Orangutan, w pewnem mieście,
Chciał mieć żonę. Dopiął celu,
Lecz, małpując mężów wielu,
Jął dokuczać swej niewieście:
Łajał, fukał, bił niecnota,
Aż zabiła ją zgryzota.
Został synek: ten łzy leje,
Szlocha, włosy rwie z rozpaczy;
Z syna łez ojciec się śmieje:
Stracił żonę, cóż to znaczy!
Zmarła jedna, niezadługo Znajdzie drugą,
I znów, wedle małp zwyczaju,
Wprędce wyszle ją do raju.
Wciąż małpuje swoich braci,
Na hulanki pieniądz traci;
Za nic dziecię, za nic żona:
Małpą żył i małpą skona.
Orangutan, w każdej skórze
Wiernym będzie swej naturze.
To więc, mili towarzysze,
Chcę powiedzieć wam najprościej,
Że gdy małpa księgi pisze,
Jest w nich wszystko, prócz mądrości.