[341]KSIĘGA DZIESIĄTA. [343]EMIGRACJA. JACEK.
TREŚĆ.
Narada tycząca sie zabezpieczenia losu zwycięzców. — Układy z Rykowem. — Pożegnanie. — Ważne odkrycie. — Nadzieja.
Owe obłoki ranne, zrazu rozpierzchnione[1]
Jak czarne ptaki, lecąc w wyższą nieba stronę,
Coraz się zgromadzały. Ledwie słońce zbiegło
Z południa, już ich stado pół niebios obiegło
5
Ogromną chmurą. Wiatr ją pędził coraz chyżej,
Chmura coraz gęstniała, zwieszała się niżej,
Aż, jedną stroną nawpół od niebios oddarta,
Ku ziemi wychylona i wszerz rozpostarta,
Jak wielki żagiel, biorąc wszystkie wiatry w siebie,
10
Od południa na zachód leciała po niebie.
I była chwila ciszy; i powietrze stało
Głuche, milczące, jakby z trwogi oniemiało.
I łany zbóż, co wprzódy, kładąc się na ziemi
I znowu wgórę trzęsąc kłosami złotemi,
15
Wrzały jak fale, teraz stoją nieruchome
I poglądają w niebo, najeżywszy słomę.
I zielone przy drogach wierzby i topole,
Co pierwej, jako płaczki przy grobowym dole,
[344]
Biły czołem, długiemi kręciły ramiony,
20
Rozpuszczając na wiatry warkocz posrebrzony,
Teraz jak martwe, z niemej wyrazem żałoby
Stoją nakształt posągów sypilskiej Nioby.[2]
Jedna osina drżąca wstrząsa liście siwe.
Bydło, zwykle do domu powracać leniwe,
25
Teraz zbiega się tłumnie, pasterzy nie czeka,
I opuszczając strawę, do domu ucieka.
Buhaj racicą ziemię kopie, orze rogiem,
I całą trzodę straszy ryczeniem złowrogiem;
Krowa coraz ku niebu wznosi wielkie oko,
30
Usta z dziwu otwiera i wzdycha głęboko;
A wieprz marudzi wtyle, dąsa się i zgrzyta,
I snopy zboża kradnie i na zapas chwyta.
Ptastwo skryło się w lasy, pod strzechy, w głąb’ trawy;
Tylko wrony, stadami obstąpiwszy stawy,
35
Przechadzają się sobie poważnemi kroki,
Czarne oczy kierują na czarne obłoki,
Wytknąwszy język z suchej, szerokiej gardzieli
I skrzydła roztaczając, czekają kąpieli.
Lecz i te, przewidując nazbyt mocną burzę,
40
Już w las ciągną, podobne wznoszącej się chmurze.
Ostatnia z ptaków, lotem nieścigłym zuchwała
Jaskółka, czarny obłok przeszywa jak strzała,
Wreszcie spada jak kula.
Właśnie w owej chwili
Szlachta z Moskwą okropną walkę zakończyli,
[345]
45
I chronią się gromadnie w domy i stodoły,
Opuszczają plac boju, gdzie wkrótce żywioły
Stoczą walkę.
Na zachód jeszcze ziemia słońcem ozłocona,
Świeciła się ponuro, żółtawoczerwona;
50
Już chmura, roztaczając cienie nakształt sieci,
Wyławia resztki światła, a za słońcem leci
Jak gdyby je pochwycić chciała przed zachodem.
Kilka wichrów raz po raz prześwisnęło spodem,
Jeden za drugim lecą, miecąc krople dżdżyste
55
Wielkie, jasne, okrągłe, jak grady ziarniste.
Nagle wichry zwarły się, porwały się wpoły,
Borykają się, kręcą, świszczącemi koły
Krążą po stawach, mącą do dna wody w stawach.
Wpadły na łąki, świszczą po łozach i trawach.
60
Pryskają łóz gałęzie, lecą traw przekosy[3]
Na wiatr, jako garściami wyrywane włosy,
Zmieszane z kędziorami snopów. Wiatry wyją,
Upadają na rolę, tarzają się, ryją,
Rwą skiby, robią otwór wichrowi trzeciemu,
65
Który wydarł się z roli jak słup czarnoziemu,
Wznosi się, jak ruchoma piramida toczy,
Łbem grunt wierci, z nóg piasek sypie gwiazdom w oczy,
Co krok wszerz wydyma się, roztwiera ku górze,
I ogromną swą trąbą otrębuje burzę.[4]
70
Aż z całym tym chaosem[5] wody i kurzawy,
Słomy, liścia, gałęzi, wydartej murawy,
[346]
Wichry w las uderzyły, i po głębiach puszczy
Ryknęły jak niedźwiedzie.
A już deszcz wciąż pluszczy
Jak z sita w gęstych kroplach. Wtem rykły pioruny,
75
Krople zlały się razem, to jak proste struny
Długim warkoczem wiążą niebiosa do ziemi,
To jak z wiader buchają warstami całemi.
Już zakryły się całkiem niebiosa i ziemia,
Noc je z burzą, od nocy czarniejszą, zaciemia.
80
Czasem widnokrąg pęka od końca do końca,
I anioł burzy nakształt niezmiernego słońca,
Rozświeci twarz, i znowu okryty całunem[6]
Uciekł w niebo i drzwi chmur zatrzasnął piorunem.
Znowu wzmaga się burza, ulewa nawalna,
85
I ciemność gruba, gęsta, prawie dotykalna.
Znowu deszcz ciszej szumi, grom na chwilę uśnie;[7]
Znowu wzbudzi się, ryknie, i znów wodą chluśnie.
Aż się uspokoiło wszystko; tylko drzewa
Szumią około domu i szemrze ulewa.
90
W takim dniu pożądany był czas najburzliwszy;
Bo nawalnica, boju plac mrokiem okrywszy,
Zalała drogi, mosty zerwała na rzece,
Z folwarku niedostępną zrobiła fortecę.
O tem więc, co się działo w obozie Soplicy,
95
Dziś nie mogła rozejść się wieść po okolicy,
A właśnie zawisł szlachty los od tajemnicy.
W izbie Sędziego ważne toczą się narady.
Bernardyn leżał w łóżku zmordowany, blady
[347]
I skrwawiony, lecz całkiem zdrowy na umyśle,
100
Daje rozkazy, Sędzia wypełnia je ściśle.
Prosi Podkomorzego, przyzywa Klucznika,
Każe przywieść Rykowa, potem drzwi zamyka.
Godzinę całą trwały tajemne rozmowy,
Aż je przerwał kapitan Ryków temi słowy,
105
Rzucając na stół kiesę, ciężką dukatami:
„Państwo Lachy, już jest ta gadka między wami,
Że każdy Moskal złodziej; powiedźcież, kto spyta,
Że znaliście Moskala, który zwan Nikita
Nikitycz Ryków, rotny kapitan, miał osim
110
Medalów i trzy krzyże — to pamiętać prosim:
Ten medal za Oczaków, ten za Izmaiłów.[8]
Ten za bitwę pod Nowi, ten za Prejsiż-Iłów,
Tamten za Korsakowa sławną rejteradę
Z pod Zurich; a miał także i za męstwo szpadę,
115
Także od feldmarszałka[9] trzy zadowolenia,
Dwie pochwały cesarskie i cztery wspomnienia,
Wszystko na piśmie“.
„Ale, ale Kapitanie, —
Przerwał Robak, — i cóż się tedy z nami stanie,
Jeśli nie chcesz zgodzić się? Wszakże dałeś słowo
120
Załatwić tę rzecz“.
„Prawda, słowo dam na nowo, —
Rzecze Ryków, — ot słowo! Co po waszej zgubie?
Ja człek poczciwy, ja was, Państwo Lachy, lubię,
[348]
Że wy ludzie weseli, dobrzy do wypitki,
I także ludzie śmiali, dobrzy do wybitki.
125
U nas ruskie przysłowie: kto na wozie jedzie,
Bywa często pod wozem; kto dzisiaj naprzedzie,
Jutro wtyle; dziś bijesz, jutro ciebie biją;
Czy o to gniew? tak u nas po żołniersku żyją.
Skądby się człowiekowi tyle złości wzięło
130
Gniewać się o przegranę! Oczakowskie dzieło[10]
Było krwawe, pod Zurich zbili nam piechotę,
Pod Austerlicem całą utraciłem rotę;
A pierwej wasz Kościuszko pod Racławicami —[11]
Byłem szerżantem — wysiekł mój pluton kosami.
135
I cóż stąd? To ja znowu u Maciejowiców[12]
Zabiłem własnym sztykiem dwóch dzielnych szlachciców,
Jeden był Mokronowski, szedł z kosą przed frontem,
I kanonijerowi uciął rękę z lontem.[13]
Oj! wy Lachy! Ojczyzna! ja to wszystko czuję,
140
Ja Ryków; car tak każe, a ja was żałuję,
Co nam do Lachów? Niechaj Moskwa dla Moskala,
Polska dla Lacha; ale cóż? car nie pozwala!“
Sędzia mu na to rzecze: „Panie Kapitanie,
Żeś człek poczciwy, wiedzą to wszyscy ziemianie,
145
U których na kwaterach stałeś od lat wielu.
Za ten dar nie gniewaj się, dobry przyjacielu,
[349]
Nie chcieliśmy cię skrzywdzić; te oto dukaty
Śmieliśmy złożyć, wiedząc, żeś człek niebogaty“.
„Ach jegry! — wołał Ryków, — cała rota skłuta!
150
Moja rota! a wszystko z winy tego Płuta!
On komendant, on za to przed carem odpowie,
A wy te grosze sobie zabierzcie, panowie;
U mnie jest kapitański mój żołd ladajaki,
A dosyć mnie na ponczyk i lulkę tabaki.
155
A was lubię, że z wami sobie zjem, popiję,
Pohulam, pogawędzę, i tak sobie żyję.
Otóż ja was obronię, i jak będzie śledztwo,
Słowo uczciwe, że dam za wami świadectwo.
Powiemy, że my przyszli tu z wizytą, pili
160
Sobie, tańczyli, trochę sobie podchmielili,
A Płut przypadkiem ognia zakomenderował,
Bitwa! i batalijon tak jakoś zmarnował.
Wy Pany tylko śledztwo pomazujcie złotem,
Będzie kręcić się.[14] Ale teraz powiem o tem,
165
Co już mówiłem temu szlachcicu,[15] co długi
Ma rapier, że Płut pierwszy komendant, ja drugi:
Płut został żywy, może on wam zagiąć kruczka
Takiego, że zginiecie, bo to chytra sztuczka;
Trzeba mu gębę zatkać bankowym papierem.
170
No i cóż Panie szlachcic, ty z długim rapierem,
Czy już byłeś u Płuta, czyś się z nim naradził?“
Gerwazy obejrzał się, łysinę pogładził,
Kiwnął niedbale ręką, jak gdyby znać dawał,
Że już wszystko załatwił. — Lecz Ryków nastawał:
175
„Cóż, czy Płut będzie milczeć, czy słowem zaręczył?“
[350]
Klucznik zły, że go Ryków pytaniami dręczył,
Poważnie palec wielki ku ziemi naginał,
A potem machnął ręką, jak gdyby przecinał
Dalszą rozmowę, i rzekł: „Klnę się Scyzorykiem,
180
Że Płut nie wyda! gadać już nie będzie z nikim!“
Potem dłonie opuścił i palcami chrząsnął,
Jak gdyby tajemnicę całą z rąk wytrząsnął.
Ten ciemny gest pojęli słuchacze, i stali
Patrząc z dziwem na siebie, wzajem się badali,
185
I posępne milczenie trwało minut kilka.
Aż Ryków rzekł: „Nosił wilk, ponieśli i wilka!“
„Requiescat in pace“[16] — dodał Podkomorzy.
„Już-ci, — zakończył Sędzia, — był w tem palec Boży!
Lecz ja tej krwi nie winien, jam o tem nie wiedział“.
190
Ksiądz porwał się z poduszek i posępny siedział,
Nakoniec rzekł, spojrzawszy bystro na Klucznika:
„Wielki grzech bezbronnego zabić niewolnika!
Chrystus zabrania mścić się nawet i nad wrogiem!
Oj, Kluczniku! odpowiesz ty ciężko przed Bogiem.
195
Jedna jest restrykcyja[17]: jeśli popełniono
Nie z zemsty głupiej, ale pro publico bono“.[18]
Klucznik głową i ręką kiwał wyciągnioną,
I, mrugając, powtarzał: „Pro publico bono!“
Więcej nie było mowy o Płucie majorze.
200
Nazajutrz daremnie go szukano we dworze,
Daremnie wyznaczano za trupa nagrodę,
Major zginął bez śladu, jak gdyby wpadł w wodę.
Co się z nim stało, różnie powiadano o tem,
[351]
Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.
205
Daremnie pytaniami Klucznika dręczono;
Nic nie wyrzekł, prócz tych słów: „Pro publico bono“.
Wojski był w tajemnicy[19], lecz słowem ujęty
Honorowem, staruszek milczał, jak zaklęty.
Po zawarciu układów wyszedł z izby Ryków,
210
A Robak kazał wezwać szlachtę wojowników,
Do których Podkomorzy z powagą tak mowi:
„Bracia! Bóg dziś naszemu szczęścił orężowi,
Ale muszę Wać Państwu wyznać bez ogródki,
Że z tych niewczesnych bojów złe wynikną skutki.
215
Zbłądziliśmy, i nikt tu z nas nie jest bez winy:
Ksiądz Robak, że zbyt czynnie rozszerzał nowiny;
Klucznik i szlachta, że je pojęła opacznie.
Wojna z Rosyją jeszcze nieprędko się zacznie,
Tymczasem kto miał udział najczynniejszy w bitwie,
220
Ten nie może bezpieczny zostać się na Litwie;
Musicie więc do Księstwa uciekać Panowie,
A mianowicie Maciej, co się Chrzciciel zowie,
Tadeusz, Konew, Brzytew niech unoszą głowy
Za Niemen, gdzie ich czeka zastęp narodowy.
225
My na was nieobecnych całą winę zwalim,
I na Płuta; tak resztę rodzeństwa[20] ocalim.
Żegnam was nie na długo; są pewne nadzieje,
Że nam z wiosną swobody zorza zajaśnieje,
I Litwa, co was teraz żegna jak tułaczy,
230
Wkrótce, jako zwycięskich swych zbawców zobaczy.
Sędzia wszystko, co trzeba, zgotuje na drogę,
I ja pieniędzmi, ile zdołam, dopomogę“.
[352]
Czuła szlachta, że mądrze Podkomorzy radził:
Wiadomo, że kto z ruskim carem raz się zwadził,
235
Ten już z nim na tej ziemi nie zgodzi się szczerze,
I musi albo bić się, albo gnić w Sybirze.
Więc nic nie mówiąc, smutnie po sobie spojrzeli,
Westchnęli; na znak zgody głowami skinęli.
Polak, chociaż stąd między narodami słynny,
240
Że bardziej niźli życie kocha kraj rodzinny,
Gotów zawżdy rzucić go, puścić się w kraj świata,
W nędzy i poniewierce przeżyć długie lata,
Walcząc z ludźmi i z losem, póki mu śród burzy
Przyświeca ta nadzieja, że Ojczyźnie służy.
245
Oświadczyli, że zaraz wyjeżdżać gotowi;
Tylko się to nie zdało panu Buchmanowi.
Buchman, człowiek rozsądny, w bitwę się nie wmieszał,[21]
Ale słysząc, że radzą, głosować pośpieszał.
Znajdował projekt dobrym, lecz chciał przeinaczyć,
250
Dokładniej go rozwinąć, jaśniej wytłumaczyć,
A naprzód komisyją[22] legalnie wyznaczyć,
Któraby rozważyła emigracji[23] cele,
Środki, sposoby, tudzież innych względów wiele.
Nieszczęściem krótkość czasu była na zawadzie,
255
Że się zadość nie stało Buchmanowej radzie.
Szlachta żegna się śpiesznie i już w drogę rusza.
Ale Sędzia zatrzymał w izbie Tadeusza
I rzekł do księdza: „Czas już, żebym ci powiedział,
[353]
To, o czemem z pewnością wczoraj się dowiedział,
260
Że nasz Tadeusz szczerze zakochany w Zosi.
Niechajże przed odjazdem o rękę jej prosi.
Mówiłem z Telimeną: już nam nie przeszkadza;
Zosia także się z wolą opiekunów zgadza.
Jeśli dziś ślubem pary nie możem uwieńczyć,[24]
265
Toćby ich, Panie Bracie, przynajmniej zaręczyć
Przed odjazdem; bo serce młode i podróżne,
Wiesz dobrze, jako miewa tentacyje[25] różne;
A wszakże, kiedy okiem rzuci na pierścionek
I przypomni młodzieniec, że już jest małżonek,
270
Zaraz w nim obcych pokus ostyga gorączka.
Wierzaj mi, wielką siłę ma ślubna obrączka.
„Ja sam przed lat trzydziestu wielki afekt miałem
Ku pannie Marcie, której serce pozyskałem.
Byliśmy zaręczeni; Bóg nie błogosławił
275
Związkowi temu, i mnie sierotą zostawił,
Wziąwszy do chwały swojej nadobną Wojszczankę,
Przyjaciela mojego córę, Hreczeszankę.
Pozostała mi tylko pamiątka jej cnoty,
Jej wdzięków, i ten oto ślubny pierścień złoty.
280
Ilekroć nań spojrzałem, zawsze ma nieboga
Stawała przed oczyma i tak z łaski Boga,
Dotąd mej narzeczonej dochowałem wiary,
I nie bywszy małżonkiem, jestem wdowiec stary,
Chociaż Wojski ma drugą córę, dość nadobną
285
I do mojej kochanej Marty dość podobną!“
To mówiąc na pierścionek z czułością spozierał,
I odwróconą ręką łzy z oczu ocierał:
[354]
„Bracie, — kończył, — co myślisz? zrobim zaręczyny?
On kocha, a mam słowo ciotki i dziewczyny“.
290
Lecz Tadeusz podbiega i z żywością mowi:
„Czemże zdołam odwdzięczyć dobremu Stryjowi,
Który tak o me szczęście ustawnie[26] się trudzi!
Ach, dobry Stryju, byłbym najszczęśliwszy z ludzi,
Gdyby mi Zosia była dzisiaj zaręczona,
295
Gdybym wiedział, że to jest moja przyszła żona.
Przecież powiem otwarcie: dziś te zaręczyny
Do skutku przyjść nie mogą, są różne przyczyny...
Nie pytaj więcej... Jeśli Zosia czekać raczy,
Może mnie wkrótce lepszym, godniejszym obaczy,
300
Może stałością na jej wzajemność zarobię,
Może troszeczką sławy me imię ozdobię,
Może wkrótce w ojczyste wrócim okolice;
Wtenczas, Stryju, wspomnę ci twoje obietnice,
Wtenczas, na klęczkach drogą powitam Zosienkę,
305
I jeśli będzie wolna, poproszę o rękę.
Teraz porzucam Litwę może na czas długi,
Może Zosi tymczasem podobać się drugi:
Więzić jej woli nie chcę; prosić o wzajemność,
Na którąm nie zasłużył, byłaby nikczemność“.
310
Gdy te słowa z uczuciem mówił chłopiec młody,
Zaświeciły mu, jako dwie wielkie jagody
Pereł, dwie łzy na wielkich błękitnych źrenicach,
I stoczyły się szybko po rumianych licach.
Ale Zosia ciekawa z głębiny alkowy
315
Śledziła przez szczelinę tajemne rozmowy;
Słyszała, jak Tadeusz poprostu i śmiało
Opowiedział swą miłość; serce w niej zadrżało,
[355]
I widziała tych wielkich dwoje łez w źrenicach.
Choć dojść nie mogła wątku w jego tajemnicach,
320
Dlaczego ją pokochał? dlaczego porzuca?
Gdzie odjeżdża? przecież ją ten odjazd zasmuca.
Pierwszy raz posłyszała w życiu z ust młodziana
Dziwną i wielką nowość, że była kochana.
Biegła więc, gdzie stał mały domowy ołtarzyk,
325
Wyjęła zeń obrazek i relikwijarzyk:[27]
Na obrazku tym była święta Genowefa,
A w relikwii suknia świętego Józefa
Oblubieńca, patrona zaręczonej młodzi;
I z temi świętościami do pokoju wchodzi.
330
„Pan odjeżdżasz tak prędko? Ja Panu na drogę
Dam podarunek mały i także przestrogę:
Niechaj Pan zawsze z sobą relikwije nosi
I ten obrazek, a niech pamięta o Zosi.
Niech Pana Pan Bóg w zdrowiu i szczęściu prowadzi,
335
I niech prędko szczęśliwie do nas odprowadzi“.
Umilkła, i spuściła głowę; oczki modre
Ledwie stuliła, z rzęsów pobiegły łzy szczodre,
A Zosia, z zamkniętemi stojąc powiekami,
Milczała, sypiąc łzami jako brylantami.
340
Tadeusz, biorąc dary i całując rękę,
Rzekł: „Pani! już ja muszę pożegnać Panienkę;
Bądź zdrowa, wspomnij o mnie, i racz czasem zmówić
Pacierz za mnie! Zofijo!“... Więcej nie mógł mówić.
[356]
Lecz Hrabia z Telimeną wszedłszy niespodzianie,
345
Uważał młodej pary czułe pożegnanie,
Wzruszył się i rzuciwszy wzrok ku Telimenie:
„Ileż — rzekł — jest piękności choć w tej prostej scenie,
Kiedy dusza pasterki z wojownika duszą,
Jak łódź z okrętem w burzy, rozłączyć się muszą
350
Zaiste! nic tak uczuć w sercu nie rozpala,
Jako kiedy się serce od serca oddala.
Czas — jest to wiatr: on tylko małą świecę zdmuchnie,
Wielki pożar od wiatru tem mocniej wybuchnie.
I moje serce zdolne mocniej kochać zdala.
355
Panie Soplico! miałem ciebie za rywala;
Ten błąd był jedną z przyczyn naszej smutnej zwady,
Która mię przymusiła dostać na was szpady.
Postrzegam błąd mój, boś ty wzdychał ku pasterce,
Ja zaś tej pięknej Nimfie[28] oddałem me serce.
360
Niech we krwi wrogów nasze utoną urazy!
Nie będziem się zbójczemi rozpierać żelazy;
Niech się inaczej spór nasz zalotny rozstrzygnie:
Walczmy, kto kogo czuciem miłości wyścignie!
Zostawim oba drogie serc naszych przedmioty,
365
Pośpieszymy obadwa na miecze, na groty;[29]
Walczmy z sobą stałością, żalem i cierpieniem,
A wrogów naszych mężnem ścigajmy ramieniem“.
Rzekł i na Telimenę spojrzał, ale ona
Nic nie odpowiadała, strasznie zadziwiona.
[357]
370
„Mój Hrabio — przerwał Sędzia — poco chcesz koniecznie
Wyjeżdżać? Wierz mi, w twoich dobrach siedź bezpiecznie.
Szlachtę biedną rząd mógłby odrzeć i przechłostać,
Ale ty, Hrabio, pewien jesteś cały zostać;
Wiesz, w jakim rządzie żyjesz, jesteś dość bogaty,
375
Wykupisz się od więzień połową intraty“.[30]
„To niezgodna — rzekł Hrabia — z moim charakterem!
Nie mogę być kochankiem, będę bohaterem;
W miłości troskach sławy zwę pocieszycielki,
Gdy jestem nędzarz sercem, będę ręką wielki“.[31]
380
Telimena pytała: „Któż Panu przeszkadza
Kochać i być szczęśliwym!?“ — „Mych przeznaczeń władza
— Rzekł Hrabia — ciemność przeczuć, które ruchem tajnym
Rwą się ku stronom obcym, dziełom nadzwyczajnym.
Wyznaję, że dziś chciałem na cześć Telimenie
385
U ołtarzów Hymena[32] zapalić płomienie,
Ale mi dał zbyt piękny przykład ten młodzieniec,
Sam dobrowolnie ślubny swój zrywając wieniec,
I biegąc serca swego doświadczać w przeszkodach
Zmiennych losów i w krwawych, wojennych przygodach.
390
Dziś otwiera się nowa i dla mnie epoka!
Brzmiała odgłosem broni mej Birbante-rokka:
[358]
Oby ten odgłos równie w Polszcze się rozszerzył!“
Skończył, i dumnie szpady rękojeść uderzył.
„Jużci — rzekł Robak — trudno ganić tę ochotę;
395
Jedź, weź pieniądze, możesz usztyftować rotę,[33]
Jak Włodzimierz Potocki[34], co Francuzów zdziwił
Dając na skarb milijon; jak książę Radziwiłł
Dominik[35], co zastawił dobra swe i sprzęty
I dwa uzbroił nowe konne regimenty.
400
Jedź, jedź, a weź pieniądze; rąk tam dosyć mamy,
Ale grosza brak w Księstwie;[36] jedź Wasze, żegnamy“.
Telimena, smutnemi rzuciwszy oczyma,
„Niestety — rzekła — widzę, że cię nic nie wstrzyma!
Rycerzu mój, w wojenne kiedy wstąpisz szranki,[37]
405
Obróć czułe spojrzenie na kolor kochanki!
(Tu wstążkę oderwawszy od sukni, zrobiła
Kokardę i na piersiach Hrabi przyszpiliła.)
[359]
Niech cię ten kolor wiedzie na działa ogniste,
Na kopije błyszczące i deszcze siarczyste,
410
A kiedy się rozsławisz walecznemi czyny,
I gdy nieśmiertelnemi przesłonisz wawrzyny
Skrwawiony szyszak i hełm twój zwycięstwem hardy:
I wtenczas jeszcze oko zwróć do tej kokardy,
Wspomnij, czyja ten kolor przyszpiliła ręka!“
415
Tu mu podała rękę. — Pan Hrabia przyklęka,
Całuje; Telimena zbliżyła do oka
Chustkę, a drugiem okiem pogląda zwysoka
Na Hrabię, który żegnał ją mocno wzruszony.
Ona wzdychała, ale ruszyła ramiony.
420
Lecz Sędzia rzekł: „Mój Hrabio, śpiesz się, bo już poźno“.
A ksiądz Robak: „Dość tego!“ — wołał z miną groźną, —
„Spiesz się Wasze“. Tak rozkaz Sędziego i księdza
Rozdziela czułą parę i z izby wypędza.
Tymczasem pan Tadeusz stryja obejmował
425
Ze łzami i Robaka w rękę pocałował.
Robak, ku piersiom chłopca przycisnąwszy skronie
I na głowie mu na krzyż położywszy dłonie,
Spojrzał ku niebu i rzekł: „Synu! z Panem Bogiem!“
I zapłakał... A już był Tadeusz za progiem.
430
„Jakto? — zapytał Sędzia, — nic mu brat nie powie
I teraz? biedny chłopiec, jeszcze się nie dowie
O niczem! przed odjazdem!“ „Nie, — rzekł ksiądz — o niczem,
[360]
(Płacząc długo z zakrytem rękami obliczem).
I pocóżby miał wiedzieć biedny, że ma ojca,
435
Który się skrył przed światem, jak łotr, jak zabojca?
Bóg widzi, jak pragnąłbym, ale z tej pociechy
Zrobię Bogu ofiarę za me dawne grzechy“.
„Więc — rzecze Sędzia — teraz czas myśleć o sobie,
Uważ, że człowiek w twoim wieku i chorobie
440
Nie zdołałby z innymi razem emigrować;
Mówiłeś, że wiesz domek, gdzie się masz przechować;
Powiedz, gdzie? Spieszmy, czeka zaprzężona bryka.
Czy nie najlepiej w puszczę, do chaty leśnika?“
Robak, kiwając głową, rzekł: „Do jutra rana
445
Mam czas. Teraz, mój bracie, poślij po plebana,
Aby tu jak najrychlej przybył z wijatykiem;[38]
Oddal stąd wszystkich, zostań tylko sam z Klucznikiem.
Zamknij drzwi!“
Sędzia spełnił Robaka rozkazy
I usiada na łóżko przy nim; a Gerwazy
450
Stoi, łokieć przytwierdza na głowni rapiera,
A czoło pochylone na dłoniach opiera.
Robak, nim zaczął mówić, w Klucznika oblicze
Wzrok utkwił i milczenie chował tajemnicze.
A jako chirurg naprzód miękką rękę składa
[361]
455
Na ciele chorującem, nim ostrzem raz zada;[39]
Tak Robak wyraz bystrych oczu swych złagodził,
Długo niemi po oczach Gerwazego wodził,
Nakoniec, jakby ślepym chciał uderzyć ciosem,
Zasłonił oczy ręką, i rzekł mocnym głosem:
460
„Jam jest Jacek Soplica...“
Klucznik na to słowo
Pobladnął, pochylił się, i ciała połową
Wygięty naprzód, stanął, zwisł na jednej nodze,
Jak głaz lecący z góry, zatrzymany w drodze.
Oczy roztwierał, usta szeroko rozszerzał,
465
Grożąc białemi zęby, a wąsy najeżał;
Rapier z rąk upuszczony przy ziemi zatrzymał
Kolanami, i głownię prawą ręką imał,
Cisnąc ją; rapier, ztyłu za nim wyciągniony,
Długim czarnym swym końcem chwiał się w różne strony.
470
I Klucznik był podobny rysiowi rannemu,
Który z drzewa ma skoczyć w oczy myśliwemu,
Wydyma się kłębuszkiem, mruczy, krwawe ślepie
Wyiskrzą, wąsy rusza, i ogonem trzepie.
„Panie Rębajło — rzekł ksiądz — już mię nie zatrwożą
475
Gniewy ludzkie, bo jestem już pod ręką Bożą.
Zaklinam cię na imię Tego, co świat zbawił
I na krzyżu zabójcom swoim błogosławił,
I przyjął prośbę łotra, byś się udobruchał,
I to, co mam powiedzieć, cierpliwie wysłuchał.
480
Sam przyznałem się; muszę dla ulgi sumienia
Pozyskać, a przynajmniej prosić przebaczenia.
[362]
Posłuchaj mej spowiedzi; potem zrobisz sobie
Ze mną, co zechcesz“. I tu złożył ręce obie
Jak do pacierza. Klucznik cofnął się zdumiony,
485
Uderzał ręką w czoło i ruszał ramiony.
A ksiądz zaczął swą dawną z Horeszką zażyłość
Opowiadać, i swoją z jego córką miłość,
I swe z tego powodu z Stolnikiem zatargi.
Lecz mówił nieporządnie, często mieszał skargi
490
I żale we swą spowiedź, często rzecz przecinał,
Jak gdyby już ją kończył, i znowu zaczynał.
Klucznik, dzieje Horeszków znający dokładnie,
Całą tę powieść, chociaż splątaną bezładnie,
Porządkował w pamięci i dopełniać umiał;
495
Lecz Sędzia wielu rzeczy zgoła nie rozumiał.
Oba pilnie słuchali, pochyliwszy głowy,
A Jacek mówił coraz wolniejszemi słowy
I często zarywał się.
„Wszak sam wiesz, Gerwazeńku, jak Stolnik zapraszał
500
Często mnie na biesiady, zdrowie moje wnaszał,
Krzyczał nieraz, dogóry podniósłszy szklenicę,
Że nie miał przyjaciela nad Jacka Soplicę;
Jak on mnie ściskał! Wszyscy, którzy to widzieli,
Myślili, że on ze mną duszą się podzieli.
505
On przyjaciel? On wiedział, co się wtenczas działo
W duszy mojej!
„Tymczasem już szeptała o tem okolica,
Jaki taki gadał mi: „Ej, panie Soplica!
[363]
Daremnie konkurujesz[40], dygnitarskie progi
510
Za wysokie na Jacka podczaszyca[41] nogi“.
Ja śmiałem się, udając, że drwiłem z magnatów
I z córek ich, i nie dbam o arystokratów;
Że, jeśli bywam u nich, z przyjaźni to robię,
A za żonę nie pojmę, tylko równą sobie.
515
Przecież bodły mi duszę do żywca te żarty:
Byłem młody, odważny, świat był mnie otwarty
W kraju, gdzie, jako wiecie, szlachcic urodzony[42]
Jest zarówno z panami kandydat korony!
Wszakże Tęczyński[43] niegdyś z królewskiego domu
520
Żądał córy, a król mu oddał ją bez sromu.
Sopliców czyż nie równe Tęczyńskim zaszczyty
Krwią, herbem, wierną służbą Rzeczypospolitéj!
„Jak łatwo może człowiek popsuć szczęście drugim
W jednej chwili, a życiem nie naprawi długiém!
525
Jedno słowo Stolnika: jakżebyśmy byli
Szczęśliwi! Kto wie, może dotądbyśmy żyli;
Może i on przy swojem kochanem dziecięciu,
Przy swojej pięknej Ewie, przy swym wdzięcznym zięciu,
Zestarzałby spokojny, może wnuki swoje
530
Kołysałby! Teraz co? nas zgubił oboje,
[364]
I sam... i to zabójstwo... i wszystkie następstwa
Tej zbrodni, wszystkie moje biedy i przestępstwa!
Ja skarżyć nie mam prawa, ja jego morderca,
Ja skarżyć nie mam prawa, przebaczam mu z serca;
535
Ale i on...
„Żeby już raz otwarcie był mnie zrekuzował,[44]
Bo znał nasze uczucia; gdyby nie przyjmował
Mych odwiedzin; to kto wie? możebym odjechał,
Pogniewał się, połajał, wkońcu go zaniechał.
540
Ale on, chytrze dumny, wpadł na koncept nowy:
Udawał, że mu nawet nie przyszło do głowy,
Żeby ja mógł się starać o związek takowy!
A byłem mu potrzebnym, miałem zachowanie[45]
U szlachty, i lubili mnie wszyscy ziemianie.
545
Więc on niby miłości mojej nie dostrzegał,
Przyjmował mnie jak dawniej, a nawet nalegał,
Abym częściej przyjeżdżał; a ilekroć sami
Byliśmy, widząc oczy me przyćmione łzami
I pierś zbyt pełną i już wybuchnąć gotową,
550
Chytry starzec, wnet wrzucił obojętne słowo
O procesach, sejmikach, łowach...
„Ach, nieraz przy kieliszkach, gdy się tak rozrzewniał
Gdy mię tak ściskał i o przyjaźni zapewniał,
Potrzebując mej szabli lub kreski na sejmie,
555
Gdy musiałem nawzajem ściskać go uprzejmie,
[365]
To tak we mnie złość wrzała, że ja obracałem
Ślinę w gębie, a dłonią rękojeść ściskałem,
Chcąc plunąć na tę przyjaźń i wnet szabli dostać.
Ale Ewa, zważając mój wzrok i mą postać,
560
Zgadywała, nie wiem jak, co się we mnie działo,
Patrzyła błagająca, lice jej bledniało.
A był to taki piękny gołąbek, łagodny!
I wzrok miała uprzejmy taki! tak pogodny!
Taki anielski! że już nie wiem, już nie miałem
565
Odwagi zagniewać ją, zatrwożyć — milczałem.
I ja, zawadyjaka sławny w Litwie całej,
Co przede mną największe pany niegdyś drżały,
Com nie żył dnia bez bitki, co nie Stolnikowi,
Alebym się pokrzywdzić nie dał i królowi,
570
Co we wściekłość najmniejsza wprawiała mnie sprzeczka,
Ja wtenczas zły i pjany, milczał jak owieczka!
Jak gdybym Sanctissimum[46] ujrzał!
„Ileż to razy chciałem serce me otworzyć,
I już się nawet przed nim do próśb upokorzyć.
575
Lecz, spojrzawszy mu w oczy, spotkawszy wejrzenia
Zimne jak lód, wstyd mi był mojego wzruszenia!
Śpieszyłem znowu jak najzimniej dyskurować
O sprawach, o sejmikach, a nawet żartować!
Wszystko to, prawda, z pychy, żeby nie ubliżyć
580
Imieniowi Sopliców, żeby się nie zniżyć
Przed Panem prośbą próżną, nie dostać odmowy.
Bo jakieżby to były między szlachtą mowy,
Gdyby wiedziano, że ja, Jacek...
[366]
„Soplicy Horeszkowie odmówili dziewkę![47]
585
Że mnie, Jackowi, czarną podano polewkę!
„Wkońcu, sam już nie wiedząc, jak sobie poradzić,
Umyśliłem ze szlachty mały pułk zgromadzić
I opuścić na zawsze powiat i ojczyznę,
Wynieść się gdzie na Moskwę lub na Tatarszczyznę
590
I zacząć wojnę. Jadę pożegnać Stolnika,
W nadziei, że gdy ujrzy wiernego stronnika,
Dawnego przyjaciela, prawie domownika,
Z którym pił i wojował przez tak długie lata,
Teraz żegnającego i kędyś w kraj świata
595
Jadącego — że może starzec się poruszy
I pokaże mi przecież trochę ludzkiej duszy,
Jak ślimak rogów!
„Ach, kto choć na dnie serca ma dla przyjaciela
Choćby iskierkę czucia, gdy się z nim rozdziela,
600
Dobędzie się iskierka ta przy pożegnaniu,
Jako ostatni płomyk życia przy skonaniu!
Raz ostatni dotknąwszy przyjaciela skroni,
Częstokroć najzimniejsze oko łzę uroni!
„Biedna, słysząc o moim odjeździe, pobladła,
605
Bez przytomności, ledwie że trupem nie padła,
Nie mogła nic przemówić, aż się jej rzuciły
Strumieniem łzy — poznałem, jak byłem jej miły!
„Pomnę, pierwszy raz w życiu jam się łzami zalał
Z radości i z rozpaczy, zapomniał się, szalał.
610
Już chciałem znowu upaść ojcu jej pod nogi,
[367]
Wić się jak wąż u kolan, wołać: Ojcze drogi,
Weź za syna lub zabij! Wtem Stolnik posępny,
Zimny jako słup soli, grzeczny, obojętny,
Wszczął dyskurs, o czem? o czem? o córki weselu!
615
W tej chwili! O, Gerwazy! uważ przyjacielu,
Masz ludzkie serce!
... Stolnik rzekł: „Panie Soplica,
Właśnie przyjechał do mnie swat kasztelanica:
Ty jesteś mój przyjaciel, cóż ty mówisz na to?
Wiesz Wasze, że mam córkę piękną i bogatą:
620
A kasztelan witebski! Wszakże to w senacie
Niskie, drążkowe[48] krzesło. Cóż mi radzisz, bracie?“
Nie pamiętam już zgoła, co mu na to rzekłem,
Podobno nic — na konia wsiadłem i uciekłem!“
„Jacku! — zawołał Klucznik, — mądre ty przyczyny
625
Wynajdujesz; cóż? one nie zmniejszą twej winy!
Bo wszakże zdarzało się już nieraz na świecie,
Że kto pokochał pańskie lub królewskie dziecię,
Starał się gwałtem zdobyć, przemyślał wykradać,
Mścić się otwarcie — ale tak chytrze śmierć zadać
630
Panu polskiemu, w Polszczę i w zmowie z Moskalem!“
„Nie byłem w zmowie!“ — Jacek odpowiedział z żalem. —
„Gwałtem porwać? wszak mógłbym; z za krat i z za klamek
Wydarłbym ją, rozbiłbym w puch ten jego zamek!
Miałem za sobą Dobrzyń i cztery zaścianki.
635
Ach, gdyby ona była jak nasze szlachcianki
[368]
Silna i zdrowa! gdyby ucieczki, pogoni,
Nie zlękła się i mogła słuchać szczęku broni!
Lecz ona biedna! tak ją rodzice pieścili,
Słaba, lękliwa! był to robaczek motyli,
640
Wiosenna gąsieniczka! i tak ją zagrabić,
Dotknąć ją zbrojną ręką byłoby ją zabić.
Nie mogłem, nie!
„Mścić się otwarcie, szturmem zamek zwalić w gruzy
Wstyd! boby powiedziano, żem mścił się rekuzy!
645
Kluczniku, twoje serce poczciwe nie umie
Uczuć, ile jest piekła w obrażonej dumie.
„Szatan dumy zaczął mi lepsze plany raić:
Zemścić się krwawo, ale powód zemsty taić,
Nie bywać w zamku, miłość z serca wykorzenić,
650
Puścić w niepamięć Ewę, z inną się ożenić,
A potem, potem jaką wynaleźć zaczepkę,
Pomścić się.
„I zdało mi się zrazu, żem już serce zmienił,
I rad byłem z wymysłu, i — jam się ożenił
655
Z pierwszą, którąm napotkał, dziewczyną ubogą!
Źlem zrobił — jakże byłem ukarany srogo!
Nie kochałem jej. Biedna matka Tadeusza,
Najprzywiązańsza do mnie, najpoczciwsza dusza,
Ale ja dawną miłość i złość w sercu dusił,
660
Byłem jako szalony; darmom siebie musił
Zająć się gospodarstwem albo interesem;
Wszystko napróżno! Zemsty opętany biesem,
Zły, opryskliwy, znaleźć nie mogłem pociechy
W niczem na świecie — i tak z grzechów w nowe grzechy...
665
Zacząłem pić.
[369]
„I tak niedługo żona ma z żalu umarła,
Zostawiwszy to dziecię, a mnie rozpacz żarła!
„Jakże mocno musiałem kochać tę niebogę...
Tyle lat! gdziem ja nie był! a dotąd nie mogę
670
Jej zapomnieć, i zawżdy jej postać kochana
Stoi mi przed oczyma, jakby malowana!
Piłem, nie mogłem zapić pamięci na chwilę,
Ani pozbyć się, chociaż przebiegłem ziem tyle!
Teraz oto w habicie jestem Bożym sługą,
675
Na łożu, we krwi — o niej mówiłem tak długo!
W tej chwili, o tych rzeczach mówić? Bóg wybaczy!
Musicie wiedzieć, w jakim żalu i rozpaczy
Popełniłem...
„Było to właśnie wkrótce po jej zaręczynach.
680
Wszędzie gadano tylko o jej zaręczynach;
Powiadano, że Ewa gdy brała obrączkę
Z rąk wojewody, mdlała, że wpadła w gorączkę,
Że ma początki suchot, że ustawnie szlocha;
Zgadywano, że kogoś potajemnie kocha. —
685
Ale Stolnik, jak zawsze, spokojny, wesoły,
Dawał na zamku bale, zbierał przyjacioły.
Mnie już nie prosił — na cóż byłem mu potrzebny?
Mój bezład w domu, bieda, mój nałóg haniebny
Podały mnie na wzgardę i na śmiech przed światem!
690
Mnie, com niegdyś, rzec mogę, trząsł całym powiatem,
Mnie, którego Radziwiłł nazywał: kochanku!
Mnie, com kiedy wyjeżdżał z mojego zaścianku,
To liczniejszy dwór miałem, niżeli książęcy!
Kiedym szablę dostawał, to kilka tysięcy
695
Szabel błyszczało wkoło, strasząc zamki pańskie!
[370]
A potem ze mnie dzieci śmiały się włościańskie,
Tak zrobiłem się nagle w oczach ludzkich lichy!
Jacek Soplica! — Kto zna, co jest czucie pychy...“
Tu bernardyn osłabiał i upadł na łoże;
700
A Klucznik rzekł wzruszony: „Wielkie sądy Boże!
Prawda! prawda! Więc to ty? i tyżeś to Jacku
Soplico? pod kapturem? żyłeś po żebracku!
Ty, którego pamiętam, gdy zdrowy, rumiany,
Piękny szlachcic, gdy tobie pochlebiały pany,
705
Gdy za tobą kobiety szalały! Wąsalu!
Nie tak to dawno, takeś zestarzał się z żalu!
Jakżem ciebie nie poznał po owym wystrzale,
Kiedyś tak do niedźwiedzia trafił doskonale?
Bo nad ciebie nie miała strzelca Litwa nasza;
710
Byłeś także po Maćku pierwszy do pałasza!
Prawda! o tobie niegdyś śpiewały szlachcianki:
„Oto Jacek wąs kręci, trzęsą się zaścianki,
A komu na swym wąsie węzełek zawiąże,
Ten zadrży, choćby to był sam Radziwiłł książę“.
715
Zawiązałeś ty węzeł i mojemu panu,
Nieszczęśniku! I tyżeś? do takiego stanu?
Jacek Wąsal kwestarzem! Wielkie sądy Boże!
I teraz, ha! bezkarnie ujść tobie nie może,
Przysiągłem: kto Horeszków krwi kroplę wysączył...“
720
Tymczasem ksiądz na łożu usiadł i tak kończył:
„Jeździłem koło zamku. Ile biesów w głowie
I w sercu miałem, kto ich imiona wypowie!
Stolnik zabija dziecię własne! mnie już zabił,
Zniszczył! — Jadę pod bramę: szatan mnie tam wabił.
725
Patrz, jak on hula! co dzień w zamku pijatyka,
Ile świec w oknach, jaka brzmi w salach muzyka!
[371]
I ten zamek na łysą głowę mu nie runie? —
Pomyśl o zemście, to wnet szatan broń podsunie.
Ledwiem pomyślił, szatan nasyła Moskali.
730
Stałem, patrząc. Wiesz, jak wasz zamek szturmowali.
„Bo fałsz, żebym był w jakiej z Moskalami zmowie.
„Patrzyłem. Różne myśli snuły się po głowie,
Z razu z uśmiechem głupim, jak na pożar dziecko,
Patrzyłem; potem radość uczułem zbójecką,
735
Czekając, rychło zacznie palić się i walić;
Czasem myśl przychodziła: skoczyć, ją ocalić,
Nawet Stolnika —
„Broniliście się, ty wiesz, dzielnie i przytomnie.
Zdziwiłem się. Moskale padali wkoło mnie,
740
Bydlęta, źle strzelają! — Na widok ich klęski
Złość mię znowu porwała. — Ten Stolnik zwycięski!
I także mu na świecie wszystko się powodzi?
I z tej strasznej napaści z triumfem wychodzi?
Odjeżdżałem ze wstydem. — Właśnie był poranek.
745
Wtem ujrzałem, poznałem: wystąpił na ganek,
I brylantową spinką ku słońcu migotał,
I wąs pokręcał dumnie, i wzrok dumny miotał,
I zdało mi się, że mnie szczególniej urągał,
Że mnie poznał, i ku mnie rękę tak wyciągał,
750
Szydząc i grożąc. — Chwytam karabin Moskala;
Ledwiem przyłożył, prawie nie mierzył — wypala!
Wiesz! —
[372]
„Przeklęta broń ognista! Kto mieczem zabija,
Musi składać się, natrzeć, odbija, wywija,
755
Może rozbroić wroga, miecz w pół drogi wstrzymać;
Ale ta broń ognista... dosyć zamek imać,
Chwila, jedna iskierka...
„Czyż uciekałem, kiedyś mierzył do mnie zgóry?
Utkwiłem oczy we dwie twojej broni rury,
760
Rozpacz jakaś, żal dziwny do ziemi mnie przybił!
Czemuż, ach, mój Gerwazy, czemuś wtenczas chybił?
Łaskę byś zrobił! Widać za pokutę grzechu
Trzeba było...“
Tu znowu brakło mu oddechu.
„Bóg widzi — rzecze Klucznik — szczerze trafić chciałem!
765
Ileż ty krwi wylałeś twoim jednym strzałem,
Ileż klęsk spadło na nas i na twą rodzinę,
A wszystko to przez Waszą, Panie Jacku, winę!
A wszakże, gdy dziś jegry Hrabię na cel wzięli,
Ostatniego z Horeszków, chociaż po kądzieli,
770
Tyś go zasłonił, i gdy Moskal do mnie palił,
Tyś mnie rzucił o ziemię: tak nas dwóch ocalił.
Jeśli prawda, że jesteś księdzem zakonnikiem,[49]
Jużci sukienka broni cię przed Scyzorykiem.
Bądź zdrów, więcej na waszym nie postanę progu;
775
Z nami kwita — zostawmy resztę Panu Bogu“.
[373]
Jacek rękę wyciągnął, — cofnął się Gerwazy:
„Nie mogę — rzekł — bez mego szlachectwa obrazy
Dotykać rękę, takiem morderstwem skrwawioną
Z prywatnej zemsty, nie zaś pro publico bono!“
780
Ale Jacek z poduszek na łoże upadłszy,
Zwrócił się ku Sędziemu, a był coraz bladszy,
I niespokojnie pytał o księdza plebana,
I wołał na Klucznika: „Zaklinam Wacpana,
Abyś został; wnet skończę, ledwie mam dość mocy
785
Zakończyć — Panie Klucznik — ja umrę tej nocy!“
„Co, bracie? — krzyknął Sędzia — widziałem, wszak rana
Niewielka. Co ty mówisz: po księdza plebana?
Może źle opatrzono — zaraz po doktora!
W apteczce jest...“ Ksiądz przerwał: „Bracie, już nie pora!
790
Miałem tam strzał dawniejszy, dostałem pod Jena,
Źle zgojony, a teraz draśniono — gangrena
Już tu — znam się na ranach; patrz, jaka krew czarna
Jak sadza. Co tu doktor? ale to rzecz marna.
Raz umieramy: jutro czy dziś oddać duszę...
795
Panie Klucznik, przebaczysz mnie, ja skończyć muszę!
„Jest w tem zasługa nie chcieć zostać winowajcą
Narodowym, choć naród okrzyczy cię zdrajcą!
Zwłaszcza, w kim taka, jaka była we mnie duma!
[374]
„Imię zdrajcy przylgnęło do mnie jako dżuma.
800
Odwracali ode mnie twarz obywatele,
Uciekali ode mnie dawni przyjaciele;
Kto był lękliwy, zdala witał się i stronił,
Nawet lada chłop, lada Żyd, choć się pokłonił,
To mię zboku szyderskim przebijał uśmiechem.
805
Wyraz zdrajca brzmiał w uszach, odbijał się echem
W domie, w polu. Ten wyraz od rana do zmroku
Wił się przede mną, jako plama w chorem oku.
Przecież nie byłem zdrajcą kraju.
„Moskwa mnie uważała gwałtem za stronnika.
810
Dano Soplicom znaczną część dóbr nieboszczyka,
Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczycić[50]
Urzędem. — Gdybym wtenczas chciał się przemoskwicić! —
Szatan radził — już byłem możny i bogaty;
Gdybym został Moskalem, najpierwsze magnaty
815
Szukałyby mych względów, nawet szlachta braty,
Nawet gmin, który swoim tak łacnie uwłacza,
Tym, którzy Moskwie służą, szczęśliwszym — przebacza!
Wiedziałem to, a przecież — nie mogłem.
„Uciekłem z kraju!
820
Gdziem nie był! com nie cierpiał!
[375]
„Aż Bóg raczył lekarstwo jedyne objawić.
Poprawić się potrzeba było i naprawić
Ile możności to...
„Córka Stolnika, ze swym mężem, wojewodą,
825
Gdzieś w Sybir wywieziona, tam umarła młodo;
Zostawiła tę w kraju córkę, małą Zosię.
Kazałem ją hodować.
„Bardziej, niżli z miłości, może z głupiej pychy[51]
Zabiłem: więc pokora, wszedłem między mnichy.
830
Ja, niegdyś dumny z rodu, ja, com był junakiem,[52]
Spuściłem głowę, kwestarz, zwałem się Robakiem,
Że jako robak w prochu...
„Zły przykład dla Ojczyzny: zachętę do zdrady
Trzeba było okupić dobremi przykłady,
835
Krwią, poświęceniem się...
„Biłem się za kraj, gdzie? jak? zmilczę. Nie dla chwały
Ziemskiej biegłem tylekroć na miecze, na strzały.
Milej sobie wspominam — nie dzieła waleczne
I głośne, ale czyny ciche, użyteczne,
840
I cierpienia, których nikt...
[376]
„Udało mi się nieraz do kraju przedzierać,
Rozkazy wodzów nosić, wiadomości zbierać,
Układać zmowy. — Znają i Galicyjanie
Ten kaptur mnisi — znają i Wielkopolanie!
845
Pracowałem przy taczkach rok w pruskiej fortecy;
Trzy razy Moskwa kijmi zraniła me plecy,
Raz już wiedli na Sybir; potem Austryjacy,
W Szpilbergu[53] zakopali mnie w lochach do pracy,
W carcer durum[54] — a Pan Bóg wybawił mnie cudem,
850
I pozwolił umierać między swoim ludem,
Z sakramentami.
„Może i teraz, kto wie? możem znowu zgrzeszył!
Możem nad rozkaz wodzów powstanie przyśpieszył!
Ta myśl, że dom Sopliców pierwszy się uzbroi,
855
Że pierwszą Pogoń w Litwie zatkną krewni moi!...
Ta myśl... zdaje się czysta...
„Chciałeś zemsty? masz! boś ty był narzędziem kary
Bożej! twoim Bóg mieczem rozciął me zamiary.
Tyś wątek spisku tyle lat snowany splątał!
860
Cel wielki, który całe życie me zaprzątał,
Ostatnie moje ziemskie uczucie na świecie,
Którem tulił, hodował jak najmilsze dziecię,
Tyś zabił w oczach ojca, a jam ci przebaczył!
Ty!...“
[377]
„Oby tylko równie Bóg — przebaczyć raczył! —
865
Przerwał Klucznik — jeżeli masz przyjąć wijatyk,
Księże Jacku, toć ja nie luter, nie syzmatyk![55]
Kto umierającego smuci, wiem, że grzeszy.
Powiem tobie coś, pewnie to ciebie pocieszy:
Kiedy nieboszczyk pan mój upadał zraniony,
870
A ja, klęcząc nad jego piersią pochylony,
I miecz maczając w ranę, zemstę zaprzysiągnął,
Pan głowę wstrząsnął, rękę ku bramie wyciągnął
W stronę, gdzie stałeś, i krzyż w powietrzu naznaczył;
Mówić nie mógł, lecz dał znak, że zbójcy przebaczył.
875
Ja też pojąłem, ale tak się z gniewu wściekłem,
Że o tym krzyżu nigdy i słowa nie rzekłem“.
Tu rozmowę przerwały chorego cierpienia,
I nastąpiła długa godzina milczenia.
Oczekują plebana. — Podkowy zagrzmiały,
880
Zastukał do komnaty arendarz zdyszały:
List ma ważny, samemu Jackowi pokaże.
Jacek bratu oddaje, głośno czytać każe.
List od Fiszera[56], który był natenczas szefem
Sztabu armii polskiej pod księciem Józefem.
885
Donosi, że w cesarskim tajnym gabinecie
Stanęła wojna[57]; Cesarz już po całym świecie
Ogłasza ją; sejm walny w Warszawie zwołany,
[378]
I skonfederowane mazowieckie stany[58]
Wyrzeką uroczyście przyłączenie Litwy.
890
Jacek, słuchając, cicho odmówił modlitwy,
Przycisnąwszy do piersi święconą gromnicę,
Podniósł w niebo zatlone nadzieją źrenice,
I zalał się ostatnich łez rozkosznych zdrojem:
„Teraz, — rzekł — Panie, sługę Twego puść z pokojem!“[59]
895
Wszyscy uklękli; a wtem ozwał się pod progiem
Dzwonek: znak, że przyjechał pleban z Panem Bogiem.
Właśnie już noc schodziła[60], i przez niebo mleczne,
Różowe, biegą pierwsze promyki słoneczne;
Wpadły przez szyby, jako strzały brylantowe,
900
Odbiły się na łożu o chorego głowę,
I ubrały mu złotem oblicze i skronie,
Że błyszczał jako święty w ognistej koronie.
|