Pamiętnik chłopca/Księgozbiór Stardiego

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edmund de Amicis
Tytuł Pamiętnik chłopca
Podtytuł Książka dla dzieci
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Obrąpalska
Tytuł orygin. Cuore
Źródło Skany na Commons
Inne Cały styczeń
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KSIĘGOZBIÓR STARDIEGO.

Byłem u Stardiego, który mieszka naprzeciw szkoły, i naprawdę doznałem pewnej zazdrości, oglądając jego księgozbiór. Stardi nie jest bynajmniéj bogaty i nie może wiele książek kupować, — lecz swoje książki, zarówno w szkole, jak i te, które mu darowują rodzice lub krewni, szanuje bardzo, każdy zaś sold, który mu dadzą, odkłada, zbierając grosz do grosza, i następnie wydaje w księgarni; w ten sposób złożył już sobie mały księgozbiór, a gdy jego ojciec spostrzegł, iż ma to zamiłowanie, kupił mu piękną szafkę z orzechowego drzewa, z zielonemi firaneczkami, i kazał pooprawiać dla niego prawie wszystkie tomy w takie barwy, w jakie on sam życzył. Tak więc teraz podchodzi Stardi do szafy, pociąga za sznurek, zielona firanka usuwa się na bok i ukazują się trzy szeregi książek barw rozmaitych, wszystkie w porządku, nowe, świecące, ze złotemi tytułami na grzbiecie oprawy, powieści, podróże, poezye; a jest też wiele książek z rysunkami. A on umie dobrze dobierać barwy: tomy białe stawia obok czerwonych, żółte obok czarnych, niebieskie przy białych, tak, że pięknie wyglądają i że je widać zdaleka; a od czasu do czasu to się zabawia zmienianiem szyku na inny. Już sobie katalog sporządził. Jest niby bibliotekarzem. Wiecznie ma z temi książkami robotę: to je z kurzu wyciera, to przegląda, to opatruje oprawę; a trzeba widzieć, z jaką to uwagą, jak ostrożnie otwiera je temi swemi grubemi, krótkiemi rękami, dmuchając między karty, — to téż wszystkie wydają się nowiuteńkie. A ja, com tyle już książek poniszczył!... Jakaż to uciecha dla niego, za każdą książką, co kupi, wygładzać ją, chować do szafy, znów ją wyjmować, aby na wszystkie strony oglądać, i strzedz i chować jak skarb najdroższy. W ciągu całéj godziny nic innego nie pokazał. Od zbytniego czytania trochę oczy go bolą. Po niejakim czasie wszedł do pokoju jego ojciec, który jest mocny i gruby, jak on, i głowę ma taką samą. Palnął dwa czy trzy razy syna po karku, mówiąc do mnie tym swoim silnym głosem:
— No i cóż ty o nim powiesz, hę? o téj kapuścianéj głowie? Jest to głowa, która będzie coś warta, już ja ci za to ręczę!
A Stardi przymykał tylko oczy pod tą rubaszną pieszczotą ojcowską, jak wielki pies myśliwski. Ja nie wiem czemu, ale nie miałem jakoś odwagi z nim żartować; trudno mi było w to uwierzyć, że ten chłopiec zaledwie o rok jeden jest starszy ode mnie, a kiedy mi powiedział: „Do widzenia“ na progu mieszkania, z tą swoją twarzą, która wygląda jak wiecznie zachmurzona, o małom mu nie odrzekł: „Moje uszanowanie“ — jak dorosłemu. Powiedziałem o tem następnie memu ojcu w domu:
— Nie pojmuję. Stardi nie ma bystrości umysłu, ani pięknego układu, jest śmieszną, niemal dziwaczną postacią, a jednak wobec niego czuję pewną nieśmiałość.
— Bo jest to chłopak z charakterem — odrzekł mój ojciec.
A ja dodałem:
— W ciągu godziny, którą spędziłem u niego, nie wiem, czy słów pięćdziesiąt powiedział, nie pokazał mi ani jednéj zabawki, nie rozśmiał się ani razu, a jednak miło mi tam było.
— To dlatego, że go szanujesz — odpowiedział ojciec.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edmondo De Amicis i tłumacza: Maria Obrąpalska.