Naszyjnik królowej (1928)/Tom II/Rozdział XXXIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Naszyjnik królowej
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Wł. Łazarskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Collier de la reine
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XXXIII
SZLACHCIC, KARDYNAŁ I KRÓLOWA

W chwili, kiedy pan de Breteuil wchodził do króla, pan de Charny, blady i wzruszony, kazał prosić królowę o posłuchanie.
Marja Antonina ubierała się, lecz ujrzała przez okno swego buduaru Charny‘ego i rozkazała, aby go przyprowadzono.
Charny wszedł, drżąc cały, ujął rękę królowej i zawołał:
— O pani, jakież nieszczęście! Czy wiesz pani, czego dowiedziałem się przed chwilą?... Czy wiesz, co sobie z ust do ust podają, o czem król może już wie, lub czego lada chwila może dowiedzieć się?
Królową dreszcz przebiegł — pomyślała o owej nocy rozkosznej... może oczy zazdrosne i nieprzyjazne dojrzały ją w parku wersalskim z panem de Charny...
— Mów pan, jestem dość silna — odparła.
— Mówią, że Wasza Królewska Mość kupiła naszyjnik u Bochnera i Bossange‘a.
— Oddałam go — rzekła królowa.
— Posłuchaj pani, mówią, że udawałaś tylko chęć oddania go, gdyż sądziłaś, że będziesz mogła zapłacić, król tymczasem odmówił podpisania czeku, przedstawionego przez pana de Colonne; wtedy udać się miałaś do kogoś po pieniądze, a ten ktoś — to twój kochanek!...
— I pan to powtarzasz? — zapytała królowa z wyrazem bezgranicznej ufności, — niechać mówią, co chcą! Tytuł kochanka jest dla nich obelgą mniej znaczącą, niż tytuł przyjaciela; nasza przyjaźń jednakże jest święta dla nas...
Charny‘ego zastanowiły te słowa, tchnące miłością i przywiązaniem, a płynące wprost z serca szlachetnej kobiety. To zastanawianie się, to milczenie, podwoiło niepokój królowej.
— O czem pan chcesz mówić?... zawołała.
— Pani, racz być uważna, gdyż sprawa wymaga rozmysłu i powagi. Wczoraj byłem z wujem moim panem de Suffren, u jubilerów. Wuj mój przywiózł z lndji brylanty, chciał dowiedzieć się, jaką mają wartość. jubilerzy opowiedzieli naczelnikowi okrętu wojennego wstrętną historję, wymyśloną przez wrogów Waszej Królewskiej Mości. Pani, jestem w rozpaczy! powiedz mi, czy kupiłaś naszyjnik i czy nie zapłaciłaś za niego; lecz nie pozwalaj mi nawet przypuszczać, że pan de Rohan za ciebie zapłacił!
— Pan de Rohan! — powtórzyła królowa.
— Tak jest, pan de Rohan, który uchodzi za kochanka królowej, od którego królowa pożycza pieniędzy... Pan de Rohan, którego nieszczęsny, nazwiskiem Charny, widywał w parku wersalskim, gdy klękał przed królową, gdy całował jej ręce, gdy...
— Panie!... zawołała Marja Antonina — jeżeli wierzysz w takie baśnie, gdy mnie przy tobie niema, najwidoczniej nie kochasz mnie nawet wtedy, gdy jestem...
— O — odparł pan de Charny — nieszczęście przynagla, przybyłem, aby błagać o przysługę!
— Pragnęłabym wiedzieć, jakie jest nieszczęście.
— Takie? — oh, pani, trzeba być bez zmysłów, aby go nie odgadnąć! Jeżeli kardynał odpowiada i płaci za królowe, to ją gubi. Nie mówię tu o śmiertelnym ciosie, jaki zadało panu de Charny zaufanie twoje do pana de Rohan...
— Ależ pan zmysły postradał! — zawołała rozgniewana królowa.
— Nie jestem warjatem, lecz pani jesteś unieszczęśliwiona, zgubiona. Ja, ja sam, widziałem cię w parku... nie mylę się, nie mylę. Dziś poznałem okrutną prawdę! Pan de Rohan chwalić się może...
Królowa ujęła rękę Charny‘ego.
— O człowieku, człowieku bez zmysłów!... zawołała — który wierzysz tylko w zemstę który widzisz cienie, który przypuszczasz niemożliwości! Na litość Boską, nie wierzysz, że jestem niewinna?... O, panie de Charny, jeżeli nie pragniesz mej zguby i mej śmierci, nie mów nigdy że mnie podejrzewasz, lub oddal się, oddal się tak daleko! ażebyś nie mógł usłyszeć hałasu, spowodowanego prze: moją śmierć!
Zrozpaczony Olivier załamywał ręce.
— Racz mnie posłuchać — rzekł jeżeli chcesz, abym oddał ci ogromną przysługę.
— Ogromną przysługę! — zawołała królowa — od pana, który jesteś okrutniejszy dla mnie, aniżeli moi wrogowie! Oni tylko mnie oskarżają, pan zaś, pan mnie podejrzewasz!...
Olivier, przybliżywszy się, ujął ręce królowej.
— Przekonaj się — rzekł — że nie jestem człowiekiem płaczącym i jęczącym w stanowczej chwili. Dziś wieczór byłoby już zapóźno na zrobienie tego, co musimy zrobić... Czy chcesz wyswobodzić mnie z rozpaczy, a siebie z hańby?
— Panie!
— Nie będę wobec śmierci dobierał wyrazów... Jeżeli mnie nie usłuchasz, oboje dziś wieczór żyć przestaniemy: ty umrzesz ze wstydu, mnie zaś zabije widok twego zgonu! Uważaj mnie, pani, jako brata... Wszak potrzebujesz mnie, pani, jako brata... Wszak potrzebujesz pieniędzy na zapłacenie naszyjnika?
— Ależ przysięgam...
— Nie przysięgają jeżeli pragniesz mej miłości. Jeden pozostaje ci sposób do uratowania swojej czci i mojej miłości. Naszyjnik kosztuje 16,100,000 franków... dałaś zadatek, oto jest półtora miljona, weź, proszę. Nie pytaj, lecz bierz i zapłać!
— Sprzedałeś swoje dobra! swoje posiadłości Olivierze!... Jesteś dobry i szlachetny i coraz bardziej pragnę twej miłości. Olivierze, ja cię kocham!
— Przyjmij!
— Nie mogę, choć cię kocham.
— Więc pan Rohan ma zapłacić? Pani, nie wspaniałomyślność twoja... lecz okrucieństwa mnie przygniata... Przyjmiesz pieniądze od kardynała?
— Ależ cóż znowu! jestem królową, panie de Charny, mogę poddanych moich obdarzać miłością i fortuną, lecz nie przyjmuję od nich nic zgoła.
— Więc cóż zrobisz?
— Ty mi to wskażesz! Jak; sądzisz, co myśli pan de Rohan?
— Że jesteś jego metresą.
— Jesteś okrutny, Olivierze! Jak sądzisz, co myślą jubilerzy?
— Myślą, że skoro królowa nie jest w stanie zapłacie, zapłaci za nią pan de Rohan.
— Jak sądzisz, co myśli ogół o sprawie naszyjnika?
— Myśli, że naszyjnik znajduje się u ciebie; że go chowasz aż do czasu, kiedy będzie zapłacony czy to przez kardynała, czy też przez króla, który będzie chciał uniknąć skandalu.
— Dobrze; a teraz, ty, Charny, odpowiedz szczerze: co myślisz o scenach, które widziałeś w parku wersalskim?
— Myślę, że powinnaś mi, Najjaśniejsza Pani, dać dowody swej niewinności — odparł stanowczy szlachcic.
— Książę Ludwik, kardynał de Rohan, wielki jałmużnik Francji! — rozległ się głos na korytarzu.
— Stanie się zadość twemu życzeniu rzekła królowa.
— Przyjmiesz go?
— Chciałam posłać po niego. Wejdź do mego buduaru i drzwi tylko przymknij, abyś mógł słyszeć... Prędko, oto już kardynał.
Przy tych słowach popchnęła pana de Charny do swego pokoju, przymknęła drzwi, i kazała wejść kardynałowi.
Pan de Rohan ukazał się na progu.
Za nim widać było śliczną świtę, której ubrania błyszczały tak samo, jak szaty kardynała.
Pomiędzy tą świtą znajdowali się też Bochner i Bossange, lecz niezbyt dobrze czuli się oni w tych galowych strojach.
Królowa podeszła do kardynała siląc się na uśmiech, lecz ten wkrótce zamarł na jej wargach.
Ludwik de Rohan był poważny, nawet smutny Królowa wskazała mu taburet, lecz kardynał nie usiadł.
— Najjaśniejsza Pani — rzekł, kłaniając się i drżąc cały — miałem kilka ważnych rzeczy do doniesienia, lecz Najjaśniejsza Pani widocznie mnie unika.
— Ja, unikam pana?.. ależ bynajmniej, chciałam nawet posłać po niego.
— Czy jestem sam z Najjaśniejszą Panią?... — zapytał kardynał — czy mogę mówić swobodnie?
— Jaknajswobodniej, kardynale, jesteśmy sami.
Stanowczy głos jej, widocznie przedrzeć się chciał do pokoju, gdzie ukryty był Charny.
— Czy król tu teraz nie wejdzie? — zapytał pan de Rohan.
— Ależ nie bój się pan ani króla, ani nikogo innego — odparła żywo Marja-Antonina.
— O, ja tylko Najjaśniejszej Pani się boję — rzekł głosem wzruszonym kardynał.
— No, to tem bardziej, zresztą nie jestem taka straszna. Mów pan zwięźle, głośno i dobitnie, bo ja lubię szczerość, jeżeli zaś pan będziesz mnie chciał oszczędzać, pomyślę, że nie jesteś człowiekiem honorowym. Żadne gesty niepotrzebne... Mówiono mi, że pan masz pretensje do mnie... proszę, lubię wojnę, w żyłach moich płynie krew nieustraszona... Wszak i u pana również... Co mi pan ma do zarzucenia?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.