O pasjach i kapnikach

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł O pasjach i kapnikach
Pochodzenie Niedrukowany rozdział Opisu obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Pamiętnik Literacki Rocznik XXVII nr 1/4
Data wyd. 1930
Druk Zakład Narodowy imienia Ossolińskich
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
O pasjach i kapnikach.

Pasja pospolicie nazywa się nabożeństwo w wielki post używane. Po kościołach katedralnych i niektórych kolegjackich jako to w Warszawie u św. Jana, najprzód ksiądz po nieszporach albo komplecie według dnia, w którym się pasja odprawuje, wyjmuje Sanctissimum z Ciborium, kładzie do monstrancji prześpiewawszy O salutaris Hostia stawia na ołtarzu, a sam się lokuje na miejscu celebransowi przyzwoitem, toż dopiero kapela na chorze zaczyna grać w łacińskim języku rozdział wyjęty z Ewangelji o męce Chrystusowej do not muzycznych ułożony, na trzy części podzielony, po których odgraniu następuje kazanie, po kazaniu procesja; po procesji śpiewa kapłan z ludem Święty Boże, potem Salvum fac i dawszy benedykcją ludowi chowa Sanctissimum do puszki, którą znowu wziąwszy do rąk obraca się ku ludowi, śpiewa fiant Domine i powtórzywszy benedykcją chowa puszkę cum Sanctissimo do ciborium, powracając cum fero do zakrystji, a lud zaczyna jaką pieśń w języku polskim o męce Pańskiej, która jest końcem nabożeństwa.
Po innych kościołach zakonniczych lub świeckich księży ten sam porządek czyli skład pasji nabożeństwa, co i w katedrach dopiero opisany, z tą tylko różnicą, że kapela nie gra pasji ewangelicznej, ale ludzie przemiennym chorem, niewiasty z mężczyznami śpiewają polskim językiem pieśni złożone z tajemnic męki Chrystusowej, w niektórych kościołach na 5 części, jako to u OO. dominikanów, w niektórych na trzy jako po wszystkich innych podzielone, za każdą częścią o męce Pańskiej przypadają cztery strofy z hymnu o Najśw. Pannie Bolesnej, znajomego z początku swego Stała Matka boleściwa, potem następuje hymn wyrażający lament duszy pobożnej nad cierpiącym Chrystusem. Po odśpiewaniu tym porządkiem ułożonych trzech lub 5 części pasji śpiewają 5 razy Któryś cierpiał za nas rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami. Za tem zaczyna się kazanie, potem procesja, po której pieśń Wisi na krzyżu, po pieśni Święty Boże, dalej wszystko tak, jak w kościołach katedralnych.
Kapnicy od kap, któremi się przykrywali, tak nazwani. Byli to ludzie rozmaici, z nabożeństwa lub z nakazu spowiedniczego za grzechy swoje publiczną dyscyplinę w kościołach podczas pasji czyniący. Kapy były robione z płótna najwięcej prostego i grubego szaro farbowane. Ale, że ambicja ludzka wszędzie się wciska, nawet i tam, gdzie się tylko powinien wydawać duch pokorny i serce skruszone, przeto też i te wory pokutne, kapami nazwane, nie wszystkie bywały z grubego płótna i szare, bywały drugie z płócien cienkich glancowanych rożnego koloru: czerwone, zielone, błękitne i granatowe. Kaptury należące do tych kap bywały czasem kitajkowe lub grodetorowe. Krój kap był taki jak nobile Veneziano, którego używają na reduty. Ubierano się w kapy w jakiej izbie, kościoła bliskiej, takim sposobem: najprzód trzeba było koszulę obrócić rozporem na plecy, podobnież przewlec suknią, na nią wdziać kapę także z tyłu rozpór mającą, tak że plecy zostawały obnażone; potem szedł po kapie pas, jaki kto miał, albo też pasek jaki sznurkowy lub rzemienny dla niepoznaki. Na głowę wdziewany był kaptur zasłaniający całą głowę i twarz z oczami wyciętemi w płótnie lub materji kaptura dla patrzenia. Ta część kaptura, która twarz zakrywała, była długa wisząca do wpół piersi mogąca się odchylić z twarzy w górę i założyć na głowę, kiedy kto w izbie przed pasją nie miał przyczyny chronienia się być poznanym albo też dla posiłku chciał się napić, w czem kapnicy osobliwie prostej kondycji czasem miarę przebierali. Druga część kaptura wisiała ztyłu ścinana ukośnie po ramionach aż do pasa i zakrywała plecy gołe w czasach, gdy ich do dyscypliny odkrywać nie trzeba było. Gdy już był czas wychodzić na pasją, szli kapnicy tym porządkiem: najprzód szedł jeden z krzyżem, bardzo często bosemi nogami, wedle niego dwaj kapniczkowie mali, chłopcy z świecami w lichtarzach, za tymi ciągnął się orszak kapników parami; na ostatku idący dwaj podpierali się laskami długiemi; ci oznaczali marszałków i mieli urząd szykowania kapników w kościele, jak mieli klęczeć.
Gdzie była mniejsza liczba kapników, klękali we dwa rzędy wedle ławek; gdzie większa, we trzy rzędy. Wychodząc z izby, zaczynali jaką pieśń o męce Pańskiej, a wchodząc w drzwi kościelne przestawali śpiewać, aby śpiewającym w kościele pasją zwykle przed wniściem kapników zaczynaną nie przeszkadzali. Gdy się już uszykowali kapnicy w porządku, najprzód za daniem znaku od marszałka przez zapukanie laską w posadzkę kościelną, kładli się wszyscy krzyżem i poleżawszy tak do pewnych słów w śpiewaniu kościelnem nadchodzących, za takimże znakiem od marszałka danym podnosili się na kolana i zawinąwszy kaptura z pleców na ramię, biczowali się w gołe plecy dyscyplinami rzemiennemi albo nicianemi, w powrózki kręte splecionemi. Niektórzy końce dyscyplin rzemienne przypiekali w ogniu dla dodania większej twardości albo szpilki zakrzywione w dyscypliny niciane i rzemienne zakładali, ażeby lepiej ciało swoje wychłostali, które czasem takowem ćwiczeniem silno przykładanem aż do żywego mięsa i szkurłatów wiszących sobie szarpali, brocząc krwią suknie, kapę i pawiment kościelny. Biczowanie trwało mało mniej kwadransa, ustawało na ostatniej strofie hymnu za daniem znaku przez marszałka, którego jeżeli który kapnik niesłuchając dłużej się nad innych biczował, marszałek zbliżył się do niego i ściągnąwszy z ramienia kaptur zawiniony zasłonił mu plecy, aby się nad drugich nie przesadzał i z wszystkimi się stosował. Po biczowaniu klęczeli kapnicy pewną chwilę, potem się znowu kładli i leżeli krzyżem pewną chwilę, odbierając zawsze znaki od marszałka stukaniem laski do każdej czynności. Biczowali się trzy razy przed kazaniem i procesją, dwa razy po procesji, ostatnie biczowanie było najdłuższe. Gdzie była pasja złożona z 5 części, tam się biczowano do procesji 5 razy, po procesji 2 razy. Po skończonem biczowaniu kapnicy podnosili się na nogi, stali w miejscu, przystępując parami do całowania krzyża albo też po trzech, jeżeli w 3 rzędy klęczeli, który krzyż kładziony był na czele kapników na poduszce i kobiercu. Żaden kapnik nie ruszył się z miejsca swego do całowania krzyża, póki go marszałek za nim następujący nie trącił laską w nogę, a to dla zachowania od tłoku i uniknienia zamięszania; pocałowawszy krzyż, każdy wracał na swoje miejsce; marszałkowie na ostatku całowali. Gdy się skończyło całowanie krzyża, wychodzili kapnicy z kościoła tym porządkiem, którym przyszli, do izby ubieralnej, w której składali kapy. Te kapy bywały kościelne albo też do bractwa jakiego w tym kościele będącem należące; rozdawano gratis co podlejsze, lecz piękniejszą chcący dostać musiał zawiadującemu niemi wetknąć co w rękę, ponieważ bywał do nich nacisk większy jak do podłych, którzy najmowali ich sobie na cały post, a niektórzy miewali swoje własne, nie chcąc cudzego waporu i krwi w kapie zostawionego brać na siebie.
Zdarzało się, acz rzadko, że panny płocho pobożne skrycie ubierały się w kapy, na suknią męską włożone, łączyły się z kapnikami i wraz z nimi publiczną czyniły dyscyplinę. Jako jednak z natury są miłosierne, tak się też i nad swojem ciałem pastwić nie raczyły, głaszcząc się raczej miętko dyscypliną po plecach niż biczując, a ciałem delikatnem i koszulą cienką wizerunek miłosny zamiast pokutnego wystawując.
W Wielki Piątek kapnicy z każdego kościoła osobno obchodzili groby Chrystusowe po innych kościołach, idąc procesją parami i niosąc krzyż przed sobą. W każdym kościele, w którym grób odwiedzali, biczowali się raz. Ksiądz asystujący swojej procesji powiedział krótko exhorty, po której tymże porządkiem, którym przyszli, wychodzili z jednego kościoła do drugiego, śpiewając przez drogę jaką pieśń o męce Pańskiej, a na wchodzeniu do kościoła przestając śpiewać. Nie z wszystkich kościołów ale z niektórych tylko procesja kapników oprócz krzyża z wizerunkiem Chrystusowym na czele procesji niesionego miewała drugi krzyż wielki, grubości belki z tarcic spajanych dla letkości zrobiony, który w pośrodku kapników dźwigał jeden kapnik, idąc nie wyprostowany ale w pół człeka pochylony tak, jak nam malarze wystawują Chrystusa krzyż na Kalwarją niosącego. Dlatego pod ten krzyż dobierano chłopa mocnego. Miał na głowie czyli raczej na czapce kapturem przykrytej koronę cierniową, łańcuch długi i gruby przez ramię pod pachę przepasany, końce krzyża unosił za nim inny kapnik, wyrażający Cyreneusza, a dwaj kapnicy dobyte pałasze niosący na ramieniu oznaczali żołnierzów, na Kalwarją Chrystusa prowadzących, z których jeden trzymał w ręce koniec łańcucha. Wyobrażający Chrystusa kapnik udawał także Jego pod krzyżem upadania, a na ten czas jeden żołnierz targając łańcuchem i bijąc nim o krzyż czynił duży łoskot, drugi uderzając płazem po krzyżu i plecach lekkiemi razami nosiciela krzyża wołał na niego głosem donośnym: postępuj Jezu. Wtenczas nosiciel, w samej rzeczy pochyłym chodem znużony, odpocząwszy nieco powstawał i dalszą drogę czyli procesją kończył.
Jeżeli w kościele, do którego wchodziła procesja, był wielki tłok ludu albo miejsce lub wniście do kościoła ciasne, że się kapnik z krzyżem wygodnie do niego wprowadzić nie mógł, zostawał przed kościołem. Na ten czas mógł sobie odpocząć, posiedzieć, tabaki zażyć, a czasem z jakim miłosiernym pijakiem kufel piwa wydusić. Trafiało się i to, acz rzadko, że dźwigacz krzyża spragniony, nie znalazłszy dobroczyńcy, któryby go posilił, zostawiwszy krzyż i łańcuch pod kościołem, pobiegł sam w cierniowej koronie do najbliższej szynkowni dla ochłodzenia pragnienia, a gdy nie zdążył ugasić go, nim procesja wyszła z kościoła, na ten czas reprezentanci żołnierzów pobiegłszy po niego, nie żartem płazami trzepiąc mu plecy, przygnali go pod krzyż, mianowicie jeżeli nie był z dewocji, lecz najęty.
Jeżeli dwie procesje kapnickie zeszły się razem do jednego kościoła i były tak uparte, że jedna drugiej nie chciała ustąpić pierwszeństwa, przychodziło między niemi do bitwy, do której oręża potocznego: kijów, pięści i kamieni używano. Nie trafiło się jednak nigdy, żeby się taka bitwa zbytnie krwią oblała, ponieważ mała liczba zapalczywych kapników od większej nierównie rozmaitego stanu osób, za procesją idących albo też z osobna groby obchodzących, z łatwością rozerwana i poskromiona bywała.
Groby obchodzili duchowni wszelkiego gatunku: biskupi, prałaci, kanonicy, księża świeccy, zakonnicy parami. Świeccy ludzie: senatorowie, rozmaitej rangi szlachta, panowie i panie w kompanjach zebranych albo też w domowych familjach lub pojedynczo, jak się komu podobało, jedni pieszo, drudzy karetami. Konwiktorowie pijarscy, jezuici i teatańscy obchodzili z osobna każde zgromadzenie pod dozorem z asystencją swoich profesorów.
W każdym kościele na wniściu do grobu siedziały panienki albo i damy wyższej rangi z tacami srebrnemi, kwestując jałmużnę od przechodzących na pożytek tego kościoła, w którym takową kwestę czyniły. Nie wołały one na nikogo o jałmużnę usty swemi, ale tylko brzękiem tacy o ławkę trącanej i czym kto znaczniejszy lub lepiej ubrany przechodził, tym większy brzęk na niego czyniły. Urodziwsze kwestarki zazwyczaj więcej ukwestowały niż te, którym na urodzie schodziło, przez wrodzoną ku urodzie skłonność nawet w pobożnej szczodrobliwości. Przy niektórych grobach prócz kwestarek wyżej wyrażonych stawały z jakową relikwją, do całowania ludowi na stole obrusem, kobiercem i świecami przyozdobionym wystawioną, osoby zakonne, klerycy lub braciszkowie; na gradusie przy takim stole położona była taca, na którą przystępujący do całowania relikwij wrzucali jaki pieniądz podług woli swojej: szeląg, grosz albo trojak albo szostak bity, który miał w sobie waloru dwanaście groszy miedzianych i szelągów dwa. Przed każdym także grobem na kobiercu na ziemi rozpostartym leżał krucyfiks z tacą w końcu postawioną, na którą całujący krucyfiks rzucali podobneż jako wyżej pieniądze, a jeżeli gdzie nie było tacy pod krucyfiksem, rzucali je na kobierzec. Oprócz kwestarek i kwestarzów miejscowych każdego kościoła stawali obcy i obce od różnych bractw lub szpitalów po kruchtach i po rożnych miejscach kościoła na linji do grobu prowadzącej.
Obchodzenie grobów zaczynało się od godziny pierwszej popołudniu i trwało do północka; a to tylko po wielkich miastach, gdzie się znajduje wielość kościołów i ludu. Za dnia obchodzili groby panowie i panie, w nocy służebna czeladź, której się razem z państwem obchodzić nie dostało. Gdzie w którym kościele znajdowało się jakie bractwo, tam o godzinie dziewiątej w nocy zaczynała się przed grobem pasja z biczowaniem kapników i kazaniem bez procesji, gdyż ta już pierwej publicznie do innych grobów odprawioną była. W sobotę zaś przed zaczęciem rezurekcji śpiewano jakie pieśni u grobu o męce Pańskiej lub o Najświętszej Pannie bolesnej, albo też po niektórych kościołach kapela lub jaki lutnista przegrywał symfonje.
August trzeci, lubo był pan wielce pobożny i więcej jeszcze pobożną od niego była królowa, grobów jednak nie obchodzili. Sama królowa, kiedy bywała w Polszcze, wraz z mężem królem, z synami i córkami, bywała na nabożeństwie rannem wielkopiątkowem w kościele farnym kollegjackim św. Jana. Tam po zaprowadzeniu Chrystusa Pana do grobu pomodliwszy się nieco, królestwo powracali z familją swoją do pałacu. Po obiedzie królowa z córkami przyjeżdżała znowu do tejże fary, gdzie przykładnem nabożeństwem odklęczawszy godzinę przed grobem, powracała do pałacu, a czasem nawiedzała te groby: u reformatów, u Panien sakramentek, u karmelitek i u wizytek.
Gdy zaś umarła w Saksonji, a sam król podczas siedmioletniej wojny z Prusakami mięszkał przez ten czas w Warszawie, grobów nie odwiedzał, jako się wyżej rzekło, tylko u augustjanów o godzinie piątej popołudniu bywał na lamentacjach, które wyborną sztuką muzyczną śpiewali jego nadworni śpiewacy i śpiewali z pomocą rozmaitych instrumentów. Warta postawiona u wszystkich drzwi kościelnych dla wstrzymania tłoku nie puszczała, tylko dystyngwowańszych i tych póty tylko, póki się kościół nie zagęścił. To nabożeństwo z samej chyba dobrej intencji króla i z jednej osoby jego mogło być przyjemne Bogu. Król albowiem swoją przewyborną kapelą chciał uczcić tajemnicę grobu Chrystusowego i raz uklęknąwszy na pulpicie modlił się nieporuszony i wlepiony w Sanctissimum przez całą tę kantatę. Inni zaś, którzy się dostali do kościoła, którzy byli senatorowie, ludzie dworscy, palestranci, dworacy, oficerowie, muzykanci od różnych dworów, a wielu między nimi dysydenci, obróciwszy się tyłem do grobu a twarzą do kapeli na chorze grającej jedni się delektowali melodją instrumentów i wdzięcznością wokalistów, drudzy posyłali gestami umizgi nadobnym śpiewaczkom, zapomniawszy, że się znajdują w kościele, nie na operze. Przy grobie w kościele kollegjackim drabanci królewscy; u Panien benedyktynek w kościele św. Trójcy artylerystowie koronni od wstawienia do grobu Chrystusa aż do rezurekcji trzymali wartę. Gdziekolwiek zaś przed pałacami lub w koszarach stały szyldwachy żołnierskie, wszędzie przez ten czas mieli karabiny rurami na dół, a kolbami do góry obrócone i żaden bęben żołnierski lub kapela po ten czas nie dała się słyszeć, stosując się do smutku kościelnego, który kościół katolicki na pamiątkę śmierci Chrystusowej w te dni oznacza.
Groby robione były w formę rozmaitą, stosowaną do jakiej historji z pisma świętego starego lub nowego testamentu wyjętej. Na przykład: reprezentowały Abrahama patrjarchę, syna swego Izaaka na ofiarę Bogu zabić chcącego, albo Józefa patrjarchę od braci swoich do studni wpuszczanego albo Daniela proroka w jamie między lwami zostającego, albo Jonasza, którego wieloryb połyka paszczęką swoją i tym podobnie. Z nowego testamentu: górę Kalwaryjską z zawieszonym na krzyżu Chrystusem, z żołnierzami, którzy go krzyżowali i z tłumem żydostwa, którzy się temu krzyżowaniu przypatrowali; skałę, w której grób był wycięty i w którym ciało Chrystusa było złożone, z żołnierzami na straży grobu postawionymi, śpiącymi, albo też inną jaką tajemnicą męki lub zmartwychwstania Chrystusowego. Po niektórych kościołach takowe wyobrażenia były ruchome. Lwy błyskały oczami szklannemi, kolorami iskrzącemi się napuszczonemi i światłem ztyłu oświeconemi, wachlowały jęzorami z paszczęk wywieszonemi. Morze bałwany swoje miotało. Longin siedzący na koniu zbliżał się do boku Chrystusowego z włócznią. Marje, stojące pod krzyżem, ręce do oczów z chustkami podnosiły i jakoby zemdlone na dół opuszczały. W osobie albo, właściwie mówiąc, w wizerunku osoby, która była treścią historji i argumentem, wyrznięta była dziura okrągła w piersiach lub w boku tak wielka jak hostja, przez którą dziurę widzieć się dawała sama tylko hostja w Monstrancji będąca za tąż osobą na postumencie postawionej. Ozdabiano te groby rzeźbą, malowaniem, arkadami w głęboką perspektywę ułożonemi, światłem rzęsistem lamp ukrytych i świec oświeconemi, a po bokach i z frontu kobiercami i szpalerami obsłaniali, przesadzając się jedni nad drugich w ozdobności grobów. Najpiękniejsze groby bywały u jezuitów i w Warszawie u misjonarzów. Pijarowie warszawscy nie stroili grobu z historji, tylko wystawiwszy Sanctissimum na ołtarzu wielkim dostatkiem świec woskowych białych w pewnej symetrji tak na ołtarzu jako też na gradusach jego nastawiali.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.