Peri i Raj

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Moore
Tytuł Peri i Raj
Pochodzenie Tłómaczenia
Wydawca Gebethner i Wolff
Wydanie drugie
Data wyd. 1874
Druk Czcionkami Gazety Lekarskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Antoni Edward Odyniec
Tytuł orygin. Paradise and the Peri
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PERIIRA J.
POWIEŚĆ WSCHODNIA
TOMASZA MOORA.



KLEMENTYNIE Z WYGANOWSKICH,
HRABINÉJ
GRABOWSKIÉJ.
W DOWÓD USZANOWANIA I PRZYJAŹNI,
POŚWIĘCAM.
A. E. O.



PERI I RAJ.

I.

U progu Niebios gwiaździstych podwoi,
Wygnanka Peri, zasmucona stoi[1].
I kiedy słyszy, jak zdroje żywota
Rajskiemi dźwięki harmonijnie brzęczą:
I kiedy widzi, jak ich jasność złota
Z bram na jéj skrzydłach promieni się tęczą:
Płacze dumając, że jéj ród zuchwały
Stracił dziedzictwo wiekuistéj chwały.

„Szczęśliwi duchowie! co w wiecznych swobodach,
„Po gwiazdach niebieskich, po rajskich ogrodach,
„Bujają skrzydłami jasnemi!

„I ja mam ogrody na ziemi i w morzu,
„Mam sady wiszące w powietrza przestworzu —
„Lecz możnaż je równać z rajskiemi?

„Przeczysta jest woda jeziora Kaszmiru,
„I rzeki mu niosą dań złota, nie żwiru,
„I piękny cień wysp Sing-su-haju[2].
„Tam żyję ich wonią; tam w skwarność upału,
„Oddycham w ich głębiach, w pałacach z kryształu —
„Lecz cóż to jest wszystko przy raju?

„Leć z gwiazdy do gwiazdy, od słońca do słońca,
„W otchłani beze dna, w przestrzeni bez końca,
„Gdzie krążą na wiecznych zawiesiech:
„Zbierz wszystkie ich wszystkich rozkosze, radości,
„I pomnóż przez wieki, przez lata wieczności —
„Cóż one przy chwilce w Niebiesiech?“ —

Tak gdy nóciła, płacząc tém boleśniéj,
Aniół, stróż Raju, dosłyszał jéj pieśni;
I łza litości, w promienistém oku
Błysła, jak kropla rajskiego potoku
W kielichu kwiatów, co barwą błękitną,
Mówią Bramini — w Raju tylko kwitną[3].

„Duchu, cierpiący nie za swoje grzechy!
Rzekł — „nie rozpaczaj, przyjm promień pociechy!
„Jest jeszcze jedna nadzieja dla ciebie.
„W księdze wyroków napisano stoi:
Peri, co złoży u Niebios podwoi
Dar godny Nieba — może zostać w Niebie.“ —
„Leć więc i szukaj! — Nam, synom zbawienia,
„Miło otwierać bramę przebaczenia.“ —

Jak kometa ogniem tchnąca.
W płomienisty uścisk słońca:
Jak gwiazdziste owe groty.
Co gdy sprośny duch ciemnoty
Chce ku Niebu wkraść się zbliska,
Archanielska dłoń nań ciska[4]:
Peri na dół spada z góry.
I promienna zórz szkarłatem,
Co wschód barwią tłem purpury:
Błyszczącemi jak śnieg pióry,
Ulatuje po nad światem.

Lecz gdzież się zwróci, by iść szukać daru
Godnego Niebios? — „O! wiém ja — zawoła —

„Wiém skarby w lochach ruin Czilminaru[5],
„Których znieść blasku źrenica nie zdoła.
„Wiém, gdzie w bezdennych głębokościach fali
„Są góry pereł i lasy korali;
„Gdzie w straży Gnomów, pod ziemią ukryty,
„Króla Dżamszyda puhar gwiazdolity,
„Co zdrojem życia nad brzegi się pieni[6]; —
„Ale dla Niebios ofiara to błaha!
„Cóż jest blask złota i drogich kamieni,
„Przy gwiazdach u stóp stolicy Allaha?
„A krople życia! — o! nicość nicości,
„Przy oceanie niebieskiéj wieczności!“ —

I gdy tak duma, a skrzydła jéj płyną,
Po nad Indyjską ulata krainą.
Gdzie cała ziemia, jest kwiat i zieloność,
Całe powietrze, jest jasność i wonność;
Gdzie morze razem, w przezroczach swéj fali,
Odbija błękit i dno swe z korali;
Gdzie nakształt dziewic ubranych na gody,
Rzeki lśnią złotem przez rąbek swéj wody;
Gdzie w górach, ogniem słonecznym dojęty,
Głaz się w gwiaździste topi dyamenty;

A wonne lasy, wiecznym tchnące majem,
Sameby mogły być Perij rajem;
Tam ona w myślach posępnych ulata.
Żądza ku Niebu, i niedola świata,
Tęskność i litość budzą w niéj zarazem.
Bo kraj ten dzisiaj nie raju obrazem!
Wojna go niszczy: — krwi ludzkiéj rozcieki
Zafarbowały strumienie i rzeki,
Dym pogorzelisk zaćmił blask pogody.
O! kraju słońca! jakiż wróg zawzięty,
Kruszy twe Bóstwa, obala Pagody[7],
Pomiata twemi ludy i książęty?
To on, wódz z Gazny! — [8] nie syt krwi rozlewu,
Gdzie szedł, w jéj morzu pływa kraj zniszczony;
Gdzie cisnął okiem, w ogniach jego gniewu
Stopniały złote mocarzów korony.
Tyran, a Niebios prorokiem się mieni,
I jako szatan urąga z niedoli!
Psiarnie swe stroi w blask drogich kamieni,
Zerwanych z piersi cór książąt i króli.
Morduje dzieci, dziewice znieważa,
Kapłany rzeże u stopni ołtarza,

I gruzem świątyń, runących w pożodze,
Zdroje wód świętych zatrzymuje w drodze. —

Peri spogląda — i tuż niedaleko
Od pola bitwy, po nad świętą rzeką,
Widzi młodzieńca: — sam, nieustraszony,
Stoi w ćmie wrogów; — w ręku miecz skruszony,
I tylko strzała ostatnia w kołczanie.
„Żyj! — woła Mahmud — „żyj, dzielny młodzianie!
„Żyj! — i przyjm moję przyjaźń i opiekę!“
Milcząc młodzieniec podniósł nań powiekę,
Milcząc ukazał na skrwawioną rzekę,
I za odpowiedź, ostatnią z kołczana
Strzałę z cięciwy puścił na tyrana.
Niestety! próżno — grot cel swój ominął —
Łupieżca żyje — a bohater zginął!

Peri dostrzegła, gdzie upadł w drzew cieniu;
I gdy wróg daléj poniósł broń niszczącą,
Zbiegła na rannym jutrzenki promieniu,
I od jéj blasku jak rubin błyszczącą,
Ostatnią kroplę krwi zebrała z rany,
Krwi za ojczyznę i wiarę przelanéj! —

„O! gdzież mi — zawoła — gdzie inszéj ofiary,
„Czyż świętszéj gdzie szukać potrzeba?
„Krew mężna, przelana dla kraju i wiary,
Lub będzie najmilszą dla Nieba,
„Lub nie ma méj męce ni granic, ni końca!“ —


To rzekła, i cała radością świecąca,
Wbiegła na niebo — po promieniach słońca.

„Droga“ — rzekł Aniół, w dłoń swą promienistą
Biorąc dar Peri: — „droga krew męczeńska,
„Krew poświęcona za ziemię ojczystą!
„Ale, niestety! patrz! brama Edeńska
„Trwa nieruchoma. — Droższych darów trzeba,
„Niż ta krew nawet, by ci wejść do Nieba!

II.

Tak, gdy ją piérwsza nadzieja zawiodła,
Peri znów na dół pośpiesznemi pióry
Spada, i między Księżycowe Góry[9],
W ziemi Afryckiéj, buja po nad źródła
Rzeki Nilowéj: — któréj ród tajemny
Kryje się w puszczy i przepaści ciemnéj,
Gdzie tylko możne Geniusze wody,
Weselne swoje wiążąc korowody,
Cieszą się, patrząc modremi oczyma,
Na wzrost rzek ziemskich króla i olbrzyma.
Ztąd po nad bujne Egiptu oazy,
Bezdenne groty i podniebne głazy[10],

Peri wzdłuż Nilu po powietrzu płynie.
I to w rozkosznéj Rozetty dolinie[11],
Słucha turkawek gruchających chórem;
To po nad modrém Merisu jeziorem[12],
Zwieszona, z góry przygląda się rada,
Jak białoskrzydłych pelikanów stada,
W miesięczném świetle i mgle przezroczystéj,
Lśnią się jak gwiazdy na fali gwiazdzistéj.
Czarowny widok! — cudniejszéj krainy,
Śmiertelna nigdzie nie ujrzy źrenica! —
Lecz któżby widząc te żyzne równiny,
Których plon dziwi, a piękność zachwyca:
Te hoże palmy, rok cały wiosenne,
Co gnąc z owocem swe kształty powabne,
Chwieją; się zlekka, jak dziewice senne,
Gdy idą spocząć na łoża jedwabne[13];
Te róże, z barwą i krasą jutrzenki,
Co jak sułtanki w tajnikach haremu,
Stroją się nocą w coraz nowe wdzięki,
Na podziw słońcu, kochankowi swemu;
Te gruzy świątyń, albo miast warownych,
Co się być zdają szczątkiem snów czarownych:

Śród których głuchéj, uroczystéj ciszy,
Przelot puszczyka chyba słuch dosłyszy:
I w których mroku zbłąkana źrenica,
Gdzie niegdzie chyba, przy świetle księżyca,
Ujrzy, na szczycie skruszonéj kolumny,
Ptaka-Sułtankę — jak w postawie dumnéj,
Siedzi bez ruchu, i chociaż w pomroce,
Barw swoich tęczą wspaniale migoce;[14]
Któżby mógł, widząc te rajskie obrazy,
Myśleć, że nawet tu, szatan zarazy,
Rozwiał swém skrzydłem taki powiew moru,
Że życie ludzi i wszelkiego tworu,
Nikło w nim nagle, jak pod strzałem gromu,
Jak kwiat i zioła pod tchnieniem Simomu[15].

Słońce dziś zaszło przed tysiącem oczu,
Co wtedy jasne, jak zachód na falach,
Teraz już w mękach i śmierci omroczu —
Nim gwiazdy błysły na Niebios przezroczu —
Gasną na wieki w morowych szpitalach!
Ach! a też w polach zwalone na kupy,
Te po ulicach i po drogach trupy!

Od których nawet, ujrzawszy zdaleka,
Sęp wygłodniały ze wstrętem ucieka;
I tylko hyen żarłocznych gromada,
Przybiega z pustyń, do miast się zakrada,
I na żer sprośny, przez puste ulice,
Śmiałemi kroki dybie nocną dobą —
I biada mrącym! gdy w mroku nad sobą,
Ujrzą ich duże, błyszczące źrenice! —

„O! biedny ludzki świecie i rodzaju!
„Ciężko spadł na was grzech piérwszego męża.
„Cóż, że wam kwitnie kilka kwiatów raju,
„Kiedy na każdym jest trucizna węża?“ —
Tak rzekła Peri, i łzami rzewnemi
Płakała mówiąc; — a łzy jéj, jak rosy,
Zdrowiącą świeżość rozniosły po ziemi.
Bo jest cudowna moc we łzach, któremi
Duch taki płacze nad ludzkiemi losy! —

W téj chwili właśnie, pod zieloném drzewem
Złotych pomarańcz gdzie owoc i kwiecie,
Pochwiane jednym, przelotnym powiewem,
Igrały razem, jak ze starcem dziecię:
Po nad jeziorem, którego głębinie
Tchnęły oddechem świeżości wilgotnéj: —
Słyszy jęk cichy; — ktoś widać w pustynię
Skrył się przed ludźmi, by umrzeć samotny. —

Młodzian — za którym, w każdym niegdyś kroku —
Szły czułe serca i tęskne westchnienia,

Kona — i nie ma, ktoby mu przy boku
Stanął na wsparcie, na ulgę cierpienia!
Coby dla śpiekłych ust jego ochłody,
Podał mu choćby jedną kroplę wody,
Co o krok przed nim chęć w nim tylko draźni;
Coby choć jednym wyrazem przyjaźni,
Współdzieląc boleść i łagodząc trwogę,
Pokrzepił ducha na wieczności drogę!
Nikogo nie ma! — i jedna pociecha,
Co mu się jeszcze w téj chwili uśmiecha,
Jest — że ta, którą jedynie, statecznie,
Kochał kochany, od lat swych dziecięcych —
Że ta w téj chwili spoczywa bezpiecznie,
Spoczywa w ojca pałacach książęcych:
Gdzie wód przeczystych bijące fontanny,
I z drzew Indyjskich ogień nieustanny,
Tchną wkoło taka świeżością i wonią,
Że rzekłbyś, skrzydła Aniołów nad skronią
Wiejąc, jéj życie od zarazy chronią.

Ale patrz! któż to z pośpiechem i trwogą
Dąży od miasta? Aniół czy ziemianka?
Przebóg! to Ona! — nieomylną drogą
Serce ją wiedzie za śladem kochanka.
I już go widzi — jak w świetle księżyca
Leży, półciałem wsparty o pień drzewa:
I już jest przy nim — i lice do lica
Tuli, i łzami twarz jego oblewa;

I rozpuszczone pasma swych warkoczy
Macza w jeziorze — i dzierżąc na łonie,
Płonące niemi obwiązuje skronie,
Całując usta, patrząc w jego oczy! —
A on! — niestety! mógłże on to wróżyć,
Że przyjdzie chwila, kiedy te uściski,
Świętsze mu stokroć od pieszczot Huryski,
Będą go tylko przerażać i trwożyć:
Jakby splot węża wkoło jego szyi,
Jakby w tych ustach były jady żmii?
W ustach, co teraz rozpaczą zuchwałe,
Same się jego upajają tchnieniem:
A niegdyś wstydem spłonęłyby całe,
Gdyby się cichém zdradziły westchnieniem!

„Luby mój, drogi! przestań mię odpychać!
„Patrz! czyż nie jestem narzeczoną twoją?
„Pozwól mi, pozwól twém życiem oddychać,
„Spełnić przysięgę i powinność moją:
„Żyć razem z tobą, lub umrzeć dla ciebie!
„Ach! tyś mię nie znał, jeśli mogłeś wierzyć,
„Że cię w ostatniéj opuszczę potrzebie,
„Lub że cię zechcę — albo zdołam przeżyć! —
„Nie, nie! mój luby! — Kiedy drzewo ginie,
„Żyjąca z niego zielona jemioła
„Ginąć téż musi. — Nie odwracaj czoła!
„Przyjm uścisk piérwszy, w ostatniéj godzinie!
„Złącz usta z memi! — i dzielmy oboje,
„Ty moje życie, ja skonanie twoje!“ —

Rzekła, i blednąc — jako lampa właśnie,
Gdy w głębi lochów od wyziewów gaśnie —
Chwieje się, padła; — blask oczu i krasa
W powiewie moru mroczy się, zagasa:
I duch obojga, w jedno zlany tchnienie,
Uleciał razem nad świat i cierpienie. —

„O! śpijcie! — Peri rzekła z łzą w źrenicy,
Łowiąc ostatnie westchnienie dziewicy,
Co z ust w ostatnim wzleciało oddechu.
„Śpijcie w niebieskiéj harmonii echu,
„W rajskich marzeniach i tchu rajskiéj woni:
„Milszéj niż owa, co na ziemskiéj błoni
„Tchnie tylko wtedy, gdy ów ptak, syn słońca,
„Syty samotném życiem lat tysiąca,
„W słonecznych ogniach zaklętego stosu,
„Niknie w potokach wonności i głosu[16]! —

Rzekła, i tchnieniem ambrozyjskiéj woni
Z ust napełniła całą okolicę;
I wstrząsłszy wieniec gwiaździsty na skroni,
Taka rozlała jasność — że ich lice

Było jak świętych, co po trudach ziemi
Śpią snem wiecznego pokoju — a ona,
Na jasnych skrzydłach w równi zawieszona,
Jak ich Stróż-Aniół czuwała nad niemi.

Ale już piérwsze jutrzenki promienie
Rumienią chmury — i Peri w radości
Wraca ku Niebu, unosząc westchnienie
Czystéj i samoofiarnéj miłości.
Serce w niéj drgnęło rozkoszy oddechem,
Myśl w morzu szczęścia i nadziei tonie,
Widząc jak Anioł, stróż raju, z uśmiechem,
Dar przyniesiony przyjmował w swe dłonie.
I już przez bramę, natężoném uchem,
Słyszy dźwięk liści krysztalnego drzewa,
Wstrząsanych wiecznie, jakby żywym duchem,
Tchem, co od tronu Allaha powiewa;
I już nad brzegiem zdrojów zwierciadlanych,
Widzi błyszczące gwiazdziste puhary,
Zkąd naprzód dusze szczęśliwych wybranych,
Nieśmiertelności czerpają nektary!…

Ale, niestety! nadzieja zwodnicza!
Znów się, jak przedtém, brama tajemnicza
Zamknęła sama; i z smutkiem w źrenicy,
Aniół rzekł: „Święta jest miłość dziewicy!
„Dzieje jéj uczuć, ofiary i zgonu,
„W gwiaździstych słowach, u Allaha tronu,

„Będą uczyły same duchy Nieba,
„Jak się poświęcać i miłować trzeba.
„Ale patrz! Niebios zamknięte podwoje! —
„Idź! droższym darem okup wnijście twoje!
„Droższym, niż ziemskiéj miłości westchnienie,
„Lub dla miłości śmierć i poświęcenie.“ —

III.

Z różanych sadów, na zielone pola,
Wieczorny wietrzyk tchnie woń Suristanu[17],
I słońce, jako wielka aureola,
Wieńczy, zachodząc, świętą skroń Libanu:
Co z wierzchu śnieżną obleczony szatą,
Sędziwém czołem między gwiazdy świeci,
A u stóp wiosna i zielone lato,
Wiecznie ku niemu śmieją się jak dzieci.

O! ktoby kraj ten mógł oglądać z góry,
Ten blask, to życie, tę piękność natury,
Jakżeby cudnym uderzon obrazem,
Dziwił się, wielbił, i zachwycał razem!
Te gaje cedrów, te równie bez końca,
Te rzeki ogniem iskrzące od słońca!

Te łąk nadbrzeżnych kobierce bogate,
I te nad niemi, jak kwiaty skrzydlate,
Roje motyli, i tłumy jaszczurek[18]:
Co każda lśniąca jak brylantów sznurek,
Jedna za drugą, po dawnych zwaliskach,
Wciąż w gzygzakowych migają się błyskach!
Te, na tle jasnych błękitów u góry,
Stada gołębi, z migotnemi pióry,
W jaskrawym blasku zachodniego słońca,
Rażące oczy tęczą barw tysiąca,
Lub z drzew zieleni, swych skrzydeł trzepotem,
Przełyskujące purpurą i złotem![19]
A tenże ptasząt gwar, szczebiot wesoły,
Złączony z brzękiem Palestyńskiéj pszczoły,
Co lśniąc jak gwiazda, ssie kwiatów nektary!
I wdzięczne echo pastuszéj fujary,[20]
I dzwonki trzody rozpierzchłéj po łanie,
I godne raju, twe brzegi, Jordanie!

I szmer ku tobie bieżących strumyków;
I twoje gaje, tak pełne słowików!…[21]

Peri spogląda — ale jak łza oczy,
Tak mgła jéj smutku wszystko przed nią mroczy,
Ach! sam blask słońca — co koroną jasną
Lśni nad świątynią — niegdyś swoją własną,[22]
Któréj skruszone olbrzymie filary,
Jeszcze po polach ścielą cień daleki,
Rzekłbyś kompasy, co Czarodziéj stary,
Czas, wbił, by po nich liczyć jego wieki.

Ale któż zgadnie, czy w tych lochach ciemnych,
Zkąd brzmiała niegdyś wyrocznia natchniona,
Nie znajdzie jakich zabytków tajemnych,
Ksiąg, talizmanów z krain ponadziemnych,
Z wielkiém imieniem króla Salomona:
By z nich wziąć światła promień pożądany,
Gdzie i jakiego daru szukać trzeba,
Ażeby przezeń, duch grzechem skalany,
Mógł się oczyścić i dostąpić Nieba? —

W tych myślach Peri zmierza ku ruinie,
Nim słońce jeszcze skryło się za wzgórze;
I na rozkosznéj Balbeku dolinie,
Pomiędzy polne i rumiane róże,

Widzi rumiane i dzikie, jak one,
Małe pacholę: — zabawą znużone
Leży na kwiatach, i patrząc wokoło,
Śmiejąc się nóci piosenkę wesołą.
I w téjże chwili, na otwartém błoniu,
Postrzega jeźdźca — na zziajanym koniu,
Pędzi ku brzegom blizkiego strumienia.
Przypadł — i szybko zeskoczył z strzemienia,
I padł na ziemie, i pił: — aż zdumiony,
Ujrzawszy dziécię, ogniste źrenice
Zwrócił ku niemu. — Chłopiec niestrwożony
Patrzał nań wzajem: — choć to groźne lice,
Te dzikie oczy nasępione srogo,
Najodważniejszych przejęłyby trwogą!
Z głębi ich dusza patrzała ponura,
Z mroku i ognia, jak piorunna chmura,
W któréj wzrok Peri mógł czytać dowodnie,
Jakby wyryte najczarniejsze zbrodnie:
Mord, zemstę, pychę, i Kaima zawiść,
I wzgardę Nieba, i ludzi nienawiść,
I urąganie z prawdy i uczucia,
I dzikość siły, i otchłań zepsucia.
Wszystko wyraźne i czarne, jak one
Głoski, któremi archanielskie pióro,
Wszystkie na ziemi grzechy popełnione
Wpisuje w księgę potępienia, którą,
Na straszym sądzie grzesznikom ukaże,
Nim je łza skruchy, albo Litość zmaże.

Ale w téj chwili ów człowiek rozboju —
Jakby ten obraz ciszy i pokoju,
Co świecił przed nim w jasności zachodniéj,
Wszedł w duszę jego: — w téj chwili łagodniéj,
Weseléj, nawet z czułości wyrazem,
Patrzał na dziécię: i za każdym razem
Spotkał wzrok jego, patrzący nań śmiało.
Tak blask pochodni, płonącéj noc całą
Przy jakim sprośnym obrzędzie, nad ranem
Styka się z światłem jutrzenki różaném.

Lecz patrz! już słońce, z za gór jeszcze grzbietów
Błysnąwszy, zgasło: — modlitwy godzina!
I w téjże chwili, z okolnych meczetów,
Rozległ się w dali okrzyk Muezzina.
Porwał się chłopiec, i w kornéj postawie,
Padł na kolana na wonnéj murawie,
I wznosząc w górę i oczy i ręce,
Odmawiał ciche modlitwy dziecięce.
Rzekłbyś, że małe anielskie pacholę,
Upadło z Nieba, i na tym padole
Tęskniąc bez skrzydeł, w proszącéj postaci
Wyciąga ręce do starszych swych braci.
O! był to widok! — ta pora! to dziécię!
Ten blask zachodu na niebios błękicie!
Widząc go Eblis — samby w sercu swojém
Czuł żal za rajem, i serca pokojem!

I on go uczuł! — On, człowiek dzikości,
I krwi, i pychy — w obec niewinności
Zadrżął sam w sobie; i myślą odmienną
Sięgnął w swą przeszłość, jak w otchłań bezdenną:
Gdzie żadna gwiazda, żaden promień z góry,
Nie świecił przed nią; gdzie żadnéj podpory
Nie znalazł dla niéj; aż sam z przerażeniem
Cofnął się przed nią: — i z ciężkiém westchnieniem:
„Był czas — rzekł w sobie — był czas, lube dziecię!
„Gdym i ja także, jak ty, na tym świecie
„Igrał, i kochał, i wierzył — i nieraz,
„Jak ty w téj chwili, modlił się; — a teraz!…“ —
Opuścił głowę: — obraz lat dziecinnych,
Uczuć, nadziei i zabaw niewinnych,
I dawna czystość, i obecny zakał,
Stanęły w myśli — i on płakał, płakał!

Błogosławione łzy żalu za grzechy!
Błogosławieni, którzy płaczą niemi!
W nich jest jedyne uczucie pociechy,
Jaką występek czuć może na ziemi.
„Jest — rzekła Peri — tajemnicza rosa,
„Co raz w rok tylko, litośne Niebiosa
„Spuszczają w skwary na Egiptu kraje,
„A co gdy spadnie, zaraza ustaje[23].

„Ach! czyliż nie tém dla duszy człowieczéj,
„Są łzy szczerego żalu i pokuty?
„Niech ją owionie duch złego zatruty,
„Niech ją rozranią sumienia wyrzuty,
„Jedna łza taka — a wszystko uleczy!“ —

I patrz! już zbójca przy boku dziecięcia,
Padł na kolana: rozpostarł objęcia.
Wzniósł je ku Niebu — co równie łagodnie
Oświeca obok niewinność i zbrodnię —
I hymn radości brzmi między niebiany,
Witając powrót duszy obłąkanéj! —

Mrok już zaciągał od wschodu — a oni,
Modląc się jeszcze, klęczeli na błoni;
Kiedy wtém nagle, jak struga szeroka,
Jasność niezwykła zabłysła z wysoka,
I padła prosto na zbójcy oblicze,
Zgięte ku ziemi: i na tajemnicze
Łzy, co spadając kroplami bujnemi,
U kolan jego błyszczały na ziemi.

Jasność tę zdala śmiertelnikby może
Wziął za meteor lub polarne zorze:
Lecz Peri łatwo odgadła wesoła,
Że to był uśmiech, spójrzenie Anioła,
Znak wskazujący na łzy pokutnika,
Że w nich jest siła, co Niebo odmyka! —


„O! szczęście bez miary! o! radość bez końca!
Skończone me życie tułacze!
Żegnajcie mi blaski księżyca i słońca,
Ja światłość Allaha zobaczę!

„Żegnajcie mi ziemskie ogrody i kwiaty,
Nietrwałe jak ziemskie radości!
Żegnajcie bez żalu! — ja lecę w te światy,
Gdzie radość jest tchnieniem wieczności.

„Żegnajcie mi, ludzie! obyście wy chcieli
Raz szczerze zatęsknić do Nieba!
O! jakby was chętnie życzliwi Anieli
Uczyli, jak szukać go trzeba!

„Żegnajcie, żegnajcie! pokutą i łzami
Łagodźcie serc waszych rozpacze;
Ja lecę, gdzie chyba z litości nad wami,
Przed tronem Allaha zapłaczę.“ —

KONIEC.




  1. Peri, w mitologii wschodniéj, są to duchy dobre, stopniem tylko niższe od Aniołów, chociaż równéj piękności. Niegdyś wygnane z Raju, mieszkają na powietrzu, w wodzie, i w najpiękniejszych okolicach na ziemi: w zaczarowanych napowietrznych ogrodach, lub w kryształowych na dnie morskiém pałacach. Żyją wonią kwiatów i rosą.
  2. W Tybecie.
  3. Błękitny kwiat Champaka, tak zwany w języku Braminów, podług ich podań kwitnie tylko w Raju.
  4. Muzułmanie mniemają, iż spadające gwiazdy, są to ogniste pociski, któremi Aniołowie odpędzają złych duchów, gdy się z nich który z przepaści ku Niebu przybliżyć ośmieli.
  5. Tak Persowie nazywają miasto Persepolis. Podług ich podań, był tam pałac zbudowany przez Geniuszów, dla ukrycia w podziemnych jego lochach nadzwyczajnych skarbów, które tam się dotąd znajdują.
  6. Cudowny ten puhar, napełniony „żywiącą i gojącą wodą,“ ma się także znajdować w ruinach Persepolis.
  7. Świątynie Indyjskie.
  8. Mahmud, Sułtan Gazny, ulho Ghisni, który spustoszył i podbił Indye na początku XI wieku. Psiarnia jego, którą prowadził za sobą, składała się z 400 ogarów, które, na urągowisko, kazał ubierać w klejnoty zdarte z bożyszcz Indyjskich. Każdy z tych psów miał obrożę złotą, sadzoną dyamentami, i kapę do okrycia, naszywaną perłami.
  9. Mantes Lunae, w starożytności. U stóp ich mają być źródła Nilu, zwanego u Abissyńczyków Abby albo Alawy, co znaczy olbrzym.
  10. O niezliczonych pomnikach i grotach, w górach Wyższego Egiptu, pokrytych całkiem hieroglificznemi napisami, mówi obszernie między innymi podróżnikami, p. Perry, w dziele swojém View of the Levant.
  11. Gaje w dolinach Rozetty, napełnione są turkawkami. — Sonnini.
  12. Savary wspomina o pelikanach na jeziorze Mocris.
  13. Wspaniała palma, któréj szczyt schyla się zlekka, jak czoło pięknéj dziewicy, kiedy ją sen morzyć zaczyna.“ Dafard et Hadad.
  14. Piękny ten ptak, z najpiękniejszym błękitem na skrzydłach, z purpurowemi nogami i dziobem, był ulubioną ozdobą Greckich i Rzymskich pałaców i świątyń; a z powodu wspaniałéj postawy i świetności kolorów, na Wschodzie imię Sułtanki otrzymał. —
  15. Simom albo Simum, wiatr gorący, wiejący od strony pustyń.
  16. Podług podań na Wschodzie, ptak Fenix, po przeżyciu tysiąca lat, układa sam sobie stos z najwonniejszych gatunków drzewa, i pali się na nim ogniem słonecznym, wpośród najrozkoszniejszéj woni i harmonii głosu, którą sam przed skonaniem wydaje.
  17. Suristan, kraj róż. Tak się nazywa Syrya, od niezmiernéj ilości tego rodzaju kwiatów, zwanych w języku krajowców: Suri.
  18. „Widzisz tam (w Syryi) nieprzeliczone mnóstwo osobliwszego gatunku motyli, których piękność kształtu i barwy, zjednała im nazwisko panien“ — Sonnini.
    „Liczba błyszczących jaszczurek, którą widziałem na ruinach świątyni słońca w Balbeku, dochodziła do wielu tysięcy; ziemia, gruzy i stojące jeszcze ściany ruin, były niemi prawie okryte. Bruce.
  19. Gołębie syryjskie, latające ogromnemi stadami, odznaczają się osobliwszym blaskiem różnokolorowych piór swoich. Bruce
  20. Syrinx, albo piszczałka bożka Pana, jest dotąd pasterskim instrumentem w Syryi. Russel.
  21. Brzegi Jordanu po obu stronach okryte są małemi, pięknemi gaikami, w których kryje się tysiące słowików. Thedenot.
  22. Świątynia słońca w Balbeku.
  23. Nucta, albo „Cudowna Kropla,“ padająca w Egipcie w sam dzień S. Jana, w czerwcu, ma mieć jakoby własność powstrzymania morowéj zarazy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Moore i tłumacza: Antoni Edward Odyniec.