Pół dnia w życiu modnych małżonków/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł Pół dnia w życiu modnych małżonków
Podtytuł Obrazek w jednym krótkim prologu i sześciu niedługich rozdziałach
Pochodzenie „Kolce“, 1877, nr 33-34
Redaktor J. M. Kamiński
Wydawca Aleksander Pajewski
Data wyd. 1877
Druk Aleksander Pajewski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział III.
Lasciate ogni speranza.

Piorun padający u nóg ich, nie tak byłby przeraził kochanków, jak to niespodziewane i wcale nie pożądane zjawisko. Niestety! niedługo trwało słodkie upojenie tych dwóch serc wybranych; niedługo mogli wynurzać swoje czyste, niewinne wrażenia, i napawać się wonią uczuć wiosennych! Los złowrogi rozdzielił te dwie dusze anielskie murem chińskim, co wzniósł się obok nich — w postaci męża.
Mąż stał zimno i nieporuszenie, jak statua Komandora, — jak sfinks zagadkowy. Napróżno z jego twarzy bladej i myślącej, starał byś się wyczytać wrażenia, które nim miotały, i nadaremnie usiłowałbyś zmiękczyć lub zmienić okropny wyrok, zdecydowany całą siłą niezłomnej woli. Był on podobny do posągu Przeznaczenia, trzymającego w jednym ręku szalę Temidy, w drugiem — miecz kary.
Kochankowie milczeli: On — stał oparty o poręcz fotelu i całą determinacją rozpaczy... wygotowywał w myśli piękny frazesik, który sądził że mu przystoi powiedzieć; — Ona — na wpół martwa, padła na kozetkę z twarzą do ściany zwróconą, i ułożywszy się w estetyczną lecz zarazem sentymentalnie rozpaczliwą pozę, namyślała się, czy jej wypada płakać, zemdleć, lub dostać spazmów.
Mąż przez czas niejaki nic nie mówił. Kochankowie patrzyli na niego w niemej trwodze pełnej rozpaczy; — Ona, spoglądając z ukosa — on, zmieniwszy pozycję, mianowicie założywszy ręce na krzyż, i prawą nogę naprzód wysunąwszy — jak to przystało na dzielnego i dobrze wychowanego Lowelasa.
Nakoniec, po kilku chwilach oczekiwania, które wiekiem się wydawały, mąż z gestem pełnym godności, głosem straszliwie uroczystym, zawołał: „Jak widzę, jestem tu państwu na przeszkodzie. Nieprzerywam tak miłego sam na sam.“
To rzekłszy ukłonił się z całą powagą i zrobił parę kroków ku drzwiom. Na progu jednak zatrzymał się i wzrokiem litości zmierzywszy naprzód kochanka a potem wiarołomną żonę, od stóp do głów — wykrzyknął głosem pełnym ironji. „To już czwarty.“
Kiwnął głową, machnął ręką, uśmiechnął się pogardliwie i odszedł.
Bodajto modna pogarda przesądów.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.