Nasi okupanci/Prof. Thullie, lekkomyślny senator

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Nasi okupanci
Wydawca Bibljoteka Boya
Data wyd. 1932
Druk Drukarnia T-wa Polskiej Macierzy Szkolnej
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Prof. Thullie, lekkomyślny senator

NA CZWARTKOWEM posiedzeniu senatu wniesiono następującą interpelację:

Interpelacja sen. Thulliego i kol. do p. ministra spraw wewnętrznych w sprawie koncesji na poradnię zapobiegania ciąży w Warszawie.
»Dowiadujemy się, że komisarz rządu m. st. Warszawy udzielił rzekomo wskutek starań p. Boya-Żeleńskiego i p. Budzińskiej-Tylickiej zezwolenia na otwarcie w Warszawie przy ul. Leszno poradni zapobiegania ciąży.

Jasną jest rzeczą, że zapobieganie ciąży jest tylko eufemizmem dla przerywania ciąży, które jest, wedle obowiązujących ustaw, karalne. Nie potrzeba udowadniać jak otwarcie tego rodzaju poradni szkodliwie wpłynie na moralność publiczną. Zresztą zabiegi, zapobiegające ciąży, odbijają się szkodliwie na organizmie kobiecym tak wedle zdania najpoważniejszych lekarzy jak i wedle statystyki sowieckiej, która wykazuje, że skutkiem takich zabiegów 37% kobiet w Rosji jest bezpłodnych.
Wobec tego zapytujemy p. ministra:
1) czy jest skłonny cofnąć udzielone przez komisarza rządu m. Warszawy zezwolenie na otwarcie poradni zapobiegania ciąży?

2) czy zechce pouczyć podwładne władze polityczne o niedopuszczalności wydawania takich koncesyj?«
Zanim p. minister udzieli odpowiedzi p. senatorowi, pozwolę sobie, jako wciągnięty w dyskusję, odpowiedzieć również kilka słów.

Kwestja regulacji urodzeń (birth-control) i poradni dla zapobiegania ciąży istnieje od lat w wielu krajach Europy; niebardzo więc uchodzi, aby w poważnym senacie mówiono o niej jak o żelaznym wilku i aby rzucano lekkomyślne insynuacje, mocno trącące oszczerstwem. Tak więc: na jakiej zasadzie p. senator Thullie twierdzi, że »jasną jest rzeczą, że zapobieganie ciąży jest tylko eufemizmem dla przerywania ciąży«, gdy notorycznie wiadomą rzeczą jest, że poradnie dla zapobiegania ciąży nic wspólnego z jej przerywaniem nie mają i, wręcz przeciwnie, są najdzielniejszym środkiem w zwalczaniu plagi poronień? A skoro te dwie rzeczy nic z sobą wspólnego nie mają, co ma tu do roboty jakaś mętna i fantazyjna statystyka jakoby sowiecka, wedle której 37% (!) kobiet w Rosji jest bezpłodnych wskutek »takich zabiegów«?!
Poradnie dla zapobiegania ciąży, pod kierunkiem fachowych lekarzy, istnieją oddawna w wielu krajach i działają z niezmiernym pożytkiem. Ograniczają liczbę urodzeń, ale w tej samej proporcji zmniejszają śmiertelność dzieci; stosunki zdrowotne, ekonomiczne i moralne poprawiają się znakomicie. Dlatego w Holandji od paru dziesiątków lat uznano tego rodzaju poradnie oficjalnie jako instytucję użyteczności publicznej. Wydatnie działają poradnie w Skandynawji, mnożą się z każdym dniem w Niemczech i t. d. Bałamutnym słowom p. senatora o »zdaniu najpoważniejszych lekarzy« przeciwstawić można fakt, że w r. 1922 kongres w Londynie przyjął uchwałę lekarzy, z których 161 — na 164 zebranych — uznało regulację urodzeń za najpilniejsze zadanie społeczne. Dn. 28 kwietnia r. 1928 angielska izba lordów wezwała rząd do usunięcia zakazu, który wprzód zabraniał instytucjom społecznym uświadamiania kobiet o metodach chronienia się od ciąży. Odtąd poradnie cieszą się tam poparciem rządu. W r. 1929 wreszcie powszechny zjazd biskupów anglikańskich w Londynie uznał godziwość zapobiegania ciąży, w razie gdy zajście w ciążę będzie »z jakichkolwiek powodów szkodliwe«.
Oto platforma, na której możnaby dyskutować o tej pierwszej w Polsce poradni zapobiegania ciąży; ale w żadnym razie nie może ona być pozorem dla demagogicznych interpelacyj.
Wreszcie jeszcze jedna uwaga. Wiadomą jest rzeczą, że ile jest krajów w Europie, czy regulacja urodzeń jest w nich oficjalnie popierana czy zwalczana, wszędzie jest ona powszechną praktyką t. zw. klas wyższych, bez względu na barwę polityczną. Nigdy nie słyszy się jakoś, aby dyrektor fabryki a nawet profesor politechniki miał ośmioro albo dwanaścioro dzieci, jak to jest aż nazbyt częste u robotnika lub chłopa. Czyżby fizjologja tych klas była inna? Chyba nie: poprostu stosują one zdawiendawna środki zapobiegawcze, których p. Thullie — dziś, w dobie bezrobocia! — chciałby wzbronić najbiedniejszym i najbardziej potrzebującym. Żałuję, że nie jestem senatorem: zaraz postawiłbym wniosek nagły, aby ustalić liczbę potomstwa każdego z pp. interpelantów, oraz zażądać od nich wylegitymowania się z przyczyn, w razie gdyby ta liczba okazała się rażąco szczupła w stosunku do nieograniczonych dążeń rozrodczych matki-natury.

*

Na moją odpowiedź, zamieszczoną w Wiadomościach Literackich oraz w nr. I. K. C. z dnia 2 listopada, replikował znów p. senator Thullie. Ponieważ uważam sprawę za bardzo doniosłą, a usunięcie wszelkich nieporozumień za pożądane, pozwalam sobie wyjaśnić jeszcze raz p. senatorowi co następuje:
Prof. Thullie pisze, że »ponieważ inicjatorem poradni jest p. Boy-Żeleński, który, jak wiadomo, walczy o niekaralność metod przerywania, nie można się obronić wrażeniu, że poradnia ta będzie udzielać rady w myśl zasad p. Boy-Żeleńskiego, tak co do sztucznego zapobiegania, jak i przerywania odpowiednich stanów kobiecych«.
Ubolewać muszę, że p. senator Thullie opiera swą interpelację na »wrażeniach«, podczas gdy bardzo łatwo byłoby w tym celu poinformować się o istotnym stanie rzeczy. Odsyłam w tym celu p. senatora do nowej, umyślnie dla niego napisanej mojej broszury: »Jak skończyć z piekłem kobiet? Rzecz o świadomem macierzyństwie«. Tutaj, nie chcąc nadużywać gościnności dziennika, mogę mu tylko kilka słów odpowiedzieć.
Otóż, walczyć o niekaralność przerywania ciąży, a być zwolennikiem przerywania — to są dwie różne rzeczy. Walczą o niekaralność wszyscy ci — a są między nimi najpoważniejsi prawnicy, społecznicy i lekarze — którzy są przeświadczeni nietylko o bezskuteczności paragrafów, ale i o ich szkodliwości, w tym sensie, że odbierają one kobietom pomoc lekarza, a wydają je na łup pokątnego przemysłu poroniarek z uszczerbkiem ich zdrowia i życia.
Słuszność tego stanowiska uznała nasza Komisja kodyfikacyjna, uwzględniając już w drugiem, ale zwłaszcza w trzeciem czytaniu swego projektu najdalej idące wyjątki od karalności przerywania tego stanu i pozwalając na wykonywanie tego zabiegu lekarzom w razie istotnej potrzeby.
Wszystko to nie zmienia faktu, że uważam — jak wszyscy zresztą — przerywanie ciąży za nader smutną ostateczność, od której trzeba kobiety o ile możności chronić i ratować. Do tego służą przedewszystkiem poradnie dla zapobiegania, działające z pożytkiem w wielu krajach Europy. Gdyby prof. Thullie zapoznał się choćby pobieżnie z dotyczącą literaturą, wiedziałby, że te poradnie nietylko nic wspólnego z przerywaniem ciąży nie mają, ale, wprost przeciwnie, są najskuteczniejszą bronią w walce z plagą poronień.
Wszystko to wyjaśniłem już poprzednio; nie rozumiem zatem, co znaczy powoływanie się na autorytety w sprawie zgubnych skutków przerywania ciąży. Ależ my te zgubne skutki znamy; i dlatego właśnie zakładamy naszą poradnię zapobiegawczą. Autorytety prof. Thulliego nie mogą więc być w żadnym stopniu argumentem przeciw poradniom świadomego macierzyństwa, ale są najdzielniejszym argumentem za poradniami.
Prof. Thullie pisze dalej, że dzieci znacznie lepiej się chowają w licznej rodzinie. Być może, gdy chodzi o rodziny względnie zamożne. Ale nie wiem, jak prof. Thullie zastosuje swój aforyzm w baraku dla bezrobotnych, albo w ciasnej i brudnej izbie, w której gnieździ się po kilka rodzin.
Na zapytanie moje o cyfrę dzieci u pp. interpelantów-senatorów, prof. Thullie legitymuje się, że ma sześcioro dzieci i że wychował je na ludzi. Bardzo pięknie. Ale pozwolę sobie zrobić jedną uwagę. Sześcioro dzieci, to jest bardzo dużo wedle społeczeństwa, ale bardzo mało wedle natury. Środki natury są znacznie większe. Lekarz kasy chorych dr. Kłuszyński opowiada o wypadku, w którym kobieta od siedmnastego roku życia dwadzieścia razy rodziła i roniła bez przerwy. Dr. Rubinraut, lekarz poradni, cytuje pacjentkę 32-letnią, która miała sześcioro (też sześcioro, panie senatorze...) dzieci, z których żyje dwoje, a oprócz tego przeszła 7 poronień z ciężkiemi komplikacjami. A to nie są wyjątki, to jest w ubogiej klasie prawie norma. Znana działaczka amerykańska, Margareta Sanger, w ciągu swej działalności otrzymała paręset tysięcy listów od kobiet; z tych listów ogłosiła 5.000: polecam panu senatorowi tę lekturę. Oto np. kobieta 35-letnia: ośmioro dzieci, trzy poronienia, o 6-tej rano wydoiła 6 krów, o 9-tej urodziła dziecko, najmłodsze ma 9 miesięcy; drży na myśl, że mogłaby jeszcze jedno urodzić. »Gdybym mogła, pisze jedna z korespondentek Margarety Sanger, weszłabym na dach, aby krzyczeć kobietom co mają robić«.
Dla tych właśnie nieszczęśliwych otwieramy naszą poradnię. Niechże pan senator dziękuje Opatrzności, że go pomieściła pośród uprzywilejowanych, ale niech nam w naszej pracy kamieni pod nogi nie ciska.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.