Myślałem, że jest A i że A oznacza,
Że w tej kwestyi zupełnie nie trzeba tłomacza. Wtem słyszę, że właśnie w tej kwestyi
Jakiś Niemiec napisał trzytomowe dzieło...
Biorę... czytam... serce się ścisnęło... Dostaję kongestyi.
Widzę, żem mniemał głupio... Autor dzielnie chłosta
Tych, co dotąd sądzili, że to kwestja prosta. Wskazuje racje,
Które uznać zmuszają w sprawie komplikację.
Za pomocą misternych przesłanek tłomaczy, Że A — B znaczy, A gdy kto chce Może znaczyć c, Że w szeregu słusznych tłomaczeń Ma n znaczeń, Że z tysiąca różnych punktów widzenia A w nie-A się zmienia, Że gdy zważyć pojęcia rozwojowe dzieje, A nie istnieje... A jest Iksem — i A niéma! Ciemno mi przed oczyma, — Na piersi rodzaj zmory Lecz filozof dowodzi, Że i to są pozory... Sprzeczności godzi, Przywraca A istnienie, Szuka, jakie ma znaczenie.
Głowa mi kołuje, lecz czytam uparcie, Pragnąc dojść do prawdy jądra. (Książka djabelnie mądra!)
Wreszcie na przedostatniej, tysiąc ósmej karcie Mrok się rozsnuwa, Prawda się wysuwa, Wychodzim z syllogizmów matni... Na stronicy ostatniej Stwierdzono uczenie I niezaprzeczenie,
Że A jest A i A znaczy...
To jest to, com wiedział bez tłomaczy!...