Pan Walery/VI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kleofas Fakund Pasternak
Tytuł Pan Walery
Podtytuł Powieść z XIX wieku
Pochodzenie Kilka obrazów towarzyskich
Wydawca Th. Glücksberg
Data wyd. 1831
Druk Th. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VI.
ROK CAŁY.

Mówisz, że ludzie w zamiarach niestali,
I że za łatwo rządzić sobą dadzą,
Że lubią zostać pod kobiécą władzą?
— Wszak i Herkules zgnuśniał przy Omfali!

Dway bracia, Kom. 1830.

Pomimo całej płci naszej zalety,
My — rządzim światem, a nami — kobiéty.

Krasicki.

W kilka dni po zdarzeniu tylko co opisaném, Walery bawił już u przyjaciela Antoniego. Prośby jego i siostry zniewoliły go do zostania, na rok cały.
— Odwlecz twój zamiar, mówił do niego Antoni, będzie czas jeszcze służyć w wojsku, uważaj się tu jak w domu.
— Zostań Pan, mówiła piękna Julja, a Pan Walery mimowolnie się rumienił, będziemy się starali osłodzić mu pobyt w tém miejscu.
— Mój bohater nie w ciemię był bity, i doskonale znał Zoroastra naukę, który każe nie tylko ludziom, ale nawet drzewom i kamieniom dogadzać; jakże tedy miał odmówić prośbie Pana Antoniego, a tém bardziej — Panny Julii?
Nazwałbym go głupiusieńkim, gdyby był ich rad i prośb nie słuchał, ale i na moje i na jego szczęście, a na pożytek czytelników, uległ, prawie nic się nie spierając — i w tém, mojém zdaniem, dobrze zrobił. Miejsce było piękne, gospodarz uprzejmy, sąsiedzi mili, i czegoż było więcej potrzeba do przyjemnego pobytu w tem ustroniu, które wdzięki Julii przyjemniejszém jeszcze czyniły. Nie wiem, czy umyślnie, czy przypadkiem, czy z nadprzyrodzonych jakich przyczyn mój Walery rozkochał się śmiertelnie w siostrze przyjaciela, a że ta okoliczność bardzo czas popędza, upływał on jak najprędzej i najmilej. Wkrótce przybyły, stał się zupełnie domowym; stary Kapitan, Stryjenka, Ksiądz Pleban, Pan Antoni, Julja i stary Komissarz Pan Rubryka, spoufalili się z nim zupełnie i polubili go wszyscy; z każdym albowiem, szczęśliwém swego charakteru ułożeniem, umiał się zgadzać. Z Kapitanem rozmawiać musiał o dawnych dziejach, i słuchać pochwał rycerzy dawno w grobie i niepamięci pogrzebanych, lub piękności, które od tego czasu straciły powaby, a nabrały marszczków. Trzeba było widzieć, z jakim zapałem udawał stary żołnierz odgłos armat, szczęk bron muzykę wojskową. Stryjenka ze zwykłą sobie powolnością robiąc pończoszkę, opowiadała mu dzieje swojej młodości, świetne czasy cztéroletniego sejmu, opisywała ubiory kobiét, łaskawość Króla, który ją był w rękę pocałował, nakoniec konkury Kasztelanica Płockiego, a z tego łatwo przechodziła do wyliczania aptecznych sekretów i sposobów robienia konfitur. Ksiądz Proboszcz lubił z Walerym grać w warcaby, ożywiając stygnącą grę jakim strzelistym uczuć wylaniem, lub skargą na złe czasy, w których księża coraz mniej władzy mają. Rozczulał on się opowiadając o Jezuitach, o świętej Inkwizycii, o stosach na heretyków, i użalał się, że palenie niedowiarków wyszło już z mody.
— Mój Boże! mówił on często wzdychając, lepsze to były czasy, kiedy Jezuici tron Polski podtrzymywali, a Królowa sama upartego heretyka spalić kazała. Dziś ledwie gdzie klątewkę rzucie można, a i to coraz trudniej! — Kończąc te i tym podobne wykrzyki częstokroć przed skończeniem partii usypiał, a Walery się oddalał. Pan Antoni często także zabawiał się ze swoim gościem, razem polowali, jeździli konno, oglądali szczegóły gospodarskie, z nim często stawał na przesmyku wśród zimnego jesiennego wiatru, lub rzęsistego deszczu, dla jego przyjaźni parę razy mało z konia nie zleciał, raz w browarze tylko co się w braże nie skompał, a to wszystko byle ludziom dogodzić — tak każą prawidła Zoroastra. Umiał on także przypodobać się Panu Komissarzowi Rubryce, który częstokroć szerokiemi słowy mu opowiadał, swoje wypadki z czasów rewolucii: jak się przed kozakami pod gałęzią klonu ukrywał, jak uciekając, podobny do Gierarda Tassoniego, wpadł w błoto po uszy, jak się kochał w pannie Klarze, jak los odebrał mu kochankę, a kozacy dali batogami, jak z wicinami pływał do Gdańska i t. d. i t. d. Wszystkiego tego cierpliwie słuchał Pan Walery; czasem też dla ożywienia rozmowy nucił dawne piosnki przygrywając na skrzypcach Pan Rubryka, i udawał tańcującego poloneza, chodząc po swoim pokoju. Lecz nad wszystkie wymienione osoby, milsza była gościowi Panna Julja. Z nią w pięknej roku porze chodził na odlegle przechadzki, a w jesieni, kiedy jednostajne mgły i chmury zasuły niebo, kiedy liście z drzew spadały, siadywał przy kominku.
Z przyjemnością błądził po lasach Pan Walery, a jak to prawie zawsze się zdarza, kiedy umysł niczém ważniejszém nie był zajęty, wpatrywał się dumając w czerwieniejące listki osiny, zżółkłą topolę lub brzozę i posępnie zieloną jodłę. Przyrodzenie albowiem mało tych zwykło zajmować, których życie jest nieprzerwaném pasmem zdarzeń, silnie na umysł działających i porywających z sobą wszystkie władze człowieka; ono tym tylko skarby swe i piękności odkrywa, którzy w nim szukają pociechy i oddać mu się mogą. Dusze do ziemi przykute najmniej ziemskich przyrodzenia powabów kosztują, gdy tymczasem mała liczba ludzi żyjących w przyszłości i umiejących czuć przyjemności umysłowe, napawa się wdziękiem natury, jako godnym zastanowienia człowieka.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.