Narodziny Psychy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Żuławski
Tytuł Narodziny Psychy
Pochodzenie Poezje tom II
Wydawca Księgarnia H. Altenberga
Data wyd. 1908
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


NARODZINY PSYCHY.

1897.



Szerokie ujście wąwozu nad morzem. Po obu stronach skały, między któremi ukazuje się niezmierzona płaszczyzna wód. Wąwozem przepływa strumyk, na lewo czarny, głuchy, dziewiczy bór; w dali, na bladem tle nieba, śnieżne czoła szczytów. Księżyc zachodzi za skały; nad morzem szarzeje pierwszy odbłysk zorzy porannej.


NAJADA

Dzień się robi, świta już!
Siostry, siostry, wstać już czas,
czas zaszumieć srebrem fal,
co spienione lecą w dal,
ze skał stoków w ciemny las,
z lasu dalej w głębie mórz!


CHÓR NAJAD

Kto nas budzi, kto nas woła?
wszakże ciemna noc dokoła —
jeszcze nic czas, nie czas wstać!
Świat oddycha jeszcze ciszą,

mgły potoków szmery tłumią;
więc niech fale słodko szumią,
niech nas jeszcze w sen kołyszą —
jeszcze chcemy spać, o! spać...


NAJADA

Wstańcie, wstańcie! dzień już świta!
Patrzcie, w dali ponad morza
już poranna wstaje zorza, —
jak kwiat srebrny dnia — rozkwita!


CHÓR DRYJAD

Kłamie, kłamie!
to miesiąca
blask się łamie,
wodę trąca
i jak zorza
lśni nad morza!
Kłamie, kłamie, —
to miesiąca
blask się łamie,
wodę trąca!


CHÓR NAPOWIETRZNY I DALEKI

Dzień się zbliża!


JEDNA Z CHÓRU NAJAD

Łzy otrząsam z rzęs perłowe,
wznoszę oczy, wznoszę głowę:
gdzież jest zorza, gdzie blask ten?
Ciemno, głucho, — bór szeleści,
strumyk pierś mą pieści, pieści —
ach! tak słodki, słodki sen...


NAJADA

Wstańcie! jasność widzę dzienną!


CHÓR NAJAD

Nam tak senno, senno, senno...


CHÓR DRYJAD

Cień pokrywa lasy, debrze,
ponury, —
w księżycowem bladem srebrze
lśnią góry!
wiatr przez puszczę z świstem leci
tajemną;
dzień daleki — nic nie świeci —
w krąg ciemno!


DRYJADA

Dalej, siostry! czarne kosy
na wiatr rzućmy, — miedzy włosy

księżyc wplecie nam promienie,
srebrne utka nam odzienie —
a wiatr zagra i zaśpiewa,
wtór mu dadzą wszystkie drzewa
szumiące!


CHÓR DRYJAD

Póki gwiazdy lśnią w błękicie,
dla nas życie, dla nas życie!


CHÓR NAPOWIETRZNY

O, słońce!


DRYJADA

Patrzcie, patrzcie! sarna chyża
między dęby błysła, za nią,
za ściganą szybką łanią
pędzi nocnych puszcz dziewica,
pani cieniów i księżyca, —
z burzą dziew swych k’nam się zbliża
Artemis-Selene!


CHÓR DRYJAD

Jeszcze noc! jeszcze noc!


DRYJADA

Patrzcie, patrzcie, księżyc błyszczy
nad jej czołem w sierp wygięty,

chmurą włosów przesłonięty, —
w ręku oszczep warczy, świszczy;
krew po ostrzu ścieka świeża
uszczutego z boru zwierza! —
Artemis-Selene!


CHÓR DRYJAD

Jeszcze noc! jeszcze noc!


CHÓR NAJAD

Siostry, siostry, — chyżo w toń!
oto leci, jak wichura,
krwi i nocnych cieniów córa:
chrońmy przed nią białą skroń!


ORSZAK ARTEMIDY

Ho ho! ho ho! — krew i noc!


JEDNA Z CHÓRU NAJAD

O! słyszycie hasło owe!
O! wnet fale kryształowe
zrumienione krwią popłyną
i tam w morską wodę siną
sączyć będą krew, o! krew...

Znikają w wodzie.

CHÓR DRYJAD

Witaj, pani naszych drzew!


ARTEMIS wpada ze swym orszakiem.

Dalej, chyżo, dziewy moje!
dalej w gon! dalej w gon!
grot niech świszczy, łuk niech warczy;
póki nocy, zwierza starczy
zbieraj plon, zbieraj plon!
Dalej, naprzód, dziewy moje!


ORSZAK ARTEMIDY

Idziem za tobą, wielka Artemi!
pędzim za tobą, burz czarnych siostry, —
a w ręku naszych oszczep lśni ostry —
hej! noc na niebie, a krew na ziemi!


CHÓR NAJAD w wodzie.

O jak strasznie! jak boleśnie!


CHÓR NAPOWIETRZNY

Pierzchną cienie, jasność wskrześnie!


ARTEMIS

Wszystkiem rządzi moja ręka,
niezwalczona moja moc;
cały świat przedemną klęka:
wieczna walka, krew i noc!


DALEKI CHÓR OKEANID

Tam w parowach jeszcze ciemno,
tam na ziemi walka jeszcze, —
lecz po modrych wód płaszczyźnie
wnet się złoty blask prześliźnie;
jakieś rzeźwe, świeże dreszcze
już wstrząsają głąb’ tajemną,
już przeczucie dnia się rodzi —
zorza wschodzi, zorza wschodzi!


ARTEMIS

Sierp księżyca nad mą skronią
srebrny blask rozsiewa w koło!
Hejże dziewy i fauny,
napinajcie cięciw struny;
niechaj zabrzmi śpiew wesoło,
niech ogary zwierza gonią
i wściekłemi szarpią zęby —
a wy echem grajcie, dęby!


ORSZAK ARTEMIDY

Zwierz się zrywa, ptak się zrywa,
warczy oszczep, drży cięciwa!
Dalej naprzód, dalej za nią,
za księżyca krwawą panią!


CHÓR OKEANID

Już promienna wstaje jutrznia
i zwierciedli się na fali;
Eos wstaje, błyska, leci, —
gwiazdy gasną, — blask się nieci
coraz szerzej, coraz dalej...
Wnet złocista słońca włócznia
w niebo strzeli, — przybądź, panie!
przybądź w jasnym swym rydwanie,
O, Fojbos-Apollo!


ORSZAK ARTEMIDY

Co to? co to? tam na wschodzie
jakiś odblask drży na wodzie!


CHÓR NAPOWIETRZNY.

O, Fojbos-Apollo!


ORSZAK ARTEMIDY.

Blask w źrenice nam uderza;
już nie widzim psów ni zwierza!


CHÓR NAJAD

O, Fojbos-Apollo!


CHÓR DUCHÓW GÓRSKICH

Błyszczy świat!
słońca bóg
już z morskiego wstaje łoża!


ARTEMIS

Ha! — to brat
mój i wróg! —


ORSZAK ARTEMIDY

Jasność chyża
mknie po niebie, mknie nad morza!
chroń nas, pani!...


CHÓR NAPOWIETRZNY

Dzień się zbliża!


CHÓR NAJAD

Zorza! zorza! zorza! zorza!


CHÓR PTASZĄT

Już świta! już świta! już świta!
Podlećmy nad dęby, nad sosny,
a hymn nasz świąteczny, radosny
niech zorzę wschodzącą powita!


DALSZY CHÓR PTASZĄT

Już świta!


ARTEMIS

Księżyc blednie nad mem czołem,
cień, jak mgła, ucieka dołem!


CHÓR DRYJAD

Do nas, pani! do nas, pani!
pod liściaste puszcz sklepienie;
tu noc wieczna, wieczne cienie,
tu blask słońca cię nie zrani!
Stare dęby ci zaszumią
i blask dzienny liściem stłumią —
a w noc wieczną, głuchą, czarną,
tylko księżyc z nad twych skroni
będzie kładł na pniaków stosy,
na paprocie, mchy i wrzosy
białe róże, gdy w pogoni
za jeleniem albo sarną
pod liściastym gęstym sklepem
błyśniesz czołem i oszczepem!


ORSZAK ARTEMIDY

Światło! światło! — dalej w puszcze,
niech nas czarne skryją kuszcze!

Wpadają w bór.

NAJADA wychyla się z wody.

Ha! z tententem i hałasem
wpadł już w puszczę orszak krwawy,
wpadł i ginie; echa głuchną;
między drzewa tylko czasem

sierp miesięczny, niby próchno,
błyśnie srebrny i bladawy,
i już gaśnie; gwiazdy gasną;
zorza wstaje — jasno! jasno!


DALEKI CHÓR ORSZAKU ARTEMIDY

Blask nas razi, blask nas goni;
głębiej, głębiej w puszcz pomroki!
niech bór gęsty, bór wysoki
czarnym cieniem nas osłoni!


CHÓR NAJAD

Już zorza się pali,
drży złotem na fali — ,
zabłyśnij, o słońce na niebie! —
W strumyka krysztale,
w wód strojne opale
tęsknimy, tęsknimy do ciebie,
o, Fojbos-Apollo!


CHÓR DRYJAD

Siostry, czas się w drzewach kryć, —
jak mgły nocne, cicho gińmy,
w gąszcz i w puszczę czarną wpłyńmy
w głuchym szumie dębów śnić! Nikną.


CHÓR PTASZĄT

Pierzcha, pierzcha nocny cień!
jasno wszędzie i srebrzyście —
drżą w porannem świetle liście,
dzień! dzień!


DRUGI CHÓR

Świt! Świt!


TRZECI

Cicho! cyt!


CHÓR DRYJAD głuchy i niewidzialny

Idzie, idzie światła wróg
nieugięty, dziki, groźny
król puszcz ciemnych, gór i smug!


CHÓR NAJAD

Powiew jakiś wionął mroźny!


CHÓR DRYJAD GŁUCHY

Już się zbliża
straszny czciciel Artemidy!
Patrz, na drzewcu jego dzidy
wisi martwa łania chyża,
krew z pod skrzepłych sącząc powiek, —

a na barkach jego skóra
zwalonego w puszczy tura!


CHÓR NAPOWIETRZNY

Idzie człowiek!


NAJADA

Chór ptaszęcy nagle zcicha,
milknie ziemia rozpieśniona,
i znów głuszą świat oddycha;
nikną jasne duchów grona,
skrzydłem lecąc w dal motyla —
ha! z ostępu, z borów cienia
jakaś postać się wychyla —
ha! to Człowiek! Niknie we wodzie.


CHÓR NAPOWIETRZNY

Pan stworzenia!


CZŁOWIEK rzuca ubitą łanię na ziemię.

Dnieje — już dnieje, i walka skończona.
Łup mam obfity: łanię-m ubił wielką. —
Dzięki ci, nocy, moja karmicielko!
ty mi jeść dajesz, krzepisz me ramiona,
przez które władam śród ziemskich rubieży!


CHÓR NAPOWIETRZNY

Nie w rąk ścięgnach moc twa leży!
Ona jeszcze śpi w twem łonie,
śpi, jak dziecię, — lecz zbudzona
z czasem cały świat pokona —
a świat w blasku jej rozpłonie,
tęczą w akord się ułoży,
głos z niej biorąc i strój boży!


CZŁOWIEK

Dzień już! Niedźwiedzie i wilki, puszcz sępy,
przed blaskiem w czarne kryją się ostępy —
i mnie czas wytchnąć, czas zażyć spokoju,
nowych sił nabrać do nowego boju!
Gdy ziemię wokół nocny cień zalegnie,
ja jestem panem! Jęczy puszcza głucha
echem walk moich — a wilk z drżeniem słucha,
czy mu gdzie człowiek drogi nie zabiegnie
i z paszczy krwawej nie wydrze zdobyczy!
Ryś się tak chytrze, jako ja, nie skrada,
orzeł na zdobycz tak szybko nie spada,
zraniony bawół tak strasznie nie ryczy,
jak ja! król lasów! Jestem bardzo silny!
zwalczyłem łosia, niedźwiedzia i dzika;
pierzchliwy jeleń daremnie umyka,
gdy go mój pocisk ściga nieomylny;

darmo w ostępie schwytany za rogi
wydrzeć z rąk moich tur się stara srogi!


CHÓR DUCHÓW GÓRSKICH

Złote djademy na śnieżne skronie
słońce nam kładzie, w blasków powodzi
na pierś dziewiczą rzuca nam róże!
Czoła nam błyszczą, pierś nasza płonie;
promienna zorza lśniąca w lazurze
drugą na bieli łon naszych rodzi!
My z góry patrzym za świata końce!
my pierwsze widzim poranne słońce!
O, Fojbos-Apollo!


CZŁOWIEK

Jakiś szum dziwny przeleciał błękitem!
Inaczej w nocy szumią czarne knieje,
gdy wiatr poruszy drzew wyniosłych szczytem!
O! blask się krwawy na gór czoła leje,
niebo się pali w krąg ogromną łuną —
a mgły spadają, parowami suną,
płyną jak rzeka, na bór idą głuchy
i drzewa w białe odziewają puchy...


CHÓR DRYJAD

Z czarnych jaskiń, z głuchych jarów,
gdzie noc wieczna

bezsłoneczna
mrokiem senny kryje parów,
przez wąwozy, przez przepaście
z mgłą się zlewa
cień na drzewa, —
pójdźcie mgły i światło zgaście!


CHÓR OKEANID DALEKI

Jasna tęcza lśni tam w górze,
jasna tęcza skrzy na fali;
zorza wstaje, tonie muska —
w perłach, złocie i w purpurze
fal mieniąca lśni się łuska;
morze płonie, świat się pali,
lśnią gór szczyty, lśnią błękity,
wszędzie ognie, blaski, świty —
O, Fojbos-Apollo!


CZŁOWIEK

We mgle spowite głucho jękły puszcze,
a tam — o morskie piaszczyste wybrzeża
fala kołysząc się, lekko uderza,
po muszlach dzwoni, szeleści i pluszcze,
zda się, coś mówi i płacze i śpiewa, —
ogniem odbitej zorzy brzeg zalewa,
i znów się wraca, odłamki korali
miecąc za sobą — a niebo bezbrzeżne

coraz się szerzej jasną zorzą pali,
coraz złociściej lśnią gór czoła śnieżne...
Świat tak ogromny, a tak pełen gwarów
niezrozumiałych, a zewsząd w me ucho
bijących, pełen niepojętych czarów —
i tylko puszcze jęczą ciągle głucho,
kłócąc się z światem... Co to wszystko znaczy?
ten gwar, te blaski? — W głębi puszcz inaczej!


CHÓR NAPOWIETRZNY

Jeszcześ głuchy na głos świata,
jeszcze twoja myśl nie wzlata
ani serce się nie korzy
na piękności widok bożej;
ale już się zbliża chwila — ,
dziecię światła i piękności,
od poranku i motyla
więcej lotne, słodkie, ciche
w świat uleci z twych wnętrzności —
o, Psyche!


CZŁOWIEK

Wszak mocny jestem, — więc czemuż, gdy oczy
do puszcz cienistej przywykłe pomroczy
zwrócę w ten ogrom świata, na te góry
śnieżne, i wyżej, na niebios lazury,
z morzem się kędyś zlewające w jedno

w bezkreśnej dali, — tęsknotą bezwiedną
pierś mi się wzdyma i drżą mi kolana
i zwisa ręka, co strach siała w boru?...
Świat tak ogromny — zorza tak świetlana —
a ja tak mały śród świata przestworu...
Pierś moja czegoś czeka, czegoś słucha,
braknie jej czegoś...


CHÓR NAPOWIETRZNY

Wskrześ ducha!


CHÓR DRYJAD

O! nie patrz w nieba!
Nocy ci trzeba,
w nocy ty panem
nad ziemskim łanem!
noc — twoje życie!
Zorza w błękicie
oczy twe ślepi:
tu w puszczach lepiej —
pójdź!


CZŁOWIEK

Dziwnie mi szumią te lasy dokoła,
coś woła, zda się, w głąb borów mnie woła...
Straszno mi! Straszno? dzisiaj niedźwiedź szary
na pierś mi skoczył, a jam się nie lękał,

lecz z puszcz mocarzem wziąłem się za bary;
cisnął mnie długo — aż wreszcie zastękał
i legł podemną! Ot — trup łani świeży:
jeleń olbrzymi rannej broniąc łani
gałęzią rogów zmierzył w piersi moje
i biegł, chrapliwy ryk rzucając z krtani —
a jam się nie zląkł! i łania tu leży.
Ta łania... pomnę: małych koźląt dwoje
nad trupem matki beczało żałośnie.
Z tych koźląt dwojga żadne nie dorośnie,
zginą bez matki...


CHÓR DRYJAD

Bój jest wieczny, — zawsze, wszędzie
przed mocniejszym słabszy pada;
zwyciężonym biada, biada!
było tak i jest i będzie...


CZŁOWIEK

Ja byłem głodny — a tak smaczne mięso...
ja byłem silny — silniejszy jak jeleń... Zamyśla się.


CHÓR NAJAD NIEŚMIAŁY

Dziki człowiek zwiesił dłonie
krwią ociekłe i w dal patrzy — —
a mgły tuman coraz rzadszy,
niebo coraz jaśniej płonie!


CZŁOWIEK

Biedne koźlęta... W krwią zroszoną zieleń
skryte tak drżały... Co to? pod mą rzęsą
coś wilgotnego?! — Przeszyta oszczepem
łania na dzieci pojrzała ze łzami;
padła, widziałem, krwią już wrzosy plami,
już martwa — patrzy jeszcze okiem ślepem
na dzieci...


NAJADA w wodzie.

Co to? patrzcie! dziki człowiek,
postrach świata, skłonił głowę,
na pierś skłonił — a perłowe
łzy mu płyną dwie z pod powiek.


CHÓR PTASZĄT

Dziw! dziw!


CHÓR NAJAD.

Dziw! — u ludzi!


CHÓR NAPOWIETRZNY

O, ciesz się ziemio! już się Psyche budzi!


CZŁOWIEK

Znowu ptaszęce chóry się ozwały —
i bór, co w nocy ryki tylko słyszy,

zionie walk echem i jękami dyszy,
teraz dźwięczący, rozśpiewany cały.
Mgła sunie dołem przez mchy i paprocie,
lecz drzew już szczyty lśnią w porannem złocie
i od świeżego listki drżą powiewu —
tak pełne ptasząt, radości i śpiewu!
Czyż to te same czarne, głuche knieje,
kędym ja w nocy śmierć i postrach szerzył,
dusił niedźwiedzie,z turami się mierzył?
Ja! władca puszczy? — Co się ze mną dzieje!


CHÓR NAPOWIETRZNY

Ponad ziemią słońce wschodzi;
drugie — w piersiach twych się rodzi!


CZŁOWIEK

Świat mi się dzisiaj tak innym wydaje,
jakbym raz pierwszy widział niebios stropy,
morza i góry i szumiące gaje
i kwiatów rosą operlone snopy;
i wszystko, dokąd tylko wzrok mój dotrze,
zda się jaśniejsze i świeższe i młodsze — —
a tam — w mej piersi coś stuka, pierś targa,
coś się w niej rodzi i coś kona razem;
skronie mi płoną — a rozwarta warga
niezasłyszanym jakimś drży wyrazem...


CHÓR NAPOWIETRZNY

Błyśnij nim! cała przyroda go czeka!
On bogom równym uczyni człowieka!


CZŁOWIEK

I ja dziś inny na tym innym świecie:
mocniejszy jakiś i wyższy — a przecie
chciałbym coś ściskać, coś tulić w ramiona
i przed czemś na twarz upadać w pokorze...

Słońce wschodzi.

Aa! płomienne rozprysło się zorze, —
kula słoneczna olbrzymia, czerwona,
tęcze przed sobą w niebo śląc, jak gońce,
wybuchła z morza! o! o! o! Zakrywa oczy.


CHÓR NAPOWIETRZNY

O, słońce!


CHÓR DUCHÓW GÓRSKICH

O witaj, słońce! witaj dawco życia!
Niebo i ziemia i woda cię wita!
ptactwo z leśnego wylata ukrycia
i kwiat schylony pod rosą rozkwita,
strumyk srebrzysty w wąwozach szeleści,
łagodny wietrzyk z drzewami się pieści
i świeże wonie leśnych kwiatów niesie

i ptasząt szmery i śpiewy strumyka —
i brzmi dla ciebie, o słońce! muzyka
na łanach, w niebie, po wodach i w lesie!


CHÓR NAPOWIETRZNY

O Panie! z hymnem tym pochwalnym świata,
spraw, niech się zgodny głos człowieczy zbrata!


CHÓR OKEANID

O witaj, słońce! codzień wstajesz jasne,
płyniesz nad ziemią po szerokiem niebie,
ozłacasz łany i w parowy ciasne
patrzysz, gdzie cień się w sennych mgłach kolebie,
muskasz drzew listki, ptaki budzisz śpiewne,
rozbudzasz kwiaty, opromieniasz morze,
kędy się wiatry kołyszą powiewne
i twoje święte zwierciedli się zorze!


CHÓR NAPOWIETRZNY

O Panie! spojrzyj w głąb człeczego łona;
tam dusza tęskni w cieniach uwięziona!


CHÓR NAJAD

O witaj, słońce! jasne i promienne!
przed tobą cienie uciekają senne,
nad tobą tęcza leci po błękicie,

pod tobą pędzi blask przez świat i morza —
o! pochwalone bądź w światła rozkwicie,
chwała ci, chwała, o władco przestworza!


CHÓR NAPOWIETRZNY

O Panie! światło, gdzie spojrzysz, wybucha;
spojrzyj w pierś człeka, wskrześ z niej światłem ducha!


CHÓR CAŁEJ PRZYRODY

Błysło słońce na błękicie;
radość! światło! życie!


CZŁOWIEK wyciąga ręce.

Życie!


CHÓR CAŁEJ PRZYRODY

W słońcu płonie ziemia cała;
panu niebios chwała!


CZŁOWIEK pada na kolana.

Chwała!
O! tyś jest mocarz; ty władca na niebie;
ty król! ty światło! życie! wielbię ciebie!
Ja, com się nie zgiął przed wichrem ni burzą,
ja, com swe barki skórą odział turzą

na znak potęgi, jak stworzenie liche —
cześć ci oddając — przed tobą uklęknę:
o słońce! jesteś... jesteś... jesteś... piękne!

Pada twarzą na ziemię.

CHÓR NAPOWIETRZNY

Psyche!


CHÓR NAJAD

Dreszcz przeleciał świat poranny;
woń się szerzy i dźwięk szklanny!


NAJADA

Nad schylonym — patrzcie! błyska
jakieś światło, — tęcz obręcze
i przejrzyste mgły pajęcze
w przecudnego kształt zjawiska
już się wiążą — — z mgieł przeźrocza
postać rodzi się urocza!


CHÓR NAPOWIETRZNY

O! witaj, światła i piękności dziecię!
o! witaj Psyche! Ciesz się, ciesz się, świecie!


NAJADA

Jasność błyszczy w krąg jej skroni,
z lilij tkana, srebrno-blada —

a przejrzysta mgła opada
i spadając dzwoni, dzwoni...
Dźwięczy, pachnie mgła srebrzysta,
lgnie do kwiatów, lgnie do ziemi,
a ponad nią motylemi
skrzydełkami — jasna, czysta,
słodka, cicha — w takt porusza
narodzona światu Dusza!


CHÓR NAJAD

W słońce białe ręce wznosi
i rozgląda się dokoła, —
a wiatry je pieszczą ciche,
kwiaty przed nią chylą czoła,
ptasząt chór jej piękność głosi!


PSYCHE

O! o!...


CHÓR NAPOWIETRZNY

Cicho, świecie! mówi Psyche!


PSYCHE

Jaki świat piękny! jakie jasne nieba!...


CHÓR NAJAD

Pójdź, najpiękniejsza! - Patrz, jak lśnią tu kwiaty

w perłach strumienia, — zamieszkaj z kwiatami
w nadbrzeżnej fali, tu z nami, tu z nami!


PSYCHE

Nie, nie! Mnie w górę, w górę lecieć trzeba...


CHÓR DUCHÓW GÓRSKICH

Więc do nas, Psyche! Stąd w dale na światy
będziesz się patrzyć, na słoneczne wschody,
na ziemię całą, na bezbrzeżne wody...


PSYCHE

Szerszy gdzieś przestwór nęci mnie i woła...


CHÓR OKEANID

Na morską falę, na bezkreśne tonie
pójdź pływać z wiatrem w jasnych gwiazd koronie,
co lśnić ci będą u białego czoła — !


PSYCHE

O! wszystko tutaj tak piękne i słodkie,
ale mnie wyżej trzeba, w jasne słońce
nad wszystkie kresy i nad wszystkie końce —
a skrzydła moje tak nikłe, tak wiotkie...


CHÓR NAPOWIETRZNY

Tęsknisz, już tęsknisz — ledwo narodzona!

tęsknisz, choć ziemia tak piękna dla ciebie;
tęsknisz i słońca szukasz tam na niebie;
tęsknisz i płaczesz, że twoje ramiona,
w motyle skrzydła ubrane, nie wzniosą
ciebie nad łany kwietne, lśniące rosą —
o dziecię!
O, czekaj, Psyche, blasku córo słodka,
oto ci niebo swoją wolę wieści:
wiele przejść musisz tęsknót i boleści,
aż cię nareszcie święty Eros spotka
i skrzydeł swoich potężnych użyczy,
i w świat uniesie bogów tajemniczy —
o dziecię!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Żuławski.