Obrona przed izbą sądową w Warszawie w sprawie sukcesorów Juljusza Antoniego Zagórskiego o testament

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adolf Suligowski
Tytuł Obrona przed izbą sądową w Warszawie w sprawie sukcesorów Juljusza Antoniego Zagórskiego o testament
Pochodzenie Z ciężkich lat (Mowy)
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Obrona przed izbą sądową w Warszawie w sprawie sukcesorów Juliusza Antoniego Zagórskiego o testament.
(Tłomaczenie z rosyjskiego).

Przed przystąpieniem do odpowiedzi na wywody prawne przeciwników i do wykazania ich bezpodstawności, uważam za konieczne wyjaśnić bliżej szczegóły faktyczne, stanowiące tło niniejszej sprawy. Przedewszystkiem muszę zwrócić uwagę, że zmarły Zagórski niezależnie od dóbr Krężnica Okrągła, w guberni lubelskiej i kapitałów, o które toczy się niniejszy proces, posiadał jeszcze majątek ziemski w guberni wołyńskiej, który na zasadzie oddzielnego, stojącego poza obecnym sporem, testamentu z dnia 6 września 1893 roku zapisał biorącemu udział w tej sprawie Janowi Zagórskiemu, jakoteż niewielki dom w Warszawie, który kodycylem z dnia 17 sierpnia 1892 r. przeznaczył synowi rzeczonego Jana Juliuszowi Zagórskiemu, co wszystko, jako zapisy szczególne przez nikogo zakwestyonowane nie zostało, jakkolwiek kodycyl sam ulega dyskusyi w procesie. Wydzielenie dóbr na Wołyniu z całości majątku i przelew tych dóbr w drodze oddzielnego rozporządzenia na kilkanaście miesięcy przed śmiercią na rzecz Jana Zagórskiego, przy oddaniu domu w Warszawie dla jego syna, stanowi fakt ważny, który, jak się w dalszym ciągu przekonamy, nie pozostaje bez wpływu na ocenianie rozporządzeń testamentowych zmarłego, będących przedmiotem sporu. Fakt ten należy zatrzymać dobrze w pamięci.
Dalej, wobec mętnych określeń co do pokrewieństwa ze zmarłym, powódki Maryi z Zagórskich hr. Grabowskiej i współpozwanego Jana Zagórskiego, używanych zarówno przez przeciwników, jak i przez samego spadkodawcę w jego dyspozycyach testamentowych, muszę z góry zaznaczyć, że Jan Zagórski i Grabowska wyobrażają krewnych w stopniu tak dalekim, że tego rodzaju krewnych w stosunkach życiowych uważa się zazwyczaj za obcych zupełnie. W istocie, stosownie do rodowodu, zamieszczonego przez zmarłego w jego testamencie z d. 8 grudnia 1884 r. są oni wnukami po Michale Zagórskim, który był zaledwie bratem stryjecznym i to nie dla zmarłego, ale dla jego ojca, czyli że Grabowska i Jan Zagórski są krewnymi ósmego stopnia, syn zaś Jana, Juliusz, dziewiątego stopnia, gdy tymczasem pozwany Buszczyński jest rodzonym siostrzeńcem samego spadkodawcy, jako syn po rodzonej siostrze, i wogóle istnieje szereg dzieci i wnuków po siostrach zmarłego, którzy wyobrażają krewnych trzeciego i czwartego stopnia, przychodzących do spadku po nim w braku zstępnych w zastępstwie sióstr, a więc w zastępstwie najbliższych krewnych bocznych drugiego stopnia, jak to prawo obowiązujące w odnośnych przepisach wskazuje. Niewłaściwie nazywa siebie Grabowska i niewłaściwie zmarły testator w jednym ze swoich rozporządzeń testamentowych nazwał ją siostrzenicą, którą ona wcale nie była i nie jest; siostrzenicami i siostrzeńcami jego są zgoła inne osoby, są to właśnie ci, o których zupełne usunięcie od spadku i wykwitowanie przeciwnikom ich, Grabowskiej i Zagórskiemu Janowi, bardzo chodzi.
Zamęt również niemały istnieje w żądaniach, jakie przed sądy wytoczone zostały. Z jednej strony, hr. Grabowska domaga się zniesienia ostatniego rozporządzenia z d. 25 maja 1894 r., mocą którego zmarły zapis ogólny na jej korzyść uczyniony odwołał, a w następstwie tego domaga się uznania siebie za legataryuszkę ogólną spadku po zmarłym, z drugiej Jan Zagórski, uważając, że zapis Grabowskiej upadł, żąda, aby on był uznany za ogólnego dziedzica tego spadku i wprowadzony w posiadanie na zasadzie rozporządzeń wcześniejszych jeszcze, wreszcie pozwany Buszczyński broni się przeciwko tym atakom i przedstawia, że skutkiem upadku zapisu Grabowskiej, spadek poza obrębem zapisów szczególnych, a więc poza obrębem dóbr na Wołyniu i domu w Warszawie, przechodzi do sukcesorów krwi i ulega podziałowi jako spadek ab intestato.
Wobec takich sprzeczności i wyłączających się wzajemnie żądań, zachodzi potrzeba dokładnego zdania sobie sprawy i dokładnego zbadania, na czem polegała ostatnia wola zmarłego i co ona istotnie ustaliła.
Mamy tu do czynienia nie z porządkiem spadkobrania przez prawo ustalonym, ale z porządkiem, który wypływał z woli jednostki, a dodajmy z góry z woli zmiennej i chwiejnej. Jeżeli bywają trudności przy sprawach spadkowych, to tem silniej objawiać się mogą tam, gdzie dyspozycye, stojąc poza literą prawa stanowionego, zależały od dowolności indywidualnej. Na szczęście posiadamy do tego obfity materyał, rozpatrzmy go i starajmy się obnażyć duszę zmarłego, uchwycić jego myśli, jego zamiary, jego pragnienia, bo od tego zależy rozstrzygnięcie kwestyi.
Z powierzchownego nawet, zewnętrznego, że tak powiem, przejrzenia rozporządzeń testamentowych zmarłego widać, że w umyśle jego gnieździła się bardzo głęboko idea rodowa, idea podtrzymania rodu i nazwiska. Żył samotnie, nie miał dzieci, ani zstępnych, posiadał brata starego i bezdzietnego, który ostatecznie umarł przed nim, nie było więc komu przekazać fortuny. Wprawdzie istniały siostry, istniało liczne po nich potomstwo, ale siostry wychodząc zamąż zmieniały nazwisko i przeszły do innych rodów. Wśród tego potomstwa byli ludzie dobrzy i wykształceni, ale to nie byli Zagórscy, to byli inni ludzie, inne herby, inne związki. Ani przymioty, ani potrzeby tych ludzi nie mogły przeważyć idei, która w nim nurtowała.
I wynalazł sobie ludzi swojego nazwiska, którzy wywodzili się od generała Michała Zagórskiego, co był stryjecznym bratem dla ojca spadkodawcy. Dla uspokojenia sumienia, że omija krewnych, z góry nazywa tych wybrańców swoimi krewnymi i do tego Zagórskimi, nie dość na tem, zamieszcza ich rodowód, aby nikt nie mógł wątpić, że rozporządza na rzecz ludzi tegoż samego rodu. W ten sposób powstaje zapis na rzecz Jana i Zdzisława Zagórskich, ludzi prawie mu obcych i mieszkających poza krajem, z których ostatni był oficerem w wojsku austryackiem, ale Zagórskich. Ten zamiar przekazania spadku Zagórskim ujawnił się po raz pierwszy w testamencie z d. 8 listopada 1880 roku, a po zmianie i podarciu takowego na trzy części, ujawnił się powtórnie w nowym testamencie z dnia 8 grudnia 1884 r., na który powołuje się współpozwany Jan Zagórski. Zrobiwszy zapis, zmarły doznał pewnego niepokoju, a dowodem tego jest zachowanie się jego względem siostry, Waleryi Buszczyńskiej. W domu tej siostry bywał, znał jej dzieci, trzeba więc było pogodzić obowiązek moralny z ideą rodową i złożyć dowód pamięci o tej, której się coś z serca należało. Jakoż w końcu tego testamentu z d. 8 grudnia 1884 r. na powołanych zapisobierców swoich, nazywając ich znowu swoimi krewnymi, wkłada obowiązek płacenia siostrze Buszczyńskiej renty dożywotniej w kwocie rb. 300 rocznie, a nadto jej córkom Maryi Wołowskiej i Julii Mikułowskiej jednorazowo po rb. 3.000 każdej. Notabene, siostra i jej córki znajdowały się w położeniu dostatniem, bez takiego prezentu obejść się mogły, nie było to więc zrobione dla zabezpieczenia nieszczęśliwych, ale dla okazania życzliwości.
Sumienie zostało uspokojone — dowód pamięci był czarno na białem złożony. A jednak nie, jeszcze raz ręka zadrgała, jeszcze raz wątpliwość zakradła się do duszy. I oto na końcu tegoż samego testamentu z d. 8 grudnia 1884 r. zmarły zastrzega sobie, że testament ten, jako objaw własnej woli, przy dalszem życiu ma prawo zmienić. Poco to zastrzeżenie? Przecież każdemu spadkodawcy przysługuje takie prawo, testator sam już z niego korzystał, znosząc swoje dyspozycye z r. 1880 i zastępując je przez nowe, wiedział więc o tem doskonale. Zastrzeżenie to weszło do testamentu nie przez nieświadomość, to nie ulega wątpliwości, ale też im mniej było ono potrzebne, tem bardziej dowodzi wątpliwości, która pomimo wszystko, co uczynił, trapiła zmarłego.
Tymczasem los przyniósł niespodziankę. Przyszedł ukaz z r. 1887, mocą którego cudzoziemcom zabroniono nabywać i posiadać dobra ziemskie w całej zachodniej części państwa, przyczem w razie otworzenia się spadku zastrzeżono sprzedaż dóbr, rozumie się, że za bezcen, bo pod przymusem, gdyż wszelkie władanie ziemią pod jakimkolwiek bądź tytułem przez obcokrajowców zostało bezwarunkowo wyłączone. Na głowę starca spadła ciężka troska. Jan i Zdzisław Zagórscy są obcymi poddanymi, władać jego dobrami nie będą mieli prawa, dobra nie pozostaną w rodzie, trzeba będzie je zmarnować, Bóg wie w czyje dostaną się ręce. Co robić? Ale ta troska dotknęła jednocześnie kogoś więcej, dotknęła obdarowanych, którym władanie piękną fortuną mogło się uśmiechać. Zaczęto szukać na tę biedę lekarstwa i znaleziono je.
Obdarowany Zdzisław Zagórski miał siostrę, hr. Grabowską, która wyszedłszy zamąż za tutejszego poddanego, posiadała prawo władania dobrami ziemskiemi wszędzie i nie ulegała rygorom ukazu. Podsunięto więc starcowi myśl, że Zdzisław może objąć spadek i władać nim pod imieniem siostry, że blizkie pokrewieństwo ułatwia to najzupełniej, gdy zaś zmarły żywił większy afekt właśnie do tego Zdzisława, więc poddaje się tej myśli i sporządza nowy testament, chociaż na tym samym papierze, jak gdyby w dalszym ciągu testamentu z roku 1884. Nowe to rozporządzenie nosi datę 2 października 1888 r. Objaśnia w nim na początku, że Jan i Zdzisław Zagórscy, którym poprzednio zapisał swój majątek, są cudzoziemcami i nie mogą dziedziczyć i władać dobrami ziemskiemi w obrębie państwa rosyjskiego i dlatego zapisuje wszystko, co posiada Maryi z Zagórskich hr. Grabowskiej, rodzonej siostrze Zdzisława, którego, jak się wyraził przy tymże zapisie, ona nie pokrzywdzi. Dopisek ten o niepokrzywdzeniu Zdzisława przez siostrę, wbrew odmiennemu w tej mierze poglądowi sądu okręgowego, dowodzi jasno, że siostra była tylko podstawioną, ale że w istocie wszystko zapisane zostało Zdzisławowi Zagórskiemu. Zmiana woli polegała na tem, iż w miejsce dwóch zapisobiorców Jana i Zdzisława Zagórskich przekazano wszystko jednemu pod imieniem jego rodzonej siostry. Dodać trzeba, że Jan i Zdzisław, chociaż pochodzący od Michała Zagórskiego, byli pomiędzy sobą bardzo dalekimi krewnymi, jak to z rodowodu z testamentu z r. 1884 wynika. Że temu testamentowi towarzyszyć musiał jakiś układ, jakieś porozumienie się z hr. Grabowską i z jej bratem, to wypływa z natury rzeczy i nie może chyba ulegać najmniejszej wątpliwości. Potwierdzają to listy własnoręczne Zdzisława Zagórskiego, pisane do zmarłego zaraz po tym zapisie i później pod datą 12 grudnia 1888 r. i 30 października 1892 r., z podziękowaniem za okazaną łaskę, które to listy w papierach spadkodawcy znalezione zostały.
Wiadomo nawet, że hr. Grabowska złożyła w ręce osoby trzeciej contre-lettre odpowiedniej treści. Gdyby zachodziła jeszcze potrzeba sprawdzenia tych okoliczności, to powołuję się na badanie świadków: Eustachego Zagórskiego, obywatela ziemskiego w Galicyi, u którego contre-lettre był złożony, oraz Stanisława Kuźnickiego, dzierżawcy dóbr Krężnica Okrągła, któremu zmarły zwierzał się, iż majątek swój pod imieniem hr. Grabowskiej przeznaczył dla Zdzisława Zagórskiego.
Oczywiście, testament ten wynikał nie tyle z wolnej i samoistnej woli zmarłego, ile raczej z suggestyi, której się poddał, znajdując choć niesłusznie ujście dla swojej idei rodowej. Należy przytoczyć, że cały ten dokument wraz z rozporządzeniem z r. 1884 i innymi dodatkami zmarły złożył w ręce samej hr. Grabowskiej i jej męża, którego zamianował egzekutorem do tej ostatniej woli, dla zapewnienia jej wykonania. Z tego testamentu również widać, że zmarły odczuwał i tym razem niesprawiedliwość, jaką rodzinie wyrządzał, bo przypomniawszy sobie siostrę Buszczyńską, wykazuje troskliwość o nią i przeznacza rubli 500 dla osoby (Józefy Lewandowskiej), która przy chorej już wtedy siostrze pozostaje i pieczą swoją ją otacza, nie odwołując poprzednich dla tejże siostry i jej dzieci zapisów, a w końcu dyspozycyi swojej znowu zastrzega możność napisania nowego testamentu i zmiany już sporządzonego. Dodajmy, że dla usprawiedliwienia tego nowego obejścia najbliższych krewnych nazywa hr. Grabowską pompatycznie siostrzenicą, co już po prostu na śmieszność wygląda.
Czy z tytułu tego testamentu nie rodziły się wyrzuty sumienia w duszy zmarłego, trudno twierdzić, ale to pewna, że rodziły się obawy odwołania u tych, którym ten nowy testament dogadzał. Za dowód tego posłużyć może pismo zmarłego, które się pojawiło w parę lat później, a mianowicie pod datą 17 sierpnia 1892 r.
Zagórski przyjechał do dóbr hr. Grabowskiej i jej męża, do Gutanowa, i tam, jak to wyraźnie dokument opiewa, sporządza oświadczenie piśmienne, w którem oznajmia, że gdy doszło do jego wiadomości, iż siostrzeńcy prawdziwi Buszczyńscy w razie jego śmierci chcieliby unieważnić nowy testament, przeto on powtarza raz jeszcze, że mianuje spadkobierczynią swoją ogólną hr. Grabowską. Na dokumencie tym, wydanym w Gutanowie i pozostawionym w rękach Grabowskiej i jej męża, po podpisie zmarłego figurują jeszcze podpisy osób trzecich, powołanych na świadków, jako to: Stanisława Wołka Łaniewskiego, Stanisława Kuźnickiego i męża zapisobierczyni Tomasza Grabowskiego. Jak widzimy, dokument przynosił potwierdzenie uczynionego jeszcze w r. 1888 zapisu, podobnego przecież potwierdzenia prawo nigdzie nie zastrzega i dla ważności zapisu ono zgoła potrzebne nie było. Urządzono całkiem zbyteczną komedyę z przywołaniem świadków, zniechęcając zmarłego do blizkiej rodziny, a urządzono dlatego, bo się lękano zmiany zapisu, który nosił dziwaczny charakter. Na początku dokumentu spadkodawca notuje, jak zaznaczyłem, że doszły do jego wiadomości zamiary siostrzeńców obalenia testamentu, otóż pytanie skąd doszły do niego takie wiadomości? Jakto, od szeregu lat czynił on jedno po drugiem rozporządzenia na rzecz osób prawie obcych, rodzina znosiła to, nic zgoła przeciwko temu nie przedsiębrała i swobodnemu rozporządzeniu nie przeszkadzała, skądże dopiero po 12 latach od pierwszego testamentu miały powstać groźby, skierowane przeciwko hr. Grabowskiej? Kto ułożył podobną bajeczkę? Przysłowie łacińskie mówi: is fecit, cui prodest, a jeżeli się doda, że dokument spisano w Gutanowie i tamże go zdeponowano, to wątpliwości wszelkie ustają.
Dokument ten przyniósł hr. Grabowskiej odrazu pewien zawód, bo pomimo potwierdzonego zamianowania jej spadkobierczynią całego majątku, już w tymże dokumencie zmarły wyłączył dom swój w Warszawie i przeznaczył go dla Juliusza Zagórskiego, syna tego samego Jana Zagórskiego, który został od spadku w r. 1888 milcząco usunięty. Zdaje się, że wbrew woli wywołano już wtedy wilka z lasu.
Ale los przyniósł nową jeszcze niespodziankę. W niedługim czasie po piśmie, o którem mowa, umiera za życia jego spadkodawcy brat hr. Grabowskiej, ów ukryty za jej plecami przyszły dziedzic, Zdzisław Zagórski.
Wypadek wywołał wrażenie. Starzec zrozumiał, że dla jego idei rodowej znikła podstawa — zabrakło już tego, który — gwoli idei — pod cudzem imieniem miał dziedziczyć. Refleksya sprowadziła zmianę w dyspozycyach i do tego zmianę dosyć szczególną, spadkodawca powraca w swoich myślach do Jana Zagórskiego i pomimo znanego mu ukazu z roku 1887 oddzielnym testamentem z d. 6 września 1893 r. zapisuje mu dobra swoje, ale te tylko, które miał na Wołyniu, zaś pismem własnoręcznem z d. 25 maja 1894 r. złożonem w ręce jednego z Buszczyńskich wszelkie rozporządzenia na rzecz hr. Grabowskiej unieważnia, odwołuje, a zarazem otwiera swobodne dziedziczenie dla najbliższych na zasadzie przepisów prawa do wszelkiego innego majątku, poza dobrami wołyńskiemi i kamienicą w Warszawie.
Pogodził, jak się ostatecznie okazało, zmarły ideę rodową z obowiązkami, ze związków krwi wynikającymi, oddając Zagórskim, choć dalekim i prawie obcym, część majątku i pozostawiając resztę dla istotnych krewnych podług prawa.
Że mu jednak niełatwo było dopuścić dziedziców po kądzieli, to widać jak najlepiej z przebiegu jego rozporządzeń. Ale stało się to jasno i stanowczo. Wola jego, im liczniejszym ulegała przeobrażeniom w miarę zmiany okoliczności, tem więcej nabrała wyrazistości. Widzi się ją jak na dłoni, co więcej widzi się pobudki i przyczyny, które ją kształtowały i na tę drogę ostatecznie wprowadziły. Słowem, bliższa analiza dokumentów ujawniła nam ostateczną wolę zmarłego w całej pełni, wątpliwości znikły i mamy już przed sobą faktyczną podstawę do rozsądzenia sporów na tle rozporządzeń testamentowych.
Przechodzę teraz do strony prawnej. Odwołanie zapisu, na imię hr. Grabowskiej uczynionego, opiera się na własnoręcznem piśmie zmarłego z d. 25 maja 1894 r. Spadkodawca nie chciał, aby zapis wszedł w życie i uchylił go w sposób stanowczy. Gdy jednak hr. Grabowska domaga się zapisu wbrew ostatniej woli testatora, rodzi się pytanie, czy jest to dopuszczalne, aby w sprzeczności z ujawnioną niechęcią zmarłego można było wprowadzić kogoś w posiadanie spadku nie na zasadzie przepisów prawa, ale na podstawie rzekomej, bo odwołanej woli spadkodawcy. Zdawałoby się wedle zasad prostego rozumu, że odwołanie niweczy wolę, a więc niknie podstawa do dziedziczenia z woli testatora.
Jednakże powódka Grabowska jest przeciwnego zdania, ona twierdzi, że odwołanie jest nieważne, zatem nie istnieje i to jej daje prawo do dziedziczenia na podstawie dawniejszej woli. Na czemże się to twierdzenie opiera? Czy był przymus, czy podstęp, czy może dokument jest sfałszowany?
W braku wszelkich danych powódka próbuje z różnej strony atakować. Nie pomija takich zarzutów, jak to, że przy odwołaniu zapisu wyraz Lublin skreślony został małą literą, a w wyrazie rozporządzenie, opuszczono r przed z, zaś w miejsce d, napisano r; tak jak gdyby opuszczenie litery lub zamiana dużej przez małą nigdy się nie wydarzały i stanowiły coś nadzwyczajnego. Napróżno usiłuje powódka tą drogą wywołać jakąś wątpliwość co do zdolności umysłowych zmarłego, który nietylko w chwili wydania pisma z d. 25 maja 1894 r., ale i później aż do śmierci, co nastąpiło w końcu stycznia 1895 roku, zachował zupełną przytomność umysłu. Mógł być dziwakiem, mógł wyznawać dziwaczną ideę rodową, mógł czynić zmienne zapisy, ale był zdrów na umyśle. Zresztą, na to dziwactwo nie może się chyba uskarżać hr. Grabowska, skoro z niego wypłynął zapis na jej imię.
Zrozumiała to powódka i oparła swoją obronę na art. 1035 kod. Nap. Wedle tego przepisu odwołanie testamentu następuje przez testament, albo za pomocą aktu notaryalnego. Otóż powódka tłomaczy, że formy notaryalnej nie było, pismo zaś Zagórskiego Juliusza z d. 25 maja 1894 r. obejmujące odwołanie, nie stanowi testamentu, bo nie mieści w sobie nowych dyspozycyj w miejsce odwołanych, zatem odwołanie nie odpowiada wymaganiom prawa i uważać należy, że go niema wcale. Ryzykowne to rozumowanie nie wytrzymuje krytyki.
W istocie, byłoby to poprostu nielogicznie, gdyby odwołanie wyraźne mogło być uważane za nieistniejące i nie przecinało spadkobrania z mocy testamentu odwołanego. Nie trzeba zapominać, że spadkobranie testamentowe, przynosząc porządek spadkowy różny od prawnego, wymaga niewątpliwej i jasnej woli ze strony spadkodawcy, który swoim rozporządzeniem zastępuje prawo. Przepisy kodeksu, gdy się w nie bliżej wejrzy, żadnej wątpliwości w tej mierze nie dopuszczają.
Kodeks, nadawszy testatorom prawo w pewnych warunkach dysponowania spadkiem, jednocześnie zapewnił im możność zmiany i odwołania, w miarę potrzeby i okoliczności, w szeregu odnośnych przepisów, poczynając od art. 1035. Już w tym pierwszym artykule tkwi zamiar prawodawcy nieczynienia trudności przy odwołaniu. W pierwotnej redakcyi tego przepisu było proponowane, że odwołanie może być dokonane w formach ustanowionych dla testamentów, przy dyskusyi w radzie stanu objawiono żądanie formy notaryalnej, co mogłoby stanowić znaczne ograniczenie, przy ostatecznem przecież rozpatrzeniu w trybunacie dopuszczono formę notaryalnego aktu obok form testamentowych i w ten sposób ustalono obowiązującą redakcyę w duchu rozszerzenia sposobów odwołania, przy czem jednak wyrażenie «dans l'une de formes requises pour les testaments» zastąpiono dosadnym zwrotem «par le testament»[1], który obejmuje w sobie formy testamentowe wszelkiego rodzaju. Mylnie z tej zmiany słów powódka wyprowadza wniosek, że poza aktem notaryalnym odwołanie może nastąpić tylko za pomocą testamentu, obejmującego nowe dyspozycye w miejsce dawniejszych, tego przepis nie zastrzega, wymaga tylko testamentu, a więc aktu, odpowiadającego formom testamentowym i dotyczącego majątku po zmarłym. Otóż Zagórski, odwołując zapis dla hr. Grabowskiej, czynił dyspozycyę, która odnosiła się do jego majątku i milcząco powoływał do spadku swoich sukcesorów z prawa, którzy przez ten zapis byli od dziedziczenia usunięci. Jeżeli się doda, że odwołanie to napisał w mieszkaniu siostry swojej Buszczyńskiej i złożył go w ręce jednego z siostrzeńców, a synów tejże siostry, to zamiary swoje ujawnił i zadokumentował zbyt jasno, aby to wymagało dalszego dowodzenia. Na wszelki przypadek, gdyby izba sądowa uważała za potrzebne dalsze wyjaśnienie tego wypadku, powołuję się na badanie świadka, Józefy Lewandowskiej, tej samej, która opiekowała się chorą siostrą zmarłego i dla której zmarły za tę opiekę przeznaczył pewną kwotę pieniężną w jednym z poprzednich swoich testamentów. Odwołanie przy niej zostało oddane Wincentemu Buszczyńskiemu, przy niej też również zmarły wypowiedział się, że uchyliwszy zapis Grabowskiej, życzy sobie, aby krewni najbliżsi dziedziczyli w jej miejsce.
Dla ważności tego odwołania potrzeba tylko, aby ono czyniło zadość formom testamentowym. Pismo z d. 25 maja 1894 r. odpowiada zastrzeżeniom art. 970 dla testamentów w formie prywatnej, bo jest własnoręcznie pisane, datowane i podpisane, a więc posiada moc obowiązującą; gdyby tego nie było, gdyby naprzykład brakowało mu daty, lub nie zostało w całości własną ręką sporządzone, mogłoby być poczytane na nieważne.
Tak samo, naodwrót w wypadku odwołania w formie notaryalnej wystarczy akt przed notaryuszem i przy dwóch świadkach, chociaż dla testamentu publicznego prawo wymaga dwóch notaryuszy i dwóch świadków, albo przy jednym notaryuszu czterech świadków (art. 971 i 972 kod. Nap.).
Słowem, pismo z d. 25 maja 1894 r. jest ważnie sporządzonym aktem ostatniej woli i jako takie znosi poprzedni zapis. Zarzuty Grabowskiej, że w tem piśmie niema pozytywnych rozporządzeń na rzecz tej blizkiej rodziny i że milczące powołanie ich do spadku nie wystarcza, są po prostu bezzasadne. Prawo zawsze tam działa, gdzie spadkodawca milczy. Dla powołania kogoś obcego do dziedziczenia, potrzeba pozytywnej dyspozycyi, to prawda, ale sukcesorowie z prawa nie podlegają temu wymaganiu, oni przychodzą z reguły.
Do jakiego stopnia kodeks liczy się z wszelkimi objawami woli testatora, tego dowodem są dalsze przepisy. Art. 1036 przewiduje zniesienie zapisu bez wyraźnego odwołania. Gdy testator robi nowy testament i zamieszcza w nim rozporządzenie, które nie da się pogodzić z dawniejszemi i wyłączają je, to dawniejsze dyspozycye prawo uznaje za upadłe i odwołane. Takie rozporządzenie niweczy poprzednie do tego stopnia, że chociażby nowy testament później z jakichkolwiek powodów uległ unieważnieniu, odwołanie w myśl art. 1037 kod. Nap. odniesie skutek i dawniejsze rozporządzenie odżyć już nie może. Przepis art. 1038 idzie jeszcze dalej, przewidując odwołanie rozporządzenia testamentowego przez czyn uboczny, a mianowicie przez sprzedaż legowanego majątku. Jeżeli zapisodawca sprzedał przedmiot, który już komuś zapisał, to zapis uważany będzie za odwołany ostatecznie, chociażby później przedmiot sprzedany wrócił napowrót do własności testatora. Wreszcie, wedle art. 1039 kod. Nap. w razie śmierci zapisobiercy przy życiu testatora zapis upada i traci wszelkie znaczenie, dla zapewnienia czegokolwiek sukcesorom tego zapisobiercy potrzeba nowej wyraźnej dyspozycyi testamentowej.
Jak widzimy, nietylko odwołanie formalne ale i poboczne, z okoliczności wynikające, prowadzi za sobą upadek zapisu. Wobec tego w wypadku takim, jak obecny, gdzie ono wyraźnie zostało napisane, o zapisie nie może być mowy.
Że odwołanie w piśmie prywatnem, sporządzonem zgodnie z przepisami o testamentach, stanowi ważne rozporządzenie ostatniej woli, zostało to już w nauce i praktyce sądowej ustalone.
Uczony Zachariae w znanym powszechnie wykładzie prawa cywilnego francuskiego po dłuższych wyczerpujących wywodach przychodzi do tej konkluzyi, że «akt sporządzony w formie testamentu własnoręcznego, zawierający odwołanie poprzedniego testamentu, obejmuje w sobie z konieczności i z istoty rzeczy nowe rozporządzenie na korzyść spadkobierców z krwi, których wyłączał poprzedni testament, a tem samem nosi na sobie cechy zupełnego testamentu». (Tom III str. 205). W taki sam sposób wyjaśnia art. 1035 kod. Nap. najgłębszy może komentator Demolombe, nie dopuszczając zgoła przeciwnego dowodzenia. (T. V str. 113 i nast.). Wreszcie Syrey w swojej juryspondencyi przy art. 1035, po przytoczeniu licznych wyroków kasacyjnych i zgodnych z nimi autorów, podaje taką tezę: «Odwołanie testamentu przez akt prywatny, napisany, datowany i podpisany własnoręcznie, a tem samem posiadający formę testamentu olograficznego jest ważne i niema potrzeby, aby ono zawierało inną wyraźną dyspozycyę woli testatora». Wykładnia ta, jako wynikająca z natury rzeczy i z ducha prawa, nie może ulegać zaprzeczeniu. Napróżno powódka powołuje się na Marcadé'go, Acollas i Laurent. Pomijając to, że Marcadé i Acollas nie zajmują w nauce wybitniejszego stanowiska, wywody ich dalekie są od tej stanowczości, jaką pragnie im przypisać obrońca powódki. A Laurent, również nie podtrzymuje tezy przeciwniczki. Widzimy tam wątpliwość podnoszoną na podstawie literalnej, gramatycznej interpretacyi przepisu art. 1035, ale z interpretacyi logicznej, opartej na uwzględnieniu istoty instytucyi testamentowej i na zestawieniu przepisów wynika to, co powyżej przytoczone zostało.
Słusznie też sąd okręgowy, powołując się na naukę i praktykę francuską, uznał pismo z d. 25 maja 1894 r. za odwołanie poprzedniego testamentu, o ile on dotyczył zapisu dla hr. Grabowskiej.
Nie ufała wiele swoim wywodom powódka, bo przegrawszy sprawę w pierwszej instancyi, uciekła się do obrony zgoła odmiennej. Oto, po wejściu sprawy do izby sądowej, zarzuciła ona za pośrednictwem swego obrońcy fałsz z powodu pisma z d. 25 maja 1894 r. w drodze nieprzyznania pisma i podpisu zmarłego.
Była to przykra niespodzianka dla sukcesorów krwi, których szlachetne zachowanie się w ciągu lat kilkunastu wobec kapryśnej woli ich wuja widnieje na każdym kroku. Rzucono wątpliwość co do prawdziwości dokumentu, który tenże wuj w ich ręce złożył.
Powódka postawiła sprawę na ostrzu, albo dokument jest sfałszowany, a więc niema odwołania i zapis jej stoi w swojej mocy, albo jest prawdziwy, w takim razie o zapisie niema co mówić.
Tak postawiwszy kwestyę rozwinięto energię godną lepszej sprawy dla wykazania fałszu, powoływano się na świadków na różnorodne okoliczności, wytykano wszelkie pomyłki ortograficzne, podnoszono wątpliwości, nie krępując się niczem i nie oszczędzając nikogo.
Odbyła się długa procedura sprawdzania i okazało się, że pismo jest własnoręczne, przy czem izba sądowa wyrokiem z d. 5/17 grudnia 1897 r. odrzuciła zarzut fałszu, uznawszy dokument za prawdziwy. Co do czynionych uszczypliwości, pozostało tylko bolesne wspomnienie walki à outrance, bez przebierania w środkach.
Po wystrzelaniu wszystkich ostrych nabojów, wedle mniemania zwykłych śmiertelników zdawałoby się, że powódka broń złoży i cofnie podaną apelacyę, zaprzestając dalszej walki. Stało się przecież inaczej, odnowiono walkę na gruncie art. 1035 kod. Nap. przy stwierdzonem istnieniu woli testatora, uchylającej zapis. Zaciekłość, z jaką teraz jeszcze tu przed izbą walczono, przypomina rozpaczliwe ciskanie się ginącego, któremu grunt się z pod nóg usunął. Na nic się nie przydadzą te wysiłki. Ani woli zmarłego zmienić, ani przepisów prawa uchylić namiętne wywody nie zdołają.
Zapis został cofnięty i żądanie Grabowskiej jako bezzasadne, oddaleniu ulega.
Ale mamy tu do wyjaśnienia jeszcze jedną kwestyę, a mianowicie pretensyę Jana Zagórskiego. Nie poprzestaje on na tem, że na mocy oddzielnego testamentu z r. 1893 otrzymał od zmarłego dobra na Wołyniu, a syn jego dom w Warszawie na zasadzie kodycylu z r. 1892, jest on pretendentem do zagarnięcia całego spadku. Zgadza się on, że zapis Grabowskiej w następstwie odwołania z r. 1894 upadł, ale na skutek braku nowych dyspozycyj w tem odwołaniu twierdzi, że z chwilą upadku zapisu Grabowskiej odżył zapis pierwotny z r. 1884 na rzecz Jana i Zdzisława Zagórskich, gdy zaś Zdzisław umarł, przeto w myśl przepisów o przyroście przy łącznym dla różnych osób zapisie, wszystko przechodzi do niego wyłącznie. Kiedy po śmierci testatora zgłosili się do hypoteki sukcesorowie krwi z żądaniem przepisania na nich dóbr w guberni lubelskiej i kapitałów, Grabowska zaś z żądaniem przepisania na jej korzyść, to we wniosku przeciwnym Jan Zagórski na zasadzie testamentu z r. 1884 domagał się wtedy przepisania rzeczonych dóbr i kapitałów dla niego w połowie, nie roszcząc wcale pretensyi do przyrostu; nie przeszkadza mu to jednak do wystąpienia obecnie podług przysłowia: l'appetit vient en mangeant, o wydanie zapisu w całości.
Obok tego szczególnego apetytu, mamy tutaj do czynienia z formalną teoryą zmartwychpowstania. Wedle poglądu Jana Zagórskiego, uchylony przez nowy testament zapis odzyskuje napowrót moc, jeżeli nowy testament uległ odwołaniu. Nie potrzeba na to żadnego nowego objawu woli, żadnych nowych rozporządzeń ze strony zmarłego, ot po prostu upadł zapis nowy, zatem dawniejszy nabiera życia i z grobu powstaje.
Ale gdzież jest przepis prawa, któryby tę siłę zmartwychpowstania staremu zapisowi nadawał?
Z rozporządzeń art. 1037 i 1038 kod. Nap. widzieliśmy już, że to, co raz uległo odwołaniu milczącemu, uważane jest przez prawo za upadłe stanowczo i nie powraca do życia, chociażby rozporządzenie nowe lub sprzedaż, które sprowadziły zmianę, uległy zniesieniu. Zdawałoby się, że tem bardziej nie może być mowy o zmartwychpowstaniu zapisu, który upadł przez wyraźne oświadczenie ze strony testatora, jak to miało miejsce właśnie z zapisem dla Zagórskich z r. 1884.
Podstawę do przeciwnego poglądu znalazł Jan Zagórski w art. 1036 kod. Nap. Przepis ten, ustalając faktyczne odwołanie zapisu w wypadku, gdy nowe rozporządzenie czyni niemożliwem wykonanie dawniejszego, tem samem dopuszcza stosowanie współczesne różnych testamentów, o ile dyspozycye jedna drugiej nie wyłączają. Z tego Jan Zagórski wyprowadza wniosek, że gdy odwołanie zapisu Grabowskiej nie zniosło wyraźnie zapisu Zagórskich, winien on być wykonany obok innych dyspozycyj zmarłego i współcześnie z nimi. W rozumowaniu tem kryje się oczywisty błąd.
Niema kwestyi, że różne dyspozycye testamentowe mogą ulegać współcześnie wykonaniu, ma to miejsce i w tym wypadku, gdzie obok odwołania z roku 1894 zachowują siłę szczegółowe zapisy z testamentów z r. 1884, 1888 i 1892 oraz zapis dóbr wołyńskich z r. 1893, ale z tego nie płynie, aby zapis Zagórskich pozostawał w swej mocy. Zapis ten czynił Zagórskich ogólnymi spadkobiercami i już nie milcząco, ale, jak widzieliśmy z faktycznego przebiegu sprawy, wprost i wyraźnie został uchylony i w testamencie z roku 1888 i w piśmie z r. 1892, kiedy w miejsce Zagórskich zmarły Grabowską uczynił ogólną legataryuszką. Zatem zapis Zagórskich upadł jeszcze w r. 1888 i w myśl art. 1036 kod. Nap. odżyć nie mógł, bez względu na to, że nowy testament uległ zniesieniu.
Okoliczność, że przy odwołaniu z r. 1894 spadkodawca zamilczał o Zagórskich nie stanowi wskrzeszenia zapisu dla nich. Prawo wskrzeszenia z domysłu nie zna i nie dopuszcza. Wskrzeszenie wymagałoby formalnej nowej dyspozycyi testamentowej, której niema, co więcej, jest wyraźna wola przeciwna, wola dopuszczenia do spadku pominiętych pierwotnie sukcesorów krwi, wola, wynikająca zarówno z odwołania zapisu Grabowskiej, złożonego w ich ręce, jak i z zapisu szczególnego, zrobionego z dóbr wołyńskich prawie współcześnie dla samego Jana Zagórskiego.
Wywody tego ostatniego znajdują odparcie i w ogólnych przepisach testamentowych i w art. 1036 kod. Nap., na który on się powoływał.
Mam zaszczyt upraszać o oddalenie obu apelacyj, jak hr. Grabowskiej tak i Zagórskiego i o potwierdzenie wyroku sądu okręgowego.

Izba sądowa wyrokiem z d. 10 (22) stycznia 1898 r. obie apelacye, jako bezzasadne, oddaliła. Zagórski wniósł jeszcze skargę kasacyjną, ale po porozumieniu się z sukcesorami zmarłego takową cofnął i wyrok w mocy swej pozostał.







  1. Fenet — T. XII str. 399, 435 i 463.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adolf Suligowski.