Pieśni Kajetana Sawczuka (1924)/Wstęp

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Pieśni Kajetana Sawczuka
Wydawca Ludowa Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1924
Miejsce wyd. Warszawa, Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


„... bo w nas dnieje...
dusza świeci”...
St. Wyspiański.

We wsi Komarnie, w ziemi Podlaskiej, w ubogiej włościańskiej chacie przyszło na świat dziecię, któremu dobra, czy też może nieopatrzna tylko wróżka — włożyła do kołyski osobliwy dar: poezję.
Smutny to dar dla chłopskiego dziecka! Szamotać się ono z nim musi w bolesnym trudzie, zanim z otaczających je mroków wyniesie go na światło dnia i według sił duszy rozwinie; ileż przytem przenieść trzeba przeciwności i ciosów! Zdziwienie i niezrozumienie wśród najbliższych, obojętność tych „światłych i wiedzących“ sfer, do których się przedrzeć zapragnie, brak wszelkiej zachęty do duchowej pracy, wszelkiego współczucia i pomocy. A dusza poety jest jak harfa wrażliwa i czuła; lada ostry podmuch już z jej strun jęk bolesny wydobywa, pod dotknięciem brutalnej dłoni milknie drżąca i ton swój głuszy. A jeszcze gdy taka dusza poety zbudzi się na szerokich rozłogach nędzy polskiej! Gdy chce żyć, tworzyć i rozwijać się w najsmutniejszej części kraju, na jego rubieżach, gnębionych przez wroga i uciskanych, gdy zrywa się do walki o prawa ludności, w najświętszych swoich dążeniach gnębionej...
Młody chłopski poeta, który w tych trudnych, niemożliwych niemal do przezwyciężenia warunkach, wyśpiewał jednak górną pieśń swoją, posiadał duszę hartowną, o wysokiej moralnej próbie. Ciało zniszczało prędko, uległo nurtującej je chorobie, myśl jednak ani na chwilę nie zniżyła lotu; wyplątała się ona prędko z powijaków przymusowej ciemnoty i zaszybowała w przestwory niebosiężne; dotarła do krańca najgłębszych zagadek istnienia, ogarnęła całokształt dążeń społecznych i narodowych.
W 1911 r. przystał Kajetan Sawczuk do ruchu młodzieży włościańskiej. Miał zaledwie lat 19, i nie znał szkoły po za rosyjską szkołą elementarną, w której oświecał polskie dzieci jakiś przybysz z pod Tuły czy Kaługi, specjalnie „przydzielony” do tych okolic — przez „opornych“ unitów zamieszkanych. Dalsze już wykształcenie stanowi dla niego półroczny kurs w szkole gospodarczej w Sokołówku. Szkoła ta założona została przez czyn marzyciela, który zapragnął, za pomocą tego rodzaju instytucji, poziom młodzieży wiejskiej podnieść. Marzeniem jeszcze wówczas wydawało się, aby kilka czy kilkanaście takich prywatnych zakładów, prowadzonych na wzór uniwersytetów ludowych duńskich, Grundwiga, z programem do naszych warunków przystosowanym, mogło spowodować silny wyłom, w wytrwale budowanej twierdzy rusyfikacyjnej i ogłupiającej szkoły ludowej. A jednak ono szybko się urzeczywistniało. Roczny lub półroczny kurs, przez ludzi oddanych sprawie umiejętnie i ideowo prowadzony, czynił cuda. Wychodziły po jego ukończeniu corocznie zastępy młodzieży płci obojej, myślą reformowania fatalnych stosunków natchnione, przygotowane do społecznej pracy, z duszą rozbudzoną, z zaostrzonym zmysłem spostrzegawczym, czujnym na braki i błędy swego otoczenia. Wkrótce młodzież ta zaczęła tworzyć Związki, których powstanie zbiegło się, dziwnym trafem, ze stuletnią rocznicą założenia w Wilnie Tow. Filomatów. Samorzutnie przyjęły one te same niemal zasadnicze cele i metody działania. Zakreśliły sobie zadania rozległej pracy samokształceniowej, z równoczesnem ugruntowaniem jej na podłożu etycznem. Odezwy założycieli poszczególnych związków młodzieży włościańskiej mówią też — jak niegdyś instrukcja Zana i Mickiewicza dla Promienistych — o dokładnem wniknięciu w potrzeby kraju, o poznaniu jego stosunków społecznych i ekonomicznych, dla przeciwdziałania ogólnym brakom i niedomaganiom i dla organizowania życia na doskonalszych, lepiej przemyślanych zasadach. Z pracy tej, społeczno-oświatowej, wyrosło niebawem tworzenie ogólnego pogotowia wojennego (P. O. W.) dla wywalczenia i utrzymania niepodległości Ojczyzny, w myśl hasła rzuconego przez Komendanta Piłsudskiego, a wcielonego w życie przez licznych jego wysłanników-organizatorów.
Młody Kajetan bierze niezmiernie żywy udział w całym ruchu. Oddaje mu na usługi swój talent poetycki, potężniejący w miarę rozwoju wypadków politycznych. Dla swych aspiracji literackich znalazł teren w piśmie dla młodzieży, a właściwie jej własnym organie, bo przez nią ekonomicznie i literacko zasilanym. p. n. „Świt — Młodzi idą”. Pismo to było placówką, na której uzewnętrzniały się wszystkie dążenia owych „młodych“ którzy Polskę odrodzić i od jej podstaw ludowych odbudować chcieli. Na razie, przed wojną, odbijała się na łamach pisemka jedynie robota społeczno-organizacyjna, chociaż już nie brak pewnych momentów walki. Rozpoczynający się po latach rewolucyjnych 1905—6 roku ruch włościański, sfery ziemiańskie chciały ująć we wąskie, podległe sobie łożysko; pisma ludowe specjalnie w tym celu zakładane i ogólno-inteligenckie, dążyły do tego, by okiełznać i podporządkować „pod wyższą władzę“ samodzielną działalność ludową. Sawczuk walczy z tem, ale zawsze szlachetną bronią; w wierszach jego, pisanych w odpowiedzi na artykuły „Gazety Warszawskiej“, znać siłę, która się nie lęka narzuconej przewagi; przebija z nich głęboka wiara w niechybne zwycięstwo dzieci ludowych, i góruje w nich nadewszystko umiłowanie Ojczyzny, pojętej jako całość, jako wspólne dążenie do osiągnięcia ideału dobra ogólnego a nie jako interes poszczególnych grup czy stanów.
Później, gdy z wybuchem wojny przeciwieństwa zarysują się silniej, godząc w to, co poeta nosił w duszy najdroższego — w konieczność walki o Polskę niepodległą i zjednoczoną — gorycz i żal do tych, co tą ideą frymarczą, wybucha u niego z żywiołową siłą. Potępiając zło i podłość w mocnym i głębokim wierszu „Do duszy polskiej”, żąda w nim od niej świętości i mocy, na miarę wielkich, rozwijających się faktów dziejowych. Tymczasem jednak spełnia to, co za niezbędne w swem sumieniu obywatelskiem uważa. W słabe, wątpiące, deprawowane długą, obcą przemocą i wpływem masy ludowe rzuca mocne słowa, które na nikłych, konspiracyjnych karteczkach rozchodzą się po kraju. Opuścił już wtedy zagon rodzinny, ukochane Podlasie, z którem żegna się w przepięknym wierszu, wyrażającym wszystkie długotrwałe bóle tej ziemi krwi i łez i przeniósł się do Warszawy, gdzie brał żywy a czynny udział w pracy konspiracyjnej ludowego, niepodległościowego ośrodka organizacyjnego, utworzonego przy piśmie „Zaranie”. Inteligentny odłam włościaństwa, który wyrabiał się obywatelsko, w ciągu dziesięciu lat, w samodzielnie prowadzonych kółkach Staszycowskich a organizował się politycznie w tworzącem się później w Królestwie — Stronnictwie ludowem, stanął odpornie przeciwko wszelkiej „orjentacji” rosyjskiej i nie poddawał się żadnym, wtym kierunku, złudzeniom. Co więcej, młodzież grupująca się przy Świcie, na pierwszy odzew Związków Strzeleckich, tworzących się za kordonem, staje w ordynku bojowym. Pierwsze budzi się do ruchu powstańczego, najwięcej politycznie uświadomione Lubelskie a z Warszawy płyną nakazy: żeby nie podlegać biernie mobilizacji rosyjskiej, ale siły swe i krew dla walki o wolność zachować. Sawczuk działa gorąco w tym duchu, agituje w wojsku, przeprawia polskich ochotników do legjonów, gdy te już wkroczyły na grunt Królestwa. Okazała się potrzeba wydawania pism konspiracyjnych, które zaprzeczały kłamstwom przez wrogów rozsiewanym i do stałego, wytrwałego oporu zachęcały. Powstaje więc pismo „Na naszej ziemi“, dla starszych a „Już blizko“ dla młodzieży. W obydwóch tych pismach poezje Sawczuka, które, niestety, nie wszystkie dały się zachować, budzą zapał do patrjotycznego czynu, wzywają do walki o wolność. Praca ta wyczerpuje siły poety; choroba piersiowa, stłumiona chwilowo kilkomiesięcznym pobytem w zakładzie zakopiańskiej „Bratniej pomocy” nurtować go znów zaczyna; wreszcie przychodzi chwila, która ostatecznie podkopuje jego wątłe siły.
Oto redakcję „Zarania”, ukochanych jego współtowarzyszy, władze rosyjskie uwięziły i po kilkomiesięcznem więzieniu wysłały w głąb Rosji. Sawczuka udało się ocalić; schronił się do chaty ojcowskiej. Tam, po krwotokach płucnych, resztką sił gromadził jeszcze dzieci wiejskie i uczył je, wpajając w ich dusze pojęcia wolności społecznej i narodowej, ułatwiał młodzieży przekradanie się do legjonów, pisał bolesne strofy „o pieśni chłopskiej, która przyszła przedwcześnie“. Wreszcie, chorego już bardzo przywożą do Warszawy, gdzie w szpitalu, pod opieką małej garstki tych, co pozostali a cenili jego szlachetną duszę — kończy dni swoje.
Nie danem mu było doczekać chwili tryumfu, kiedy zagrzana jego pieśnią bojową młodzież z P.O.W. rozbrajała, na całym obszarze kraju, okupanta niemieckiego. Nie ujrzał już Sejmu polskiego, w którym zasiada jego „brać siermiężna“.
Czy spełni się jednak to, o co wołał w namiętnem niemal uniesieniu: aby tę wolną Polskę odbudowały i utrzymały „dusze mądre a szlachetne“?

K.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Anonimowy.