Pieśń Torbanisty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ludwik Kondratowicz
Tytuł Królewscy lutniści
Podtytuł Pieśń Torbanisty
Pochodzenie Poezye Ludwika Kondratowicza/Tom III
Wydawca Wydawnictwo Karola Miarki
Data wyd. 1908
Miejsce wyd. Mikołów-Warszawa
Źródło skany na commons
Indeks stron
PIEŚŃ TORBANISTY.

— Czy ty orle jasnapióry
Siedzisz na kurhanie?
Zasępiłeś wzrok ponury,
Jak słonko w tumanie?
Twoje piersi, twoje silne,
Jakbyś skuł niewolą,
Jakieś dumki zamogilne
W twojej głowie bolą.
Hej, młodzieńcze, hej, ochoczy!
Czego tęsknisz z cicha?
Zasępiłeś jasne oczy,
Że łza nie wysycha.
Twoje dumki, twe sieroce.
Dumasz w każdą chwilę,
Na mogile spędzasz noce
I dni na mogile!

Orzeł mówi: Bym się cieszył,
Czyż wy tego chcecie?
Mnie orlicę strzelec przeszył,
A ja sam na świecie!
Młodzian mówi: Co ja roję,
Ani'm wyznać w sile;
Moja luba, dziewczę moje
W ciemnej śpi mogile!
— Och nie dumaj tak głęboko,
Orle jasnopióry!
Och młodzieńcze, otrzyj oko,
Spędź z nad czoła chmury!
Kto wywyższon nad drugiemi,
Kto ma orlą postać,
Choć mu tęskno na tej ziemi,
Musi orłem zostać.
Bo któż wzięci tak wysoko
Dla powietrznych straży?
Któż ze słońcem oko w oko
Spotkać się odważy?
Kto skrzydłami mgłą rozwieje?
Kto się w chmurę wgłębi?
Kto obroni ptactwo z knieje
Od szponów jastrzębi?
Hej młodzianie! nie płacz dłużej,
Choć ci żyć mozolno!
Póki młodość święta służy,
Marnieć ci niewolno!
Bo od kogóż matka stara
Weźmie dług synowski?
Kto obroni od Tatara
Chaty naszej wioski?
Kto napasie twoje woły?
Kto ci zeżnie zboże?
Zwiezie snopki do stodoły?
Kto ci grunt zaorze?

Twoja luba nie w mogile, - %
Lecz wysoko w Niebie:
Ona będzie tam co chwilę
Modlić się za ciebie.
Gdy się znużysz w dzień upalny
Lub na mroźnym wietrze,
Ona, jak duch niewidzialny,
Z czoła pot obetrze.
Orle, sprawiaj ptaszę stada!
Wiosce służ, młodzianie!
Na tęsknotę jedna rada:
Trud i bojowanie!
Orzeł z piórek kurz otrzepie,
Młodzian pancerz bierze;
Orzeł w chmurach, młodzian w stepie
Bojowali szczerze.
Trud niemały, plon niemały,
Odżyli na nowo;
Teraz świeci słońce chwały
Nad obudwu głową.

∗             ∗

— Dzięki tobie, chłopaku, o dzięki!
Dzięki tobie, piosenko rodzona! —
Mówił Zygmunt, twarz tuląc do ręki,
Drugą rękę przycisnął do łona —
Ty mi ulgę przyniosłeś, jak z Nieba,
Ciężki kamień na sercu się kruszy;
Tyś zrozumiał co sercu potrzeba,
Tyś uczynił zadosyć mej duszy.
Takiej pieśni, jak świętej modlitwy
Dobre słowa, skutkować powinny;
Bo zaprawdę! król Polski, kniaź Litwy,
Nie ma prawa rozpaczać bezczynny.
Jedźmy słodzić tęsknotę mogilną,
Ciężkiej pracy dźwigając brzemiona;
Jedźmy, książę! tam Kraków, tam Wilno,

Wielka ziemia monarchy stęskniona.
A gdy trudy i prace bez miary
Znużą siły na niwie ojczystej,
Może z Niebios dłoń lubej Barbary
Z mego czoła pot otrze kroplisty.

∗             ∗

I odgarnął włos jasny na czole,
Tam już było pogodnie i jasno;
Zadziwione pogląda pacholę,
Nad piosenką zdumiewa się własną;
Nie pojmuje skąd taka odmiana
Królewskiego pięknego oblicza?
A król hojnie nagrodził młodziana,
Kiesę złota za piosnkę wylicza.
Kniaź Radziwiłł weselej, ogniściej,
Tryumfalniej poglądał po sali.
Tylko Bekwark z Klabonem, lutniści,
Coś szyderczo do siebie szeptali.
10 października 1856. Borejkowszczyzna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ludwik Kondratowicz.