Pamiętnik morski/28 czerwca

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zbigniew Uniłowski
Tytuł Pamiętnik morski
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1937
Druk S. Wyszyński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Atelier «Mewa»
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


28 czerwca

Od wczesnego rana stoimy w zatoce Victoria. Miasto małe, dość egzotyczne i ruchliwe. Pan De chory na żołądek; pije wódkę z papryką. Upał daje się we znaki, w ustach niesmak i szumi w głowie. Idziemy do znajomka pana De, rzeźbiarza Bogdanowa. Gruby, schorowany Rosjanin — kieruje robotami w katedrze. Nic nam ciekawego nie powiedział. Mówił o swej chorej wątrobie i nawale pracy. W te jego rzeźby dobrzeby się strzelało do celu. Żegnamy go.
— Doswidanja, drug moj, doswidanja!
Wałęsamy się po ulicach, pijemy piwo, to znów kawę — bardzo ciepło. Wkońcu kupiliśmy cygar, papierosów i wróciliśmy na okręt. Ruch tutaj wściekły, ładują kawę, zgrzytają łańcuchy, kurzu pełno. Kilku marynarzy w spodenkach kąpielowych skacze do morza. Pokrzykują swemi twardemi, fińskiemi słowami. O trzeciej popołudniu opuszczamy Victorię. Odjazd znów — piękny. Już nie będę wyliczał tych cudów, bo co komu z tego, skoro sam nie widzi. Uwierzy mi to!? Wjeżdżamy na pełne morze, wita nas znajomek atlantycki — „łagodny słony powiew“.
Te koty zabierają mi mnóstwo czasu, który im z chęcią poświęcam. Wieczór jest dżdżysty i wilgotny — niebo bez gwiazd; mrok i wietrzysko. Jestem tak pogrążony w rozmyślaniach na temat swojej moralności, że żałosny dźwięk dzwonka na zmianę marynarzy przenika mnie panicznym strachem, przytem — bo stoję oparty o barjerę — przychodzi mi do głowy przykra i nerwowa myśl, że ta barjera może być źle przymocowana. Co mi jest? Brr... spać!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zbigniew Uniłowski.