O prawa obywatelskie dla kobiet/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Urban
Tytuł O prawa obywatelskie dla kobiet
Rozdział III.
Wydawca „Przegląd Powszechny“
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia Eugeniusza i Dra Kazimierza Koziańskich
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Przeciwnicy politycznego równouprawnienia kobiet tak zwykle motywują swoje stanowisko: Niema poważnych racyi, któreby przemawiały za nadaniem kobietom praw politycznych, a wiele powodów przemawia za tem, by im tych praw odmówić. Zwolennik żądań kobiecych obowiązany jest właściwie tylko rozpatrzeć te ostatnie powody i jeżeli znajdzie je niewystarczającemi, może teoretycznie kwestyę uważać za rozstrzygniętą. Pozytywnie bowiem na korzyść kobiet przemawia ten prosty fakt, że i one są ludźmi, członkami społeczeństwa, a więc istotami politycznemi, więc przy demokratycznym ustroju rządów i społeczeństw, zapewniającym każdemu obywatelowi jakąś dozę wpływu na bieg spraw publicznych, i im należą się wspólne wszystkim obywatelom prawa.
Jakież więc racye przemawiają za pominięciem kobiet?
Powody, przytaczane przeciwko politycznemu równouprawnieniu kobiet, można sprowadzić do trzech grup: przytacza się albo niezdolność kobiet do życia politycznego, albo niemożliwość pogodzenia obowiązków politycznych z innymi obowiązkami, jakie na kobiecie ciążą z tytułu jej płci, lub też wreszcie szkodliwość udziału kobiet w polityce już to dla społeczeństwa, już to dla samych kobiet. Każdy z tych powodów wystarczałby sam przez się, gdyby istotnie był dostatecznie udowodniony. Z przeglądu atoli antyfeministycznej literatury odnosi się wrażenie, że przytaczane dowody są słabe i że co na sile im zbywa, to usiłuje się zastąpić ich mnożeniem.
Zacznijmy od kwestyi zdolności czy niezdolności kobiet do życia politycznego.
Wiele już rozpraw popisano na temat różnicy między kobietą, a mężczyzną pod względem siły fizycznej, psychiki i moralnych przymiotów. Że płeć niewieścia, przeciętnie biorąc, jest fizycznie słabszą, można uważać za fakt widoczny. Są autorzy i autorki, gromadzący dowody, że niegdyś, wśród tego czy innego szczepu, kobieta dorównywała siłą mężczyźnie, że go przewyższała nawet, że obecny zanik muskularny u niej jest tylko wynikiem wychowania, lub podziału pracy, że dość kobietę dopuścić do wszelkiego rodzaju zajęć i ćwiczeń cielesnych, postawić inaczej fizyczne wychowanie dziewcząt, a w niedalekiej przyszłości otrzymamy typ kobiety, nie ustępującej mężczyźnie nawet pod tym względem.
Cały ten spór możemy tutaj uważać za jałowy. Miałby on może pewien sens, gdyby chodziło naprzykład o służbę wojskową kobiet, albo o jakiś rodzaj fizycznej pracy. Co do tej ostatniej, to nie wdając się w przepowiednie, jakimi mięśniami rozporządzać będzie kobieta jutrzejsza, w obecnej chwili liczyć się należałoby z jej teraźniejszemi siłami, i ze względu na nie możeby było wskazanem nie tylko utrzymać pewne, istniejące już ograniczenia co do pracy zarobkowej kobiet i dziewcząt w pewnych gałęziach wytwórczości fabrycznej, w kopalniach etc., ale i dodać nowe. Zresztą może nie tyle ograniczenia prawne, jak raczej stworzyć ułatwienia, by kobieta, chcąca albo zmuszona pracować, znalazła odpowiednie do swoich sił fizycznych pola pracy. W tej chwili atoli zajmujemy się nie ekonomiczną, lecz polityczną stroną kwestyi kobiecej. Otóż co się tyczy udziału w życiu politycznem, to widoczną jest rzeczą, że niema on nic wspólnego z siłą mięśni. I wśród mężczyzn nie same tylko herkulesy mają do niego przystęp.
Ważniejszem jest pytanie, czy różnica psychiki kobiecej od psychiki męskiej nie wymaga usunięcia kobiet od życia politycznego. „Kobiety do rządów i do polityki nie mają głowy“ — oto twierdzenie, wspólne wszystkim przeciwnikom dążeń kobiecych. Między innymi socyalista Proudhon obszernie rozwodzi się nad tem, że kobiety ustępują znacznie mężczyznom pod względem intellektualnym, a nawet moralnym, wskutek czego winny być wykluczane od życia publicznego.
Po stronie feministek spotkamy się ze zdaniem wręcz przeciwnem. Jedna z nich, niejaka panna Eliza Farnham[1], głosi na pewnym zjeździe, że kobieta pod każdym względem stoi o tyle wyżej od mężczyzny, o ile ten góruje nad gorylem. Kobieta to wykwit, to ostatnie słowo przyrody. Dlatego mówczyni błogosławi łaskawe nieba za to, że jej i jej matce pozwoliły urodzić się kobietami. Świat będzie uszczęśliwiony dopiero wtedy, kiedy kobiety uchwycą w swe ręce kierownictwo nim.
Spór o wyższość, czy niższość psychiki tej czy innej połowy rodzaju ludzkiego zajmuje nawet anatomów i antropologów. Ważą mózgi kobiet i mózgi mężczyzn, mierzą objętość czaszek, zestawiają tablice porównawcze, i w rezultacie dochodzą do najsprzeczniejszych wniosków. Jedni w mniejszej objętości kobiecego mózgu widzą dowód umysłowej niższości kobiet; inni, znajdując, że mózg kobiety więcej waży w stosunku do ogólnej wagi ciała kobiecego, niż mózg mężczyzny w stosunku do ogólnej wagi męskiej, chcieliby widzieć w tem dowód raczej przewagi umysłowej kobiet, i t. d.
„Kobiety nigdy z pośród siebie w żadnym kierunku nie wydały geniuszów, ani talentu wybitnego. Nie zaznaczyły się donioślejszemi odkryciami naukowemi, nie stworzyły żadnego wielkiego dzieła sztuki; niema żadnego żeńskiego Rafaela, ani Mozarta, ani Dantego, ani Michała Anioła. Czy to nie dowód niższości umysłowej i brak zdolności twórczych u kobiet, a zatem, czy to nie zdradza i braku kwalifikacyi do życia publicznego?“ Tak rozumują przeciwnicy feminizmu. Zwolennicy takowego, a zwłaszcza zwolenniczki próbują się bronić. Faktyczna nieprodukcyjność kobiety na polu nauki, sztuki, wynalazków, jest tylko skutkiem uciemiężenia kobiet przez mężczyzn, odsunięcia od tych sfer życia, w którychby ich zdolności rozwinąć się mogły, odsunięcia od równego z mężczyzną wykształcenia. „Postawcie kobietę na równi z mężczyzną pod każdym względem, a pokaże ona, co umie!“ — „Ba, odpierają przeciwnicy, wy, kobiety, jesteście kucharkami i szwaczkami od początku świata, a mimo to, jeśli jest do zanotowania jakiś znaczniejszy postęp w kulinarnej sztuce i w modach, to i ten zawdzięczacie mężczyznom“.
Czy cały ten spór jest potrzebny, kiedy rozchodzi się o prawa polityczne kobiet?
Naszem zdaniem, nie! Weźmy takie czynne prawo głosowania. Albo cały system demokratyczny przedstawicielstwa narodowego z wyborów niema sensu, albo jeśli ma sens jakiś, to nie mamy dostatecznej racyi wykluczać kobiety od korzystania z tego prawa dla ich intellektualnej niższości. Jeżeliśmy dopuścili do głosowania powszechnego dorosłych mężczyzn, bez względu na stopień ich inteligencyi (z wykluczeniem tylko ostatecznych matołków), to chyba zgodzimy się, że nie cały rodzaj niewieści pod względem intellektualnym stoi niżej od tych równouprawnionych obywateli. Sądzę, że nawet jakaś praczka Katarzyna może nie z mniejszem zrozumieniem rzeczy dać głos na posła do parlamentu, jak jakiś węglarz Walenty z przeciwnej strony ulicy.
Zastrzegam się. Nie jestem wcale zwolennikiem równych praw wyborczych dla wszystkich. Dotąd nie oswoiłem się z zasadą, że przy wyborach analfabeta ma to samo prawo, co i profesor uniwersytetu, że nicpoń i próżniak, który ledwie kryminału uniknął, tyleż wart wobec prawa, co człowiek wysokiej cnoty i wielkich dla społeczeństwa zasług. Dlatego byłbym raczej za jakąś proporcyonalnością wpływu obywateli na bieg publicznego życia według stopnia ich inteligencyi, wykształcenia, cnoty i zasługi. Cenzus majątkowy pomijam, żeby nie być posądzonym o skrajny konserwatyzm. Zapewne, że mądre i sprawiedliwe pogodzenie proporcyonalności praw politycznych z ich powszechnością jest rzeczą trudną. Ale oto dużo łatwiejszą rzeczą byłoby usunięcie bardziej krzyczącej niesprawiedliwości w stosunku do kobiet. Przy zasadzie powszechnego i równego prawa głosowania zapewne profesor uniwersytetu może czuć się pokrzywdzonym, kiedy ma nie większe prawo od węglarza: ale bądź co bądź jakieś prawo posiada. Czy nie bardziej atoli musi czuć się pokrzywdzoną inteligentna, wykształcona, zasłużona dla społeczeństwa kobieta, kiedy się jej odmawia tego stopnia obywatelstwa, jakiem cieszy się prawie kretyn, prawie nicpoń, dlatego tylko, że jest mężczyzną? Jeśli chcecie, by intellektualna wyższość, cnota czy społeczna zasługa znalazła wyraz w większym wpływie prawnym na bieg życia publicznego, ustanowcie jakiś cenzus inteligencyi i zasługi, ale zastosujcie takowy do obojga płci. Jeżeli przeciętnie kobieta jest niższą intellektualnie od mężczyzny, zastosowanie takiego cenzusu sprawi, że stosunkowo mniejszy procent kobiet, niż mężczyzn, ujawni wymaganą miarę; uniknie się jednak tej niesprawiedliwości, że dla przypuszczalnej przeciętnej niższości kobiety usuwa się od praw obywatelskich nawet najwybitniejsze jednostki ze świata kobiecego.
Jeżeli chodzi o bierne prawo wyborcze dla kobiet, t. j. o możność wejścia ich do ciał reprezentacyjnych, to i tutaj nie wiem dlaczego kobiety mają być wykluczone zasadniczo z racyi niższości umysłowej. Czy do parlamentów i na sejmy wybieramy samych Dantych, Rafaelów i Mozartów? Albo może trzeba mieć polityczny rozum Macchiavelli‘ego, by zostać posłem? Czy wśród męskich „prawodawców“ nie spotykamy, obok figur, także zwyczajnych pionków, posuwanych ręką wytrawnych polityków? I znowu albo cały system przedstawicielstwa narodowego nie ma sensu, albo niema racyi wykluczać z niego kobiet. Mówię ciągle o racyi umysłowej niższości kobiety, bo innych stron kwestyi dotknę dalej.
To zaś, co się stosuje do poselskiej godności, można rozciągnąć i do rozmaitych urzędów państwowych. Może być, że są stanowiska publiczne, na których kobieta nie byłaby pożądaną, ani możliwą, ale jest wiele i takich stanowisk, od których dziś jest zasadniczo wykluczoną tylko dla swej płci, a na których ani geniuszu, ani artystycznej twórczości, ani nadzwyczajnych zdolności umysłowych nie potrzeba. I gdyby, bez względu na płeć, przyjmowano i awansowano według stopnia zdolności, pracy, zasługi, bez wątpienia wiele miejsc przeciętni mężczyźni musieliby ustąpić wybitniejszym kobietom. I znowu, jeżeli umysłowa niższość kobiet jest faktem, rezultat byłby ten, że mniejszy stosunkowo ich procent wytrzymywałby konkurencyę z mężczyznami, ale czyż w tem współzawodnictwie musiałyby przegrać wszystkie kobiety?
Czy kobieta jest niższą od mężczyzny, czy równą mu pod względem umysłowym, można uważać za rzecz otwartą. Zależy tu dużo od tego, co się pod „umysłowością“ rozumie: czy zespół wszystkich zdolności i objawów życia psychicznego, czy też tylko jedną jakąś określoną funkcyę, n. p. wnioskowanie. Naszem zdaniem najtrafniej kwestyę rozwiązują ci, którzy zamiast operować pojęciem ilości, zastosowują tu kategoryę jakości. Umysłowość kobiety może nie jest ani wyższą, ani niższą, tylko poprostu inną, niż umysłowość mężczyzny. Tak, jak nie wyższą ani niższą, ale inną jest cała natura kobiety, niż natura mężczyzny.
Twierdzenie o niższości kobiety może poprostu jest skutkiem myślowego przyzwyczajenia upatrywania w mężczyźnie idealnego typu człowieka. W takim bowiem razie odchylenie wszelkie od tego typu i tej miary uważanem jest za coś niższego, a zatem kobieta wtedy — to chybiony, nieudany mężczyzna. Lecz możliwym, a nawet wydaje mi się koniecznym inny punkt widzenia. Mężczyzna i kobieta, to dwa równorzędne, choć odmienne i w wielu szczegółach przeciwstawne sobie typy człowieka. „I stworzył Bóg człowieka na obraz swój; mężczyznę i niewiastę, stworzył je“ (Gen. 5, 2). „Mężczyzna i kobieta są wcieleniami dwóch równowartościowych Boskich idei“, mówi, naszem zdaniem trafnie, pani Gnauck-Kühne[2].
Te dwa ucieleśnienia mają wzajemnie uzupełniać się swemi władzami i przymiotami dla wytworzenia całości, którą nazwaćby można „człowiekiem integralnym“. Zróżniczkowanie tych dwóch typów idei człowieka, pominąwszy fizyologiczne funkcye ojcostwa i macierzyństwa, nie dochodzi aż do zupełnej przeciwstawności jednej płci — drugiej. Jedne zdolności wybitniej rozwinięte zostały w tej, a drugie w innej płci, ale w pewnym stopniu obydwom są wspólne. Stąd pochodzi, że niema zajęcia, któreby absolutnie musiało być wykonane przez tę płeć, a niemożliwem byłoby dla innej. Co najwięcej można powiedzieć, że przeciętnie kobiety mają większą zdolność i większą naturalną skłonność do jednych, a mężczyźni do drugich zajęć i zadań życiowych, co nie wyklucza dość częstych wyjątków i możliwości wzajemnego zastępowania się. Nic naturalniejszego dla kobiety nad kuchnię i niańczenie dzieci, a wszak mamy i kucharzy doskonałych (może doskonalszych od kucharek), a w razie potrzeby mężczyzna potrafi i dzieci lulać. Z drugiej strony w konieczności kobieta chwyci się za każde specyficznie męskie zajęcia, i za pług czy cepy chwyci, i konia dosiędzie, i nawet bronią robićby umiała. Wszak amazonki nie są tylko mitem. U nas Emilia Plater czy Pustowójtówna należą do sympatycznych postaci, a rycerza-kobietę w osobie Joanny d‘Arc nawet Kościół uznał za natchnioną z niebios do tej roli i na ołtarze świętych wyniósł. A na iluż to polach, które były wyłączną domeną mężczyzn, zmusiła kobiety do pracy obecna wojna?! I jako tako z przyjętych na się obowiązków wywiązują się. Co z tego wynika? To, że nie można przeprowadzić ścisłej linii między zajęciami męskiemi, a kobiecemi. I to, że nie warto aż przepisami zakazu usuwać kobiety od tych, czy innych zajęć, zwłaszcza kiedy do nich są pchane przez ekonomiczne stosunki. Raczej stwarzać należy takie warunki, by pracownicy obojga płci łatwo mogli znaleźć te zajęcia, które bardziej ich naturze odpowiadają i do których zapewne sami garnąć się będą, o ile ich jakaś konieczność, czy też szczególne powołanie do czego innego nie pociągną. Zapewne nie wszystko, co kobiety dzisiaj robią, pochodzi z ich upodobań, i przy lepszej organizacyi pracy z wielu placówek, dzisiaj zajmowanych, sameby chętnie się wycofały.
Ta dygresya zdawała się nam konieczną dla przekonania czytelników, iż wogóle niema zajęcia, o któremby należało powiedzieć, że jest dla kobiet absolutnie niedopuszczalnem.
Wróćmy do polityki. I tutaj nie można dowieść, że kobieta do niej jest bezwzględnie niezdolną, przypuściwszy nawet, że jest mniej do niej, niż mężczyzna, skłonną i uzdolnioną. Lecz, mojem zdaniem, na korzyść czynnego udziału kobiet w życiu publicznem i w polityce można więcej powiedzieć. Mniejsza o to, jak określimy różnicę psychiczną dwojga płci: czy nazwiemy umysłowość kobiety niższą, czy inną od umysłowości mężczyzny. Mówmy konkretnie. Przeciętnie kobieta ustępuje mężczyźnie pod względem ścisłości myślenia, zwłaszcza wnioskowania, za to odznacza się większą spostrzegawczością, jakby intuicyą jakąś szczegółów w konkretnych przedmiotach i sytuacyach, szczegółów, uchodzących często uwagi mężczyzny. Są to zatem dwa uzupełniające się typy umysłowości, a nie wiem, dlaczegobyśmy mieli intuicyę poczytywać za coś niższego i mniejszej wartości od logiczności. Mężczyzna ma śmielsze pomysły i ogarnia rozleglejsze horyzonty, kobieta natomiast lubuje się w drobiazgach i jest dokładniejszą w wykonaniu szczegółów. I jedno zaś i drugie jest dla życia potrzebne i pożyteczne. U kobiety umysłowe życie zabarwione jest uczuciowością, której mężczyźni w takim stopniu nie ulegają. Ale i to, nie wiem, czy mamy uważać za coś gorszego od czystego intellektualizmu. Pedagogom i socyologom pozostawmy do rozstrzygnięcia kwestyę, czy to zróżniczkowanie typów umysłowości należy utrwalać, wychowując każdą płeć osobno i rozwijając u każdej z nich głównie te cechy, które jej z natury są właściwsze, czy też odwrotnie, starać się mamy o stopniowe zatarcie różnic, wszczepiając głównie w kobietę to, czego mniej posiada, to jest cechy wybitnie męskie, a nawzajem coś kobiecości nadając męskiej młodzieży. Możeby lepiej było, byśmy my mieli więcej serca, a kobiety więcej logiki. Nie będę wchodził w zagadnienie, czy takie zatarcie różnic jest możliwe; gdyby się dało atoli osiągnąć w jakiejś znacznej części, otrzymalibyśmy typ mężczyzn i kobiet, bardziej zbliżony do owego integralnego człowieka, na którego dzisiaj właśnie synteza i współdziałanie obydwóch płci składać się musi.
Pytanie, które nas bliżej obchodzi, jest następujące: Czy przy obecnem zróżniczkowaniu umysłowości męskiej i kobiecej, niema miejsca dla kobiet w życiu politycznem? Sądzę, że przeciwnie. Politykę biorę tu w najobszerniejszem znaczeniu, jako sumę wszystkich funkcyi prawodawczych i administracyjnych wewnątrz narodu i państwa, a także stosunków międzynarodowych i międzypaństwowych. Współdziałanie czynne kobiet w tak pojętej polityce wydaje mi się wprost pożądanem właśnie dlatego, że kobieta wniosłaby ze swojej psychiki coś, czego trochę brakuje psychice męskiej. Tak pojętą politykę nazwałbym rozszerzonem gospodarstwem domowem, jak społeczeństwo czy państwo jest rozszerzoną rodziną. W pracach prawodawczych zastanawiamy się nad temi samemi rzeczami, nad jakiemi radzimy przy domowym kominku, tylko w dużo szerszym zakresie. Obok polityki zewnętrznej, — na którą niestety przedstawicielstwo narodu podobno jeszcze najmniejszy wpływ wywiera, — obok kwestyi wojny i pokoju, szukamy metod racyonalniejszego wychowania młodzieży, decydujemy w sprawach ekonomicznych pracy i płacy, głodu i aprowizacyi; nadto prawodawstwo nie może pominąć i wyższych potrzeb ludzkiej natury, winno zatem otoczyć opieką i moralność publiczną, i bronić religii i ułatwiać jej posłannictwo, i pielęgnować sztukę, i popierać naukę etc. I w tem szerszem gospodarstwie zainteresowaną jest nie sama tylko męska połowa ludzkości, ale obie, właściwie zainteresowanym jest ów integralny człowiek, owa synteza mężczyzny i kobiety.
Czy w tak pojętej polityce kobieta nie ma nic do powiedzenia? Sądzę, przeciwnie. Jak w gospodarstwie domowem, tak i tu pożądanym jest jej czynny udział. I w gospodarstwie domowem role mężczyzny i kobiety bynajmniej nie dadzą się tak odgraniczyć, by do niego należały całkowicie rządy, a do niej jedynie posłuszeństwo. Nie zapoznając właściwego stanowiska mężczyzny w rodzinie, — o czem jeszcze niżej będzie mowa, — możnaby wyznaczyć cały szereg spraw, w których decydujący wpływ posiadać winna i faktycznie posiada kobieta. We wszystkiem zresztą ona ma być co najmniej najbliższą doradczynią męża, i przypuszczam, że ten mąż nie zawsze żałuje, gdy poszedł za zdaniem żony, chociaż ono zrazu mogło mu się wydać kobiecym kaprysem, brakiem logiki. Często bardzo zbawiennie jej uczucie uzupełnia jego myśl, a intuicya jego logikę. Przenieśmy to współdziałanie na szersze pole, do parlamentów, rozmaitych rad lokalnych, do administracyi publicznej. Czy kobieta, oczywiście inteligentna i dobrem publicznem przejęta, nie przydałaby się jako inicyatorka, a przynajmniej jako rzeczoznawczyni w wielu sprawach publicznych, około których mężczyźni skłonni są przejść obojętnie? Dla przykładu weźmy taką kwestyę moralności publicznej. Może lepiej byłoby z cenzurą filmów kinowych, z walką z pornografią w sztuce i powieści, z ową wstrętną plagą prostytucyi, gdyby kobiety miały bardziej bezpośredni wpływ na prawodawstwo i wykonanie prawa. Wielu oczekuje w przyszłości od wpływu kobiet nawet ograniczenia militaryzmu i szerszego uwzględnienia etyki w zewnętrznej polityce.
Niektórzy wskazują na to, że kobiety, tam, gdzie zostały zrównane w prawach obywatelskich z mężczyznami i weszły nawet do parlamentu, nie zdobyły się na nic oryginalnego i postaci świata nie zmieniły. Wstępują wprost w ślady swych męskich kolegów i przeważnie pod ich wpływem stoją. Jeżeli to całkowicie prawda, to przynajmniej odpada obawa jakiegoś przewrócenia świata do góry nogami przez kobiety, czego tak antyfeminiści szczerze czy nieszczerze obawiają się. Nie obawiając się ze strony kobiet takiej rewolucyi, możnaby jednak powziąć nadzieję, że przy większem wyrobieniu poczucia samodzielności i odrębności swojej psychiki, mogłyby kobiety wypowiedzieć jakieś swoje słowo i wycisnąć na pracach wspólnych coś ze swej indywidualności.





  1. Cytowana przez Turmanna w „Initiatives féminines“ str. 3.
  2. „Die deutsche Frau“, Berlin 1904, str. 164.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Weyssenhoff.