O prawa obywatelskie dla kobiet/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Urban
Tytuł O prawa obywatelskie dla kobiet
Rozdział VII.
Wydawca „Przegląd Powszechny“
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia Eugeniusza i Dra Kazimierza Koziańskich
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VII.

Mnożą się oznaki, że w zapatrywaniach na kwestyę kobiecą, w szczególności na równouprawnienie polityczne kobiet, dokonywa się powolny zwrot na ich korzyść nawet w kołach, które najbardziej zdawały się być pod tym względem opornemi. Palhoriès kładzie ten objaw między dowody „nowych oryentacyi w etyce“. Stałe, byle taktowne stawianie żądań przez same kobiety może być uwieńczone pomyślnym dla nich rezultatem. Tego rezultatu mniej pono obawiają się już katolicy, niż ci, którzy teoretycznie hołdują skrajniejszym hasłom. Na kongresach feministycznych we Francyi, zwołanych pod egidą obozu niekatolickiego w latach 1889 i 1900, uznano w zasadzie prawa wyborcze kobiet, stwierdzano jednakże, że na razie nie należy się o nie dobijać, gdyż to wyszłoby na korzyść klerykalizmu. Kobiety bowiem jeszcze zbyt ulegają „religijnym przesądom“, z których najpierw trzeba je wyleczyć przez wychowanie, zanim się da im możność zabierania głosu w polityce. Zapewne z powodu tej samej obawy upadł w r. 1902 w Belgii projekt nadania kobietom praw wyborczych, popierany gorąco przez odłam katolików, z Overbegh‘em i Collaert‘em na czele. Upadł z powodu braku poparcia ze strony liberałów i socyalistów. Powtarza się historya z czasów rewolucyi francuskiej. Pomimo zasług, jakie rewolucyi oddały kobiety, nie dopuszczono ich do głosu i wogóle zabroniono zajmować się polityką, głównie dlatego i wtedy, kiedy nawet najzagorzalsze jakobinki poczęły potępiać krwawe okrucieństwa Dantona i Robespierre‘a. Wtedy to stwierdzono, że kobiety zbyt rządzą się sentymentalizmem, podczas gdy w polityce winien panować tylko rozum i logika, choćby to była logika Robespierre‘ów.
Mojem zdaniem, właśnie dlatego warto dopuścić kobiety do udziału w życiu politycznem, w prawodawstwie, że są one jeszcze „przesądne“ i więcej uczuciowe od mężczyzn. Znaczy to, że są na ogół religijniejsze i moralniejsze od nich. A właśnie wniesienia tych przymiotów, w większej niż dotychczas mierze, do życia politycznego, do prawodawstwa, życzyćby sobie należało. I kobiety możeby pod tym względem coś sprawiły, gdyby im, jako wyborczyniom, daną była możność wypowiedzenia swych zapatrywań i żądań, gdyby ich pewna liczba weszła nawet do naszych izb i rad, gdzieby również mogły służyć swą radą i współpracą, zwłaszcza w zagadnieniach, w których są bardziej od mężczyzn kompetentne. I jeżeli te racye coś znaczą, to życzyćby wypadało, by nadano kobietom prawa polityczne coprędzej, zanim się wyzwolą z „religijnych przesądów“.
Wzgląd na spodziewane dobro ogólne winienby, mojem zdaniem, być w naszej kwestyi decydującym. Na ruch emancypacyjny kobiet może zbyt patrzymy przez analogię z walkami partyi i klas społecznych. Nie chcielibyśmy, obok walki konserwatyzmu z liberalizmem, wsi z miastem, burżuazyi z proletaryatem, wywoływać jeszcze walki kobiet z mężczyznami. Sądzę, że i ta obawa jest płonną. Stworzenia jakiejś odrębnej kobiecej partyi, któraby stała w przeciwieństwie do ogółu mężczyzn, niema co się obawiać. Tem mniej zmajoryzowania mężczyzn przez kobiety na publicznej arenie. Już a priori, wychodząc z natury powołań i upodobań kobiety, można mieć pewność, — a potwierdza ją doświadczenie tych krajów, w których kobiecie prawa wyborcze przyznano, — że nigdzie, ani w parlamentach czy na sejmach, ani w radach lokalnego samorządu liczba kobiet nie dosięgnie połowy liczby ogólnej posłów czy radnych. Jeżeli tworzyć będą odrębne kluby, to głównie w celu zgodnego wyciśnięcia swego piętna na sprawach, które są im wspólne z mężczyznami. Pod względem przekonań politycznych, klasowych i t. p. wsiąkną w partye, dotąd istniejące, bo ich interesy to są interesy ich mężów, braci, słowem tego środowiska, z którego wyszły. Nawzajem, popierając dążenia kobiece, nie działamy dla jakiejś wrogiej nam, mężczyznom, klasy, gdyż działamy w interesie naszych matek, żon, sióstr i córek. Podnosząc je, podnosimy samych siebie w nich.
Przemawiając tedy za równouprawnieniem obywatelskiem kobiet, nie przemawiamy w imię jakiegoś ich wyłącznego interesu, przeciwstawionego interesom mężczyzn, ale w imię wspólnego dobra wszystkich. W równouprawnieniu kobiet dokona się wykończenie dzieła demokratyzacyi społeczeństw. Jak nieuzasadnionem i niesprawiedliwem wydaje się nam zastrzeżenie rządów i wpływów w życiu publicznem jednej jakiejś kaście, stanowi, zawodowi, — powszechność da się pogodzić z rozumną proporcyonalnością wpływów, — tak niesprawiedliwem wydawać się powinno rezerwowanie tych rządów i wpływów wyłącznie jednej tylko płci.
Czy kobiety same dojrzały do tego, by je zrównać z mężczyznami we wszystkich prawach? Zapewne, że tłum ich nie jest do tego dostatecznie przygotowany. Ten tłum też zapewne do czynnej polityki cisnąć się nie będzie. Rzeczą klas wyższych, zwłaszcza kobiet inteligentnych, będzie pracować nad stopniowem politycznem uświadomieniem i wykształceniem ogółu kobiet. Ale weźmy kobiety inteligentne, mianowicie u nas. Czy nie dają one dowodów na każdym kroku, że umieją i po za domem pracować pożytecznie dla ogółu i że chcą tak pracować? Czy na naszych ziemiach powstało choć jedno poważniejsze dzieło o użyteczności publicznej bez ich udziału i poparcia? Kto głównie trudzi się nad oświatą ludową i patryotyczną, zwłaszcza na kresach? Kto spieszy z pomocą wszelkim opuszczonym i wydziedziczonym? Czyje ręce zbroją i ekwipują tych, co idą w bój za Ojczyznę, czyje ręce opatrują rany bohaterów i czyje serca żywiej boleją nad nieszczęściami i zawodami naszych nadziei? Dość postawić te pytania; odpowiedź na nie sama się naprasza.
Zdaje się więc, że nadszedł już czas, byśmy, i jako chrześcijanie i jako Polacy, wypowiedzieli ostatnie słowo zaufania do naszych kobiet. Niech uzyskają wszystkie prawa obywatelskie, by tem łatwiej i w pełniejszej mierze mogły wypełnić swoje względem społeczeństwa obowiązki. Przygotowujmy nasze kobiety do tego zadania, by w nowych obywatelkach Kościół i naród zyskał nowy czynnik publicznego dobra i rozwoju chrześcijańskiej kultury.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Weyssenhoff.