Pan Twardowski (Rydel, 1923)/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Rydel
Tytuł Pan Twardowski
Podtytuł Poemat w XVIII. pieśniach
Wydawca S. A. Krzyżanowski
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Ilustrator Włodzimierz Tetmajer
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ III.
DZIEJE UBOGIEGO ŻAKA.


Skoro wszedł pomiędzy żaki
Został z początku „beanem“[1].
Bean — wiecie, kto to taki?
W Akademii owem mianem
Nowo przybyły się zowie.
Niech się w cierpliwość uzbraja,
Czekają go dziwne próby!
Janka przechodziło mrowie,
Gdy swywolna żaków zgraja
Dzikie płatała z nim psoty:
Wsadzili go na pień gruby,
Kołki ciosali na głowie
I złocili żółtkiem z jaja,
„Bo to głowa do pozłoty“;
Machali drewnianym mieczem
I porwawszy go w obroty,

Wrzask podnieśli: „Łeb usieczem!
Gdzie jest kat? Dawać tu kata!“
Nie skończyły się swywole,
Póki nie zmienił dukata
I nie kupił piwa kadzi.
Odtąd już miał spokój w szkole
I wszyscy byli mu radzi.

Janek garnął się do świata,
Ambitna była zeń sztuka
I głowę nie od parady
Miał na karku, więc nauka,
Jak po maśle, szła mu gładko.
Pilnie chadzał na wykłady
Do Krakowskiej Akademii,
Gdzie Mistrz Marcin z czarną łatką
Uczył chemii i alchemii[2]
I doskonalił szkolarze
W gwiazdarstwa[3] sztuce zawiłej.
— Gdy w południe na zegarze
Godzina była dwunasta
Wówczas kończył Mistrz uczony
I szedł krzepić swoje siły.
Ze wszystkich kościołów miasta

Wszystkie wraz krakowskie dzwony
Sercami ze spiżu biły,
A trębacz z Maryackiej wieży[4]
Trąbił w cztery świata strony.
Wysypywał się wesoło
Z Akademii rój młodzieży
I długo jeszcze przed szkołą
Swywoli ten tłum i hasa.
Z krzykliwej onej gromady
Zwolna rozchodzą się żaki,
Każdy z garnuszkiem u pasa,
I do mieszczan na obiady
Ciągnie żaczek jaki taki.

Twardowski u pewnej wdowy,
Co z bogactwa była znana,
Miał codzień obiad gotowy
W domu na Kleparskim Rynku[5],
Podle świętego Florjana.
Przychodził i stawał w sieni,
A wdowa: — „Bóg z tobą synku,
Pewnieś głodny, pożywże się,
Naści barszczu, z chleba skórkę,
Do garnuszka zraz pieczeni…“

Ledwie rzekła — miskę niesie
I przed Twardowskim ją stawia.
Miała jedynaczkę córkę,
Dziewczyna to była gładka,
Ale pyszna gorzej pawia
I drapieżna gorzej żbika.
Za latami płyną latka,
Lecz każdego zalotnika
Z gniewem, z drwinką precz odprawia.
Narzekała na nią matka,
Córka dogryzała starej,
Wieczne kwasy i grymasy,
Dąsy, fochy, płacze swary.
A żak dumał sobie z cicha:
— „Oj szkoda tej Nety, szkoda,
Co za foremna uroda!
Lecz przytem ta złość, ta pycha!
Hej ty koląca stokrótko,
Mężczyzną jestem — u licha! —
Umiałbym cię trzymać krótko,
Byłabyś wzorem kobiety!“
Tak sobie Twardowski wzdycha.
Patrząc na urodę Nety.






  1. „Bean“, żartobliwa nazwa, jaką starsi koledzy dawali świeżo przybyłym. Co roku odbywał się t. z. deposito beanorum, czyli przyjęcie beanów do grona koleżeńskiego. Uroczystości tej towarzyszyły przeróżne śmieszne i dziwaczne obrzędy, jakie podaje „Rozdział III“. W końcu beanowie wykupywali się od figlów poczęstunkiem.
  2. „Chemia i Alchemia“. Chemia, nauka o składzie i własnościach ciał. Alchemia, sztuka przeistaczania kruszców, zmierzająca do wytworzenia sztucznym sposobem złota. Uprawiana gorliwie w średnich wiekach i później nie doprowadziła do celu, dała jednak sposobność do dokonania wielu odkryć naukowych, jak n. p. wynalazek prochu.
  3. „Gwiazdarstwo“ czyli astrologia, zajmująca się przepowiadaniem przyszłych losów ludzkich z biegu ciał niebieskich. Astrologia podobnie jak alchemia zakładała sobie cel niemożliwy i niedorzeczny, ale zapoznała uczonych z obrotami ciał niebieskich i posunęła naprzód badania astronomiczne.
  4. „Maryacka wieża“, najwyższa w Krakowie, a nawet w całej Polsce, wznosi się na Krakowskim rynku przy kościele Najśw. Maryi Panny. Od niepamiętnych czasów strażnik czuwający dniem i nocą na jej szczycie co godzinę wytrębuje na cztery strony świata pobudkę zwaną „Hejnałem“.
  5. „Kleparski Rynek“, Kleparz obecnie jedno z przedmieść Krakowa, zwał się pierwotnie Florencyą od imienia św. Floryana, którego relikwie papież Luciusz III przesłał Kazimierzowi Sprawiedliwemu w r. 1184. Dla pomieszczenia szczątków św. Męczennika, książę Kazimierz ufundował poza murami Krakowa kościół pod jego wezwaniem, a niebawem wyrosła na okół osada pod mianem Florencyi. W r. 1366 król Kazimierz W. nadał jej przywilej odrębnego miasta; później została wcielona do Krakowa pod nazwą Kleparza.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Rydel.