O miłości (Stendhal, tłum. Żeleński, 1933)/Tom II/Rozdział LV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stendhal
Tytuł O miłości
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1933
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct, S.A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. De l’amour
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ LV.
Zarzuty przeciw wykształceniu kobiet.

Ale kobiety mają na głowie sprawy gospodarskie. — Mój pułkownik p. S*** ma cztery córki, wychowane wedle najlepszych zasad, to znaczy, że pracują cały dzień: kiedy przychodzę, śpiewają utwory Rossiniego, które im przywiozłem z Neapolu; pozatem czytują Biblję Royaumonta, uczą się po głupiemu historji, t. zn. tablic chronologicznych oraz wierszy księdza Le Ragois; umieją sporo geografji, cudownie haftują. Liczę, iż każde z tych dziewczątek może zarobić swoją pracą ośm su dziennie. Na trzysta dni, czyni to czterysta ośmdziesiąt franków rocznie; mniej niż pobiera płacy jeden z ich nauczycieli. Dla tych czterystu ośmdziesięciu franków rocznie, tracą na zawsze czas, przez który dane jest człowiekowi nabywać myśli.
Jeżeli kobiety będą czytały z przyjemnością owych dziesięć lub dwanaście dobrych książek, które ukazują się co roku w Europie, zaniedbają niebawem dzieci. To tak, jakgdybyśmy się bali sadzić drzew nad Oceanem, aby nie wstrzymać ruchu jego fal. Nie w tym względzie wychowanie jest wszechpotężne. Zresztą, od czterystu lat, wyłania się ten sam zarzut przeciw wszelkiemu wykształceniu. Nietylko Paryżanka posiada więcej cnót w r. 1820 niż w r. 1720, za systemu Lawa i regencji, ale także córka najbogatszego ówczesnego finansisty otrzymywała wychowanie gorsze niż dziś córka najskromniejszego adwokata. Czy są przez to gorszemi gospodyniami? Z pewnością nie. I czemu? bo bieda, choroba, wstyd, instynkt zmuszają do tego. To tak, jakby ktoś powiedział o oficerze, który się robi zbyt światowy, że oduczy się jeździć konno; zapominacie, że złamie rękę za pierwszym razem kiedy sobie pozwoli na coś podobnego.
Zdobycze myśli wydają u obu płci te same dobre i złe skutki. Próżności nie zbraknie nam nigdy, nawet przy najzupełniejszym braku podstaw; weźcie mieszkańców małego miasteczka! Zmuśmy tę próżność bodaj, aby się wspierała na prawdziwych przymiotach, na przymiotach miłych lub pożytecznych dla społeczeństwa.
Pół-głupki, porwane rewolucją która wszystko zmienia we Francji, zaczynają się godzić od dwudziestu lat, że kobiety mogą coś robić; ale powinny się oddawać zajęciom właściwym swej płci: hodować kwiaty, układać zielniki, karmić kanarki, t. zw. niewinne przyjemności.
Te niewinne przyjemności więcej są warte niż próżnowanie. Zostawmy to gąskom, jak zostawiamy dudkom chwałę układania kupletów na imieniny pana domu. Ale czy szczerze chciałby ktoś zaproponować pani Roland lub mistress Hutchinson[1] aby spędzały czas na hodowaniu bengalskich różyczek?
Całe to rozumowanie znaczy poprostu, iż chce się móc powiedzieć o swoim niewolniku: „Jest za głupi, aby być złym“.
Ale, zapomocą pewnego prawa zwanego sympatją, prawa natury, którego coprawda pospolite oczy nie spostrzegą nigdy, braki twojej towarzyszki życia nie szkodzą twemu szczęściu w tej proporcji w jakiej mogą ci wyrządzić bezpośrednią szkodę. Wolałbym aby moja żona, w przystępie gniewu, próbowała mnie pchnąć sztyletem raz do roku, niż aby mnie przyjmowała kwaśno co wieczór.
Wreszcie, między ludźmi którzy żyją razem, szczęście jest zaraźliwe.
Czy przyjaciółka twoja spędzi ranek — gdy ty byłeś na placu musztry lub w parlamencie — na malowaniu róży wedle pięknego dzieła Redouté, czy na czytaniu Szekspira, przyjemność jej będzie jednako niewinna; tylko, że z myślami jakie zaczerpnie ze swej róży, rychło cię znudzi za powrotem i tem bardziej będzie spragniona poszukać wieczór żywszych wrażeń. Przeciwnie, jeśli czytała Szekspira, jest równie zmęczona jak ty, miała tyleż przyjemności, i będzie szczęśliwsza z samotnej przechadzki pod ramię z tobą, niż z paradowania na najmodniejszym wieczorze. Przyjemności wielkiego świata nie istnieją dla kobiet szczęśliwych.
Nieucy są urodzonymi wrogami wykształcenia kobiet. Dziś zabawiają się z niemi, kochają się z niemi i są u nich w łaskach; cóżby się z nimi stało, gdyby kobiety zbrzydziły sobie bostona? Kiedy my wracamy z Ameryki lub Indyj, opaleni i nasiąkli na pół roku pewną rubasznością, co mogliby przeciwstawić naszym opowiadaniom, gdyby nie mieli tej repliki: „Ba! kobiety są po naszej stronie. Podczas gdy pan był w Nowym Yorku, zmieniono kolor kabrjoletów: modne są dziś czarne“. I my słuchamy z uwagą, bo ta wiedza jest użyteczna. Niejedna ładna kobieta ani spojrzy na nas, jeśli pojazd nasz będzie w złym guście.
Ciż sami głupcy, czujący się w obowiązku, z racji wyższości swojej płci, wiedzieć więcej niż kobiety, byliby zgubieni, gdyby kobietom zachciało się uczyć czegokolwiek. Trzydziestoletni głuptak powiada sobie, widząc na wsi u przyjaciela dwunastoletnie dziewczęta: „Oto będzie moje towarzystwo za dziesięć lat“. Można sobie wyobrazić jego zgorszenie i przerażenie, gdyby widział że się uczą czegoś pożytecznego.
Zamiast towarzystwa i rozmowy mężczyzn-bab, kobieta wykształcona, jeśli zdobyła rozum nie tracąc wdzięku swojej płci, może być pewna, że znajdzie wśród najwybitniejszych ludzi swej epoki szacunek graniczący z uwielbieniem.
Kobiety stałyby się rywalkami a nie towarzyszkami mężczyzny. — Tak, o ile zdołacie zapomocą edyktu wytępić miłość. Zanim się ukaże to piękne prawo, miłość nabędzie’podwójnego uroku i smaku; oto wszystko. Podstawa, na której odbywa się krystalizacja, stanie się szersza; mężczyzna będzie mógł się cieszyć pełnią swej myśli przy ukochanej kobiecie, cała natura nabędzie nowych powabów w ich oczach, że zaś myśl wyraża zawsze jakiś odcień charakteru, lepiej się poznają i mniej będą popełniali niedorzeczności; miłość będzie mniej ślepa i sprawi mniej nieszczęść.
Chęć podobania się ubezpiecza na zawsze wstyd, delikatność i wszystkie uroki kobiece od niebezpieczeństw jakiegokolwiek wykształcenia. To tak, jakby ktoś się lękał, że słowiki oduczą się śpiewać na wiosnę.
Wdzięk kobiet nie jest związany z ciemnotą: obacz godne małżonki naszych mieszczuchów, obacz w Anglji żony wielkich kupców. Pretensjonalność, która jest pedanterją (nazywam pedantarją np. mówić bez przyczyny o sukni od Leroy lub o romanzy Romangnesiego, tak samo jak jest pretensjonalnością cytować Fra Paoilo i sobór trydencki z powodu dyskusji o naszych zacnych misjonarzach); pedanterja sukni i dobrego tonu, przymus powiedzenia o Rossinim obowiązującego komunału, oto co zabija wdzięk Paryżanek; a jednak, mimo groźnych objawów tej zaraźliwej choroby, czyż nie w Paryżu są najmilsze kobiety z całej Francji? I czy może nie dlatego, że właśnie w ich głowach los pomieścił najwięcej trafnych i zajmujących myśli? Otóż, tych właśnie myśli żądam od książek. Nie będę im z pewnością radził czytać Grotiusa i Puffendorfa, odkąd mamy komentarz Tracy’ego do Monteskjusza.
Delikatność kobiet wynika z owego niebezpiecznego położenia, w jakiem znajdują się tak wcześnie, z konieczności spędzenia życia wśród okrutnych i uroczych wrogów.
Istnieje we Francji może pięćdziesiąt tysięcy kobiet, które, dzięki swemu majątkowi, uwolnione są od wszelkiej pracy. Ale bez pracy niema szczęścia. (Namiętności same przez się zmuszają do prac i to prac bardzo ciężkich, które zużywają całą energję duszy).
Kobieta, która ma czworo dzieci i dziesięć tysięcy franków renty, pracuje robiąc pończochy lub suknie dla córek. Ale niepodobna uznać, że kobieta mająca własny powóz pracuje robąic hafciki lub dywaniki. Poza jakiemiś przebłyskami próżności, nie może wkładać w to jakiegokolwiek zainteresowania, zatem nie pracuje. Zatem, szczęście jej jest poważnie zagrożone.
Co więcej, i szczęście despoty; kobieta bowiem, (której serca nie ożywia od dwóch miesięcy żadne zainteresowanie poza haftem, będzie może natyle zuchwała, aby dojść do wniosku, że miłostka, kokieterja lub wreszcie miłość fizyczna są wielkim szczęściem w porównaniu z jej zwyczajnym stanem.
Kobieta nie powinna ściągać na siebie uwagi. — Na co odpowiem znowu: O którejż kobiecie mówią, dlatego że umie czytać?
I któż broni kobietom, nim nastąpi przewrót w ich losie, kryć się z wiedzą, która stanowi ich codzienne zatrudnienie i która daje im codzień uczciwą porcję szczęścia? Zdradzę im mimochodem pewien sekret. Kiedy sobie postawić jakiś cel, np. dokładne poznanie sprzysiężenia Fiesca w Genui w r. 1574, wówczas najsuchsza książka staje się zajmująca; to tak, jak w miłości spotkanie osoby, która świeżo widziała drogą nam istotę; i to zainteresowanie zdwaja się z każdym miesiącem, póki nie poniechamy sprzysiężenia Fiesca.
Prawdziwem polem dla cnót kobiecych, to pokój chorego. — Ale czy jest w naszej mocy uzyskać od dobroci bożej, by zdwoiła częstość chorób, poto aby dać zajęcie naszym żonom? To jest argument oparty na wyjątku.
Twierdzę zresztą, że kobieta powinna wypełniać sobie codzień trzy lub cztery godziny wolne, jak rozumni mężczyźni wypełniają swoje wolne godziny.
Młoda matka, której syn ma odrę, nie mogłaby, gdyby nawet chciała, znaleść (przyjemności w czytaniu podróży Volneya po Syrji, tak jak jej mąż, bogaty bankier, nie mógłby, w chwili bankructwa, zastanawiać się z przyjemnością nad teorją Maltusa.
Jestto, dla kobiet bogatych, jedyny sposób, aby się odróżnić od pospólstwa: wyższość moralna. Ma się w ten sposób naturalnie inne uczucia[2].
Czy pan chce zrobić z kobiet autorki? — W tym samym stopniu, jak ty masz zamiar kształcić córkę na primadonnę przez to że jej dajesz nauczyciela śpiewu. Powiem nawet, że kobieta nie powinna nigdy pisać inaczej niż pani de Staal (Delaunay), mianowicie z warunkiem ogłoszenia dzieł aż po jej śmierci. Drukować, dla kobiety mniej niż pięćdziesięcioletniej, znaczy stawiać swoje szczęście na najstraszliwszą loterję; jeśli jest na tyle szczęśliwa że posiada kochanka, wnet go straci.
Widzę tylko jeden wyjątek: kobieta, która pisze, aby wyżywić lub wychować rodzinę. Wówczas, mówiąc o swoich pracach, powinna się zawsze obwarować interesem pieniężnym, mówiąc np. do majora: „Pańskie stanowisko daje panu cztery tysiące franków rocznie, a ja, dzięki moim dwóm przekładom z angielskiego, mogłam w zeszłym roku poświęcić trzy tysiące pięćset franków więcej na wychowanie synów“.
Poza tem, kobieta powinna drukować tak, jak baron d’Holbach lub pani de La Faytte; najlepsi przyjaciele nie wiedzieli o tem. Wydać książkę jest rzeczą niegroźną jedynie dla kurtyzany; gardząc jej stanem, będą ją wynosili pod niebiosa za jej talent, będą nawet chętnie przeceniali ten talent.
Wielu mężczyzn we Francji, z tych którzy mają jakieś sześć tysięcy rocznej renty, czerpie swoje codzienne szczęście w literaturze, nic zgoła nie drukując; przeczytać dobrą książkę, to dla nich jedna z największych przyjemności. Po dziesięciu latach, zdwoili zasób swej inteligencji, a nikt nie zaprzeczy, że im więcej ktoś ma rozumu, tem mniej ma namiętności sprzecznych ze szczęściem drugich[3]. Nie sądzę, aby ktoś jeszcze przeczył, że synowie kobiety, która czyta Gibbona i Schillera, będą wyżsi duchem, niż synowie tej, która klepie różańce i czyta panią de Genlis.
Młody adwokat, kupiec, lekarz, inżynier, mogą wejść w życie bez żadnego wykształcenia, nabywają go codzień sami, wykonywując swój zawód. Ale jakie środki mają ich żony, aby nabyć szacownych i potrzebnych przymiotów? Dla nich, zakopanych w zaciszu domowem, wielka księga życia i konieczności jest zamknięta. Wciąż w jednaki sposób, sprzeczając się z kucharką o rachunek, wydają trzy ludwiki, które mąż wręcza im co poniedziałek.
Powiem w interesie despotów: Ostatni cymbał, byle miał dwadzieścia lat i rumiane pyski, niebezpieczny jest dla kobiety która nic nie umie, gdyż wówczas cała jest instynktem; na kobiecie inteligentnej robi tyle wrażenia co przystojny lokaj.
Pocieszne w obecnem wychowaniu jest to, że nie uczy się dziewcząt niczego, czego nie miałyby szybko zapomnieć raz wyszedłszy za mąż. Trzeba czterech godzin dziennie, przez sześć lat, aby dobrze grać na harfie; aby dobrze malować miniatury lub akwarele, trzeba połowy tego czasu. Większość panien nie dochodzi nawet do znośnej mierności; stąd tak prawdziwe przysłowie: Amator, znaczy niedouk[4].
Przypuśćmy nawet dziewczynę z pewnym talentem; w trzy lata po ślubie, nie weźmie harfy lub pendzli do ręki ani raz na miesiąc; owe zdobycze tak wielkiej pracy sprzykrzyły się jej, chyba że traf dał jej duszę artystki: rzecz zawsze bardzo rzadka i mało usposabiająca do zajęć gospodarskich.
Tak to, pod błahym pozorem przyzwoitości, nie uczy się młodych panien niczego, coby im mogło dać oparcie w okolicznościach jakie spotkają w życiu. Czyni się nawet więcej; zataja się, przeczy się istnienia tych okoliczności, aby wzmocnić ich siłę 1° zaskoczeniem, 2° nieufnością dyskredytującą wstecz całe wychowanie jako jedno wielkie kłamstwo[5]. Twierdzę, że powinno się mówić o miłości dobrze wychowanym pannom. Kto się ośmieli z dobrą wiarą twierdzić, iż, przy naszych obecnych obyczajach, szesnastoletnie dziewczęta nie wiedzą o istnieniu miłości? Kto je zapoznaje z tem tak ważnem i tak trudnem do oświetlenia pojęciem? Posłuchajcie jak Julja d’Etanges skarży się na wiadomości, które zawdzięcza pokojówce. Należy się Russowi wdzięczność, że ośmielił się być wiernym malarzem w wieku fałszywej obyczajności.
Wobec tego, iż obecne wykształcenie kobiet jest może najpocieszniajszą niedorzecznością nowożytnej Europy, im mniej mają one wykształcania w ścisłem znaczeniu tego słowa, tem więcej są warte[6]. Dlatego może w Hiszpanji, we Włoszech, kobiety o tyle są wyższe od mężczyzn; powiedzmy nawet wyższe od kobiet innych krajów.




  1. Obacz pamiętniki tych wspaniałych kobiet. Mógłbym przytoczyć inne nazwiska, ale są nieznane publiczności, zresztą nie można, choćby najpochlebniej, pokazywać palcem osób żyjących.
  2. Obacz mistress Hutchinson, wzdragającą się oddać przysługi swej rodzinie i ubóstwianemu mężowi, wydaniem kilku królobójców ministrom wiarołomnego Karola II (T. II, str. 284).
  3. To mi każe pokładać wielkie nadzieje w wyrastającem pokoleniu uprzywilejowanych. Mam nadzieję również, że mężowie, którzy przeczytają ten rozdział, będą mniejszymi despotami przez trzy dni.
  4. We Włoszech jest odwrotnie, najpiękniejsze głosy spotyka się wśród amatorów.
  5. Wychowanie pani d’Epinay (Pamiętniki, tom I).
  6. Wyłączam wychowanie tyczące form: lepiej umieją wejść do salonu przy ulicy Verte niż przy ulicy Saint-Martin.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Stendhal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.