O krasnoludkach i o sierotce Marysi/I/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł O krasnoludkach
i o sierotce Marysi
Wydawca M. Arct
Data wyd. 1909
Druk M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

T

VII.

Tymczasem Koszałek-Opałek chyłkiem się ku borowi przebrawszy, szedł leśną gęstwiną prawie że w zupełnym pomroku. Bo choć dzień jasny był jeszcze na świecie, tu przecież padał cień tak głęboki od jodeł i sosen, iż trudno było ścieżynę obaczyć.
Szedł tak Koszałek-Opałek godzinę może, może więcej. Już mu się ta podróż przykrzyła, a i głód ponownie dokuczać zaczął, kiedy potknąwszy się nagle, wpadł w dosyć głęboką jamę.
W jamie tej mieszkał lis Sadełko, sławny na całą okolicę łapikura; ten sam właśnie, na którego baby urządziły ową niefortunną wyprawę.
Siedział on właśnie w kącie swej komory i kończył ogryzać tłustego kapłona, którego pióra leżały rozrzucone tu i owdzie po jamie.
Kiedy Sadełko ujrzał wpadającego Koszałka, natychmiast przerwał ucztę, grzebnął łapą raz, grzebnął drugi, w zrobiony naprędce dołek rzucił kości, nakrył je ziemią i patrzy.
Koszałek-Opałek wydał mu się bardzo śmiesznym, gdy tak wywijając w powietrzu koziołki, do jamy wpadał, ale chytry Sadełko nie okazał tego po sobie i skromnie spuściwszy ogon, do gościa podszedł.
— Pan dobrodziej — rzekł słodko — pomylił się co do drzwi, jak widzę!
— W istocie — odparł Koszałek-Opałek. — Ciemno tu trochę i nie zauważyłem właściwego wejścia. Mam przytem oczy osłabione ustawiczną pracą nad mojem wielkiem dziełem historycznem.
— Ach! — zakrzyknie na to Sadełko z zapałem. — Mam więc zaszczyt powitać uczonego i kolegę! I moje życie upływa na grzebaniu w księgach! I ja piszę wielkie dzieło o rozwoju hodowli kur i gołębi po wsiach, podaję nawet projekty nowego sposobu budowania kurników dla drobiu. Oto pióra, któremi się posługuję w mej pracy.
Tu skromnym gestem wskazał rozrzucone po kątach pióra świeżo zduszonego kapłona.
Zdumiał się uczony Koszałek-Opałek.
Jeśli on jednem jedynem piórem szarej gęsi tak wielką zdobył sławę u swego narodu, jakże sławnym musi być ten, który całe pęki tak świetnych i złocistych piór zużył!
Ale Sadełko zbliżył się do niego i rzekł:
— A ty, kochany panie i kolego, skąd masz to piękne pióro i gdzie przebywa to lube stworzenie, z którego ono pochodzi? Radbym z niem zabrać jaknajbliższą znajomość.
— Pióro to — odrzekł Koszałek-Opałek — pochodzi ze skrzydła gęsi, którą pasie razem z całem stadkiem sierotka Marysia.
— Z całem stadkiem? — powtórzył zachwycony Sadełko. — I powiadasz, kochany kolego, że je pasie mała sierotka? Mała sierotka, która zapewne dać sobie rady ze stadkiem tem nie może? O, jakżebym jej chętnie dopomógł! Jakże chętnie wyręczyłbym w pracy tę interesującą, biedną sierotkę! Trzeba ci wiedzieć, kochany kolego, że serce mam litościwe bardzo, bardzo! Poprostu tak miękkie, jak masło majowe!
Tu uderzył się łapą w piersi na znak szczerości słów swoich, a zbliżywszy się jeszcze bardziej do uczonego Koszałka-Opałka, pióro owo gęsie obwąchiwał przez chwilę, poczem otarłszy oczy, rzekł:
— Nie dziw się, kochany kolego, mojemu wzruszeniu! Czuję w tej chwili jakby objawienie moich przeznaczeń: nawracać zbłąkane gąski — to powołanie moje. Dopomagać w pasieniu ich sierotkom — to wielki cel mego życia!
I natychmiast, podniósłszy w górę obie przednie łapy, zawołał:
— O wy, niewinne istoty! o wy, słodkie, miłe stworzenia! Cały się odtąd poświęcę na usługi wasze!
To powiedziawszy, zaraz ku wyjściu się obrócił i szedł z jamy precz, a za nim, długim, ciemnym korytarzem postępował uczony Koszałek-Opałek.
Uszli już kawałek drogi razem, kiedy się lis obrócił i rzekł:
— A nie zapomnij kochany panie i kolego, zapisać dzisiejszego spotkania w swej szacownej księdze. Tylko żadnych pochwał, żadnych kadzideł dla mnie! Napisz poprostu, żeś spotkał wielkiego przyjaciela ludzkości, nazwiskiem Sadełko — o nazwisku nie zapomnij, proszę! — wielkiego uczonego, autora dzieł wielu, słowem, lisa całkiem wyjątkowej natury, godnego najwyższego zaufania tak pastuszków gęsi, jak i wszystkich właścicieli kur i kaczek. Rozumiesz kochany kolego, że wrodzona skromność nie pozwala mi rozszerzać się zbytnio o własnych przymiotach; poprzestaję tedy na krótkiej wzmiance, zostawiając resztę domyślności twojej.
Uścisnęli się jak bracia i szli dalej.
A już poczęła się do podziemia sączyć jasność coraz żywsza i coraz rumiańsza, i coraz większe ciepło przenikało z wierzchu.
Aż kiedy przyszli do miejsca, w którem pod pniem wydrążonym wyjście było na świat, dał lis susa i krzyknąwszy towarzyszowi „do widzenia!” — znikł w gęstych zaroślach.
Owionęła Koszałka-Opałka woń mchów wilgotnych i świeżo wyklutej trawy, więc czując, że mu się w głowie kręci, siadł na zeszłorocznej szyszce i wypoczywał chwilę przed dalszą podróżą, uradowany, iż z tak zacnym zwierzem los mu się poznać dozwolił.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.