O pracy (Kraszewski, 1884)/Bogaci i ubodzy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł O pracy
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Krajowej Konrada Prószyńskiego
Data wyd. 1884
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
BOGACI I UBODZY.

Bogaty człowiek mieszka w domu obszernym, zawierającym wiele pokojów, obicia złociste, firanki kosztowne, sprzęty wytworne; trzyma powóz i konie, na stole jego codzień po dwanaście półmisków, ubiera się, stroi, ma klejnoty, suknie cienkie, rękawiczki, jeździ do teatru i na koncerta, słowem dobrze mu się dzieje.
Przy téj saméj ulicy bogacza, żyje sto rodzin ubogich, które po większéj części mieszczą się każda w jednéj izdebce, mają ledwie jeden stół, parę stołków lichych, często braknie im łóżka, karmią się kartoflami i chlebem, odziewają w łachmany, nie mają za co drzewa kupić w zimie aby się ogrzać, i na utrzymanie tego nędznego życia muszą całemi dniami pracować po fabrykach lub w polu.
Wielka jest zaprawdę różnica tych dwóch rodzajów życia, i każdy człowiek miłosierny radby, aby ona ustała. Ale jakże tego dokazać?


Ludziom bez zastanowienia zdaje się to rzeczą bardzo łatwą; powiadają oni sobie, nieszanując cudzéj własności, że należałoby odebrać bogatym tylko a rozdać ubogim.
Pokazaliśmy wam wyżéj jednak, że to co kto ma, z zupełnym prawem używać może i nikt mu tego odbierać nie powinien.
Ale przypuśćmy na chwilę, że się tak stało, jak chcieli ci ludzie bez zastanowienia: że nie poszanowano własności, i odebrano bogatemu to, co on, albo któś z jego rodziny, zapracował.
Jest obok sto rodzin ubogich, przypuśćmy, a licząc na każdą rodzinę po pięć osób; wypadnie pięćset osób, między które należałoby podzielić to, co odebrano bogatemu. Znalazłoby się i więcéj ubogich, którzyby się upomnieli. Bogaty miał ziemię albo fabrykę. Gdyby bogatemu je odebrano, jużby ich sprzedać nie można, bo któżby je chciał kupić, gdyby nie był pewny posiadania i mógłby się obawiać, że i jemu jutro własność tę odbiorą. Jeżeli odebrano jednemu, takiém samém prawem możnaby i drugiemu wziąć potém.


Potrzebaby więc ziemię podzielić. Ale nie każdyby chciał ziemi i mógł ją uprawiać; drugi nie miałby siły, wolałby wziąć co innego niż kawałek ziemi, odstąpiłby swoją część za jaki sprzęt lub fraszkę; jużby tedy równości nie było, i znowu jeden byłby bogatszy od drugiego, a co daléj to gorzéj, bo ten coby wziął więcéj, dorobiłby się łatwiéj.
Gdyby jednak zakazano sprzedawać ziemię, musieliby wszyscy zostać rolnikami, nie byłoby podziału pracy, swobody w wyborze jéj i ludzie byliby biedni. Człowiek czynny nie mógłby oszczędzonego grosza używać więcéj, a jednakże on zawszeby miał i zarobił więcéj od leniwego.
Gorzéjby jeszcze było, gdyby przyszło dzielić fabrykę. Te machiny, które wszystkie razem jedna drugiej pomagają i służą dobrze gdy się podtrzymują, a warte są wiele, bo oszczędzają dużo siły i czasu; gdyby je podzielono na pięćset kawałków, dla pięciuset ludzi, na nicby się nie zdały i ledwieby je jak stare żelaztwo użyć można. Fabryka by upadła.


Łatwo ztąd wnieść, że podział cudzéj własności nie zbogaciłby ubogiego, a byłby wielką niesprawiedliwością. Bogaty nie mógłby już dostarczyć roboty kilkuset ludziom, których używał wprzód do budowania domów, fabryk, do gospodarstwa; nie byłoby bogatych. Każdyby dla siebie pracował, i koniec końcem ledwieby ludzie żyć mogli, bo wiele rzeczy, które dziś i ubogi mieć może, takby podrożały, żeby ich nikt się nie dokupił.
Niktby nie oszczędzał, nie byłoby więc kapitałów, nie byłoby dochodów i zapasu na starość lub czasy głodu. Podzieliwszy majątek bogatego, ubodzy byliby ubożsi jeszcze niż przedtém.


Ale gdyby nawet i nie tak być miało, gdyby można własność bogatego podzielić nie niszcząc jéj i nie odbierając wartości, gdyby te sto rodzin, o których mówiliśmy, rozdzieliły się dochodem bogacza, dzieląc jego majątek: czyby i z tém lepiéj było? Dziś te rodziny zyskują razem za robotę blisko czterechset złotych dziennie; jest to mało i ledwie starczy na wyżywienie, odzież i pierwsze potrzeby owych pięciuset osób. Bogaty może mieć dziennie dochodu, dajmy na to dwieście złotych; jeżeli zarobku ci ubodzy mieć nie będą, jaki mieli, a natomiast rozdzielą się dochodem bogacza, będą o połowę ubożsi jeszcze niż byli.
Powiecie może, iż nie powinni stracić tego, co zarabiali wprzódy; ale mylicie się, bo wszystko co bogaty używa, każda dwuzłotówka, którą wydaje na zbytki nawet, jest zarobkiem ubogiego, co te rzeczy robi, i pracą przygotowuje. Jeżeli nie będzie bogatego coby kupił, i roboty też ustaną, bo nie znajdzie się, ktoby ich potrzebował.


Koniec końców coby było, gdyby nie szanowano własności; oto po rozdzieleniu cudzego dobra, znowuby powoli jedni mieli więcéj, drudzy mniéj i powstaliby tylko inni bogacze i inni może ubodzy. Bogactwo jednych służy drugim, nie koniecznie temu co je posiada; jest potrzebne wszystkim, a grzech nieszanowania cudzéj własności i pożądania jéj, jest i grzechem i wielkiém głupstwem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.