Ach gdy niebiańskim zapałem, Byłem niegdyś upoiony, W każdéy chwili, z każdéy strony,
Świat poezyi widziałem — W nim cnota prawą część miała, 15 W nim przyiaźń, miłość mieszkała,
Czucie niebyło marzeniem, Czucie kiedym wtedy głosił,
Głos móy za iego wzmocnieniem, W Bogów siedliska się wznosił. 20
Wyższy nad samego siebie, Ludzkie potargałem pęta, Dusza pożarem przeięta,
Po czystém pędziła Niebie. — Wonnego Eteru zdroie 25 Napełniały piersi moie —
Spełzła dla mnie ziemia cała — W gwiezdzistéy szedłem koronie —
Niesmiertelność mi błysczała Ach Bóg, Bóg w moiém był łonie! 30
Teraz gdym wrócił w ciemnoty, Gdy zgasły Bogów natchnienia, Gdzież piękności przyrodzenia?!
Miłość, chwała, i wy cnoty Którem w promień Feba stroił, 35 Wy któremim duszę poił?! —
Iużeście to doszły mety Kędy koniec każdéy sile. —
Ach i nadzieia niestety, W ostatniéy legła mogile! 40
I wy obrazy Natury, Piérwotnym stroyne urokiem Iuż was niema przed mém okiem;
Myśl wpadła w odmęt ponury; Iuż osłabły siły wiescze 45 By was rymem głosić iéscze;
Iuż méy ręki uderzeniem Złota stróna się niewzrusza,
I iuż rymotworczém pieniem Nieprzemawia moia dusza! — 50
↑Utwór zrekonstruowany ze skrawków pociętych kart.