O Akademii lwowskiéj

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł O Akademii lwowskiéj
Pochodzenie Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III
Wydawca Edward Raczyński
Data wyd. 1840
Druk Drukarnia Walentego Stefańskiego
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
§.9.

O Akademii lwowskiéj.

Acz Jezuici mieli w zakonie swoim mężów wielce uczonych; nie mieli jednak doktorów, ponieważ ten tytuł w innych szkołach żadnemu profesorowi nie mógł być dany, tylko w akademii, gdy kto albo się go przez stopnie nauki dosłużył i taki doktór zwał się persona promota, albo się téż przez pieniądze dokupił, którym to drugim sposobem otrzymujący doktorską godność, zwany był doktór „bullatus.“ Takimi doktorami bullowymi, zostają najwięcéj prałaci i kanonicy katedralni, biorący prelatury, albo kanonie doktoralne, to jest: na doktorów ś. teologii, filozofii, medycyny i prawa kanonicznego fundowane, którzy tych nauk mało co, albo wcale nic nie umiejąc, czynią zadosyć woli fundatorów samym tytułem doktorskim, przez bullę otrzymanym, którego dostępują pospolicie, dawszy akademikom kilkadziesiąt czerwonych złotych. Ci naznaczają mu dzień do eksaminu publicznego, który musi starający się o doktorstwo, odprawić. Dają mu pytania, które na eksaminie mają mu być za dawane i zaraz odpowiedzi na nie, których powinien się nauczyć, jak pacierza. Gdy odprawi taki eksamen, właśnie jak sprawę kondyktową; wszyscy mu winszują doskonałéj nauki i wybornego z niéj popisu. Wypijają potem za zdrowie i kosztem doktorującego się, kilkadziesiąt butelek wina, albo czasem i obiad dobry, lub kolacyą z łaski jego zjedzą, i dają mu bullę, iż się na doktorstwo w téj a w téj sciencii rite et legitime promowował; to trochę odstępnie od akademii lwowskiéj, dla zabawy czytelnika napisałem, za co przepraszam, wracając do materyi.
Lecz Jezuici, którzy mając swoje szkoły, mieliby sobie za wstyd w cudzych terminować, a tem bardziéj pieniędzmi dokupować się doktorstwa, ile gdy szydercy na doktorów bullowych złożyli wierszyk uszczypliwy: Doctor bullatus, asinus coronatus; z tém wszystkiem chcąc koniecznie dopiąć przez inny sposób zaszczytu doktorskiego; postarali się u Augusta III. o przywilej, podnoszący ich szkoły lwowskie, do tytułu i prerogatyw akademii. Co im z łatwością przyszło, gdyż królowa, żona Augusta III. święta wielce pani, miała rządców sumienia swego Jezuitów, którzy dla zakonu swego co chcieli, przez nię u króla wyrabiali.
Skoro się objawiła na polskim horyzoncie akademia lwowska, natychmiast powstały przeciw niéj akademii krakowskiéj pióra, dowodząc pismami publicznemi: iż w całéj koronie polskiéj nie może być i nie powinna inna akademia, któraby nie była szczepem i odnogą akademii krakowskiéj, tak jak wywodzili być szczepami swemi akademie zamojską, poznańską i wszelkie inne tu i owdzie szkoły, lub szkółki przez akademików trzymane, koloniami nazwane.
Po takich wywodach i obwodach przeciwnéj strony, dzielących na dwie partye panów, do których się po protekcyą to Jezuici, to akademicy udawali; zapozwała krakowska akademia Jezuitów lwowskich do assessoryi, o skassowanie przywileju na założenie akademii w Lwowie, otrzymanego podstępnie, z krzywdą praw kardynalnych akademii krakowskiéj.
Lecz, że Jezuici mieli po sobie króla i kanclerza, a do tego sprawa o tę akademią nie dawno zjawioną wytoczyła się jakoś na dwa lub trzy lata, przed śmiercią Augusta III.; więc będąc z umysłu dla przyjaźni Jezuitów zwłóczoną, nie wzięła końca.
Król wyjechawszy do Saxonii, tam wkrótce umarł; zaczem akademia lwowska została w swojéj istocie do czasów Stanisława Augusta i następcy po Auguście III.
Zdaje mi się, żem wypisał wszystko, a może aż do uprzykrzenia czytelnikowi, cokolwiek do nauk, gatunku szkół i obyczajów studenckich, za czasów Augusta III. należało.
Teraz mi należy młódź szkolną wyprowadzić z pod rózgi, i ukazać ją w różnych stanach, do których się taż młodzież udawała. Te zaś stany były i są po dziś dzień, stan duchowny, stan prawniczy, pod imieniem „palestry“ rozumiany, stan żołnierski, stan dworski; do tych pospolicie stanów, rozchodziła się młódź z edukacyi pierwszéj, wyjąwszy, że się czasem jaki młodzik, mędrszy nad lata, albo od rodziców, lub opiekunów, tym traktem poprowadzony, dla familii, albo fortuny, prosto ze szkół ożenił; a co się częściéj trafiało, że dyrektór przytarłszy zębów nad łaciną, poślubił dożywotnią służbę jakiéj ciepłéj wdówce, u któréj syna służył za dyrektora. Lecz to były przypadki, nie zwyczaje, i ja teraz nie mam woli opisywać stanów ludzi doskonałych, tylko te, do których się młodzież garnęła, wyżéj wyrażone, a idąc porządkiem, zaczynam od duchownego.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.