Panicz (Mniszkówna, 1926)/Część I/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Mniszek
Tytuł Panicz
Podtytuł Powieść
Wydawca Wielkopolska Księgarnia Nakładowa Karola Rzepeckiego
Wydanie szóste
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Ludwika Kapeli w Poznaniu
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X.

Gdy wolant Turskiego toczył się przez pola wodzewskie, stangret rzekł do zamyślonego pana, pokazując coś biczyskiem.
— Ot już i zasypują rów graniczny.
— Jaki rów?
— A ten co pan Denhoff kazał kopać niedawno. Miały być wszystkie granice Wodzewa okopane, już zrobili większą część, a teraz zasypują.
Podjechali bliżej. Istotnie kilkunastu chłopów z łopatami zasypywało głęboką i szeroką fosę, dozorował stary karbowy.
— Co to robicie? — spytał Turski, przystając.
Karbowy zdjął czapkę i śmiał się.
— Ady rów zasypujem, bo się dziedzicowi niepodobał, powiada, że lepiej drzewami wysadzić granicę. Tak i zasypujem a Bóg da, to może znowu będziem odkopywać.
Karbowy był widocznie więcej ubawiony kaprysami swego pana niźli zbudowany, bo rzekł jeszcze z całem przekonaniem.
— U nas to tak, panie dziedzicu. Szyj i pruj, znowu szyj i pruj. Jaśnie pańska wola i basta.
— Czy pan Denhoff w domu?
— Gdzieżby! Dziedzic w Worczynie.
— A pan Wroński!
— A pan rządca już tydzień w Warszawie siedzi.
Turski pojechał dalej.
— Zmarnuje ten Ryszard siebie i Wodzewo — myślał.
W Worczynie zastał jak zwykle Denhoffa z Dorcią na ławce w alei lipowej. Powitał ich i wszedł do domu. Ale tu długo nie mógł nikogo znaleźć. Ziula i Ania wywoływały fotografie, zamknięte w jakiejś improwizowanej kamerze. Ira malowała w swoim pokoju. Maryś poszedł do siostry. Był rad, że ojca nie zastał, pan Turski bowiem wyjechał na zwykły objazd majątku. Maryś wolał rozmówić się najpierw z matką i siostrą. Zastał Irenę samą. Siedziała przed sztalugami w fartuchu malarskim, wykończając jakiś obraz dużych rozmiarów. Po przywitaniu i kilku słowach wstępnych, Maryś opowiedział Irence bytność swą w Zapędach i rozmowę z Marylą. Irena zdziwiła się.
— Więc już jesteście narzeczonymi?
— Dotąd nie, lecz to by nastąpiło prędzej, gdyby Maryla miała jakiś dowód sympatji od was.
— Cóż my z mamą możemy? Sam wiesz, jak ojciec jest przeciwny temu.
Zaczęli się naradzać nad sposobami przejednania pana Turskiego. Przyłączyła się do nich wkrótce i pani Turska a wysłuchawszy o co chodzi rzekła z żalem.
— Nie myślałam Marysiu, że chcesz nam dać synową z takiego domu. To dla ojca będzie okropna zgryzota, łudził się dotąd, że to tylko zwykły flirt z panną Korzycką. Gdy się dowie, jak jest...
Maryś zaczął z zapałem bronić swej sprawy, mówił, że Maryla jest inna, że ona cierpi w takiem otoczeniu, że on chce ją, wyrwać z niemiłych stosunków rodzinnych. Mówił o swych uczuciach gorąco, unosił się, ale pani Turska tylko głową kiwała.
— Wszystko to ojca nie przekona — rzekła smutno.
Nastąpiło milczenie ciężkie, nieprzyjemne. Maryś walczył z głuchym gniewem, który go aż dusił, bladł i czerwienił się; trzymał nerwy na wodzy nadludzką siłą, by nie wybuchnąć. Ira rozsmarowywała farby na palecie do nieskończoności. Przykrą chwilę przerwał powrót pana Turskiego.
Żona wyszła na jego spotkanie.
— Cóż ty na to Ira?! — wybuchnął Maryś. — Czyż ja mam się wyrzec szczęścia na całe życie dla mało uzasadnionych mrzonek rodziców? Przecie Maryla to nie Gutek, za cóż i ona ma cierpieć, że ma takiego brata i papę? Co to jest, ja, tego nie rozumiem!
— Dobrze, — rzekła Ira. Ale czy ty możesz być pewnym szczęścia, o którem mówisz, czy Maryla ci je zapewmi?
— Dość tego! Wszyscyście się na mnie zmówili. Ja teroru nie ścierpię! To jedno zapowiadam.
Chłodno pożegnawszy siostrę wyszedł z pokoju. Pobiegł do stajni i stamtąd odjechał. Do Ireny wsunęła się pani Turska.
— Powiedziałam ojcu o Marysiu, nie chce o tem ani słuchać, ani mówić. A ten wyjechał bez widzenia się z ojcem. Co to będzie?!
Głębokie cierpienie odmalowało się na twarzy matki, Ira milczała, wiedząc, że musi nastąpić walka.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Mniszek.