Pieśń Debory (tłum. Maszewski, 1921)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Pieśń Debory
Pochodzenie Dywan wschodni, dział Izrael
Redaktor Antoni Lange
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Adam Maszewski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały dział Izrael
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIEŚŃ DEBORY.

Pieśń ma zagrzmi i zahuczy
i zatętni wzdłuż i wszerz.
Słuchaj, ludu, i ty, ziemio,
moje słowa w uszy bierz.
Słuchaj, ludu mój, słuchajcie
wy, książęta i królowie:
Ja, ja, matka w Izraelu,
ja zaśpiewam pieśń Jehowie.
Kiedy wyszedł Pan ze Seir,
gdy przez pole Edom szedł.
Ziemia drżała, góry mdlały,
potok Cyton kurczył grzbiet.
Lew w pustyni przypadł k’ziemi
i zakwili jak pacholę:
Kiedy wyszedł Pan ze Seir,
przez edomskie gdy szedł pole,
Z chananejskich wozów konie
lud mój ujrzał śród swych łąk:
Zdarto tarcze z jego ramion,
wytrącono drzewca z rąk.
Po winnicach ptak się zdziwił,
obcej mowy słysząc głosy.
Cudze sierpy żąć poczęły
po pszenicznych łanach kłosy.
Lat dwadzieścia z drżącą wargą
ze krwią w oku patrzał lud,
Jak szerszenie z ust cór jego
wysysały słodki miód.
Spustoszały wsie i grody,
wyschła woda studzien wielu:
Aż powstałam ja, Debora —
wstałam — matka w Izraelu!

Że młodzieńce twe u żaren
w pieśń zmieniły głuchy jęk,
Że u źródeł scichł trzask łuków
ścichł chrzęst zbroi, mieczów szczęk
Że deptany nad depcące
dziś swobodną wyniósł głowę —
Pójdź tu, ludu, śpiewaj ze mną,
z matką twoją wielb Jehowę.
Abinoem, wielbij Pana!
Oto, starcze, Barak twój
Podniósł dłoń i starł bronzowy
z Izraela skroni znój.
Rozmawiajcie z sobą głośno,
który jedziesz na oślicy,
Który siedzisz przed swym domem,
który sądzisz na stolicy.
Izraela Bóg potężny
przed hufcami wiernie szedł:
Ziemia drżała, góry mdlały,
potok Cyton zjeżył grzbiet.
Przerażone słońce w chmurę
owinęło, twarz swą zbladłą,
Kiedy orłów moich stado
na Sysary wozy spadło.
Przeczżeś siedział u obory,
przeczżeś słuchał wrzasku trzód,
Gdy swą duszę na śmierć wydał
Naftalego dzielny ród?
Gdy Izachar, gdy Zabulon
szpony drzewie wpił w Sysarę —
Gdy rozpraszał wozy w polu,
jako sokół wróble szare?
Przeczżeś, krzesząc podłe zyski,
na okrętach kupczył, Dan?
Czemuś, Aser, krył się w skałach
Gdy z Sysarą walczył Pan?
Przeklinajcie podłe Meroz,
jego starce i młodzieńce!
Zabulona dział wyniosły!
Naftalimom plećcie wieńce.

Bądź wielbiona wielka Jahel!
Tyś pomogła wrogów zmódz!
Pod jej namiot zbiegł Sysara,
chananejskich mężów wódz,
Prosił wody, dała mleka,
na przystawce mu książęcej;
Dała masła, dała mleka,
niżli prosił dała więcej.
Po wsze wieki bądź wielbiona,
wielka Jahel! W prawą dłoń
Młot ujęła i gwoźdź przeszył
uśpionego wodza skroń;
Potok Cyton go nie pożarł,
przed Baraka zbiegł pogonią,
U Jaheli nóg się skurczył,
pod Jaheli poległ dłonią.
Siadła w oknie stara matka,
we skraj nieba wzrok jej wrósł:
„Przecz Sysara nie powraca,
rychłoż zagrzmi jego wóz?“
I odrzekły jej służebne,
i odrzekła sobie w duszy:
„Snadż wpierw łupy porozdziela,
nim do domu zasię ruszy!

Tak niech zginie wróg wszelaki!
Tak niech w prochu tarza twarz.
Kto się waży walczyć z tobą,
Boże wielki, ojcze nasz!
Tak niech zginie wróg wszelaki!
A dla wiernych twoich dzieci
Na wysokich niech niebiosach
wiecznie jasne słońce świeci.


(Adam Maszewski).




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Adam Maszewski.