O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze/List XXX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Beyzym
Tytuł O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze
Redaktor Marcin Czermiński
Wydawca Redakcya »Missyj Katolickich«
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron




LIST XXX.

Tananariwa, 13 października 1901.

Ten list wysyłam jeszcze z Tananariwy, skąd i sam się wynoszę. Dzięki Bogu, już skończył się kłopot z nogami (kto wie, czy na długo) i dlatego wybrałem się na nowy posterunek. W okolicach Tananariwy niepodobna było znaleźć miejsca odpowiedniego pod schronisko, więc Przełożeni kazali mnie udać się na południe środkowego Madagaskaru i tam zacząć budować schronisko. Nic zgoła o miejscu napisać Ojcu nie mogę, bom go jeszcze nie widział; wychwalają to miejsce bardzo, ale non credam nisi videro i dlatego opiszę Ojcu wszystko szczegółowo, kiedy się sam naocznie o wszystkiem przekonam.
Tutaj zaczyna się obecnie pora deszczowa, budować nie można, więc będę tymczasem ściągał materyał i przygotowywał co potrzeba do budowy, a w porze suchej z błogosławieństwem Matki Najśw. zacznę budować na ile mnie jałmużna nadchodząca pozwoli. Jestem przekonany, że jeszcze nie jedna i nie dziesięć trudności mnie czeka, ale na to zważać nie można. Dzięki Bogu, że już aby raz zacznie się budowa. Jak pójdzie to pójdzie, choćby, co nie daj Boże, jak najpowolniej nawet, jednak pójść musi. Ot np. przed wyjazdem niedawno słyszałem już nieraz: »Nie spiesz się Ojcze, bo zabraknie ci pieniędzy i robota stanie jeszcze daleko od potrzebnej sumy« i t. p. Odpowiedziałem, że to już rzecz Matki Najśw. żeby grosza nie zabrakło, a tymczasem za to, co się już uzbierało, w Imię Boże zacznę.
Miałem zamiar napisać do Ojca dopiero z miejsca, ale mnie pilno, żeby Ojciec miał mój adres, dlatego na wyjezdnem posyłam tych kilka słów. W Europie też będą musieli myśleć o schroniskach osobnych dla trędowatych. Sam tego nie czytałem, ale mówiono mnie, że we Francyi przy poborze rekruta, komisya znalazła około 600 chłopców trędowatych; miało to być ogłoszone w gazecie »l’Univers« — czy to prawda, nie wiem, realta refero. Nie dziwi mnie to jednak wcale, bo tu zepsucie obyczajów okropne wogóle, a zwłaszcza między wojskowymi, nic zatem łatwiejszego, jak przeniesienie tej strasznej plagi przez zarażonych nią, powracających co dwa lata do kraju, wojskowych. Jeżeli to prawda, to sami sobie winni; jak sobie kto pościele tak się wyśpi.
Ja sam nie chcę się chwalić, ale niech mnie Ojciec pochwali za akuratność. Przed opuszczeniem Tananariwy kazałem wydrukować i oprawić książkę rachunkową, w której zaraz od początku budowania schroniska będę zapisywał przychód i rozchód tak, że w każdej chwili będę mógł wykazać się co do grosza. — Wszyscy zaś łaskawi ofiarodawcy będą mogli każdej chwili wiedzieć na co obrócona dana przez ich jałmużna. No co, może nie warto pochwalić za taką akuratność?
Kończę na tych kilku słowach, bo czas nagli okrutnie — z nowego posterunku napiszę obszerniej, tymczasem bardzo Ojca drogiego proszę o modlitwy.





Wodospad Mangoro w Anosiariwo.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Marcin Czermiński, Jan Beyzym.