Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Sława

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Karasiówna
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Sława.

Józefa Kubieniec ma lat 10. Znam ją już od 3 lat. Po raz pierwszy była u mnie w roku 1935. Już wtedy nie mogła chodzić. Nie mogła nogi wyprostować w biodrze. Nie mogła jej skręcić na zewnątrz. Coś się popsuło.
Nie wiem ilu chłopów naprawiało zepsutą nogę. Nie pytałam ile maści wysmarowano. Ile razy kąpano dziecko w ziołach. Znam to na pamięć.
Siedmioletnia Józefa Kubieniec przybyła do ośrodka Ubezpieczalni z matką i ze swoją gruźlicą stawu biodrowego. Dostała kartkę do szpitala. Jak zwykle w Ubezpieczalni. Bez prześwietlenia niczego nie poznają. Niczego od razu nie wyleczą. Szpitalami tylko ludzi męczą. Która matka zgodziłaby się na to, żeby dziecko kilka miesięcy w gipsie leżało? Jeszcze gdyby dali gwarancję, że noga będzie zdrowa. Ale skoro mówią, że po takim gipsie sztywna w biodrze zostanie! Nie dadzą dobrego lekarstwa, ino gipsem cholery leczą, bo taniej. Trzeba iść gdzieś za pieniądze. Do cudownego lekarza.
Zwyczajny doktór nie wiele wie, co w środku człowieka się dzieje. Ani żołądka, ani płuc dobrze zbadać nie umie, ino zaraz do prześwietlenia posyła. Najwięcej to już w tej chorej kasie wydziwiają, bo tam najgorsze doktory. Ale kasowy człowiek może jeździć. Prześwietlą go za darmo i w Białej. Zwrócą mu za bilet. Więc jedzie. Zrobi to już dla doktora, kiedy sobie biedak nie może dać rady. Pozwoli nieraz wziąć krew do badania. Przecie za darmo. O kłucie mniejsza. Nie bardzo boli.
Za swoje pieniądze niktby na takie sposoby nie pozwolił. Za dużoby kosztowało. Doktór powinien bez prześwietlenia wszystko wiedzieć. Od tego jest doktorem. I rzeczywiście za pieniądze każdy cię doktór lepiej zbada. Nawet ten kasowy prędzej od razu powie, co ci jest. I co z cięższymi chorobami odsyła do szpitala. Dlatego go ludzie nie bardzo chwalą.
Na wsi potrzebny jest cudowny doktór. Na zwykłego nie ma pieniędzy. Nie ma na prześwietlania i na jakieś badania krwi. Nie ma czasu ciągle do doktora przychodzić, żeby się poznał na chorobie i pomału ją wyleczył. Robota w polu nie poczeka. Nie ma pieniędzy na sprowadzanie doktorów do ciężko chorego. Lekarz powinien z moczu badać i z moczu leczyć.
Dlatego, jak zwykle, potrzeba stwarza. Stworzyła i cudownych lekarzy. Trafia się taki od czasu do czasu. Wszystko wie. Wystarczy mu spojrzeć na człowieka albo na mocz. Wszystko jedno.
Nie powie nigdy jak zwykły lekarz, że choroba nieuleczalna. Na wszystko ma lekarstwo. Na raka, na suchoty. Byłby wyleczył, gdyby tamten doktór nie był popsuł. Teraz przepadło. Nie posyła do szpitala, gdzie chorych dobijają. Leczy wszystko bez operacji. Robi na zamówienie każdy cud. Za 3 lub 4 złote. Dlatego do cudownego lekarza trudno się docisnąć. W ogonku ludzie stoją. Dlatego Józefa Kubieniec jeszcze leży. Miała cudowne lekarstwo i maści. Ma dzisiaj 10 lat. Matka prosi, żeby ją wysłać do szpitala. Zgadza się nawet na ten gips. Noga będzie sztywna w biodrze i dużo krótsza. Przedtem byłaby tylko sztywna.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Karaś.