Ostatnia z Xiążąt Słuckich/Tom III/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Ostatnia z Xiążąt Słuckich
Podtytuł Kronika z czasów Zygmunta trzeciego
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1841
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

X.
Xiążęta Słuckie.

Nad wieczorem biły dzwony wszystkich kościołów i Cerkwi miasta i wsi okolicznych; dźwięk ich rozchodził się w powietrzu razem z szumem jesiennego wiatru.
Xiężna Zofja Olelkowiczówna nie żyła — W Kaplicy zamkowéj na katafalku stała otoczona gorejącemi świécami jéj trumna, a przed nią tarcza z pogonią litewską i orłem Radziwiłłów; mnisi śpiéwali, dzwony biły, świéce gorzały, mąż płakał dwa dni w osobnéj komnacie i sprawił pogrzeb wspaniały — a wkrótce; ożenił się z Elżbietą Zofją Xiężniczką Brandeburską.




Tegoż roku w zimie, dwóch podróżnych, zaszli zrana odwiedzić Cerkiew grecką, w Słucku. Jeden z nich był stary i pochylony wiekiem, drugi czerstwy jeszcze i młody. Obu strój skromny i czysty, okazywał uczciwą mierność. Starszy okryty był szubą lisią, młodszy siwą barankową bekiészą. Uklękli przed ołtarzem i modlili się długo, potém stary powiódł oczyma po murach Cerkwi i dojrzawszy wyrytego świéżo złoconemi głoskami na tablicy marmurowéj nagrobku, czytał go powolnie.

Nagrobek był następujący.
D. O. M. S.

Magnorum Litvaniae Dynastarum
Propagini.
Ex Illustrissima Słucij ac Kopyli
Ducum familia, Eheu ultimae
Zophiae Olelkoviciae
Patre, Avo, Proavo, Georgio
Abavo, Simone, Atavo Michaële
In Słucko et Kopyle Ducibus
Tritavo Olelkone
Jagellonis Poloniae Regis Fratre
Olgerdi Magni Lithvaniae Ducis Nepote,
Gedimini Pronepote
Vitonij Abnepote,
Matre vero
Barbara ex Illustri Priscarum Familia
Prognatae.
Janussius Radziwil.
Birżarum ac Dubincarum
In Słucko et Kopyle Dux
Supremus Pocillator etc. etc.
Moestissimus Conjunx Conjugi desideratissime,
Faeminae et genere, et forma, nec non
Virtute aevo suo clarissimae
Non absque lachrymis posuit.
Vixit Annos XXV.




Przeczytawszy ten, zwrócił się stary do drugiego nagrobku po rusku pisanego, tuż obok leżącego. Ten pokrywał zwłoki Xięcia Jerzego ojca Zofji. Przeczytawszy napis, ukląkł stary i ze łzami się modlił.
Właśnie ukończono liturgję i jeden z Xięży wychodzących dójrzał płaczącego u grobu starca. Zastanowił się, przybliżył, a szanując modlitwę i łzy, czekał z zapytaniem, aż starzec z pomocą młodego towarzysza swojego powstał. Naówczas Mnich go powitał.
— Znaliście tego, kogo ten kamień pokrywa? rzekł.
— Był to mój Pan, świéć Panie nad duszą jego, odpowiedział starzec powolnie, ostatni swojego rodu, Jerzy Olelkowicz, Xiąże Słucki! Na moich ręku on skonał, z jego łaski mam chléb dla siebie i dzieci — ze łzami pomodliłem się za niego.
— Nie zajdziecie do Klasztoru?, spytał Mnich. Zapewnieście w podróży; nie odmówcie gościnności Mnichów.
— Dziękuję, rzekł stary, ale tu mi przypomniały się tak żywo dawne czasy, młodość spędzona z Xięciem Panem, że teraz, kiedy już ród nawet wygasł, w kilkadziesiąt lat, nie mogę bez łzów patrzéć na ruinę, i gdybym tu pozostał dłużéj, położyłbym się może, przy dawnym Panu. Póki człek nie patrzał, póki tylko wspominał, mógł jeszcze znieść; ale ten grób, ten grób i grób jego córki biédnéj tak młodo zmarłéj. Trzebaż mi było dożyć, aby po ich mogiłach chodzić, mnie starcowi!
Znużony staruszek usiadł na kamieniu smętarnym, a Mnich tuż przy nim, młody jego towarzysz stał z tyłu za niémi.
— I tak niéma już XXiążąt Słuckich, mówił daléj, niéma ich; ostatnią pogrzebliście bezdzietną — I dobrze się stało, mieli wielcy ludzie skarłowaciéć, lepiéj że ich ród wygasł ze szczętem. A wiécie Ojcze, jaki to ród był, i jaka krew?
— Słyszałem, rzekł Mnich, ale coś nie spełna, opowiadano o tém w mowach pogrzebowych!
— Napisano na nagrobku nawet, przerwał stary, ale pofałszowano genealogją, powiém szczérze Ojcze! Ktoś nieumiejętny pisał. Jato znam ich historją, bom się jéj i nasłuchał i naczytał po kronikach.
— Nagrobek, pisał Ojciec Prokop —
— I napisał, Boże odpuść.
— Jak go nauczyli —
— Któż to Wasz Ojciec Prokop?
— To ja, miły Panie.
— Wy?
— I dla tego właśnie, radbym abyście mi powiedzieli co, o Xiążętach Słuckich, żebym się swego czasu, drukując pogrzebową mowę, mógł poprawić.
— Powiedziałbym Wam z duszy serca, rzekł stary, ale głowa moja dziurawa już, powylatywało z niéj co było mniéjszego, ledwie się co sporsze utrzymało, chybabyście sobie to połatali, gdzie z xiążkami —
— Mówcież tylko; a zawsze się to na coś przyda.
— To już pewnie wiécie, rzekł stary jakie jest pochodzenie Olelkowiczów, od Włodzimierza Olgerdowicza, Xięcia Kijewskiego, któregoto Witold W. Xiąże Litewski wyzuł był z dzielnicy jego, zabrawszy mu Żytomierz, Owrucz i inne miasta; aż dopiéro za wstawieniem się brata Jagiełły, dano mu w zamian za Kijew, trzydzieści mil kraju, z Kopytem. Tutaj założył on miasto Słuck, oto gdzie jesteśmy właśnie.
Ten Włodzimiérz syna miał Alexandra, z ruska Olelkiem zwanego, i od niego Olelkowiczami, a od Słucka, Xiążęty Słuckiémi, zwać się poczęli. Olelko wsławił się na wyprawach z Witoldem przeciw Moskwie, w których Kijewianom dowodził. Po śmierci Witoldowéj, Litwini chcieli go nawet u Jagiełły na Wielkie Xięztwo wyprosić; ale Zygmunt posiadłszy je pod pozorem zmowy jakiejś odebrał mu nawet dziedziczny jego Słuck i Kopyl, uwięził w Kiernowie, żonę zaś z dziećmi w Ucianie i podobno ich tak trzymał póki żył, z któréj niewoli, dopiéro ich śmierć nagła Zygmuntowa uwolniła. Po owym wypadku znowu pono na Wielkie Xięztwo, Olelka wiedli Panowie niektórzy, ale tak los chciał, aby nim nie był; powrócono mu tylko Xięztwo Kijewskie, które trzymał jeszcze lat dwanaście. Miał za sobą Xiężnę Moskiewską wnuczkę pono Witoldową, a z niéj dwóch synów, Siemiona Xięcia Kijewskiego i Słuckiego Michała. Byli się oni po waśnili o podział ojcowizny, którą między nich Król Kazimierz, tak podzielił, że Siemionowi całe Kijewskie, a Michałowi Kopylskie Xięztwo się dostało.
Nie będę daléj prowadził WMości ich rodu, bo się ztąd podzielił na dwie gałęzie, ale tylko znaczniejszych wymienię.
Siemion ów Olelkowicz, ośmnaście tylko lat mając, ledwie dorosły ze swojemi ludźmi tylko zebranemi na prędce, zbił dwanaście tysięcy Tatarów pod Grodnem i tém taką sobie zjednał sławę, że go jak przedtém ojca wiedli na Wielkie Xięztwo i forytowali. Swiekier jego Jan Gastold pomagał do tego, ale Kazimiérz Król lękając się podziału rządów nie chciał dozwolić, choć publicznie na którymś Sejmie, o to się dopominali Litwini. Umierając Siemion, wedle zwyczaju, posłał Królowi konia swego białego i łuk, z któremi nieraz Tatarów wojował, polecając mu w opiekę syna Wasila i córkę Alexandrę, poźniéj Xięcia Ostrogskiego małżonkę! Już tedy i Kijewskie Xięztwo w prowincją zmienione, odjęte im zostało, siedli na Kopytu i Słucku. Niemniejsi przeto bohatérowie i każdy z nich, weźmieszli trzech Jerzych czy Siemionów, stawili się do boju w potrzebie ze swojemi ufcami. Jeden pod Lebiedziowem za ostatniego Jagiełły, dwa tysiące dwieście ludu swojego wiódł do boju — Inni do Inflant słali półki na potrzebę; a żaden krwi i majętności nie żałował!
Z Michała Kopylskiego Xięcia, nie mniéjszych ród poszedł bohatérów! Siemiona syna jego wiedli jak innych na Wielkie Xięztwo, gdy Alexander wybrany został. On to nad Uszą pobił Tatarów na głowę, którzy rychło otrzymawszy posiłki tu go w Słucku oblegli, gdzie im się odpiérać nie mógł. Umarł, ale w żonie i synu dusza jego mieszkała. Anastazja sławna jest ze swego męztwa, jakiego w kobiétach rzadko? Syn Jerzy szesnastoletnie dziécię, z Glińskim na on czas buntownikiem się mierzył, potém jak przodkowie jego uganiał Tatarów, których raz osiém tysięcy na głowę zbił, potém czterdzieści wracających ze zdobyczą z Litwy poraził, rozproszył, i wodzów im trzech żywcem pobrał. Niemała część sławy dla niego, w zwycięztwie pamiętném pod Orszą; z Tatary potém pod Łopuszną; pod Holszanicą, w Czerkassach, wszędzie zwycięzca się potykał.
I cóż się z tych wielkich ludzi zostało, mówił daléj starzec trzęsąc głową, kilka pisanych złotem kamieni, garść popiołu i kości, pamięci trocha u ludzi
— Małoż to jeszcze? rzekł ojciec Prokop, małoż pamięci saméj, gdy ona znikome życie przedłuża? Cóż więcéj chcecie od naszego świata i co on więcéj dać może!
— Wieczne im odpocznienie na lepszym i światłość wiekuista niechaj im tam świeci! rzekł stary wstając z kamienia.
— Amen — dodał Mnich pocichu.

KONIEC TOMU TRZECIEGO
I OSTATNIEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.