,
Czyś nie miał konia,
Kiedym po cię posyłała?
Czy téż matusia nie dała?
Miałemci konia,
Matusia nie broniła;
Jeno mi pierwsza,
Ona najmilejsza,
Dróżkę zabiegała.
Kochana dziewczyno,
Daj mi zimnéj wody,
Niechaj się napiję
Dla twojéj urody.
Dziewczyna skoczyła,
Zimnéj wody dała,
Jam sobie zaśpiewał,
Ona zapłakała.
Wysoko, daleko
Listek na jaworze,
Kto nie szczérze kocha,
Skarz go miły Boże.
Dobra noc, dziewczyno,
I mamunie twojéj,
Co cię wychowała
Dla pociechy mojéj!
324.
z Cieszyna.
Wszystko tam już spoczywa
W cichéj nocnéj dobie,
Idzie Jan twój a śpiewa
Pod okienkiem tobie:
Dobra noc, śpij dziewczynko,
Śpij, ma miła Rozynko.
Uśnij miła, miła śpij,
Hejha, bąbelota;
O gdyż ci się o mnie śni,
O dziewczynko złota!
Śpij, ma miła Rozynko,
Dobra noc, śpij dziewczynko!
325.
z p. Rybnickiego.
Ach ja tu nie będę,
Ja tu ztąd precz pójdę,
Ach ja tu nie będę,
Ja pójdę precz;
Ja pójdę do świata,
Gdzie róża rozkwita,
Tam sobie wybierę
Co będę chcieć.
Miałech ja dziewczynkę
Jako balsaminkę,
Miałech ja dziewczynkę
Jako obraz;
Potém mię nie chciała,
Inszego se wzięła,
A ja ubożuchny
Nie mam teraz nic!
Nie powiem ci dzisiaj,
Ani jeszcze jutro,
Boby ci się serce
Od żalu rozpukło.
Powiedz mi, kochanko,
Jeźli będziesz moją?
Niechże mi koniczki
Na dworze nie stoją.
Bo moje koniczki
Wiela mnie kosztują;
Kiej do ciebie jadę,
Podkówki się psują.
Te moje podkówki
Są z drogiéj oceli. —
Nie będziesz mi legał
Na mojéj pościeli.
Bo ta moja pościel
Złotem wyszywana,
A twoja koszula
Siedem lat nie prana. —
Nie starajże się ty,
Choć koszulka brudna,
Starą matuchnę mam,
O wodziczkę trudna.
Nie tak o wodziczkę
Jako i o praczki,
Już się powydawały
Lubszeckie dziéweczki.
336.
z p. Lublinieckiego.
Rośnie sosieneczka sosnowa,
Jak w lecie tak w zimie zielona. —
Wszystko mi się zdaje
Iż ma kochanka
Czarne oczka ma.
Zaszedłem tam rano,
Zaszedłem w południe,
Ona jeszcze leży w pościeli.
Takowa panienka —
Żadna gospodynka
Z ciebie nie będzie.
A cóż tobie, Jasiu, do tego?
Jeszczem nie przepasła nic twego,
Jeśli ci o to idzie,
Przestań do mnie chodzić,
Nie jest nic złego.
337.
z p. Lublinieckiego.
Kiedym ja ten dwór mijał,
Zawoniał mi karafioł[146][147]
W około, w około.
Jeszcze ja tu raz pójdę,
Ojcu, matce mówić będę
I prosić, i prosić:
Taciczku i matuchno,
Dajcie mi waszę ceruchnę
Nadobną, nadobną.
Jeźli jéj nie chcecie dać,
Dajcie ją se wymalować
Nadobną, nadobną.
To wam tęskno nie będzie,
Możecie się w niéj przeglądać
W około, w około.
Aleć wy mi ją dacie,
Jeno po niéj coś poznacie,
Poznacie, poznacie.
Krasa jéj się utraci,
Jako kwiateczek na naci,
Na naci, na naci.
A ja chłopczyna młody,
Nie mam wąsów ani brody,
Ni brody, ni brody.
Jak ja sobie wyskoczę
I chusteczką mą zatoczę,
Zatoczę, zatoczę,
To mi będą dziewczyny
Zaskakiwać niby liny
W około, w około.
Za olszyną, za olszyną
Malowany dwór,
Malowana kolaseczka
I siwasty koń.
Na tym koniu złota grzywa,
Strzebna podkowa: —
A ja ciebie, panno, nie chcę,
Boś jest uboga.
A ja cię téż, wacpan, nie chcę,
Bo rad w karty grasz.
A ja cię téż, panno, nie chcę,
Czarne nogi masz.
A ja skoczę do Dunaja
Umyję nogi,
Wacpan przegra sto talarów,
Będzie ubogi.
Sto talarów, sto talarów
I to nie wiele; —
Panna nie czesała głowy
Cztéry niedziele.
A cóż tobie, wacpan, po tém
Do mojéj głowy?
A ty siadaj na twego konia
I jedź do wdowy.
Nie zalecałech się wdowie
Ani mężatce,
Jeno tobie, moja panno,
Piérwszéj plugawce.
341.
z p. Lublinieckiego.
Przyszedł pod okieneczko,
I wołał: Marjaneczko,
Otwórz mi okieneczko!
Kochanko, serce moje,
Otwórz okienko twoje!
Matuchna usłyszała:
Nie dla ciebie, ty hultaju,
Córeczkęm wychowała.
Nie przebieraj, krasna panno,
Byś nie przebrała;
Przebierzesz ty w studni wodę,
Abyś wiedziała;
Weź se co chcesz,
Kiej mię nie chcesz,
Ja o ciebie nie stoję.
Król po ciebie nie przyjdzie,
Książę cię minie,
Będzie na cię taki dobry
Co pasie świnie. —
Czy to nie są
Dobrzy ludzie,
Co pasą świnie?
343.
z p. Rybnickiego.
Ciecze mi wodziczka,
Po kamieniach brzęczy,
Pytam cię się, dziócho,
Wiela masz tysięcy?
Cóż mię się ty pytasz,
Wielabych ich miała?
Przód mię się ty pytaj,
Jeślibych cię chciała?
344.
z p. Strzeleckiego.
Ty myślisz, iż mnie zwiedziesz,
Że się ku mnie nie nawrócisz!
Mnie bez ciebie wesoły świat,
Ustroję się jak biały kwiat.
Jeszcze ja się usznuruję,
Z innymi się wytańcuję;
Ty za mną poglądać będziesz,
Łzami się oblewać będziesz.
Mój wianeczek cyprysowy
To ozdoba mojéj głowy,
Alboć on mnie chodzi kołem
Nad tém mojém białém czołem.
Ty się ku mnie nie nadwijaj,
Piéniążków se nie przepijaj,
Bo nie będziesz pocieszony,
Nie będziesz miał ze mnie żony.
Jeszcze ja się raz nadwinę,
Flaszkę piwa se wypiję,
A potém se oczy zatkam
Piękną bialuśką szatką.
345.
z p. Strzeleckiego.
Mój koniczek krzywo stoi,
Krzywo jest, krzywo jest;
Kto ku mojéj dziosze chodzi,
Szelma jest, szelma jest.
Jak go przy niéj zastanę,
Pisnę ja nim o ścianę,
A on musi maszerować,
A ja przy niéj zostanę.
Adamku nasz
Co to robisz?
Na łące ci pasą,
Tyś jest między chasą,[151]
Ty nic nie dbasz.
Adamku mój,
We słowie stoi,
Żeś mi ty ślubował,
Jakeś mnie miłował,
Że będziesz mój.
Annulko ma,
Nie jest można,
Doczkaj aż do roku,
Aż będzie pół roku
To będziesz mój.
Annulko ma,
Rostomiła!
Do śmierci najdalszéj
Moja najmilejsza,
Żadna inna!
358.
z p. Rybnickiego.
Jedyna dziewczynka
We wsi była,
Jednę koszulinkę
Tylko miała.
We dnie prała,
W nocy nie spała,
Aż do rana przyszli
Chłopcy ją namawiać:
Dziewczynko miła,
Bądźże mi szczéra,
Ślubujże mi!
Jakóżbym ja tobie ślubowała,
Gdym ja już inszemu
Wianek dała?
Zielony wianek,
Śrebrny pierstrzanek,
Jużem dała;
Zielony wianek,
Z palcem pierstrzanek
Jużem dała.
359.
z p. Rybnickiego.
Temuch ja cię nie chciał
Żeś bardzo ospała,
Temuch ja cię nie chciał
Że bardzo śpisz.
Jakech ku tobie przyszedł,
Takech zaś odeszedł,
Dałech ci gębiczki,
Ty nic nie wiesz.
360.
z p. Rybnickiego.
Nie stójcie młodzieńce w dworze,
Pójdźcie lepiéj do izby;
Posiadajcie se w komorze,
Nie cierpcie tam zimy.
Mychmy tu nie przyszli posiedzieć,
Mychmy tu nie przyszli postać;
Wy macie trzy piękne ceruszki,
My chcemy ich jednę dostać.
Nie bierzże, Antońku, takowéj,
Która jest bardzo pyszna,
Boby ani za tobą
Na dwór nie wyszła.
Nie bierzże, Antońku, takowéj,
Która jest zamroczona,
Boby ci się mroczyła
Od rana do wieczora.
Przestanieszci, dziéweczko,
Tańcować,
Jak ty będziesz dzieciąteczko
Piastować.
Przestanę téż, stary dziadzie,
Albo nie,
Twoje nogi wybiegane,
Moje nie.
Dam ja mojéj piastuneczce
Dwa bite,
To mi weźmie dzieciąteczko
Powite.
Dam ja mojéj piastuneczce
Kęs złota,
Nie wrzucić mi dzieciąteczka
Do błota.
369.
z p. Gliwickiego.
Gdy przyjdzie sobota —
To wesoły dzień;
Miła już wygląda,
Skąd przyjdzie miły.
Z wieczoreczka ciemna nocka,
Miła otwiera dźwiereczka,
Radaby gadała
Ze dwie słoweczka.
Nie staraj się dziéwczę,
Nie sąśmy piérwsi,
Byli téż przed nami,
Byli téż insi,
Co się z sobą pogniewali,
A przecię się zaś dostali,
Co nam Bóg naznaczył,
To nam téż będzie.
Zachojnęła gałązeczka
Z jałowca;
Przecię wolę młodzieniaszka
Niż wdowca.
Boć u wdowca, boć u wdowca
Dziatki są,
Młodzieniaszek jako ptaszek
Tylko sam.
Bo za wdowcem drobne dziatki
Płakały,
Bodajbyśmy takiéj matki
Nie znały.
382.
z p. Rybnickiego.
Miałach ja miłego cztéry lata,
Jak przyszło na piąty, to mię niechał.
Studzienna wodziczka, studzienny las, —
Jeźli będzie dobry, przyjdzie on zaś.
Jak przyszedł pod moje okieneczko:
Stańże a otwórz mi kochaneczko;
Rodzice rostomili marnoście mię ożenili,
Marne to było ożenienie, z moją miłą rozłączenie.
Z tą długo żyć ja nie mienię,
Bo ja jeno ojcowską wolę czynię:
Kiedyś mi nie była za żeniczkę,
Proszę cię, byćże (bądźże) mi za druchneczkę.
Nie możnaby mi było do kościoła iść,
Ani ci na głowę wianeczka włożyć;
Ale ja pójdę do kościoła,
Będę ja prosić Pana Boga:
Aby ci Pan Bóg szczęścia nie dał,
Iżebyś z młodych lat chleba żebrał,
Chleba żebrał, z laską chodził, —
Za to, syneczku, żeś mię zwodził.
383.
z p. Oleskiego.
Puk, puk, puk, puk w okieneczko,
Otwórzże mi kochaneczko!
A jabym ci otworzyła,
Gdybym ja tu sama była.
Ale ja tu nie jest sama,
Bo tu jest mój kochaneczek.
Bo tu jest mój kochaneczek,
Co przyjechał po wianeczek.
Po wianeczek po zielony
Z maryjanku uwiniony.
Z maryjanku zielonego,
W ogródeczku urwanego.
Ciężki, ciężki kamień młyński,
Jeszcze cięższy stan małżeński.
Bo kamień młyński ten utonie,
Stan małżeński nie zaginie.
Kiebyś był co dobrego,
Tobyś kupił dzieciom czego;
Aleś ty jest jaki taki,
I kupiłeś róg tabaki.
I wlazł za piec i zażywał,
A na dziatki różkiem kiwał:
Pójdźcie dziatki, zażywajcie,
Z ojca chleba nie wołajcie.
A dziatki toż używały,
Boraczki[155] poumiérały.
385.
z Cieszyna.
O niéma tu, niéma,
Coby mnie cieszyło;
O niéma tu, niéma,
Co mnie cieszy!
Co mnie cieszyło,
Z wodą upłynęło;
O niéma tu, niéma,
Co mnie cieszy!
Jakie jest oranie
Bez pługa, bez koni,
Jakie jest oranie
Bez kolców? —
Takowe oranie
Jako miłowanie,
Jako miłowanie
Bez gębiczek.
Porząd mi dawali,
Co mi się nie lubi;
Porząd mi dawali,
Co ja nie chcę.
Dawali mi wdowca,
Ma jeno pół serca;
Pół go dał niebodze,
Półby dał mnie.
Zawszech pomyślała
Ze się dobrze wydam,
A ja się uganiam
Aż do śmierci z biedą.
Wzięłach sobie chłopa,
Rad gorzołkę pije;
Jak się on upije,
To mnie potém bije.
Bije on mnie, bije
Trzy razy na tydzień,
A wczora mi pedział,
Iż będzie każdy dzień.
390.
z p. Raciborskiego.
Kto ma szwarną żonkę,
Ten ma radość,
Nie odejdzie od niéj
Ani na krok;
Da jéj gęby we dnie,
Bali bez południe,
A jak przyjdzie wieczór,
Téż jéj nie odbiegnie.
Jak przyjdzie pół nocy,
To go budzi:
Stawaj mój mężyczku!
Tak mu mówi,
Żebyś nie zapomniał,
Już czas do roboty;
Pięknie mu przymawia,
I doda ochoty.
Coch zarobiła, toch zarobiła.
Toś ty, Jasiu, przepił;
Jużbych ci była
Nic nie mówiła,
Kiebyś mnie był nie bił.
Obij mnie doma, boch twoja żona.
Nie bij mnie u ludzi;
Niech się moja —
Ani twoja
Rodzina nie wstydzi!
393.
z p. Rybnickiego.
Czyli ja was, pani matko,
Doma miérzała,
Iże ja się już tak młoda
Wydać musiała?
Ja za męża, za złego
Nie mam dnia wesołego,
Matuchno moja.
O jeźli wy przyjedziecie,
Matuchno moja,
To on mnie tak pięknie rzecze:
Żeniczko moja!
Ale jak wy odjedziecie,
To mnie bije jako on chce,
Nie godzien mnie był.
Jeźli ja, moja matuchno,
Doma bywała,
Jak wesoło po muzykach
Zawsze biegała.
Teraz muszę gospodarzyć,
Chleba upiec, jeść nawarzyć,
Matuchno moja.
Po cóżeś mię, moja matko,
Tak wczas wydała,
Kiedym jeszcze gospodarstwa
Nie rozumiała?
Wydałam cię z téj przyczyny,
Że cię mieć chciał Jasiek miły
Za przyjaciela.
Miło mi było, matusio,
Słuchać muzyki,
Kiedy grali za oknami
Jako słowiki.
A terazci już nie miło,
Nie dawać mnie za maąż było,
Mamunio moja.
Zaprzągajcie cztéry konie
Do téj karety,
Niechże ja se poobjeżdżam
Wszystkie wizyty.
Zaprzągajcie jak najprędzéj,
Niech nie smucę serca więcéj
Mamuni mojéj.
Matko, matko, matusio moja,
Wydajcież mnie wczas do ludzi,
Niechże mi się świat nie mudzi,
Matusio moja!
Córko, córko, corusio moja,
Jeszcześci ty jak jagoda,
Jeszcze cię dla ludzi szkoda,
Corusio moja!
Matko, matko, matusio moja,
Chociażci ja jak jagoda,
Alebym ja chłopca rada,
Matusio moja!
Córko, córko, corusio moja,
Będzieszci ty chłopca syta,
Cztéry razy na dzień bita,
Corusio moja!
Matko, matko, matusio moja,
Nie będzie to wasza wina,
Choćby ja się z chłopcem biła,
Matusio moja!
396.
z p. Gliwickiego.
Czemużeście mnie, mamiczko,
Tak wczas wydali,
Kiedyście mnie gospodarstwa
Nie nauczyli?
Terazby trza gospodarzyć,
Ja nie umiem jeść nawarzyć,
Mamiczko moja!
Gdy wy do mnie przyjedziecie,
Mamiczko moja,
To on do mnie pięknie mówi:
Żoneczko moja!
Jak wy skoro odjedziecie,
To mnie bije, kijem siecze,
Mamiczko moja!
Matka mię tu posłała,
Macie mi dać Michała,
Macie mi go zaraz dać,
Bo ja nie mam z kim gadać.
Wy, mamulko, nie dbacie,
Iże tatulka macie,
A jabych téż nie dbała,
Kiejbych Michała miała.
Bo choćby był garbaty,
I po czole szraniaty,
Jabych nim nie gardziła,
Za męża bych go wzięła.
403.
z p. Rybnickiego.
Biada mnie smutnemu,
Wielce strapionemu,
Iżech dostał złą żonę.
Kiedy ona rano wstaje,
To mnie klnie i łaje, —
Biada mnie smutnemu,
Iż mię łaje przy wstaniu.
Jach się jéj też chciał uskarzyć,
We swojéj niewoli,
Iże mnie w plecach boli;
Byłać to żona nieszczęsna,
Takiego mi leku naszła,
Widłami od pieca
Waliła mnie bez pleca.
Jach jéj pięknie prosił:
Żeniczko, me serce,
Nie bijże mnie już więcéj;
A ta, jako strzała leci,
Zaczyna mnie bardziéj bići Bez głowę, bez gębę, —
Jach jéj uciekł na górę.
Ona za mną na górę,
A wrzeszczy a krzyczy,
Iż mnie za łeb zesmyczy;
A jach se rzekł: Miły panie,
Niech się ze mną jak chce stanie;
Wziąłech ja za głowę,
Zrzuciłech ją do dołu.
Język sobie ukąsiła,
Krew się jéj waliła,
Zębska wybijała,
Potém więc nie gadała.
Złamała se nogę,
Złamała se nogę,
A ja za to nie mogę.
Nie długoch się nad nią smucił,
Wziąłech ją na tragacz,[162]
Zawiozłech ją aż pod las;
Nie długoch się nad nią smucił,
Wziąłech ją, do stawu wrzucił,
Bez księdza, bez dzwonów, —
Ja z tragaczem do domu.
Moi mili muzykanci
Ze mną się weselcie,
A złych żon się nie bójcie,
Bo kto się złéj żony boi,
Ten moc w świecie wystoi;
Bo żona ma we zwyku,
Iż ma djabła w języku.
Kaczmareczce zakazała,
Coby już nie nalewała:
Ja nie chcę o żadnym wiedzieć,
Bo on może doma siedzieć.
Przedał wozy, przedał pługi,
Jeszcze nie zapłaci długi;
Jak umarło gospodarstwo,
Musi przestać liderastwo.
408.
z p. Oleskiego.
Sąć to na świecie pijacy,
Co pijają we dnie w nocy;
Czasem od picia nie wiedzą,
Ani téż chodzić nie mogą.
Trza by i ludzi po temu,
Coby ich wiedli do domu;
Dwa mię wiodą za ramiona,
Bych nie upadł na kolana.
A trzeci mi musi p’adać,
Którą nogę przódy stawiać;
Ludzie patrzają z swych okien,
Myślą że idą z niedźwiedziem.
Gdy postawię w góry oczy,
Cały świat się ze mną toczy;
Gdy przychodzę ku méj sieni,
Daję słupom pozdrowienie.
409.
z p. Lublinieckiego.
A ja sobie dobrze żyję,
Co zarobię, to przepiję.
Jeszcze jeden piętak mam:
Kaczmareczko, wléj mi zań!
Dał sobie wlać kwartę piwka,
Siodłać sobie swego siwka.
Swego siwka osiodłam,
Do swéj miłéj pojadę,
Iste słowa przywiezę.
Nie przywieziesz, kochaneczku,
Choć przyjedziesz na koniczku,
Bo ja ciebie dobrze znam,
Słoweczka ja ci nie dam.
410.
z p. Pszczyńskiego.
Napij się braciszku, napij się,
Bo nam to pan szynkierz napisze;
Napij się, braciszku, napij,
Póki się twój ojciec szaci.
Jak cię on przestanie szacić,
To się nie będziesz mógł napić.
Napij się, braciszku, napij się,
Bo nam to pan szynkierz napisze.
411.
z Cieszyna.
Pij, syneczku, pomaluśku,
Pij, syneczku, pomału,
Bo masz małą stodolinkę,
Bo masz małą stodołę.
Piwo sam, piwo tam,
Muzykanci grajcie,
Bo ja wam zapłacę,
To się nie starajcie!
412.
z Cieszyna.
Dajcież mi kielicha,
Bo mam chęci wiele
Wypić wasze zdrowie
Zacni przyjaciele.
Niech wam da Bóg szczęście
A kontentowanie,
Tego ja wam życzę
Na podziękowanie.
Już śpiewasz, skowroneczku,
Jużci i ja orzę,
Obudwu nam w robocie
Jedno świéci zorze.
Bóg pomóż, skowroneczku,
I dodaj nadzieję,
I dla ciebie ja razem
I dla siebie sieję.
Bóg daje nam wszystkiego,
Co tu posiadamy,
I udziela nam darów,
Skoro go błagamy.
Dziękujemyż jemu za to
Co nas błogosławi,
I nam miłe na ziemi
Razem życie sprawi.
Jak pełna jest natura
Wiosennéj ozdoby,
Wszędzie się pokazują
Jej śliczne urody.
Murawy kwiateczkami
Są pięknie upstrzone,
Gaje i téż krzewiny
Wszędzie są zielone.
Śpiewajże skowroneczku,
A ja niechże orzę,
Bo wnet dla mnie i dla ciebie
Zgaśnie światłe zorze.
Ow obłok, co na sklepie
Niebieskim się wozi, —
Zachowany w nim piorun
Ciemną śmiercią grozi.
Kiejchmy się łączyli
Obachmy płakali,
Obachmy se białą chustką
Oczka ucierali.
Prędzéj się rozłączy
Wodziczka z piaseczkiem,
Niżeli ja się rozłączę
Z moim kochaneczkiem.
Prędzéj się rozłączą
Drobne rybki z wodą,
Niżeli ja się rozłączę,
Kochaneczko, z tobą.
Prędzéj się rozłączy
Wodziczka z kamieniem,
Niżeli ja się rozłączę
Ze swém pocieszeniem.
416.
z p. Rybnickiego i Lublinieckiego.
Kochanie, kochanie,
Cóż ty pomyślała,
Iże się ty łączyć chcesz,
A mnie ty opuścić chcesz,
A ja muszę płakać?
Któż wie, jak me serce
Od żalu świegoce?
O Boże, mój Boże!
Któż mi co pomoże?
Tybyś mi pomogła,
Moja kochaneczko,
Gdybyś do mnie mówiła
Jedno stałe słoweczko
Ze serca tak szczérego;
Toćby rozweseliło
To moje serce krwawe.
Gdy my społem stali,
Społem rozmawiali, —
Wesoło spominam sobie,
Ma kochanko o tobie.
417.
z p. Rybnickiego i Lublinieckiego.
O już nadchodzi ta chwila rozestania,
Która nas na zawsze ma rozłączyć z sobą;
Może ostatnie są te pożegnania,
Może ostatni raz mówimy z sobą.
Jutro przed świtem opuszczę te mury,
Którym widokiem był uszczęśliwiony,
Jak skoro zorza zabłysknie na niebie,
Wszystko utracę, gdy opuszczam ciebie.
Góry od ciebie już mnie oddalają,
Wszystkie rzeczy smutne mi się zdają,
Ja w moim żalu wymawiam te słowa:
Bywaj mi, bywaj, moja droga, zdrowa!
Gdy pram po falach oddalać mnie będzie,
Twą smutną postać wspominać mi będzie:
W ten czas ostatnie pożegnania słowa:
Teraz mi bywaj, moja droga, zdrowa!
Gdy mnie już przejdzie ten młodzienny ranek,
Jak w śnie mi spomni, jak ja był twój kochanek.
Już nic nie mówię, ni żadnego słowa,
Wszystko dobre życzenie tobie, moja droga!
Gdy ciebie wieść dojdzie, iż ja już nie żyję,
Moje martwe ciało w ten ciemny grób kryję,
W ten czas weź ode mnie te ostatnie słowa:
Teraz mi bywaj już na zawsze zdrowa!
418.
z p. Lublinieckiego.
Ach już się zbliża ta chwila rozstania,
Co może wiecznie nas rozłączy z sobą,
Może ostatnie są te pożegnania,
Może ostatni raz mówimy z sobą.
Słodko spędzone szczęśliwości chwile
Zniknęły szybko jak srebrzyste zdroje:
O srogie męki, ach okropne żale,
O jakie dręczą smutne serce moje!
Już się skończyły wzajemne rozkosze,
Przyczyną moją może będą zguby,
Jedynie niebios o to tylko proszę,
By dały stale spokojność méj duszy.
Ach już ostatni raz wchodzę w twe progi,
Widziane szczęście méj przyjaźni chęci,
Niechaj ci szczęście kwiat sypie pod nogi,
Bywaj mi zdrowa, ach, miéj mię w pamięci!
U tego pana
Piękne krowy mają,
Jak je wypuszczają,
Jak one skakają.
Nasz gaik zielony
Pięknie przystrojony.
Jeszczećby one
Piękniéjsze były,
Kiéjby ta dzieweczka
Tak zgniła nie była.
Nasz gaik zielony
Pięknie ustrojony.
U tego pana
Biała kalenica,[168]
A na polu
Zielona pszenica.
Nasz gaik zielony
Pięknie przystrojony.
Dajże, Panie Boże,
Żeby się zdarzyła,
Iżby nas paniczka
Na żniwo prosiła.
Nasz gaik zielony
Pięknie przystrojony.
Idziemy, idziemy,
Po dąbrowym moście,
Dziwają się tam
Panowie i goście.
Nasz gaik i t. d.
Idziemy, idziemy
Po białym kamieniu,
Ciecze wodziczka
Po lewém ramieniu.
Nasz gaik i t. d.
Mają tam paniczka
Czerwone liczka,
Boć się im świécą
Jak biała różyczka.
Nasz gaik i t. d.
W tym domu
Szumna pani,
Za sto twardych
Szaty na niéj.
Nasz gaik i t. d.
Przed tym domem
Wyrastają kwiaty,
Mają tam paniczka
Z deamantów szaty.
Nasz gaik i t. d.
Siedzi tam paniczka
Na białym stołeczku,
Piastują dzieciątko
W małym wezgłoweczku.
Nasz gaik i t. d.
Zostaną tu z Bogiem,
Już tu nie przyjdziemy,
Aże na bezrok,
Jeźli dożyjemy.
Nasz gaik i t. d.
Jużcić paniczka
Kluczykami szczerka,
A jużcić ona nam
Podarunku szuka.
Nasz gaik i t. d.
Niech nam nie dawają
Jajuszka jednego,
Bobychmy się zbiły
Wszyscy kwoli niego.
Nasz gaik i t. d.
Niech nam dają
Jajuszka cztéry,
Cobychmy się wszyscy
Podzieliły.
Nasz gaik i t. d.
423.
z p. Lublinieckiego.
Do tego domu wstępujemy,
Szczęścia, zdrowia winszujemy,
Błogosławieństwa świętego
Od Pana Boga miłego.
Dajcież, dajcie, macie nam co dać,
Boć nam jest trudno dłużéj czekać.
Dzień nam już krótnieje,
Wiatr nam gaj rozwieje.
Nasz gaiczek zielony,
Pięknie ustrojony.
Co go ustroiły?
Co go umaiły?
Lubszeckie dziéweczki
W jedwabne wstążeczki,
Nadobne, nadobne,
Do róży podobne.
Wszędy sobie chodzi,
Bo mu się tak godzi,
Z nim do dworu wstępujemy,
Szczęścia, zdrowia winszujemy,
Na ten nowy rok,
Co nam dał Pan Bóg.
Na podwórzu kamienica,
Na polu piękna pszenica,
Zielona, zielona,
Ma na zimę siana,
Ani jéj urzniecie,
Ani jéj zwiążecie,
Ani téż nie wiecie,
Co za nią zbierzecie.
Dajcież nam téż, dajcie,
A nie odmawiajcie
Na maik nasz zielony,
Pięknie ustrojony.
Szczęście, zdrowie, pokój święty winszujemy wam,
Gospodarzu z gospodynią, i waszym dziatkom.
Z daleka się bierzemy,
Nowinę wam niesiemy,
To wam powiemy:
Narodziło się dzieciątko w mieście Betlehem,
A tam leży niewiniątko na twardéj słomie;
Drży od zimy, płacze, stęka,
Ojciec jego i matynka
Ukrywają go.
Uwinęli go w pieluszki, i leży w żłobie,
Bez pierzynki, bez poduszki, cóż pocznie sobie?
Dajcie nam co do dzwoneczka,
Będzie to dla dzieciąteczka,
Przy tém i dla nas.
428.
z p. Raciborskiego.
Przyszliśmy tu do was kolędować,
A wam szczęścia, zdrowia powinszować;
My tu od was nie pójdziemy,
Choćbyście pożyczać mieli
Téj to kolędy.
Gospodarzu, z żoną i z dziatkami
Potrząsajcie kapsą z piéniądzami;
Nie możem się długo bawić,
Trza nam kolędę odprawić,
Po wsi i wszędzie.
Szczęścia, zdrowia my wam winszujemy!
A za was się Bogu pomodlimy:
Żeby was Bóg opatrował,
A was żegnał (albo: was pożegnał), obdarował
Na ten nowy rok.
429.
z p. Raciborskiego.
Co to nowego,
Niesłychanego!
Anieli śpiéwają,
Wesoło się mają,
Hopsasa!
W Betlehem, mieście,
Narodziło się
Z panienki przeczystéj,
Dzieciątko szlachetne,
Hopsasa!
My tam pójdziemy,
Dary weźmiemy,
Kęs chleba jasnego,
Barana tucznego,
Hopsasa!
My was dzierzymy,
A nie puścimy,
Aż nam dacie piętak,
Bo obyczaj jest tak,
Hopsasa!
430.
Ministranci do dziewczyn:
z p. Raciborskiego.
Kolędujemy tobie,
Dziéweczko, w téj to dobie;
Za to, co kolędę dasz,
Tego roku się wydasz.
Która nic nie daruje,
Szczęście sobie popsuje;
Bo się jak żyw nie wyda,
Choćby chciała i żyda.
Ale która nam co da,
Zaiście się wnet wyda;
Dostanie co szwarnego,
Mężyczka uprzéjmego.
Dostanie rolę, statek,
Stodołę, kopę dziatek;
Będą się dobrze mieli,
Jako w niebie anieli.
431.
z p. Raciborskiego.
Posłuchajże, ty panienko, co ci powiémy,
A daj pozór na te słowa, które śpiéwamy:
Że ty czeskim nie zbogacisz,
Ani wiele nie zapłacisz, —
Tak ci powiémy.
Za to ci powinszujemy, cobyś ty rada,
Ażebyś się ty nie wzięła jakiego dziada;
Tylko synka młodego,
Dawno tobie miłego, —
Tak nasza rada.
Jeśli nam dobrze zapłacisz, to ci powiémy,
Iż ci tego, co go kochasz, wnet namówimy.
Brzęknij czeskim do dzwoneczka,
Boś ty jest szwarna dziéweczka —
Szwarna panienka.
432.
z p. Raciborskiego.
Posłuchaj, dziéweczko, co kolędujemy,
Jak tobie uprzéjmie szczęścia winszujemy:
Żebyś dostała miłego,
Bogatego i dobrego,
Na ten nowy rok.
Więc według możności pokaż nam się szczodrą,
Będziem cię wychwalać, żeś grzeczną i dobra,
Żeś jest mądra i robotna,
Szwarna, piękna i ochotna,
Tak się wnet wydasz.
Gdy nam co darujesz za kolędowanie,
Czeski albo więcéj za nasze śpiewanie:
Nie będzie twa żadna szkoda,
Bo ci się stanie nadgroda, —
Bo się wnet wydasz.
Dobregoś się poradziła, iżeś nam co dała,
Wszakbyś się ty tego roku nie była wydała.
Jeśli nam jeszcze więcéj dasz,
Ślubujem’ ci tego doznać,
Kogo dostać masz.
434.
z p. Raciborskiego.
Do łakomych dziewczyn:
Żeś jest skąpa i łakoma, mówimy śmiele,
Prędzej byśmy z staréj krowy wytłukli cielę,
Niż na tobie grosz jaki,
Kupić sobie tabaki.
Ty się jakżyw już nie wydasz,
Musisz zostać tak! —
435.
z p. Raciborskiego.
Dziękując pachołkom za kolędę:
Za kolędę niech cię żegna Bóg, parobku miły!
Któryś nam dał za śpiewanie, według twojéj siły:
Ażebyś ty dostał piękną,
Szwarną, grzeczną i bogatą
Na ten nowy rok!
Małoś nam dał za śpiéwanie, o parobku miły!
Nie bądźże tak dla szkolarzy, do dawania zgniły!
Jeśli nic nie darujesz,
Szczęście sobie popsujesz.
Nie dostaniesz twéj dziéweczki,
Jak se winszujesz.
437.
z p. Raciborskiego.
Lepiéj nam było tę parę
Na gorzką kaszę schować,
Niżeliśmy wam tu mieli
Tak pięknie kolędować.
Będziem wszystkim powiadać,
Żeście nic nie chcieli dać,
Żeście skąpi i łakomi, —
Tak was będziem wychwalać.
Raczże Pan Bóg nadgrodzić wam za to stokroć tysięcy:
Rży, konopi, grochu, lnu i prosa, żyta najwięcéj,
Jęczmienia, owsa, wyki,
Dla krów, koni i byki, —
Kartofli, kapusty,
By był wieprz tłusty. —
A teraz się, gospodarzu miły, z wami rozstajem,
Za te ucztę, według waszéj siły, za to dziękujem.
Nie miéjcie za złe tego
Odwiedzenia naszego;
Z Panem Bogiem naszym
Bądźcie tym czasem!
439.
z p. Raciborskiego.
Bóg wam zapłać, panie gospodarzu, za tę kolędę;
I wam także, pani gospodynko, niech się tak stanie.
W domu, jako na polu,
W ogrodzie i na roli,
Jabłka, śliw, pszenicy, —
Gruszek najwięcéj.
Każda krowa niech się wam ocieli, żber mléka dawa,
Każda kurka trzy razy kurczęta co rok wydawa.
Świnie téż i prosięta,
Jagnięta i cielęta'
Aby się mnożyły
A tłuste były.
Góra wasza, stodoły, sypanie, niech pełne będą;
Konie wasze, jak téż i źrebięta, niechaj wierzgają;
I wszelkie za to szczęście
Dajże im Panie Boże,
Wam, gospodarzowi,
Dobrodziejowi.
Gospodynce, dziatkom, przyjaciołom, zdrowie daj, Panie!
Niechaj każdy od Pana Jezusa łaski dostanie!
Pachołek, jak téż dziéwka,
Poganiacz i pastérka, —
Byście się cieszyli,
A was słuchali.
A teraz się, gospodarzu miły, z wami rozstajem,
Za te ucztę, według waszéj siły, za to dziękujem.
Nie miéjcie za złe tego
Odwiedzenia naszego;
Z Panem Bogiem naszym
Bądźcie tym czasem!
440.
p. Lublinieckiego.
Witaj królu nowy,
Synu Dawidowy!
Ty nas masz wybawić,
I w niebie postawić.
Witaj, królewiczu,
Niebieski dziedzicu!
Hej kolęda, kolęda!
Mości gospodarzu,
Domowy szafarzu,
Nie bądź tak ospały,
Każ przynieść gorzały
Dobréj z alembika,
I do niéj piernika.
Hej kolęda, kolęda!
Mości gospodarzu,
Domowy szafarzu,
Każ dać obiad hojny,
Boś pan bogobojny.
Chciéj posilić duszę,
Nim się z miéjsca ruszę.
Hej kolęda, kolęda!
Kaczki do rosołu,
Sztuka mięsa z wołu,
Gąski przypiekane,
Zjemy to, mość panie.
Każ upiéc pieczenia,
Weźmiemy w kieszenia.
Hej kolęda, kolęda!
Indyk do podléwy,
Panie miłościwy,
I udzik zajęczy,
Do tego co więcéj,
I to czarne prosię,
Pomieścić ono się.
Hej kolęda, kolęda!
Bóg wam zapłać, panie gospodarzu,
Za tę kolędę,
I wam także, moja gospodynko,
Niech się tak stanie,
W domu i na polu
W ogrodzie, na roli,
Jabłka, pszenica,
Owies, jarzyca.
Każda krówka niech się wam ocieli,
Żber[174] mléka dawa;
Każda kurka trzy razy kurczątka
W roku oddawa.
Świnie i prosięta,
Jagnięta, cielęta,
By się mnożyły
I tłuste były.
Góra wasza, stodoła, sépanie[175]
Niech pełne będzie;
Konie także i wasze źrebięta
Niechaj wiérzgają
Wszelkie za tém szczęście
Daj to, Panie Boże,
Gospodarzowi
Dobrodziejowi.
Gospodynce, dziatkom, przyjaciołom
Zdrowie daj Panie!
Niechaj każdy od Pana Jezusa
Łaski doznaje;
Parobek i dziéwka,
Poganiacz, pasterka,
By się cieszyły
I was słuchały.
443.
z p. Rybnickiego.
Mości gospodarzu,
Domowy szafarzu!
Nie bądź tak ospały,
Daj Bogu pochwały,
Daj nam z alembika,
A potém piernika.
Hej kolęda, kolęda!
Chleba pytlowego
I masła do niego.
Każ stoły nakrywać
I talérze zmywać;
Każ dać obiad hojny,
Boś pan bogobojny.
Hej kolęda, kolęda!
Kaczka do rosołu,
Sztukę mięsa z wołu,
Z gęsi przysmarzenie,
Zjémy to, mość panie.
I cząber zajęczy,
I do niego więcéj.
Hej kolęda, kolęda!
Jędyk do podléwy,
Panie miłościwy;
I to czarne prosię,
Pomieści i to się.
Każ upiéc pieczonki,
Weźmiem do kieszonki.
Hej kolęda, kolęda!
Mości gospodarzu,
Domowy szafarzu.
Każ dać butel wina,
Bo w brzuchu jest zima.
Dla większéj ofiary
I kiełbasy staréj.
Hej kolęda, kolęda!
Świéci miesiąc na niebie:
Puść mnie, dziócho, do ciebie. —
Jakże ja cię puścić mam?
Jam służebna a tyś pan. —
A po czémżeś mnie poznała?
Poznałam cię po mowie
I czapeczce na głowie. —
Ach, jakci ją pochwycił,
Bory, lasy trzeszczały,
Z drzewin wiérzchy leciały!
Zaniósłci ją przed piekło,
Zapukał się w średnie okno:
Otwórzcież mi, hultaje,
Ja niewierną wam daję.