Sąd krytyki i czytelników

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Sąd krytyki i czytelników
Pochodzenie Nowe studja literackie. Tom I
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1843
Druk Drukarnia S. Strąbskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.
Sąd krytyki i czytelników.

Krytyka jest rozpoznaniem (recenzją) i rozbiorem dzieł, jest ukazaniem na ich zalety i wady. Krytyka, powiadają, kieruje zdaniem ogółu o utworze i wyrozumowywa uczucia, jakich doznają czytelnicy, niewiedząc co je rodzi. Krytyka jedném słowem jest analizą, jest rozbiciem dzieła na jego części składowe, piérwiastkowe, ocenieniem ich wartości pojedynczéj i wywagą całości. Krytyka jest rozbiorem. Możeż się ona jako rozbiór korzystnie do wszystkiego i zawsze zastosować? Rzeczy, które czuć koniecznie potrzeba, aby je ocenić, podpadająli pod tak zwaną pospolicie krytykę?
Całe państwo poezij, czy i jak jéj podlega? Są to zapytania, które rozwiązuje dwoista natura krytyki. Jest krytyka, cała rozumowa, cała analityczna, zimna, prawidłowa, czepiająca się formy i litery; jest druga, która nieinaczéj się tworzy, jak wychodząc z uczucia; krytyk czyta, czuje głęboko, a nareście, gdy sprawę zdaje ze swego uczucia, bada w sobie, dla siebie i dla nauki ogółu, jego przyczyn. Taka tylko krytyka dla dzieł imaginacij, uczucia, natchnienia, dobrą być i sprawiedliwą może. Ale zawsze dobrą i sprawiedliwą tylko względnie do indywiduum, jakie ją tworzy.
Jeśli co do krytyka, trudno bywa bez względnie prawdziwą i sprawiedliwą w oczach wszystkich. Dla czego? Bo ona zawsze jest tylko wyrazem zdania jednego, pojedyńczego człowieka i od moralnéj wartości jego, wartość jéj zawisła.
Weźmijmy z historij literatury przykłady, a przekonamy się, jak bardzo rzadko, krytyka officjalna, została ostatecznym sądem dla dzieła. Pospolicie potomność odrzuca je całkiem i tworzy zupełnie nowe o utworach pisarzy zdanie. Krytyka indywidualna zostaje zdaniem tych tylko, którzy sympatyzują z jéj autorem. Im więc krytyk dobitniéj będzie w sobie, sobą, wyrażał i przedstawiał uczucie i zdanie ogółu, tém krytyka jego będzie pewniejszą sankcij i przyjęcia.
Tymczasem najpowszechniéj się dzieje, że nietylko krytykę współczesną zbija sąd potomności, ale nawet uczucie współczesnych samych. A gdy tak jest, krytyk, może się wziąść do innego rzemiosła (bodajby miał szyć buty[1] nic on nie sprawi i nie dojdzie do niczego swoją krytyką.
Powtarzamy, ogółu sąd, jest jedynym sprawiedliwym sądem. Składa się on z pojedyńczych zdań, mało od siebie różnych, jednéj barwy i charakteru, które formują jedno zdanie-bezwzględnie w swoim czasie i miejscu, prawdziwe.
Zdanie czyli sąd ogółu, po tém się poznaje, że je usłyszysz z ust najróżniéj usposobionych ludzi, co sobie nigdy swych myśli przelać nie mogli. — Zdanie ogółu, maluje czucie ogółu. Vox populi, vox Dei. Rozumié się, że za ogół bierzemy, część najoświeceńszą w narodzie. Zdanie to jest jedynym sprawiedliwym sądem o dziele i takowe potomność potwierdza. Krytyk przed tém zdaniem, jest niejako adwokat przed sądem, co wnosi sprawę, broni jéj lub potępia, ale sam nie decyduje. Wpływać on może na decyzją, ale jéj ogłosić nie w prawie.
Nie myślmy, ażeby pochlebiać potrzeba było tłumowi i jego passjom, aby cię tłum osądził pochlebnie, aby cię do serca przycisnął. Nie, ón gorzką nawet prawdę uczuje i przyjmie; ón się da pisarzowi poprowadzić, skoro pisarz i ón współczują z sobą.
To co w listach swych, napisał Seneka[2] iż nie chciał podobać się ogółowi, bo co chwalił ogół, ón tego nie umiał, a co ón umiał, tego ogół nie mógł chwalić, maluje i czas w jakim pisał i pisarza. Za wzgardę, wzgardą dziś zapłacono Senece, ceniąc go tylko jako zręcznego szermiérza i sofistę. Dziś o nim że samym zdania wszystkich, zlały się w jeden sąd powszechny.
Pisarz nie potrzebuje pochlebiać, aby był zrozumiany, uczuty i oceniony, ón ma być tylko częścią wyrażającą całość sobą, a co utworzy w jakimkolwiek kierunku, mając swój zaród, swoją przyczynę, równie w nim jak w całości, którą wyraża, przez nią zostanie przyjęte. Też są warunki krytyki, co indywidualném nie będąc zdaniem, chce głosem powszechnym przemawiać. Krytyk, zasługujący na to nazwanie, którego głos ma pójść daléj nad swój wiek, winien też jak pisarz, wyrażać ogół, czuć z ogółem i być niejako tém tylko wyższym od niego, że sobie sprawę z siebie zdać umié, że ma samopoznanie, którego tamtemu brakuje.
Krytyk, aby zdanie jego zostało przyjęte, winien w niém tylko wydać to, co wszyscy czują, nie co ón osobiście, indywidualnie doznaje, winien być tłumaczem ludu.
To co zowiémy ogółem, powszechnością, ludem, jest częścią najoświeceńszą narodu, jakeśmy powiedzieli wyżéj. Część ta dawniéj niewielka, dziś coraz jest liczniejszą. Kiedy oświecenie było udziałem klassy, professją, że tak powiem pewną, zdanie téj klassy stanowiło zdanie powszechne. Ale naówczas, przez to samo, że ci tylko prawie czytali i sądzili, co sami także pisali i tworzyli, zdanie ogółu, bywało niesprawiedliwe, bo niém kierowały często osobiste i stronnicze niechęci. Dlatego to, ze starożytnych pisarzy, częściéj czytujem odwołania do sądu ludzi wyborowych, do kwiatu klassy oświeconéj, współczującéj z pisarzem, częstsze narzekania na brak związku, między autorem, a ogółem. Takiej natury jest wyżéj cytowany wykrzyknik Seneki i jedno miejsce Plutarcha, żalącego się, że niemoże mówić co chce, bo to by nie uszło, a tego co by uszło, mówić nie chce[3].
Dzisiejszy stosunek pisarza do ogółu, jest cale inny, a zdanie ludu oświeconego (nie już klassy tylko jednéj, z niewielkiéj liczby uczonych złożonéj), daleko bardziéj stanowcze, daleko prawdopodobniéj sprawiedliwe.
Przypuszczono w fiłozofij rozum zbiorowy, rozum powszechny, zgadzający się na jedne prawdy, będące zasadniczemi i bezwzględnie prawdziwemi; czemużbyśmy nie mieli przypuścić, że zdanie zbiorowe, zdanie większości, jest najsprawiedliwsze i jedyne prawdziwe??
Ale wróćmy do Krytyków. Ci adwokaci, wnoszący sprawę przed sąd potomności, najczęściéj ją dotąd przed nią przegrywają. Nie brak nam dawnych i nowych przykładów ślepoty krytyki, która stawiąc się prawie zawsze na stanowisku przeszłości, sądząc dla przeszłości, że tak powiém i z przyjętych praw przez nią, na nic się nie zdała, skoro krok daléj postąpim.
Krytyka nie idzie nigdy równym krokiem z całym ruchem umysłowym, z literaturą, ona się wlecze za nią, ciągniona przez nią, wlecze się powolnie, ociągając, oglądając w tył i wzdychając do przeszłości. Krytykę wiedzie z sobą literatura, nie krytyka literaturę; toż samo dowodzi, jak ona jest słaba, zawsze prawie, jak małą gra rolę. Najrozgłośniejsze zdanie krytyka, zaszumiawszy jak wykrzyk wśród głośnego chórowego śpiéwu, tonie w odgłosie jego.
Rzadko, nadzwyczaj rzadko, krytyka odważy się postąpić naprzód i proroczym zawołać głosem, a wówczas natchniona, odbije się echem w potomności. Ale taką krytykę tworzą pospolicie, wcale nie tak zwani z powołania krytycy.
Krytyka ze stanowiska przeszłości, jest jedna z najfałszywszych, opiérając się na spełnioném, sama się wskazuje na zapomnienie, na odepchnięcie. Protestując się przeciw wszelkiemu postępowi, któren jakikolwiek jest, postępem się nazywa, zostaje za nim w tyle. Ginie głosem wołającego na puszczy.
Równie niedostateczną, nieskuteczną jest krytyka indywidualna, a tém może niedostateczniejszą, im wybitniejsza indywidualność, im sprzeczniejszy duch co ją tworzy, z duchem ogółu, z usposobieniem powszechném. Taka krytyka, jest tylko ciekawym pomnikiem sposobu widzenia, postrzegania i sądzenia, ale miejsca niéma w historij literatury i ruchu umysłowego.
Są dzieła, którym krytyka nic zarzucić nie może, nic nie zarzuca, owszem wychwala je, wynosi, wskazuje za wzory; a przecież nikt ich nie czyta, nie przypadły do serca nikomu, nie słychać o nich, tylko z tytułu znane, rodzą się i w aureoli pochwał, niepoznane, nie czytane, zamierają.
Są inne, na które krytyka najzajadléj następuje, które z błotem miesza, których wady dobitnie wskazuje, które potępia i zabija; a jednak są czytane namiętnie, żyją i żyć będą, przeżywszy bezsilny głos krytyki.
Czém się to dzieje? Tém właśnie, że krytyka nie jest i być nie chce, głosem ogółu, tylko wyrazem zdania indywidualnego lub zdania partij. Żaden krytyk nie pomyślał, czy ma to współczucie z ogółem, które jedynie go poświęca i zdolnym do tego powołania czyni, żaden nie sprobował się wprzód nim zaczął pisać, nie zastanowił się nad tém, czy piérwsze jego zdanie przyjęte zostało lub nie! Tym czasem powtarzamy, krytyk jak pisarz, winien być tylko organem ogółu, wyrozumowującym jego uczucie, winien podsłuchiwać głos ludu i wypowiedziéć, co słyszał, winien pisać jak pisał ów muzyk swoją diabelską Sonatę[4], pod dyktowaniem niewidzialnego głosu.
Jeśli zdanie krytyka różni się zupełnie od powszechnego, powinien zdać sobie sprawę, z przyczyn téj różnicy i jéj natury — powinien się zastanowić sumiennie nad sobą, czyli się nie rozbratał z zdaniem powszechném i nie poszedł ciasną drożyną widoków stronniczych, zastosowań systematycznych. Krytyk jakeśmy rzekli, utwory sztuki rozpoznając, naprzód czuć powinien, potem rozumować i rozbiérać. — Czucie powinno być dla niego skazówką najpiérwszą, bo utwory natchnienia, uczucia, sercem i duszą wprzód się powinny czytać niż głową. Wskaże mu potém rozum, zastanowienie chłodne dla czego tak jest, jak jest i dla czego tam a tam, nie uczuł co by był uczuć powinien. — Swoje własne jednak uczucie krytyk powinien poddać niejako (chcąc aby jego rozbiór sankcjonowało zdanie powszechne), uczuciu powszechnemu, które ma podsłuchać nie ważąc lekce jego objawień. On za powszechność rozumować, ona za niego czuć prawie powinna. Budować ma na tém założeniu; inaczéj zbuduje kruchą lepiankę jednodniową, do któréj nikt zajrzéć nie przyjdzie; inaczéj krytyka jego będzie pojedynczym bez znaczenia głosem, jakim dziś prawie są wszystkie nasze krytyki, do których po upływie pewnego czasu zajrzéć bez zdumienia nie podobna. Krytyka bowiem więcéj jeszcze niż cała literatura starzeje i zostaje w tyle od powszechnego ruchu, dla tego, że w początkach już, była tuż w prawdzie za literaturą, ale zawsze już w tyle. Spójrzmy dzisiaj na sądy przed dziesięcią laty, przed piętnastą wywoływane na utwory, które trafiły do serca ludu i zostały okrzyknione arcydziełami, spójrzmy a przekonamy się jak były fałszywe. Dopiéro powszechny odgłos uwielbienia, naprowadził krytykę na właściwą drogę, zmusił ją do szukania tam piękności, gdzie ich wprzód dójrzeć nie mogła, otworzył jéj oczy.
Krytyka jest terminem historycznie środkującym między dzieły a teorją. Z niéj i z nich rodzi się dopiéro tak zwana teorja, przychodząca wówczas, gdy literatura albo osłabła i bezsilna kona, albo w udzielnéj sferze tworzyć zaczyna. Naturalna tendencja krytyki sprowadzania utworów wszystkich, do najprostszego ich wyrazu, do ogólnéj formuły jedynéj, czyni ją zimną i oschłą. Zamiast iść z postępem, ona chce uprawidłować postęp i dla ułatwienia sobie sądu w miejscu osadzić wszystko. Analiza anatomiczna zawsze jest najłatwiejsza na trupie. To też krytyka współczesna niesłychanie trudna, kaleczy siebie i to co rozbiéra, a najswobodniéj panuje dopiéro na martwych, na smętarzu literackim, w wiekach niepłodności — odrętwienia.
Krytyka, powiadają, jest potrzebną dla pisarzy, potrzebną dla ogółu — piérwszych i drugich ona prowadzi. Tak — prawda, ale o tyle tylko, o ile idzie z ruchem umysłowym wieku i współczuciem powszechném; o tyle o ile pisarzy skierowuje ku ogółowi, ogół ku pisarzom, pośrednicząc i tłumacząc tylko. Krytyk jest, rzekliśmy, adwokatem przed sądem potomności nieodwołanym i ostatecznym, — krytyk także jest adwokatem ogółu, ón wyraża to co ogół czuje i myśli, a czego wyrazić sam niepotrafi.
Taką powinna być krytyka, ma li mieć istotne w literaturze i jéj historij znaczenie. Jest li taką dzisiaj?? o tém bardzo jeszcze wątpiemy. W powszechnéj krytyce, nie tylko u nas, ale wszędzie, brak sumienia, brak uznania swojéj ważności, nadto pospiechu, nadto lekkomyślności, nadto zarozumiałości. Krytyk biérze dzieło pod sąd, niepytając jakie ono wrażenie zrobi na nim, co zawiéra, ale do jakiego autor należał stronnictwa, do jakiego wyznania literackiego. Nie czytając, już wié co ma powiedziéć, czego będzie szukał w pisarzu, na co nastawał. Nie daje się uczuciu, odpycha je, a mimowolnie uczuwszy co piękne, tai się z wrażeniem swojém, usiłując wyrozumować przeciw sobie samemu nawet, że to co utworzył pisarz, piękném i dobrém być niemoże, szukając czasem sposobów dowiedzenia, jak dalece lepiéjby było, gdyby było inaczéj!
Krytyka niesumienna, jest zupełnie bez znaczenia i bez celu. Nikogo ona niepowiedzie za sobą, a odgłosem nawet swoim, wzbudzając często ciekawość do dzieła, naprowadza na przeczytanie go i ocenienie całkiem sobie przeciwne. Autorowie kierować się nią nie myślą, powszechność nie może; — głosy krytyków niepoświęconych odzywają się jak brzęki owadów i nikną. Nikt z niemi nie sympatyzuje, prócz takich co zdania swego nie mają, a wziąwszy cudze, nie wiedzą z którego końca niém sobie usłużyć.
Krytyka także jest kapłaństwem; nie jest to wyjawienie zdania jedynego wyłącznego, ale powinno być głosem ogółu, lub wyrazem tego głosu. Im więcéj głosów powié na nią, że jest prawdziwą, tém będzie prawdziwszą, tém pewniéj absolutnie (w swoim czasie i miejscu) prawdziwą. Krytyka, która całą sferą, całym widnokręgiem, różni się od zdania powszechnego i będąc mu przeciwległym biegunem, sądzi, że pokieruje zdaniem ogółu — jest bezskuteczną i do niczego nie wiedzie, mieniąc się wyższą nad pospolity sposób widzenia rzeczy, jest zboczeniem tylko lub cofnieniem się.
Powiedzieliśmy to kilkakroć i dowodom za nami jest cała niemal historja literatury, że krytyka idzie za literaturą, z literaturą, ale dotąd nie widzieliśmy jéj, aby szła kiedy naprzód. Naturą jéj jest pracować nad spełnioném, nad przeszłém, szukając punktu porównania zwraca się nieustannie w świat przeszły, ogląda martwych — ztąd tendencja jéj do zostawania w tyle, do cofania, i usiłowanie wstrzymania wszystkich z sobą. Krytyka w znaczeniu jéj dotychczasowém jest — negacją nieustanną.
Nie było by tak, gdyby krytycy chcieli się przekonać, że powinni być tylko tłumaczami ogółu, wyrazicielami jego myśli. Na ówczas krytyka istotnie szła by na równi z literaturą, sympatyzowała z nią i część jéj stanowiła. Krytyka raz przejęta duchem powszechności, potrafiłaby tymże duchem kierować, prostować jego zboczenia i oczyszczać sąd ogółu. Tego dokazać nie może stawiąc się przeciw niemu, obok niego, a nigdy w nim i z nim, działając w innéj własnéj sferze, niedostępna duchowi wieku i narodu, i pochwycić go niemogąc.
Krytyka indywidualna największą jest wadą, że najzupełniéj do niczego się nie przydała i jest, jakeśmy rzekli, bez znaczenia. Zdanie pojedyńczego człowieka wysłuchane zostaje z mniejszą lub większą uwagą, w miarę jak człowiek ten większe lub mniejsze wzbudza zaufanie, a potém zapomniane. Tam tylko gdzie pojedynczy człowiek stał się organem ogółu, gdzie wypowiedział czucie powszechne i wychodząc z punktu, na którym stoją wszyscy, podszedł krokiem daléj od wszystkich, tam tylko skutecznie działa. Ta tylko część krytyki jego cóś waży. Resztę zabija i przeważa, zmazuje szmer równéj wagi, a większéj liczby zdań indywidualnych, co malując człowieka i jego usposobienia, nic więcéj nie malują i nie znaczą.
Krytyki w duchu ogółu, nie tylko bywają przyjęte i sakcjonowane przez potomność, ale w współczesnéj literaturze, zyskują rozgłos, znaczenie prawdziwe i zaraz wyróżniają się dobitnie od krytyk indywidualnych i stronniczych, stojąc od nich wyżéj, bo na równi najwyższego sądu — sądu powszechności.
Lecz powiécie mi, krytyka przecie nieraz, jak widziémy, spowodowała całkowitą w zdaniu i wyobrażeniach ogółu, odmianę, krytyka wywróciła nieprawnie nabyte tytuły sławy i wywiodła imiona nieznane z niesłusznego zapomnienia? Proszę o przykłady.
Bywało tak w istocie i dzieje się dziś jeszcze; wszechmocność krytyki na martwych już literaturach i dziełach zapomnianych, wszechwładnie się okazuje. — Łatwo jest krytyce mówić do przekonania, gdzie nikt jéj nie przeczy, gdzie mówi sama, bo sama jest tylko. Łatwo wywrócić sławę, która była czczym tytułem, ale widzieliśmy stokroć jak bezsilna przy jenjuszach olbrzymach, co zajmując wszystkich, czytani są zawsze i wzbudzają zawsze jedne uczucia, pomimo najróżniejszych krytyk. Czemu krytyka nieraz zajadle kąsając Homera, Danta, Shakspearéa — rozbiła się o nich??
Czemu drugich tak łatwo powaliła o ziemię? Zaledwie upodobanie ogółu w pisarzu ustało, chwytając porę krytyka występowała, aby zabić — umarłego. Chodziła po placu boju ścinając głowy poległym. Lecz gdy ogół sercem przystał do pisarza, co zrobiła kiedy krytyka??? W powszechnym zapale, uniesieniu, uwielbieniu, głos krytyki rozbijał się jak brzęk muchy, gdy ryczy morze i wiatry szumią. Niepotrafiła ona nawet wyrobić tak nazwanéj reakcij, póki zarodek jéj nie wykluł się sam w powszechności, raz wykluty łatwo już było wyhodować krytyce.
Cóż więc znaczy krytyka indywidualna, krytyka sama przez się, krytyka jako zdanie sprawy z jednego zdania, jako jedno przeczenie, gdzie ogół jest przeciw niéj? — najzupełniéj nic. Często bardzo krytyka sił swych probuje, nie już negacją, ale tworzeniem, biorąc na się reabilitacją imion zapomnianych lub zapoznanych, tworząc, że tak powiem, nowych ludzi, nowych pisarzy. Zwracając tym sposobem uwagę na nich, jeśli krytyk miał przeczucie smaku i zdania powszechności, udaje mu się dojść celu i wynieść na piedestał swego bohatéra; przeciwnie, jeśli to tylko wybryk indywidualny, nie wiedzie do niczego. Na chwilę wypłynąwszy nad fale, imie nieznane na wieki znowu w nich tonie.
Missją krytyki przedewszystkiém, jest i powinno być, torowanie drogi dla historij literatury; małe jest jéj działanie na pisarzy, żadne prawie na ogół, zawsze widziémy ją śpiesznie doganiającą literaturę, ale zawsze w tyle — niechżeby pojęła się i raz wyszła z błędnego stanowiska. Usiłując panować teraźniejszości, a zawsze za nią prawie zostając, lub jedną przynajmniéj nogą na smętarzu przeszłości, nie może krytyka działać skutecznie. Zamiast opiérać się na téj przeszłości, która ją oddala od właściwego stanowiska i cofa, niechby stanowczo oparła się na zdaniu ogółu i z niego wychodziła, niechby poddała się mu i usiłowała tylko zbadać przyczyny uczucia powszechnego, wyłożyć je. Tym sposobem objaśniła by teraźniejszość i potrafiła nią kierować, do niéj należąc, w niéj będąc, część jéj stanowiąc. Nie wlokła by się z tyłu, ale szła równolegle z literaturą. Na krytyka nie subtelnéj zdolności nicowania i wywracania wszystkiego, nie szermierskich talentów stylu szukać by należało, ale wyraziciela doskonałego zdania i uczucia powszechności; któren by to zdanie i uczucie wyrazić, wyrozumować potrafił, co by miał jedno tylko więcéj od ogółu — samopoznanie.
Taki krytyk istotnie działać by mógł i na ogół i na pisarzy, a jego zdanie stanowiąc część historij literatury, nie poszło by w zapomnienie, potomność by je uznała, jeśli nie absolutnie prawdziwém, to przynajmniéj w miejscu i czasie. Tym czasem głosy krytyki, są to rysy nie do historij literatury, ale do drobnéj historij stronnictw politycznych, literackich, lub wprost do biografij krytyków, głosy martwe i bez oddźwięku, co w długiém życiu dzieła, rzadko mu towarzyszą, najczęściéj ozwą się przy narodzeniu proroczo, zawstydzą się kłamstwem swém i na wieki umilkną; lub znowu dźwięczą rozgłośnie gdy już dzieło dawno umarło, a każdy się dziwi, dla czego tak uparcie się odzywają o nieexystującém.

Każdy czyn jest wcieleniem myśli, i każdy utwór sztuki, jest także realizacją, wcieleniem idei mniéj więcéj szczęśliwém i silném. Do krytyki należy rozpoznać ideę i jéj wcielenie, to jest myśl i formę, powiedziéć jak się do siebie mają, czy się z sobą godzą i czy z siebie nawzajem wypływają. Aby tego dojść, krytyka ma przed sobą ideał dzieła wymarzony i porównywa go z dziełem samém. Ukazanie różnic ideału tego od rzeczywistości, ukaże niedostatki dzieła. W dawnéj literaturze, ideały służące za miarę porównania, stały gotowe. Niepotrzebował ich krytyk wymyślać, miał je dane, miał prawidła niezmienne, do wymierzenia idei i ocenienia formy. Krytyka była tak łatwą, że się w końcu stała prawie bezmyślną i mechaniczną. W każdym uprawianym rodzaju, były wzory uważane za najwyższą doskonałość, krytyk brał je do porównania i niemi wzrost nowego dzieła mierzył. Zjawiała się Epopeja — wywodzono epopeję starożytnych, zaśpiéwał kto odę, brano Horacego do ręki, aby zobaczyć, czy zupełnie tak natchniony został i prawidłowie wcielił swoje natchnienie autor. Czasem doskonale naśladujące nowsze twory ułatwiały porównanie. Krytyka szła mierząc i przymiérzając tylko, a co nie podchodziło do miary, brakowała z pogardą. Dziś cale co innego; mamy literaturę prawie bez prawideł, (w któréj raczéj prawidła są, ale nie było czasu ich wyciągnąć jeszcze), niezgodziliśmy się na arcydzieła do porównania służyć mogące, krytyka więc cale inaczéj postępować sobie musi. Niéma się ona na czém oprzéć, prócz indywidualnego pojęcia rzeczy i własnego ideału. Krytyk stawi przed sobą nie już jak dawniéj arcydzieło exystujące do porównania, ale ideał wymarzony przez siebie na umyślnie. Ideał ten w miarę jak chce, może wynieść wyżéj daleko nad dzieło, które sądzi, lub zniżyć go ku niemu. Nic mu arbitralności nie broni, nic od niéj go nie zasłania.
Jego wymysł jest prawem, pojmiemy łatwo, jak ten wymysł indywidualnie różny być może i często fałszywy, jak sąd oparty na porównaniu z takim ideałem, często krzywym być musi. Do tego — w dawnéj literaturze, zbliżenie w formach i ideach do utworów uważanych za najdoskonalsze, było poczytywane za zasługę, dziś toż samo, jest grzechem. Potrzeba przedewszystkiém oryginalności. Krytyk obszerne ma pole do okazania, jako nikt oryginalnym w istocie nie jest. Znajdzież się bowiem myśl i forma, bez zarodku w przeszłości, bez jenealogij, co by się nie dała do czegoś przyrównać i od czegoś wyprowadzić???
Krytyka w nowszéj literaturze, jest więc samopaśném uganianiem się za ideałami, których arcydzielności nic nie potwierdza i nikt nie uznaje, jest nie podpartą niczém, wahającą się, słabą. Taka krytyka odzywać się musi bez przekonania, a przekonanie zastępując wrzawą, krzykiem i udaną pewnością siebie, wydaje się łatwo, że niéma prawdziwéj siły i podpory w niczém. Na tysiącu sprzeczności złapać ją można, dziś odwołuje się do przeszłości i staje na zapomnianém stanowisku, jutro wybiega naprzód ze swoim własnym ideałem w ręku, któren sama tylko ubóstwia i za wzór uznaje. A jak dawna krytyka grzészyła przywiązując się do formy i tę uważając za koniecznie pewnemi warunkami, pewne myśli wyrażającą; tak nowa często zapomina całkowicie o formie, wiążąc się do idei. Nieśmié ona stanowić nowych form i nie umié sobie zdać sprawy, jakie są lepsze, zarówno więc przyjmuje najwyszukańsze i najprostsze, najstósowniejsze i najdziwaczniéj wybrane. Tym czasem zastanawiając się nad ideą i rozwinieniem jéj w dziele, a niechcąc się zniżyć do rozpatrywania drobnych szczegółów, nieodbicie jednak do harmonijnéj całości potrzebnych, upoważnia niejako milczeniem swojém nadużycia wszelkiego rodzaju, licząc je wszystkie na karb natchnienia, gdy są po większéj części, zimną rachubą lub naganną opieszałością i nierozwagą. Nigdy formy, nigdy styl nie był tak zaniedbany, nigdy język tak zuchwale kaleczony, jak pod panowaniem dzisiejszéj krytyki. Widziémy wychodzące dzieła, których autorowie, grammatyki, pisowni, znaczenia wyrazów nie znają. Piękne w nich myśli okupują usterki stylu, ależ najpiękniejsze myśli, aby w całém świetle zajaśniały, powinny być przynajmniéj niepokaleczonym wyrażone językiem.
Widziémy z tego wszystkiego cośmy wyżéj powiedzieli, że dzisiejsza krytyka, jest bezskuteczną i bezsilną. Potrzeba jéj koniecznie czegoś co by ją uprawniło, usankcjonowało, na czém by się oparła; bo osobistego widzi mi się nie dosyć nigdy, a tam gdzie się wyrokuje o utworze dla wszystkich przeznaczonym, mało jednego arbitralnego zdania.
Widziémy znowu, że i dawna i nowa krytyka w rozpoznawaniu wartości dzieł, niéma słuszności za sobą. — Sądy jéj unieważnia potomność, i krytyka coraz poprawiać się musi, przystając na wyrok ogółu. Co dziś okrzyczała złém, jutro uwielbione przez wszystkich, dobrém uznać musi, zapominając co mówiła przed chwilą. Dla czegóż więc nie wyrzéc by się indywidualnego zdania, usiłując wniknąć w sąd ogółu i ograniczyć się wyrozumowaniem go, wykładem jego racjonalnym? gdy sąd ogółu (zawsze w miejscu i czasie) jedynie się okazuje sprawiedliwym.
Vox populi vox Dei. Zawsze głos większości oświeconéj potwierdziła potomność; rzadko krytykę indywidualną usankcjonowała przyszłość, przyjmując ją za wyraz swego sposobu widzenia.
Krytykiem więc dzisiaj najsprawiedliwszym i jedynie namaszczonym, nazwę, nie zręcznego budowniczego systematu i tworzyciela ideałów, ale człowieka, co jak każdy inny pisarz narodowy, uznany został przez ogół, za organ jego, co w sobie wyraża usposobienia narodu i czuje jego uczuciem i instynktowie trafia na sądy mass. Takiego tylko krytyka głos i dla pisarza i dla czytelników, będzie ważnym, nauczającym, stanowczym. Odwołać się od niego pod sąd większości nie można, bo całą ma za sobą; walczyć z nim jednemu nie podobna. Indywidualne przekonanie autora o wartości własnego utworu, ustąpić musi zdaniu, które podziela większość. To dla pisarza.
Ogół w duchu sądu rozpoznając swój sąd własny, da się naprowadzić na dalsze jego wynikłości, da się nawet w części sądu swego sprostować, gdy punkt wyjścia krytyka i ogółu jest jeden. To dla czytelników.
Krytyka więc zamiast jak dawniéj opiérać się na prawidłach pewnych, wyciągnionych sztucznie i dość arbitralnie z dzieł uznanych za idealnie doskonałe, dziś winna uznać jedynym prawidłem sąd i smak ogółu; a krytyk co się w urywkach swych niezgadza z sądem ogółu, może być pewien, że błądzi. Odwoływanie się do potomności, bardzo wygodne dla krytyków i pisarzy, dowodzi tylko braku związku między ich czasem a niemi — a zatém zupełną ich nieużyteczność na miejscu i w czasie, w jakiém są.





  1. Ne sutor i t. d.
  2. Nunquam volui populo placere, nam quae ego scio non probat populus, quae probat populus ego nescio. Seneca Epist. XXIX.
  3. Οῑς μἑν ἐγὣ δεινὸς, ὀυχ ὁ νῡν καιρὁς οἷς δέ ὁ νῡν καιρὸς, ὅυν ἐγὣ δεινός Vita Isocrat. Plutarch).
  4. Podobno Tartini.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.