[387]PERI I RA
J.
POWIEŚĆ WSCHODNIA
TOMASZA MOORA.
[389]KLEMENTYNIE Z WYGANOWSKICH,
HRABINÉJ
GRABOWSKIÉJ.
W DOWÓD USZANOWANIA I PRZYJAŹNI,
POŚWIĘCAM.
A. E. O.
[391]PERI I RAJ.
I.
U progu Niebios gwiaździstych podwoi,
Wygnanka Peri, zasmucona stoi[1].
I kiedy słyszy, jak zdroje żywota
Rajskiemi dźwięki harmonijnie brzęczą:
I kiedy widzi, jak ich jasność złota
Z bram na jéj skrzydłach promieni się tęczą:
Płacze dumając, że jéj ród zuchwały
Stracił dziedzictwo wiekuistéj chwały.
„Szczęśliwi duchowie! co w wiecznych swobodach,
„Po gwiazdach niebieskich, po rajskich ogrodach,
„Bujają skrzydłami jasnemi!
[392]
„I ja mam ogrody na ziemi i w morzu,
„Mam sady wiszące w powietrza przestworzu —
„Lecz możnaż je równać z rajskiemi?
„Przeczysta jest woda jeziora Kaszmiru,
„I rzeki mu niosą dań złota, nie żwiru,
„I piękny cień wysp Sing-su-haju[2].
„Tam żyję ich wonią; tam w skwarność upału,
„Oddycham w ich głębiach, w pałacach z kryształu —
„Lecz cóż to jest wszystko przy raju?
„Leć z gwiazdy do gwiazdy, od słońca do słońca,
„W otchłani beze dna, w przestrzeni bez końca,
„Gdzie krążą na wiecznych zawiesiech:
„Zbierz wszystkie ich wszystkich rozkosze, radości,
„I pomnóż przez wieki, przez lata wieczności —
„Cóż one przy chwilce w Niebiesiech?“ —
Tak gdy nóciła, płacząc tém boleśniéj,
Aniół, stróż Raju, dosłyszał jéj pieśni;
I łza litości, w promienistém oku
Błysła, jak kropla rajskiego potoku
W kielichu kwiatów, co barwą błękitną,
Mówią Bramini — w Raju tylko kwitną[3].
[393]
„Duchu, cierpiący nie za swoje grzechy!
Rzekł — „nie rozpaczaj, przyjm promień pociechy!
„Jest jeszcze jedna nadzieja dla ciebie.
„W księdze wyroków napisano stoi:
„Peri, co złoży u Niebios podwoi
„Dar godny Nieba — może zostać w Niebie.“ —
„Leć więc i szukaj! — Nam, synom zbawienia,
„Miło otwierać bramę przebaczenia.“ —
Jak kometa ogniem tchnąca.
W płomienisty uścisk słońca:
Jak gwiazdziste owe groty.
Co gdy sprośny duch ciemnoty
Chce ku Niebu wkraść się zbliska,
Archanielska dłoń nań ciska[4]:
Peri na dół spada z góry.
I promienna zórz szkarłatem,
Co wschód barwią tłem purpury:
Błyszczącemi jak śnieg pióry,
Ulatuje po nad światem.
Lecz gdzież się zwróci, by iść szukać daru
Godnego Niebios? — „O! wiém ja — zawoła —
[394]
„Wiém skarby w lochach ruin Czilminaru[5],
„Których znieść blasku źrenica nie zdoła.
„Wiém, gdzie w bezdennych głębokościach fali
„Są góry pereł i lasy korali;
„Gdzie w straży Gnomów, pod ziemią ukryty,
„Króla Dżamszyda puhar gwiazdolity,
„Co zdrojem życia nad brzegi się pieni[6]; —
„Ale dla Niebios ofiara to błaha!
„Cóż jest blask złota i drogich kamieni,
„Przy gwiazdach u stóp stolicy Allaha?
„A krople życia! — o! nicość nicości,
„Przy oceanie niebieskiéj wieczności!“ —
I gdy tak duma, a skrzydła jéj płyną,
Po nad Indyjską ulata krainą.
Gdzie cała ziemia, jest kwiat i zieloność,
Całe powietrze, jest jasność i wonność;
Gdzie morze razem, w przezroczach swéj fali,
Odbija błękit i dno swe z korali;
Gdzie nakształt dziewic ubranych na gody,
Rzeki lśnią złotem przez rąbek swéj wody;
Gdzie w górach, ogniem słonecznym dojęty,
Głaz się w gwiaździste topi dyamenty;
[395]
A wonne lasy, wiecznym tchnące majem,
Sameby mogły być Perij rajem;
Tam ona w myślach posępnych ulata.
Żądza ku Niebu, i niedola świata,
Tęskność i litość budzą w niéj zarazem.
Bo kraj ten dzisiaj nie raju obrazem!
Wojna go niszczy: — krwi ludzkiéj rozcieki
Zafarbowały strumienie i rzeki,
Dym pogorzelisk zaćmił blask pogody.
O! kraju słońca! jakiż wróg zawzięty,
Kruszy twe Bóstwa, obala Pagody[7],
Pomiata twemi ludy i książęty?
To on, wódz z Gazny! — [8] nie syt krwi rozlewu,
Gdzie szedł, w jéj morzu pływa kraj zniszczony;
Gdzie cisnął okiem, w ogniach jego gniewu
Stopniały złote mocarzów korony.
Tyran, a Niebios prorokiem się mieni,
I jako szatan urąga z niedoli!
Psiarnie swe stroi w blask drogich kamieni,
Zerwanych z piersi cór książąt i króli.
Morduje dzieci, dziewice znieważa,
Kapłany rzeże u stopni ołtarza,
[396]
I gruzem świątyń, runących w pożodze,
Zdroje wód świętych zatrzymuje w drodze. —
Peri spogląda — i tuż niedaleko
Od pola bitwy, po nad świętą rzeką,
Widzi młodzieńca: — sam, nieustraszony,
Stoi w ćmie wrogów; — w ręku miecz skruszony,
I tylko strzała ostatnia w kołczanie.
„Żyj! — woła Mahmud — „żyj, dzielny młodzianie!
„Żyj! — i przyjm moję przyjaźń i opiekę!“
Milcząc młodzieniec podniósł nań powiekę,
Milcząc ukazał na skrwawioną rzekę,
I za odpowiedź, ostatnią z kołczana
Strzałę z cięciwy puścił na tyrana.
Niestety! próżno — grot cel swój ominął —
Łupieżca żyje — a bohater zginął!
Peri dostrzegła, gdzie upadł w drzew cieniu;
I gdy wróg daléj poniósł broń niszczącą,
Zbiegła na rannym jutrzenki promieniu,
I od jéj blasku jak rubin błyszczącą,
Ostatnią kroplę krwi zebrała z rany,
Krwi za ojczyznę i wiarę przelanéj! —
„O! gdzież mi — zawoła — gdzie inszéj ofiary,
„Czyż świętszéj gdzie szukać potrzeba?
„Krew mężna, przelana dla kraju i wiary,
Lub będzie najmilszą dla Nieba,
„Lub nie ma méj męce ni granic, ni końca!“ —
[397]
To rzekła, i cała radością świecąca,
Wbiegła na niebo — po promieniach słońca.
„Droga“ — rzekł Aniół, w dłoń swą promienistą
Biorąc dar Peri: — „droga krew męczeńska,
„Krew poświęcona za ziemię ojczystą!
„Ale, niestety! patrz! brama Edeńska
„Trwa nieruchoma. — Droższych darów trzeba,
„Niż ta krew nawet, by ci wejść do Nieba!
II.
Tak, gdy ją piérwsza nadzieja zawiodła,
Peri znów na dół pośpiesznemi pióry
Spada, i między Księżycowe Góry[9],
W ziemi Afryckiéj, buja po nad źródła
Rzeki Nilowéj: — któréj ród tajemny
Kryje się w puszczy i przepaści ciemnéj,
Gdzie tylko możne Geniusze wody,
Weselne swoje wiążąc korowody,
Cieszą się, patrząc modremi oczyma,
Na wzrost rzek ziemskich króla i olbrzyma.
Ztąd po nad bujne Egiptu oazy,
Bezdenne groty i podniebne głazy[10],
[398]
Peri wzdłuż Nilu po powietrzu płynie.
I to w rozkosznéj Rozetty dolinie[11],
Słucha turkawek gruchających chórem;
To po nad modrém Merisu jeziorem[12],
Zwieszona, z góry przygląda się rada,
Jak białoskrzydłych pelikanów stada,
W miesięczném świetle i mgle przezroczystéj,
Lśnią się jak gwiazdy na fali gwiazdzistéj.
Czarowny widok! — cudniejszéj krainy,
Śmiertelna nigdzie nie ujrzy źrenica! —
Lecz któżby widząc te żyzne równiny,
Których plon dziwi, a piękność zachwyca:
Te hoże palmy, rok cały wiosenne,
Co gnąc z owocem swe kształty powabne,
Chwieją; się zlekka, jak dziewice senne,
Gdy idą spocząć na łoża jedwabne[13];
Te róże, z barwą i krasą jutrzenki,
Co jak sułtanki w tajnikach haremu,
Stroją się nocą w coraz nowe wdzięki,
Na podziw słońcu, kochankowi swemu;
Te gruzy świątyń, albo miast warownych,
Co się być zdają szczątkiem snów czarownych:
[399]
Śród których głuchéj, uroczystéj ciszy,
Przelot puszczyka chyba słuch dosłyszy:
I w których mroku zbłąkana źrenica,
Gdzie niegdzie chyba, przy świetle księżyca,
Ujrzy, na szczycie skruszonéj kolumny,
Ptaka-Sułtankę — jak w postawie dumnéj,
Siedzi bez ruchu, i chociaż w pomroce,
Barw swoich tęczą wspaniale migoce;[14] —
Któżby mógł, widząc te rajskie obrazy,
Myśleć, że nawet tu, szatan zarazy,
Rozwiał swém skrzydłem taki powiew moru,
Że życie ludzi i wszelkiego tworu,
Nikło w nim nagle, jak pod strzałem gromu,
Jak kwiat i zioła pod tchnieniem Simomu[15].
Słońce dziś zaszło przed tysiącem oczu,
Co wtedy jasne, jak zachód na falach,
Teraz już w mękach i śmierci omroczu —
Nim gwiazdy błysły na Niebios przezroczu —
Gasną na wieki w morowych szpitalach!
Ach! a też w polach zwalone na kupy,
Te po ulicach i po drogach trupy!
[400]
Od których nawet, ujrzawszy zdaleka,
Sęp wygłodniały ze wstrętem ucieka;
I tylko hyen żarłocznych gromada,
Przybiega z pustyń, do miast się zakrada,
I na żer sprośny, przez puste ulice,
Śmiałemi kroki dybie nocną dobą —
I biada mrącym! gdy w mroku nad sobą,
Ujrzą ich duże, błyszczące źrenice! —
„O! biedny ludzki świecie i rodzaju!
„Ciężko spadł na was grzech piérwszego męża.
„Cóż, że wam kwitnie kilka kwiatów raju,
„Kiedy na każdym jest trucizna węża?“ —
Tak rzekła Peri, i łzami rzewnemi
Płakała mówiąc; — a łzy jéj, jak rosy,
Zdrowiącą świeżość rozniosły po ziemi.
Bo jest cudowna moc we łzach, któremi
Duch taki płacze nad ludzkiemi losy! —
W téj chwili właśnie, pod zieloném drzewem
Złotych pomarańcz gdzie owoc i kwiecie,
Pochwiane jednym, przelotnym powiewem,
Igrały razem, jak ze starcem dziecię:
Po nad jeziorem, którego głębinie
Tchnęły oddechem świeżości wilgotnéj: —
Słyszy jęk cichy; — ktoś widać w pustynię
Skrył się przed ludźmi, by umrzeć samotny. —
Młodzian — za którym, w każdym niegdyś kroku —
Szły czułe serca i tęskne westchnienia,
[401]
Kona — i nie ma, ktoby mu przy boku
Stanął na wsparcie, na ulgę cierpienia!
Coby dla śpiekłych ust jego ochłody,
Podał mu choćby jedną kroplę wody,
Co o krok przed nim chęć w nim tylko draźni;
Coby choć jednym wyrazem przyjaźni,
Współdzieląc boleść i łagodząc trwogę,
Pokrzepił ducha na wieczności drogę!
Nikogo nie ma! — i jedna pociecha,
Co mu się jeszcze w téj chwili uśmiecha,
Jest — że ta, którą jedynie, statecznie,
Kochał kochany, od lat swych dziecięcych —
Że ta w téj chwili spoczywa bezpiecznie,
Spoczywa w ojca pałacach książęcych:
Gdzie wód przeczystych bijące fontanny,
I z drzew Indyjskich ogień nieustanny,
Tchną wkoło taka świeżością i wonią,
Że rzekłbyś, skrzydła Aniołów nad skronią
Wiejąc, jéj życie od zarazy chronią.
Ale patrz! któż to z pośpiechem i trwogą
Dąży od miasta? Aniół czy ziemianka?
Przebóg! to Ona! — nieomylną drogą
Serce ją wiedzie za śladem kochanka.
I już go widzi — jak w świetle księżyca
Leży, półciałem wsparty o pień drzewa:
I już jest przy nim — i lice do lica
Tuli, i łzami twarz jego oblewa;
[402]
I rozpuszczone pasma swych warkoczy
Macza w jeziorze — i dzierżąc na łonie,
Płonące niemi obwiązuje skronie,
Całując usta, patrząc w jego oczy! —
A on! — niestety! mógłże on to wróżyć,
Że przyjdzie chwila, kiedy te uściski,
Świętsze mu stokroć od pieszczot Huryski,
Będą go tylko przerażać i trwożyć:
Jakby splot węża wkoło jego szyi,
Jakby w tych ustach były jady żmii?
W ustach, co teraz rozpaczą zuchwałe,
Same się jego upajają tchnieniem:
A niegdyś wstydem spłonęłyby całe,
Gdyby się cichém zdradziły westchnieniem!
„Luby mój, drogi! przestań mię odpychać!
„Patrz! czyż nie jestem narzeczoną twoją?
„Pozwól mi, pozwól twém życiem oddychać,
„Spełnić przysięgę i powinność moją:
„Żyć razem z tobą, lub umrzeć dla ciebie!
„Ach! tyś mię nie znał, jeśli mogłeś wierzyć,
„Że cię w ostatniéj opuszczę potrzebie,
„Lub że cię zechcę — albo zdołam przeżyć! —
„Nie, nie! mój luby! — Kiedy drzewo ginie,
„Żyjąca z niego zielona jemioła
„Ginąć téż musi. — Nie odwracaj czoła!
„Przyjm uścisk piérwszy, w ostatniéj godzinie!
„Złącz usta z memi! — i dzielmy oboje,
„Ty moje życie, ja skonanie twoje!“ —
[403]
Rzekła, i blednąc — jako lampa właśnie,
Gdy w głębi lochów od wyziewów gaśnie —
Chwieje się, padła; — blask oczu i krasa
W powiewie moru mroczy się, zagasa:
I duch obojga, w jedno zlany tchnienie,
Uleciał razem nad świat i cierpienie. —
„O! śpijcie! — Peri rzekła z łzą w źrenicy,
Łowiąc ostatnie westchnienie dziewicy,
Co z ust w ostatnim wzleciało oddechu.
„Śpijcie w niebieskiéj harmonii echu,
„W rajskich marzeniach i tchu rajskiéj woni:
„Milszéj niż owa, co na ziemskiéj błoni
„Tchnie tylko wtedy, gdy ów ptak, syn słońca,
„Syty samotném życiem lat tysiąca,
„W słonecznych ogniach zaklętego stosu,
„Niknie w potokach wonności i głosu[16]! —
Rzekła, i tchnieniem ambrozyjskiéj woni
Z ust napełniła całą okolicę;
I wstrząsłszy wieniec gwiaździsty na skroni,
Taka rozlała jasność — że ich lice
[404]
Było jak świętych, co po trudach ziemi
Śpią snem wiecznego pokoju — a ona,
Na jasnych skrzydłach w równi zawieszona,
Jak ich Stróż-Aniół czuwała nad niemi.
Ale już piérwsze jutrzenki promienie
Rumienią chmury — i Peri w radości
Wraca ku Niebu, unosząc westchnienie
Czystéj i samoofiarnéj miłości.
Serce w niéj drgnęło rozkoszy oddechem,
Myśl w morzu szczęścia i nadziei tonie,
Widząc jak Anioł, stróż raju, z uśmiechem,
Dar przyniesiony przyjmował w swe dłonie.
I już przez bramę, natężoném uchem,
Słyszy dźwięk liści krysztalnego drzewa,
Wstrząsanych wiecznie, jakby żywym duchem,
Tchem, co od tronu Allaha powiewa;
I już nad brzegiem zdrojów zwierciadlanych,
Widzi błyszczące gwiazdziste puhary,
Zkąd naprzód dusze szczęśliwych wybranych,
Nieśmiertelności czerpają nektary!…
Ale, niestety! nadzieja zwodnicza!
Znów się, jak przedtém, brama tajemnicza
Zamknęła sama; i z smutkiem w źrenicy,
Aniół rzekł: „Święta jest miłość dziewicy!
„Dzieje jéj uczuć, ofiary i zgonu,
„W gwiaździstych słowach, u Allaha tronu,
[405]
„Będą uczyły same duchy Nieba,
„Jak się poświęcać i miłować trzeba.
„Ale patrz! Niebios zamknięte podwoje! —
„Idź! droższym darem okup wnijście twoje!
„Droższym, niż ziemskiéj miłości westchnienie,
„Lub dla miłości śmierć i poświęcenie.“ —
III.
Z różanych sadów, na zielone pola,
Wieczorny wietrzyk tchnie woń Suristanu[17],
I słońce, jako wielka aureola,
Wieńczy, zachodząc, świętą skroń Libanu:
Co z wierzchu śnieżną obleczony szatą,
Sędziwém czołem między gwiazdy świeci,
A u stóp wiosna i zielone lato,
Wiecznie ku niemu śmieją się jak dzieci.
O! ktoby kraj ten mógł oglądać z góry,
Ten blask, to życie, tę piękność natury,
Jakżeby cudnym uderzon obrazem,
Dziwił się, wielbił, i zachwycał razem!
Te gaje cedrów, te równie bez końca,
Te rzeki ogniem iskrzące od słońca!
[406]
Te łąk nadbrzeżnych kobierce bogate,
I te nad niemi, jak kwiaty skrzydlate,
Roje motyli, i tłumy jaszczurek[18]:
Co każda lśniąca jak brylantów sznurek,
Jedna za drugą, po dawnych zwaliskach,
Wciąż w gzygzakowych migają się błyskach!
Te, na tle jasnych błękitów u góry,
Stada gołębi, z migotnemi pióry,
W jaskrawym blasku zachodniego słońca,
Rażące oczy tęczą barw tysiąca,
Lub z drzew zieleni, swych skrzydeł trzepotem,
Przełyskujące purpurą i złotem![19]
A tenże ptasząt gwar, szczebiot wesoły,
Złączony z brzękiem Palestyńskiéj pszczoły,
Co lśniąc jak gwiazda, ssie kwiatów nektary!
I wdzięczne echo pastuszéj fujary,[20]
I dzwonki trzody rozpierzchłéj po łanie,
I godne raju, twe brzegi, Jordanie!
[407]
I szmer ku tobie bieżących strumyków;
I twoje gaje, tak pełne słowików!…[21]
Peri spogląda — ale jak łza oczy,
Tak mgła jéj smutku wszystko przed nią mroczy,
Ach! sam blask słońca — co koroną jasną
Lśni nad świątynią — niegdyś swoją własną,[22]
Któréj skruszone olbrzymie filary,
Jeszcze po polach ścielą cień daleki,
Rzekłbyś kompasy, co Czarodziéj stary,
Czas, wbił, by po nich liczyć jego wieki.
Ale któż zgadnie, czy w tych lochach ciemnych,
Zkąd brzmiała niegdyś wyrocznia natchniona,
Nie znajdzie jakich zabytków tajemnych,
Ksiąg, talizmanów z krain ponadziemnych,
Z wielkiém imieniem króla Salomona:
By z nich wziąć światła promień pożądany,
Gdzie i jakiego daru szukać trzeba,
Ażeby przezeń, duch grzechem skalany,
Mógł się oczyścić i dostąpić Nieba? —
W tych myślach Peri zmierza ku ruinie,
Nim słońce jeszcze skryło się za wzgórze;
I na rozkosznéj Balbeku dolinie,
Pomiędzy polne i rumiane róże,
[408]
Widzi rumiane i dzikie, jak one,
Małe pacholę: — zabawą znużone
Leży na kwiatach, i patrząc wokoło,
Śmiejąc się nóci piosenkę wesołą.
I w téjże chwili, na otwartém błoniu,
Postrzega jeźdźca — na zziajanym koniu,
Pędzi ku brzegom blizkiego strumienia.
Przypadł — i szybko zeskoczył z strzemienia,
I padł na ziemie, i pił: — aż zdumiony,
Ujrzawszy dziécię, ogniste źrenice
Zwrócił ku niemu. — Chłopiec niestrwożony
Patrzał nań wzajem: — choć to groźne lice,
Te dzikie oczy nasępione srogo,
Najodważniejszych przejęłyby trwogą!
Z głębi ich dusza patrzała ponura,
Z mroku i ognia, jak piorunna chmura,
W któréj wzrok Peri mógł czytać dowodnie,
Jakby wyryte najczarniejsze zbrodnie:
Mord, zemstę, pychę, i Kaima zawiść,
I wzgardę Nieba, i ludzi nienawiść,
I urąganie z prawdy i uczucia,
I dzikość siły, i otchłań zepsucia.
Wszystko wyraźne i czarne, jak one
Głoski, któremi archanielskie pióro,
Wszystkie na ziemi grzechy popełnione
Wpisuje w księgę potępienia, którą,
Na straszym sądzie grzesznikom ukaże,
Nim je łza skruchy, albo Litość zmaże.
[409]
Ale w téj chwili ów człowiek rozboju —
Jakby ten obraz ciszy i pokoju,
Co świecił przed nim w jasności zachodniéj,
Wszedł w duszę jego: — w téj chwili łagodniéj,
Weseléj, nawet z czułości wyrazem,
Patrzał na dziécię: i za każdym razem
Spotkał wzrok jego, patrzący nań śmiało.
Tak blask pochodni, płonącéj noc całą
Przy jakim sprośnym obrzędzie, nad ranem
Styka się z światłem jutrzenki różaném.
Lecz patrz! już słońce, z za gór jeszcze grzbietów
Błysnąwszy, zgasło: — modlitwy godzina!
I w téjże chwili, z okolnych meczetów,
Rozległ się w dali okrzyk Muezzina.
Porwał się chłopiec, i w kornéj postawie,
Padł na kolana na wonnéj murawie,
I wznosząc w górę i oczy i ręce,
Odmawiał ciche modlitwy dziecięce.
Rzekłbyś, że małe anielskie pacholę,
Upadło z Nieba, i na tym padole
Tęskniąc bez skrzydeł, w proszącéj postaci
Wyciąga ręce do starszych swych braci.
O! był to widok! — ta pora! to dziécię!
Ten blask zachodu na niebios błękicie!
Widząc go Eblis — samby w sercu swojém
Czuł żal za rajem, i serca pokojem!
[410]
I on go uczuł! — On, człowiek dzikości,
I krwi, i pychy — w obec niewinności
Zadrżął sam w sobie; i myślą odmienną
Sięgnął w swą przeszłość, jak w otchłań bezdenną:
Gdzie żadna gwiazda, żaden promień z góry,
Nie świecił przed nią; gdzie żadnéj podpory
Nie znalazł dla niéj; aż sam z przerażeniem
Cofnął się przed nią: — i z ciężkiém westchnieniem:
„Był czas — rzekł w sobie — był czas, lube dziecię!
„Gdym i ja także, jak ty, na tym świecie
„Igrał, i kochał, i wierzył — i nieraz,
„Jak ty w téj chwili, modlił się; — a teraz!…“ —
Opuścił głowę: — obraz lat dziecinnych,
Uczuć, nadziei i zabaw niewinnych,
I dawna czystość, i obecny zakał,
Stanęły w myśli — i on płakał, płakał!
Błogosławione łzy żalu za grzechy!
Błogosławieni, którzy płaczą niemi!
W nich jest jedyne uczucie pociechy,
Jaką występek czuć może na ziemi.
„Jest — rzekła Peri — tajemnicza rosa,
„Co raz w rok tylko, litośne Niebiosa
„Spuszczają w skwary na Egiptu kraje,
„A co gdy spadnie, zaraza ustaje[23].
[411]
„Ach! czyliż nie tém dla duszy człowieczéj,
„Są łzy szczerego żalu i pokuty?
„Niech ją owionie duch złego zatruty,
„Niech ją rozranią sumienia wyrzuty,
„Jedna łza taka — a wszystko uleczy!“ —
I patrz! już zbójca przy boku dziecięcia,
Padł na kolana: rozpostarł objęcia.
Wzniósł je ku Niebu — co równie łagodnie
Oświeca obok niewinność i zbrodnię —
I hymn radości brzmi między niebiany,
Witając powrót duszy obłąkanéj! —
Mrok już zaciągał od wschodu — a oni,
Modląc się jeszcze, klęczeli na błoni;
Kiedy wtém nagle, jak struga szeroka,
Jasność niezwykła zabłysła z wysoka,
I padła prosto na zbójcy oblicze,
Zgięte ku ziemi: i na tajemnicze
Łzy, co spadając kroplami bujnemi,
U kolan jego błyszczały na ziemi.
Jasność tę zdala śmiertelnikby może
Wziął za meteor lub polarne zorze:
Lecz Peri łatwo odgadła wesoła,
Że to był uśmiech, spójrzenie Anioła,
Znak wskazujący na łzy pokutnika,
Że w nich jest siła, co Niebo odmyka! —
[412]
„O! szczęście bez miary! o! radość bez końca!
Skończone me życie tułacze!
Żegnajcie mi blaski księżyca i słońca,
Ja światłość Allaha zobaczę!
„Żegnajcie mi ziemskie ogrody i kwiaty,
Nietrwałe jak ziemskie radości!
Żegnajcie bez żalu! — ja lecę w te światy,
Gdzie radość jest tchnieniem wieczności.
„Żegnajcie mi, ludzie! obyście wy chcieli
Raz szczerze zatęsknić do Nieba!
O! jakby was chętnie życzliwi Anieli
Uczyli, jak szukać go trzeba!
„Żegnajcie, żegnajcie! pokutą i łzami
Łagodźcie serc waszych rozpacze;
Ja lecę, gdzie chyba z litości nad wami,
Przed tronem Allaha zapłaczę.“ —
KONIEC.
|