Przejdź do zawartości

O języku pomocniczym międzynarodowym/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Niecisław Baudouin de Courtenay
Tytuł O języku pomocniczym międzynarodowym
Data wyd. 1908
Druk drukarnia Literacka
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
X. Stan kwestyi w czasie obecnym. Jej prawdopodobna przyszłość. Formy przejściowe wcielenia idei języka międzynarodowego.

To, com dotychczas powiedział, mogłoby naprowadzać na myśl, że istnieje tylko jeden jedyny język „sztuczny” międzynarodowy, mogący sobie rościć pretensyę do uznania i przyjęcia. Tymczasem — nie mówiąc już o całym zastępie języków „sztucznych”, mniej lub więcej dokładnie wypracowanych, ale nie mogących się mierzyć z językiem Esperanto co do popularności i rozprzestrzenienia się w rozmaitych krajach — należy zauważyć, że w łonie samego języka Esperanto nastąpił w ostatnich czasach rozłam, dzięki mianowicie komitetowi i komisyi nieustającej, wyłonionym z „Delegacyi do przyjęcia języka pomocniczego międzynarodowego” (Délégation pour l'adoption d'une langue internationale auxiliare).
Walczą tu ze sobą dwa przeciwległe stanowiska, dwa sposoby zapatrywania się, dwa sposoby traktowania istniejącego dotychczas Esperanta.
Według zdania prawowiernych esperantystów, sformułowanego na zjeździe w Boulogne sur Mer, „La lingvo esperanta estas netušebla” (język esperancki jest nietykalny), a „Fundamento”, ułożony przez dra Zamenhofa, powinien być uważany za książkę, obowiązującą wszystkich zwolenników języka międzynarodowego. — Otóż ja nie znam „poświęcanych prosiąt”. Dla mnie niema na świecie nic nietykalnego. Wszystko ulega krytyce i może być zmieniane.
W związku z obstawaniem przy „nietykalności” Esperanta pozostaje mniemanie, jakoby tylko esperantyści mieli prawo do zmian we „własnym” języku, a ludziom „obcym” i niepoświęconym wara od tego. Na to słusznie zauważają inni, że przecież esperantyści nie są jakiemś zamkniętem stowarzyszeniem, dopuszczającem do siebie tylko za protekcyą i skutkiem usilnych starań, ale przeciwnie dążą do jak najszerszego rozprzestrzenienia się we wszystkich krajach kuli ziemskiej. Język Esperanto to przecież nie język rzezimieszków, nie język paryskich „apaches” lub petersburskich „chuliganów”, ale język pomocniczy międzynarodowy, wszechświatowy. A jeżeli tak, to każdy ma prawo wytykać usterki tego języka i dążyć do jego udoskonalenia, zanim zapisze się na listę jego wyznawców i zwolenników. Jeżeli Esperanto rości sobie pretensyę do zdobywania adeptów, powinien tem samem ulegać krytyce.
Ten to właśnie zarzut czynią esperantystom prawowiernym przedewszystkiem ludzie, stojący na przeciwległem stanowisku, na stanowisku reformistycznem.
Zarzut to bezwzględnie słuszny; chodzi jednak o to, jak zmieniać i „doskonalić”, ażeby nie zaszkodzić samej sprawie języka pomocniczego międzynarodowego.
Otóż z tego stanowiska zdaje mi się, że rola Delegacyi, oraz wybranego przez nią Komitetu i wyłonionej z Komitetu Komisyi nieustającej jest chybiona. Zanadto się pośpieszono i kto wie, czy skutkiem tego pośpiechu nie wyrządzono szkody samej sprawie.
Komitet, obradujący w Paryżu w październiku r. 1907, urządził konkurs języków sztucznych, przypominający cokolwiek konkurs wyznań religijnych, defilujący onego czasu przed księciem ruskim w Kijowie, Włodzimierzem „Świętym”. Ale w decyzyi ostatecznej odstąpiono od metody Włodzimierza, który przyjął prawosławie ze wszystkiemi jego dobrodziejstwy. Dano wprawdzie pierwszeństwo językowi Esperanto, ale pod warunkiem poczynienia rozmaitych zmian, mających być nibyto uproszczeniami i ulepszeniami.
Istotnie Esperanto daleki jest od doskonałości, ale też tem ostrożniej należy się zabierać do jego „doskonalenia”.
Przed laty kilkudziesięciu istniał w Warszawie niejaki hrabia Grabowski, niezadowolony z pewnych właściwości języka polskiego. Wzorując się na językach zachodnio-europejskich, których gramatyki szablonowe uznają tylko cztery przypadki, ów Grabowski uważał za zbyteczne w języku polskim przypadki 5-y, 6-y i 7-y i w swych utworach pisanych i drukowanych starał się bez nich się obchodzić, zastępując je formami opisowemi, przyimkowemi. Było to w każdym razie „udoskonalenie” języka polskiego, przypominające niektóre z udoskonaleń, wprowadzanych przez komisyę nieustającą do języka Esperanto zreformowanego czyli uproszczonego.
Jak ma wyglądać ów język międzynarodowy, pochodzący od Esperanta, pokazał nam niejaki Ido (pseudonim), którego elaboraty[1], z pewnemi zmianami (ustanowionemi większością głosów komitetu Delegacyi!), Komisya nieustająca przyjęła za podstawę. — Komisya pracuje w tym kierunku, a rezultatem jej prac są nowe podręczniki jej „Języka międzynarodowego”, wydawane pod ogólnym tytułem „Linguo internaciona di la Delegitaro (sistemo Ido)”, z aprobaty obu sekretarzy komitetu, panów Couturat i Leau. Dotychczas znam z tych podręczników: 1) Leichtfassliches Lehrbuch der Internationalen Hilfssprache von Albert Noetzli, dipl. Lehrer des Esperanto. Zürich 1908. — 2) International-English Dictionary. By L. de Beaufront and L. Couturat. With a Preface by prof. Otto Jespersen. London 1908. — 3) International-deutsches Wörterbuch von L. de Beaufront und Dr. L. Couturat unter Mitarbeit von Rob. Thomann. Vorwort von prof. Otto Jespersen. Stuttgart 1908. — Zwłaszcza te słowniki mogą mieć wielki wpływ ze względu na przedmowę znakomitego lingwisty duńskiego, prof. Jespersena, starającego się wykazać wyższość Esperanta zreformowanego czyli „uproszczonego” nad Esperantem pierwotnym. — Propagowaniu idei reformy poświęcony jest nowy miesięcznik „Progreso, Oficiala organo di la Delegitaro por adopto di Linguo helpanta internaciona e di sa Komitato, konsakrata ad la propagado, libera diskutado e konstanta perfektigado di la Linguo internaciona. Paris”, wychodzący od marca r. b. 1908.
Nie ulega wątpliwości, że niektóre szczegóły w zreformowanym języku „Delegacyi” są lepsze i bardziej odpowiadają celowi języka międzynarodowego, aniżeli w pierwotnej postaci języka Esperanto. Mnie się jednak zdaje, że na ogół to dążenie do reform wypływa z chęci szukania dziury na całem, i że można do niego zastosować niemiecką przypowieść: „das Bessere ist der Feind des Guten” (lepsze jest nieprzyjacielem dobrego). Częstokroć jestto cerowanie języka Esperanto bez dostatecznego uzasadnienia.
Mojem zdaniem, nie może uchodzić za ulepszenie wprowadzenie do języka pisanego liter q i x; jestto nie postęp, ale cofnięcie się wstecz. Również wątpliwym jest pożytek zamiany litery j przez y. Co do dyagramów czyli dwójek sh (zam. š) i ch (zam. č), dla oznaczania głosek sz i cz, możnaby również wyrazić powątpiewanie.
Nie widzę też żadnego ulepszenia, przeciwnie, widzę pogorszenie np. w usunięciu cechy rzeczownikowej z liczby mnogiej, t. j. we wprowadzeniu liczby mnogiej na -i zamiast na -oj (hom-i zamiast hom-o-j „ludzie” i t. p.), w zastąpieniu końcówki -u trybu rozkazującego przez końcówkę -ez (es-ez zam. est-u „bądź”, fac-ez zam. far-u „rób”, lern-ez zam. lern-u „ucz się” i t. p.), w zastąpieniu bezokolicznikowego -i końcówką -ar (am-ar zam. am-i „kochać”, konfes-ar zam. konfes-i „wyznawać” i t. p.). Jestto tem naganniejsze, że w Esperanto „zreformowanym” pozostaje nadal sufiks -ar- jako znamię zbiorowości (hom-ar-o „ludzkość”, bov-ar-o „stado bydła rogatego” i t. p.). Tej dwuznaczności starają się reformatorowie zaradzić przez wprowadzenie akcentowania bezokoliczników właśnie na końcówce, sprzeniewierając się jednej z kardynalnych zasad języka Esperanto, polegającej na akcentowaniu wyrazów jedynie dla celów syntaktycznych czyli składniowych, bez akcentowania pewnych formalnych składników wyrazowych.
Trudno więc nie żywić obawy, że tak zwany zreformowany Esperanto może wprowadzić gmatwaninę i wywołać umyślne rozpadnięcie się na dyalekty, które, jak to starałem się powyżej wyłożyć, byłoby, dzięki składowi i budowie Esperanta, wbrew działaniu tak zwanych „praw głosowych”, samo z siebie niemożliwe. Kto wie, czy reformiści, mimo najlepszych chęci, nie zajmują się brużdżeniem i mimowolnem szkodnictwem.
W każdym razie stoimy przed ewentualnością równoległego istnienia dwóch kościołów esperanckich: kościoła prawowiernego, kościoła wiernych nieskalanemu sztandarowi zielonemu, oraz kościoła reformowanego. Oczywiście obok tych dwóch sekt może się zjawić trzecia, czwarta i t. d., bądź to idąca dalej w tę lub ową stronę, bądź też starająca się pogodzić powaśnionych. Mamy już tego rodzaju próbę w pracy niejakiego Antido: „Grammaire élémentaire de la langue internationale avec recueil d'exercices par Antido. Elementala gramatiko de la lingwo internaciona kun exercaro di Antido (Deuxième tirage). Genève. 1907”).
Przykre wrażenie sprawiają wzajemne oskarżania się prawowiernych i reformistów o intrygi i nieprzyzwoitą agitacyę, oskarżenia bez wątpienia całkiem nieuzasadnione i bezpodstawne. Jestem przekonany, że i jedna i druga strona działają w dobrej wierze.
Te napaści osobiste, jakoteż wogóle zbyt ostre postawienie kwestyi spornej wywołały skutki dość niepożądane. Przedewszystkiem były przewodniczący Komitetu Delegacyi, a następnie Komisyi nieustającej (Commission permanente), znakomity przyrodnik-filozof profesor W. Ostwald nietylko złożył z siebie godność przewodniczącego, ale nawet całkiem wycofał się ze składu Komisyi. Za jeden z motywów tego kroku podaje on okoliczność, że Couturat chce jakoby stworzyć nowy nietykalny „Fundamento” języka międzynarodowego. — Ja również faktycznie wycofałem się z Komisyi, chociaż formalnie nie ogłaszałem o swem wystąpieniu. Powody mej nieczynności i usunięcia się od prac Komisyi są następujące: po pierwsze nie mam absolutnie czasu na sumienne zajmowanie się tą sprawą i nie uważam siebie za dostatecznie kompetentnego do świadomego rozstrzygania o niej; powtóre, nie mogę uznać postępowania komisyi za prawidłowe i celowe[2].
Jakie będą dalsze losy nietylko Esperanta, rozszczepionego na dwa obozy, ale także całej sprawy języka sztucznego międzynarodowego, trudno dziś przewidzieć. W każdym razie Delegacya i jej Komitet wraz z Komisyą nieustającą przyniosą pożytek: albo pożytek negatywny, wykazując całą bezużyteczność podobnego cerowania już gotowego i rozpowszechnionego języka; albo też pożytek pozytywny, stwarzając nową, po części udoskonaloną formę wcielenia idei języka międzynarodowego.
Gdybym ja osobiście rozstrzygał tę sprawę, rozstrzygnąłbym ją chyba tak:
Tymczasem zatrzymałbym się na Esperancie pierwotnem, jako na całkiem dostatecznem narzędziu porozumiewania się międzynarodowego. Ale zarazem poddałbym go wszechstronnemu rozbiorowi, wszechstronnej analizie i krytyce ze stanowiska ściśle naukowego, językoznawczego. I tu właśnie lingwiści czyli językoznawcy mogą i muszą odegrać pierwszorzędną rolę. Lingwistyka musi wciągnąć w zakres swych badań także rozbiór i ocenę języków „sztucznych”. Dzięki temu zjawią się w przyszłości nowe istotnie doskonalsze wcielenia tej idei. Nim to jednak nastąpi, ja ze swej strony polecałbym używanie Esperanta. I tu pozwolę sobie znowu przytoczyć zdanie Antoniego Grabowskiego:
„Czyż będzie kto odbywał jak najdalsze podróże tylko wozem konnym i nie zechce korzystać z kolei żelaznej, wychodząc z przypuszczenia, że może ludzkość zdobędzie się kiedyś na jeszcze doskonalszy środek komunikacyi lądowej?” (Artykuł „O Języku Międzynarodowym” w „Pola Esperantiso. Esperantysta Polski”. Warszawa. 1908. Nr 4, str. 58).
Czyż dlatego, że z czasem mogą powstać nierównie lepsze formy języka międzynarodowego, mamy się obecnie wyrzekać korzystania z uznanej przez wielu i wcale zadawalniającej formy języka Esperanto?
Oczywiście, im skromniejsze zakreślimy sobie rozmiary tego użycia, im mniej dziedzin wzajemnego porozumiewania się między ludźmi będziemy chcieli zawojować na początek, tem lepiej dla samej sprawy.




  1. Grammaire complète de la Langue Internationale par Ido. Paris 1907. — Grammaire élémentaire de la Langue Internationale par Ido. Paris 1907. — Ido: Les Vrais Principes de la Langue Auxiliaire. Paris 1908. — Ido: Exercaro (rękopis na maszynie). — Ido: Specimen de Dictionnaire (rękopis na maszynie). — Jak się napewno dowiaduję, owym tajemniczym Ido jest p. L. de Beaufront, wybrany przez dra Zamenhofa, jako przez twórcę Esperanta, na jego przedstawiciela i zastępcę na paryskich posiedzeniach Komitetu Delegacyi.
  2. Do składu Komisyi, wybranej przez Komitet Delegacyi w końcu października r. 1907, należeli pierwotnie: przewodniczący komitetu prof. W. Ostwald; dwaj wiceprzewodniczący, prof. O. Jespersen i ja; dwaj sekretarze, profesorowie L. Couturat i L. Leau, oraz pierwszy esperantysta francuski, p. L. de Beaufront.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Niecisław Baudouin de Courtenay.