Najlepszym sędzią król/całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lope de Vega
Tytuł Najlepszym sędzią król
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1881
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Julian Święcicki
Tytuł orygin. El mejor alcalde, el rey
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


Najlepszym Sędzią — Król.






OSOBY:

Sancho.
Don Tello.
Celio.
Julio.
Nuńo.
Elwira.
Felicyana.
Leonora.
Don Alfons VII, król Leonu i Kastylii.
Hrabia don Pedro.
Don Henryk.
Brito.
Fileno.
Pelagiusz.
Służba.
Wieśniacy.

Rzecz dzieje się w Leonie, mieście Galicyi, i jego okolicach.






AKT PIERWSZY.
Wieś nad brzegiem rzeki Sil.
SCENA  I.
Sancho.

Szlachetne Galicyi pola,
Wy, które pod gór tych cieniem.
Oblanych Silu strumieniem,
Żywicie kwiatów tysiące,
Wy ptaki, pieśń zawodzące,
I wolne borów zwierzęta,
Czy kiedy gdzie spotkaliście
Tak wielką miłość jak moja?
Bo nigdzie téż nie istnieje
Pod słońcem dziewczę piękniejsze
Od méj kochanki Elwiry.
Ta miłość, która jéj łaską
Jak sławą szczycić się może,

Zrodziła się z jéj piękności.
Piękności téj nie nie zrówna,
Więc miłość ma niezrównana!
O! słodka moja kochanko,
Ja chciałbym, by piękność twoja
Wzrastając, zwiększała jeszcze
Uczucie moje dla ciebie.
Lecz, piękna ty pastereczko,
Jak twéj urodzie, tak również
Miłości mojéj nic nie brak.
A że cię kocham o tyle,
O ile ty piękną jesteś,
Więc nikt nie kochał potężniéj.
Złożyłaś wczoraj swe stopy
Na piasku białym, przy źródle,
I piasek zmienił się w perły.
A żem ja tych dwu lilijek
Nieszczęsny zobaczyć nie mógł,
Prosiłem lic twoich słońca,
Jasnością olśniewające,
By, dłużéj na tym strumieniu
Spocząwszy, wykrysztaliły
Niejasne wód jego fale.
Bieliznę prałaś, Elwiro,
A ona wciąż była ciemną,
Bo ręce, które ją prały
Jaśniejsze są od bielizny.
Ukryty za kasztanami,
Patrzyłem na ciebie z trwogą,
Gdy miłość oddała tobie
Przepaskę swoję do prania.
Niech teraz świat niebo strzeże,
Bo miłość nie jest już ślepą!...
O! kiedyż dzień ten nastąpi,
Że będę mógł rzec do ciebie:
Elwiro, jesteś już moją!...
Obsypałbym cię darami
I znając wartość twą wielką,
Z dniem każdym czciłbym cię więcéj.
Posiadacz takiego skarbu
Już ceny jego nie zmniejszy!...




SCENA  II.
Elwira, Sancho.
Elwira (na stronie).

Wszak tędy Sancho zstępował,
Pragnienie-ż-by mię zawiodło?!...
Bynajmniej!... jego to widzę;
Wskazała mi go ma dusza.
Na strumień patrzy, przy którym
Na twarz mą wczoraj spoglądał.
Czy myśli, że się tu cień mój
Pozostał, gdym zagniewana
Uciekła, widząc, że twarz mą
Pochłaniał w źwierciedle wody!...

(Do Sancha.)

I czego szukasz daremnie
W strumienia tego krysztale?...
Czy możeś znalazł korale
Zgubione tutaj przeze mnie?...

Sancho.

O nie to!... siebie ja szukam,
Bom na téj zgubił się fali,
Lecz zguba już znaleziona:
W Elwirze siebie znajduję.

Elwira.

Myślałam, że mi pomożesz
Odszukać moje korale!...

Sancho.

Mam szukać to, co posiadasz?
Ty chyba żartujesz ze mnie;
Znalazłem już twoję zgubę.

Elwira.

I gdzie téż?...

Sancho.

Na ustach twoich,
Gdzie perłom za orszak służą.

Elwira.

Idź sobie!...

Sancho.

Zawsześ niewdzięczna!..
I zawsze nieczuła dla mnie!...

Elwira.

Zbyt śmiały jesteś, mój Sancho,
Cóż więcéj mógłbyś uczynić,
Zostawszy mym narzeczonym?

Sancho.

Że nim nie jestem, któż winien?

Elwira.

Ty, Sancho!

Sancho.

Co? ja? Broń Boże!
Już nieraz do dna ci serce
Rozwarłem — a tyś milczała.

Elwira.

Czyś lepszéj mógł nad milczenie
Pożądać dziś odpowiedzi?!

Sancho.

Oboje winni jesteśmy!

Elwira.

Nie zbywa ci na rozsądku,
A nie wiesz, że my kobiety
Umiemy mówić milczeniem
I zgadzać się odmówieniem.
I czułość naszę i niechęć
Z pozoru darmo-byś sądził,
Lecz miarę stosuj odwrotną!

Sancho.

To dobrze, czy mogę prosić
O rękę twą — milczysz, droga?
Zezwalasz więc... wyśmienicie!

Elwira.

Lecz nie mów ojcu mojemu,
Że związku tego ja pragnę.

Sancho.

Nadchodzi...

Elwira.

Po-za tém drzewem
Doczekam końca rozmowy!

Sancho.

O nieba! czy nas połączy?!
Odmowy przeżyć-bym nie mógł.

(Elwira kryje się.)



SCENA  III.
Nuńo, Pelagiusz — Sancho zdala od nich.
Nuńo (do Pelagiusza).

W ten sposób służbę swą pełnisz,
Że muszę chyba poszukać
Człowieka, któryby oko
Baczniejsze miał na te brzegi.
Doświadczasz może przykrości
W mym domu.

Pelagiusz.

Bóg raczy wiedziéć.

Nuńo.

Dziś więc twa służba się kończy,
Wszak służba to nie małżeństwo!

Pelagiusz.

A właśnie to mię zniechęca!

Nuńo.

Codziennie jakiś wieprz ginie.

Pelagiusz.

Gdy strażnik głowę utracił,
Inaczéj być już nie może.
Ot wiecie... jabym się pragnął
Ustalić...

Nuńo.

Mów prędzéj, ale
Bodajbym nie był zmuszony
Twem głupstwem...

Pelagiusz.

To nie tak łatwo
Wyjaśnić...

Nuńo.

Słuchać tém trudniéj.

Pelagiusz.

Ot wczoraj, kiedym wychodził,
Elwira wyrzekła do mnie:
„O, wieprze twe, Pelagiuszu
Są tłuste!“

Nuńo.

I cóżeś na to
Powiedział?

Pelagiusz.

Amen, jak mówi
Zakrystyan.

Nuńo.

Lecz cóż to znaczy?

Pelagiusz.

I pan nie zgadniesz?

Nuńo.

Nie mogę.

Pelagiusz.

Więc muszę jaśniéj wyłożyć.

Sancho (na stronie).

O gdybyś się już oddalił!

Pelagiusz.

Komplement jéj więc dowodzi,
Że za mnie wyjść-by pragnęła.

Nuńo.

O Stwórco!...

Pelagiusz.

Nie gniewaj się pan!
Nie mówię tego w złéj chęci.

Nuńo (spostrzegając Sancha).

O Sancho!... czekałeś tutaj?...

Sancho.

Tak, chciałbym z wami pomówić.

Nuńo.

Mów proszę — a ty zaczekaj.

(Odchodzą na bok).
Sancho.

Rodzice moi, jak wiecie,
Choć nie bogaci wieśniacy,
Lecz znani są z uczciwości.

Pelagiusz.

Mój Sancho, tyś nie nowicyusz
W miłości, wytłómacz-że mi:
Czy skoro panna bogata,
Świeżemu jak róża chłopcu,
„Twe wieprze — powie — są tłuste“
Nie jest-to dowód, że pragnie
Wziąć tego chłopca za męża?

Sancho.

Komplement małżeństwo wróży.

Nuńo.

A precz ztąd, bydlę!

Sancho.

Nazwisko
Poznawszy ojców i zacność,
Nie sądzę, byś miłość moję
Za krzywdę sobie uważał.
Elwirę kocham nad życie!...

Pelagiusz.

Jest inny pastuch, którego
Wieprzaki tak są wychudłe,
Jak mięso w dymie wyschnięte,
Lecz gdy ja trzodę prowadzę...

Nuńo.

Tyś jeszcze tutaj, bałwanie!...

Pelagiusz.

O wieprzach, nie o Elwirze
Rozmawiam...

Sancho.

Znasz teraz, panie,
Mą miłość...

Pelagiusz.

Znasz teraz, panie,
Komplement jéj...

Nuńo.

Takie zwierzę
I w Indyach nawet jest rzadkie!

Sancho.

Racz zgodzić się na nasz związek.

Pelagiusz.

Ot właśnie mam tu prosiaczka...

Nuńo.

Ten bałwan głowę mi zaćmił.
Elwira chce tego?

Sancho.

Chętnie,
Bym mówił z tobą, przystała.

Nuńo.

Zaszczyca ją to uczucie,
Bo umie cenić twe cnoty
I wie, żeś godzien seniory.

Pelagiusz.

O! gdybym miał sześć prosiątek

I z nich się doczekał dzieci,
Niedługo zostałbym panem!

Nuńo.

Pasterzem jesteś Don Tella,
Możnego pana téj ziemi,
W Galicyi... ba! daléj nawet
Z potęgi swojéj znanego.
Zamiary wyznać mu swoje
Należy, gdyś jego sługą.
A zresztą ten bogacz hojny
Bydełka tobie dać może.
Elwiry wiano zbyt małe:
Ta chata, źle zbudowana,
Zczerniała całkiem od dymu,
Tu-owdzie kawałki pola,
Kasztanów coś ze dwanaście,
To wszystko nic — jeśli pan twój
Nie zechce przyjść ci z pomocą!

Sancho.

O nie wątp o méj miłości!

Pelagiusz (na stronie).

Więc on Elwirę zaślubi!
To i ja miłość swą zmienię!

Sancho.

Dla tego, kto wdzięk jéj ceni
Cóż nad tę piękność droższego?
Ja do tych ludzi należę,
Dla których cnota posagiem...

Nuńo.

Nie szkodzi powiedziéć panu
I prosić o jaką łaskę,
Don Tello i siostra jego,
Życzliwie pokłon twój przyjmą.

Sancho.

Z przykrością pójdę, lecz skoro
Tak chcecie — niech i tak będzie!

Nuńo.

Niech Stwórca ci błogosławi
I liczném darzy potomstwem!
Pelagiusz niech idzie ze mną.

Pelagiusz.

Jak mogłeś mu pan Elwirę
Obiecać i przy mnie jeszcze?...

Nuńo.

Czyż Sancho nie jest jéj godzien?

Pelagiusz.

Co prawda, to więcéj ze mnie
Pożytku miałbyś, mój panie,
Co miesiąc dałbym ci wnuka!

(Odchodzą Nuńo i Pelagiusz.)



SCENA  IV.
Sancho — potém Elwira.
Sancho.

Pójdź prędko — pójdź ukochana,
Elwiro, gwiazdeczko moja.

Elwira (na stronie).

O Boże, jak są w miłości
Okropne czekania chwile.
Nadzieje wszystkie méj duszy
Na włosku wisieć się zdają.

Sancho.

Twój ojciec mówi, że dawniéj
Don Tella przyrzekł cię słudze.
Okropna losu odmiana!

Elwira.

Niestety! słusznie-m widziała
Nadzieje swoje na włosku!
Mój ojciec żeni mię z giermkiem...
Ja umrę... ja nie przeżyję!...
Ty luby zostań na świecie,
Ja muszę sobie śmierć zadać!

Sancho.

To żart był, droga Elwiro,
Wszak z oczu mych szczęście tryska.
Twój ojciec zgodził się zaraz
I „tak“ powtarzał bez końca.

Elwira.

Nie ciebie-m ja żałowała,
Lecz tego, że do pałacu
Iść trzeba, boć wychowana
W lepiance nieraz-bym może
Tęsknoty żywéj doznała...
To przecież jasne, mój bracie.

Sancho.

A ja się głupiec łudziłem...
Pozostań przy życiu, droga,
Ja muszę śmierć sobie zadać!
O droga moja Elwiro,
Jak srodze Sancha zawiodłaś!

Elwira

To żart był, Sancho kochany,
Ma miłość i jéj nadzieje
Dać ci tę lekcyę kazały.
Bo przecież kochać i mścić się
Zadanie to jest miłości.

Sancho.

Więc jestem twym narzeczonym?

Elwira.

Wszak twierdzisz, że rzecz skończona.

Sancho.

Twój ojciec radził mi jeszcze,
Choć o to go nie prosiłem,
Ażebym do swego pana,
Możnego władcy téj ziemi,
Po łaskę udał się jaką.
I chociaż dla mnie Elwira,
Jest skarbem największym w świecie,
Lecz Nuńo twierdzi, że-m winien
Krok taki panu swojemu.
Wszak stary on i rozumny,
A wreszcie twoim jest ojcem,
Więc trzeba słuchać rad jego.
Bądź zdrowa, pójdę do pana.

Elwira.

Na powrót twój czekać będę.

Sancho.

Oj gdyby mię téż ci państwo
Darami wzbogacić chcieli!

Elwira.

O ślubie powiedz — to dosyć.

Sancho.

Ja-m duszę i życie całe
W twe rączki złożył śliczniutkie,
Czy jednę z nich mi darujesz?

Elwira.

Nazawsze, bierz ją kochany.

Sancho.

O! teraz, gdym pan téj ręki,
Cóż dla mnie znaczy fortuna!...

(Wychodzą.)



SCENA  V.
Dziedziniec przed zamkiem Don Tella w Galicyi.
Don Tello w stroju myśliwskim, Celio i Julio.
Tello.

A weź-no ten oszczep, Celio.

Celio.

Wybornie się ubawiłeś.

Julio.

Bo łowy téż wyśmienite!...

Tello.

Tak piękne pole, że nawet
Sam widok licznych barw jego
Raduje...

Celio.

Z jakąż rozkoszą
Strumienie śpieszą się bystre,
By stopy kwiatków całować.

Tello.

Spraw, Celio, psom ucztę hojną.

Celio.

Zdeptały one nie żartem
Urwiste skał tych wierzchołki!

Julio.

Psy dzielne!

Celio.

Florisel przecie
Najlepszy pies w całym kraju!

Tello.

Galaor téż nieostatni.

Julio.

Kot mu się żaden nie wymknie.

Celio.

Seniora już powrót brata
Odgadła.




SCENA  VI.
Ciż sami — Felicyana.
Tello.

Ileż miłości
Siostrzyczka mi okazuje!
Niewdzięcznym brat być nie umie.

Felicyana.

Więc kocham go téż tak bardzo,
Że kiedy jest po za domem,
To wszystko mię niepokoi.
Snu nie mam ni wypoczynku
I wówczas zając lub królik
Wydaje mi się potworem.

Tello.

W Galicyi górach, siostrzyczko,
Drapieżnych zwierząt, niestety,
Napotkać trudno. Czasami
Dzik tylko z leśnéj gęstwiny
Wybiegnie i przy rumaku
Strwożonym psy rozszarpuje,
Swéj zemście wtedy kres kładąc,
Gdy piana jego paszczęki
Krwią ofiar się zrumieniła!...
Czasami niedźwiedź się zjawia,
W myśliwca godząc tak wściekle,
Że często człowiek i bestya
Na ziemię walą się społem.
Lecz nasze łowy zwyczajne
Tak skromne, choć rozmaite,
Nie grożą niebezpieczeństwem.
Ta godna szlachty i książąt
Rozrywka do walk zaprawia,
Orężem władać przyucza
I ciało trudem hartuje!

Felicyana.

Pojąwszy żonę, przestaniesz
Zakłócać strachem pierś moję.

Tello.

Zbyt wielkie mam posiadłości,
Bym równą sobie tu znalazł.

Felicyana.

Wszak mógłbyś i w wyższych sferach
Poszukać godnéj małżonki!...

Tello.

Czy może chcesz mi wyrzucać,
Żem ciebie za mąż nie wydał?

Felicyana.

Przysięgam, że jesteś w błędzie,
Twe szczęście mam na widoku!




SCENA  VII.
Ciż sami — Sancho i Pelagiusz za bramą.
Pelagiusz (do Sancha).

Wejdź, samych widzę, nikt teraz
Nie będzie wam tu przeszkadzał.

Sancho.

Masz słuszność... domowi tylko.

Pelagiusz.

Zobaczysz, czém cię obdarzą!

Sancho.

Wypełnię swój obowiązek.

(Wchodzą na dziedziniec.)

Szlachetny, czcigodny panie
I piękna panno Felicyo,
Panowie téj ziemi, która
Tak kocha was zasłużenie...
Pozwólcie niech stopy wasze
Stróż pańskich trzód ucałuje...
Zajęcie to bardzo nizkie,
Lecz w naszéj Galicyi przecież
Krew ludu tak jest szlachetna,
Iż biedny tém się jedynie
Od panów różni — że służy!
Jam biedny i wy mię pewno
Nie znacie, boć sto trzydzieści
Swym chlebem rodzin karmicie.
Na łowach tylko być mogłem
Widziany nieraz przez pana.

Tello.

W istocie... podobasz mi się

I chciałbym chętnie dla ciebie
Coś zrobić...

Sancho.

Za tyle łaski
Całuję, panie, twe stopy.

Tello.

Chcesz czego?

Sancho.

O zacny panie!...
Z szybkością lata mijają,
Jak gdyby na pocztę śmierci
Z listami spiesznie pędziły!
Jesteśmy jak na popasie:
Wieczorem życie — śmierć rano!
Sam jestem — ojciec, człek zacny,
Na służbie nigdy nie bywał.
Gdy ród mój ze mną się kończy,
Więc pragnę w związki wejść ślubne,
Z dziewczyną zacności pełną,
A córką Nuńa d’Ajbara.
Choć zagon orze ubogi,
Lecz herby nad drzwiami jego
Są jeszcze, a w biednéj chacie
Lanc kilka z dalekich czasów!
To właśnie — i wdzięk Elwiry
(Bo tak méj dziewce na imię)
Mnie skłania... panna przystaje...
Jéj ojciec również się zgadza,
Na wolę pana czekając.
„Pan — mówił do mnie dziś rano —
Powinien wiedzieć o wszystkiém,
Co dzieje się pośród jego
Wasalów, czy to ubogich,
Czy choćby i najmożniejszych.
A wielce królowie błądzą,
Zwyczajów tych nie pilnując.“
Posłuszny radzie, przychodzę
O ślubie swoim zdać sprawę.

Tello.

Ma rozum Nuńo i radę
Wyborną dał ci. — Mój Celio...

Celio.

Seniorze...

Tello.

Dasz krów dwadzieścia
I setkę owiec Sanchowi,
Którego ślub ja i siostra
Zaszczycim swą obecnością.

Sancho.

O panie, tak wielka łaska!

Pelagiusz.

Tak wielka łaska, o panie!...

Sancho.

I dary takie bogate!

Pelagiusz.

I takie bogate dary!

Sancho.

Szlachetność rzadka...

Pelagiusz.

O rzadka
Szlachetność...

Sancho.

Zaszczyt wysoki!

Pelagiusz.

Wysoki zaszczyt!

Sancho.

O święta
Pobożność!

Pelagiusz.

Pobożność święta!

Tello.

Kto jest ten towarzysz, który
Jak echo za tobą wtórzy?

Pelagiusz.

Ten jestem, co jego słowa
Na wywrót wszystkie powtarza!

Sancho.

To pasterz Nuńa, seniorze...

Pelagiusz.

Ot krótko mówiąc, jam jego
Cudowném dzieciątkiem.

Tello.

Jakto?

Pelagiusz.

Wieprzaków strzegę. I ja téż
Przyszedłem prosić o łaskę.

Tello.

A ty się z kim żenisz?

Pelagiusz.

Z nikim
Na ten raz... lecz jeśli dyabeł
Mnie skusi, to przyjdę także
Poprosić was o barany!...
Astrolog mi w Salamance
Powiedział, bym strzegł się wody
I byków, więc od téj chwili,
Z obawy niebezpieczeństwa,
Nie żenię się i nie piję.

Felicyana.

Zabawny człowiek...

Tello.

Z humorem!

Felicyana.

Bądź zdrów, mój Sancho. A Celio
Niech każe odesłać bydło,
Przez brata mu darowane.

Sancho.

Mój język wiecznie was państwo
Wysławiać będzie.

Tello.

I kiedyż
Wesele?

Sancho.

Miłość mię nagli,
By odbyć je dziś wieczorem.

Tello.

Już bledną słońca promienie,
Już wpośród złotych obłoków
Pośpiesza ku zachodowi.
Idź uprzedź grono weselne,
Że ja tam z siostrą przybędę.

(Do Celia.)

Karetę niech przygotują.

Sancho.

Me serce i usta moje
Do śmierci wielbić was będą.

(Wychodzi.)



SCENA  VIII.
Felicyana.

Więc ty się nie chcesz ożenić?

Pelagiusz.

Ja, pani, byłbym zaślubił
Kochankę jego, pasterkę
W Galicyi najpowabniejszą,
Lecz wiedząc, że prosiąt strzegę,
Uważa mię za prosiaka...

Felicyana.

Jest więc, jak widzę, rozumna!...

Pelagiusz.

Toć wszyscy czegoś, senioro
Strzeżemy.

Felicyana.

Naprzykład?

Pelagiusz.

Czego
Rodzice strzedz nam kazali...

(Wychodzi.)



SCENA  IX.
Don Tello, Felicyana, Celio, Juliusz.
Felicyana.

Zabawił mię ten półgłówek.

Celio (do Tella).

Gdy odszedł już ów poczciwiec,
Którego mowa nie głupia,
Czas wyznać, że ta Elwira
Jest dziewką tak urodziwą,
Jak żadna w całéj Galicyi!
Że lica, kibić jéj, rozum
I cnoty — najgodniejszego
Hidalga zwyciężyć mogą.

Felicyana.

Tak piękna, mówisz?

Celio.

Jak anioł!

Tello.

Namiętność przez twoje usta
Przemawia.

Celio.

Kochałem się w niéj,
Lecz w słowach mych prawda szczera.

Tello.

Są, przyznam, wieśniaczki, które
Bez strojów i bez bielidła
Zwracają oczy ku sobie
I duszę zniewolić mogą;
Lecz takie są pogardliwe,
Że nudzą mię ich wzdragania!

Felicyana.

Przeciwnie, broniąc, się mężnie,
Godniejsze są czci prawdziwéj.

(Wychodzi.)



SCENA  X.
Pokój w domu Nuńa.
Nuńo, Sancho.
Nuńo.

Więc tak cię przyjął Don Tello?

Sancho.

I tak mi mówił, seniorze.

Nuńo.

Zaiste taki czyn piękny,
Jest godzien wielkiego pana.

Sancho.

Jak mówię, kazał mię bydłem
Obdarzyć.

Nuńo.

Wieki niech żyje!

Sancho.

Lecz chociaż dar to królewski,
Ja bardziéj cenię ten zaszczyt,
Że ojcem ślubnym mi będzie[1].

Nuńo.

Czy z siostrą przybyć obiecał?

Sancho.

A jakże.

Nuńo.

Chyba ich niebo
Dobrocią taką natchnęło.

Sancho.

Szlachetni-to są panowie!

Nuńo.

O! chciałbym, żeby ten domek,
Na takich gości przybycie,
W pałace mógł się zamienić!

Sancho.

To fraszka; gościnność nasza
Te ciasne kąty rozszerzy,
Lecz oto już przybywają!

Nuńo.

Nie dobrą-ż dałem ci radę?

Sancho.

W don Tellu spotkałem pana
Ze wszech miar doskonałego,
Gdyż umie szlachetność swoję
Nie tylko stwierdzić darami,
Lecz dając — uczcić potrafi.
Niech panem ten się nie zowie,
Kto swoich dobrodziejstw nie chce
Połączyć z delikatnością!

Nuńo.

Dwadzieścia krówek, sto owiec,
Toż będzie piękny majątek,
Gdy z wiosną tak wielkie stado
Na łąki Silu sprowadzisz!
Za tyle łask, niechaj pan Bóg
Stokrotnie Tella nagrodzi!

Sancho.

Elwiry nie ma, seniorze?

Nuńo.

Strój ślubny ją zatrzymuje.

Sancho.

Jéj postać sama wystarcza...
Dla téj, co błyszczy jak słońce,
Zbyteczny strój i fryzura!

Nuńo.

Twa miłość nie jest mieszczańska.

Sancho.

Przy niéj mieć będę, seniorze,
Pasterza stałość, wdzięk dworski.

Nuńo.

Nie może kochać prawdziwie,
Kto głowy rozumnéj nie ma,
Bo miłość wtedy jest wielka,
Gdy się jéj ważność odczuwa.
Żeś takim — cieszę się bardzo.
Zawołaj ludzi, bo pragnę,
Ażeby rycerz ten poznał,
Czém jestem lub choć czém byłem.

Sancho.

Już państwo jadą, a z niemi
I ludzie nasi zdążają.
Elwirze powiedz, niech włosy
Porzuci, a przyjdzie prędzéj.




SCENA  XI.
Ciż sami oraz Don Tello ze służbą. Pelagiusz, Joanna, Leonora i wieśniacy.
Tello.

Gdzie moja siostra?

Joanna.

Odeszła
Do panny młodéj.

Sancho.

Seniorze...

Tello.

A Sancho?

Sancho.

Byłbym waryatem
Mniemając, że jestem w stanie
Mą wdzięczność okazać panu
Za tyle łaski.

Tello.

Gdzie teść twój?

Nuńo.

Tu... zaszczyt, który go spotkał,
Dni starca krótkie przedłuży.

Tello.

Uściskaj mnie.

Nuńo.

Chciałbym z serca,
Ażeby dom ten był światem,
A władcą jego — ty, panie.

Tello (do Joanny).

Twe imię, piękna pasterko?

Pelagiusz.

Pelagiusz.

Tello.

Nie ciebie pytam.

Pelagiusz.

Myślałem, że mnie.

Joanna.

Joanna.

Tello.

Ponętna!...

Pelagiusz.

O! pan jéj nie znasz!
Gdy chłopiec zechce ją szczypnąć
Tak w łeb warząchwią dostanie,
Że aż mu w ślepiach zaświeci.
Gdym raz się zbliżył do garnka,
Przez miesiąc to pamiętałem.

Tello (do Leonory).

A twoje imię?

Pelagiusz.

Pelagiusz.

Tello.

Nie ciebie pytam.

Pelagiusz.

Myślałem...

Tello.

Swe imię powiedz, dziewczyno.

Leonora.

Ja, panie, Eleonora.

Pelagiusz (na stronie).

O młode dziewczyny pyta,
O chłopcach ani słóweczka.

(Głośno.)

Ja, panie, jestem Pelagiusz.

Tello.

Czy jesteś czém dla tych dziewczyn?

Pelagiusz.

Tak panie, jestem świniarkiem.

Tello.

Czyś mężem, pytam, lub bratem?

Nuńo.

To bydlę!...

Sancho.

Nic nie rozumie.

Pelagiusz.

Bo tak mię matka stworzyła.

Sancho.

Elwira z matką swą ślubną.




SCENA  XII.
Ci sami — Felicyana i Elwira.
Felicyana. (do brata).

Twéj łaski godni są wszyscy,
Szczęśliwi panowie, którzy
Wasalów takich mieć mogą.

Tello.

Masz słuszność. Piękna dziewczyna!

Felicyana.

Prześliczna!

Elwira.

Wstyd budzi trwogę,
Bo pierwszy raz mam sposobność
Oglądać tak godnych panów.

Nuńo.

Siąść raczcie państwo w méj chacie.

Tello (na stronie).

Piękniejszéj nigdym nie widział,
Wszak boska ta doskonałość —
Nad wszelkie wyższa pochwały!
Szczęśliwy człowiek, którego
Los takim skarbem obdarzy.

Felicyana.

Mój bracie, pozwól niech Sancho
Usiądzie.

Tello.

Siadaj.

Sancho.

Nie, panie.

Tello.

Siądź, Sancho.

Sancho.

Ja wobec pana?!

Felicyana.

Twe miejsce przy narzeczonéj;
Nikt tego ci nie zaprzeczy!

Tello (na stronie).

Czyż mogłem śnić, że na ziemi
Jest piękność tak doskonała!

Pelagiusz.

A ja téż gdzie usiąść mogę?

Nuńo.

W oborze — tam twoja uczta!

Tello (na stronie).

Na Boga, ogień mię trawi!

(Głośno.)

Jak pannie młodéj na imię?

Pelagiusz.

Pelagiusz...

Nuńo.

Czy będziesz milczał?
Do kobiet pan mówi, przecie
Tyś nie jest kobietą. Panie!
Méj córce imię Elwira.

Tello.

Na honor piękna Elwira!
I godna, dla wdzięków swoich,
Młodzieńca z lepszego stanu.

Nuńo.

Do tańca... daléj dziewczyny!

Tello (na stronie).

To piękność zachwycająca!

Nuńo.

Nim proboszcz przyjdzie, zatańczcie.

Joanna.

Już proboszcz przyszedł.

Tello.

Idź powiédz,
Niech tu nie wchodzi.

(Na stronie.)

O! zmysłów
Pozbawi mię ta dziewczyna!

Sancho.

Dlaczego?

Tello.

Gdyż bardzo pragnę,
Poznawszy was dziś dokładniéj,
Wesele świetném uczynić.

Sancho.

Ja nic już dzisiaj nie pragnę,
Prócz ślubu z moją Elwirą.

Tello.

Do jutra ślub ten odłóżmy!

Sancho.

Ty szczęście moje, seniorze,
Opóźniasz; patrz na mą trwogę
Wypadek najlichszy może
Pozbawić mię mego skarbu.
Jeżelić mędrcy nie kłamią,
To wierzyć trzeba, że słońce
Nowiny światu przynosi.
Któż zgadnie, czém nas obdarzy
Poranek dnia jutrzejszego!

Tello (na stronie).

Stan ducha mego okropny.

(Głośno do Felicyany.)

Pragnąłem ślub ten uświetnić,
A głupiec Sancho brutalnie
Odpycha moję życzliwość,
Wyprowadź córkę swą, Nuno
I noc tę spoczywaj jeszcze!

(Don Tello wychodzi z Felicyaną i z orszakiem.)
Nuńo.

Twa wola spełni się, panie.

(Na stronie.)

O! to już niesprawiedliwe...
I czego Tello się gniewa?

Elwira (na stronie).

Ja na to nic nie mówiłam,
Bo skromność nie pozwalała.

Nuńo (do narzeczonych).

Zamiarów jego nie zgadnę,
Co zrobić pragnie — ja nie wiem,
Jest panem!... Żałuję tylko,
Że wchodził do mego domu.

(Odchodzi.)
Sancho.

Ja-m jeszcze bardziéj zgnębiony,
Choć tego nie widać po mnie.

Pelagiusz.

Więc dzisiaj ślubu nie będzie?

Joanna.

Niestety!

Pelagiusz.

Czemu?

Joanna.

Pan nie chce,

Pelagiusz.

Czyż może Tello zabraniać?

Joanna.

Widocznie, skoro zabronił.

(Wychodzi z Pelagiuszem, Leonorą i wieśniakami.)
Sancho.

Elwiro moja!

Elwira.

O Sancho,
Ja-m nie do szczęścia stworzona!

Sancho.

Co myśli zrobić don Tello,
Że ślub do jutra odkłada?

Elwira.

Któż zgadnie jego zamiary!

(Na stronie.)

A jednak zrobić coś pragnie!

Sancho.

Noc dzisiaj dla mnie okropna!

Elwira.

Wszak jesteś, Sancho, mym mężem,
Więc przybądź do mnie téj nocy!

Sancho.

Zostawisz więc drzwi otwarte?

Elwira.

I owszem.

Sancho.

Tą obietnicą
Od śmierci bronisz mię, droga.

Elwira.

I jabym z tobą umarła.

Sancho.

Ksiądz proboszcz (cura) nie wszedł do chaty.

Elwira.

Don Tello wejścia mu wzbronił.

Sancho.

Jeżeli przyjmiesz mię dzisiaj
Zapomnę o tém nieszczęściu;
Bo miłość dobrem lekarstwem (cura)
Na rany, które zadaje.

(Wychodzą.)



SCENA  XIII.
Ulica, przy której stoi dom Nuńa.
Don Tello, Celio, służba.
Tello.

Czy dobrze zrozumieliście?

Celio.

Do tego nie trzeba wcale
Rozumu zbyt subtelnego.

Tello.

Więc wejdźcie! starzec z Elwirą
W téj porze sami być muszą.

Celio.

O! wszyscy się już rozeszli,
Niechętni, że ślub przerwany.

Tello.

Miłości krok ten zawdzięczam,
Znosiłem zazdrości mękę
Na widok tego bałwana,
Któremu los miał powierzyć

Tę piękność dla mnie stworzoną.
Gdy się już znudzę dziewczyną,
Ha! wtedy niech ją zaślubi!
Obdarzę go trzodą, złotem,
I będzie żył z nią szczęśliwy,
Jak tylu jemu podobnych!
Potężny jestem i pragnę,
Nim Sancho dziewczę zaślubi,
Skorzystać szybko z méj władzy.
Więc daléj... nałóżcie maski!

Celio.

Zastukać?

Tello.

Tak!

Celio (zastukawszy).

Otwierają!




SCENA  XIV.
Elwira, Don Tello, Celio i służba w maskach, potém Nuńo.
Elwira.

Wejdź, Sancho, mój ukochany!

Celio.

Elwira?

Elwira.

Tak!

Celio.

W samę porę.

(Chwyta ją.)
Elwira.

To nie on... o nieszczęśliwa!
Mój ojcze... Nuńo... o nieba
Unoszą mię... porywają!...

Tello.

Już idźcie.

Nuńo (wewnątrz).

Co to za hałas?

Elwira.

Mój ojcze!

Tello.

Zamknąć jéj usta!

Nuńo (wchodząc)

O córko, widzę cię, słyszę.
Lecz starzec nędzny, bezsilny,
Czyż zdoła oprzeć się gwałtom
Takiego jak on magnata,
Boć wiem ja, kto jest zbrodniarzem.

(Biegnie za niemi.)



SCENA  XV.
Noc.
Sancho, Pelagiusz.
Sancho.

Zdawało mi się, że słyszę
Krzyk jakiś w stronie mieszkania
Elwiry.

Pelagiusz.

Nie mów tak głośno,
Bo służba usłyszéć może.

Sancho.

Pamiętaj, żebyś, gdy wejdę,
Nie zasnął.

Pelagiusz.

Próżna obawa.

Sancho.

Ja wyjdę, gdy ranna gwiazda
Ukaże hasło jutrzence.
Wychodząc będę przeklinał,
Bo ona wygna mię z nieba.

Pelagiusz.

Przez ten czas powiedz mi, proszę,
Do kogo będę podobny?
Do muła lekarzów, który
Wędzidło gryzie pod drzwiami.

Sancho.

Słuchajmy.

Pelagiusz.

Ja się założę,
Że już przy dziurce od klucza
Elwira dawno czatuje.

Sancho.

Więc słucham.




SCENA  XVI.
Ciż sami. — Nuńo.
Nuńo.

Ha! zmysły tracę.

Sancho.

Kto idzie?

Nuńo.

Człowiek.

Sancho.

To Nuńo?

Nuńo.

To Sancho!

Sancho.

Ty na ulicy?

Nuńo.

Nie pytaj...

Sancho.

Nieszczęście jakie?

Nuńo.

Nieszczęście jedno z największych.

Sancho.

Co mówisz?

Nuńo.

Złoczyńców banda
Wybiwszy drzwi te porwała...

Sancho.

O! nie kończ... resztę zgaduję!...

Nuńo.

Przy blasku księżyca chciałem
Ich twarze poznać — niestety,
Okryci byli maskami!

Sancho.

Ich twarze poznać?... I na co?...
Don Tella to są służalce,
Którego uczcić kazałeś.
Przekleństwo nieszczęsnéj radzie!
W dolinie całéj wszak tylko

Chat dziesięć biednych wieśniaków.
Z nich żaden; więc oczywiście
Ten panicz porwać ją kazał.
Dlatego ślub mój zerwany.
Lecz znajdę ja sprawiedliwość,
Chociażby gwałciciel podły
Bogaczem był najmożniejszym!
O Boże! już mi nic teraz,
Prócz śmierci, nie pozostaje.

Nuńo.

Nie bluźnij!...

Pelagiusz.

Przysięgam sobie,
Że kiedy jego prosięta
Na łąkach spotkam — zabiję,
Choć by je strażą otoczył.

Nuńo.

Niech rozum wskaże ci, synu,
Co nam dziś czynić należy.

Sancho.

Ach ojcze! mogęż ja myśleć?...
Wprzód lichą dałeś mi radę,
Poszukaj teraz lekarstwa.

Nuńo.

Pójdziemy jutro do Tella,
To tylko jest szał młodości,
Którego on już żałuje.
Za córkę — ja odpowiadam.
Ni groźby ani błagania
Nie skłonią jéj do występku.

Sancho.

O! temu, znając ją, wierzę.
Niestety, ginę z miłości,
A zazdrość pali mię wściekła.
Któż kiedy na bożym świecie
Większego doznał nieszczęścia!
I ja-to sam wprowadziłem
Pod dach swój wilka srogiego,
Co porwał moję owieczkę!
Szalony byłem. To pewno!
Boć przecież tacy panowie
Napróżno do chat nie śpieszą,
Bogate mając komnaty.

Zda mi się, że widzę twarz jéj
Pokrytą pereł strumieniem,
Z tych ocząt ślicznych płynącym,
Gdy mężnie czci swojéj broni!...
Zda mi się, że krzyk jéj słyszę,
Gdy podłą tyrana żądzę
Ze wstrętem odpychać musi!
Gdy włosów swych kędziorami
Oczęta łzawe przesłania,
By żądzy jego nie widzieć!
O puść mię, muszę umierać:
Już rozum tracę i zmysły...
Niestety, ginę z miłości
I zazdrość dręczy mię wściekła!

Nuńo.

Gdzież twoja odwaga, Sancho?
Wszak ród twój zacny.

Sancho.

Wciąż myślę
O rzeczach, których wspomnienie
Wywraca wszystko w méj duszy,
Chcę widzieć pokój Elwiry...

Pelagiusz.

Ja kuchnią — umieram z głodu,
Napróżno-m wieczerzę stracił!

Nuńo.

Ha! wejdź i spocznij do jutra,
Wszak Tello nie barbarzyniec!

Sancho.

Niestety, ginę z miłości
I zazdrość dręczy mię wściekła!...

Pelagiusz.

O! jakże mi się już jeść chce,
O! jeść, jeść... umieram z głodu.

(Wychodzą.)





AKT DRUGI.
Sala w zamku Don Tella.
SCENA  I.
Don Tello, Elwira.
Elwira.

Dlaczego z taką srogością,
Okrutny dręczysz mię, panie?
I pocóż, znając cześć moję,
Masz gnębić i mnie i siebie?

Tello.

Dość tego... swoim uporem
O śmierć mię pewną przyprawisz!

Elwira.

Wróć mię pan do męża mego,
Do Sancha...

Tello.

Nie jest twym mężem!
Ubogi prostak nie godzien
Być władcą takiéj piękności.
Lecz chociaż ja-bym był Sanchem
On Tellem, powiedz, Elwiro,
Czy mogłabyś mię, nieczuła,
Tak dręczyć; czyliż nie widzisz,
Że to jest miłość?

Elwira.

Nie, panie!
Ta miłość, która dla cnoty
Czci nie ma, chucią jest tylko.

I jako żądza zmysłowa
Miłością zwać się nie może.
Bo ona, będąc dusz związkiem,
Gdy brudna — miłością nie jest.

Tello.

Dlaczego?

Elwira.

Dowodów pragniesz?
Spojrzawszy na mnie raz jeden,
Czyż mógłbyś zaraz pokochać?
Czy miałeś czas mię ocenić
I poznać, bo na tém przecie
Miłości kwiatek wyrasta.
Z pragnienia miłość się rodzi,
A rosnąc w nadziei... w łaskach
Wyżyny swojéj dosięga...
Więc ty mnie nie kochasz panie,
Lecz chciałbyś ukraść mi honor,
Najdroższy skarb mój na świecie!
Ty pragniesz okryć mię hańbą,
Więc ja téż bronić się muszę!

Tello.

Jeżeli-ć i dusza twoja
I ramię opór mi stawia,
Więc rozważ...

Elwira.

Żadna rozwaga
Oporu mego nie złamie.

Tello.

Ty mówisz, że niepodobna
Raz ujrzeć i wnet pokochać?

Elwira.

Rzecz prosta.

Tello.

Powiédz okrutna,
Dlaczegóż więc bazyliszek
Spojrzeniem jedném zabija?...

Elwira.

Lecz on jest tylko zwierzęciem.

Tello.

Tak działa piękność Elwiry!...

Elwira.

Ten dowód niesprawiedliwy,

Bo jeśli ów bazyliszek
Zabija — to z nienawiści,
Z zamiarem... a ja-ż-bym mogła
Zabijać kochanka swego?...
Lecz dosyć tych rozumowań,
Małżonką jestem — i kocham.
Nic pan nie zyskasz ode mnie.

Tello.

Czy można przypuszczać, żeby
Wieśniaczka tak się broniła...
Wyznaję, że błędnie robisz,
Swą duszę mi otwierając:
Im czystszą widzę cię, droga,
Tém miłość ma potężnieje.
O gdybyś równą mi była!...
Lecz przyznasz, twe urodzenie
Zniewagą byłoby dla mnie!...
Co świat-by powiedział, widząc
Złotogłów w związku z siermięgą!
Bóg świadkiem, że miłość moja
Te szranki-by przekroczyła,
Lecz takie prawo jest świata,
Któremu podlegać muszę.




SCENA  II.
Ciż sami. — Felicyana.
Felicyana.

O! wybacz, bracie, jeżeli
Troskliwszą jestem, niż chciałbyś.
Posłuchaj... nie chcę cię gniewać.

Tello.

Nie mądraś!...

Felicyana.

Głupia, być może,
Lecz i ja jestem kobietą,
To widzę, żeś jest szalony!
Poczekaj chociaż dni kilka!...
Cezarem będąc w miłości,
Nie mógłbyś jeszcze od razu
Przybywszy, spojrzeć... i zdobyć!

Tello.

I siostra moja tak mówi?!

Felicyana.

Wieśniaczkę biedną tak dręczyć!

(Słychać stukanie.)
Elwira.

Miéj litość, pani, nade mną.

Felicyana.

Jeżeli dziś „nie“ powtarza,
„Tak“ jutro może wypowie.
Cierpliwość miéj, bo ta walka
Bez końca jest okrucieństwem.
Odpocznij — i znów uderzysz...

Tello.

Więc chcesz mię życia pozbawić?

Felicyana.

O przestań... gniew tobą miota.

(Słychać stukanie.)

Elwira nie zna cię wcale,
Twój widok trwoży ją jeszcze...
Toż pozwól, niech przez dni kilka.
Oswoi się w naszém gronie.

Elwira.

O! bodaj łzy me, senioro,
Do walki cię zachęcały.

(Słychać stukanie.)
Felicyana.

Uprzedzić muszę cię jeszcze,
Że mąż jéj wraz z ojcem starym
Oddawna stoją pod drzwiami,
Wypada wpuścić ich tutaj.
Bo jeśli ztąd ich wypędzisz,
Powiedzą, że masz Elwirę.

Tello.

Czy wszyscy drażnić mię chcecie?
Więc tam się ukryj, Elwiro,
I niechaj wpuszczą tych drabów!

Elwira.

Ol dzięki za jednę chwilę
Spoczynku!

Tello.

Na co się skarzysz?
Wszak mogłaś związać mi ręce!

(Elwira wychodzi.)
Felicyana.

Jest tam kto?




SCENA  III.
Celio, Don Tello, Felicyana.
Celio (za sceną).

Słucham.

Felicyana.

Zawołać
Tych ludzi, co tam czekają.

(Do Don Tella.)

Pamiętaj przyjąć ich dobrze,
Twój honor zawisł od tego.




SCENA  IV.
Nuńo, Sancho, Don Tello, Felicyana.
Nuńo.

Całując próg twego domu,
Gdyż stopy twe za wysokie,
Przychodzim wszystko ci wyznać.
Prostacze wybacz nam słowa!
Ten przyszły zięć mój, którego
Raczyłeś ojcem być ślubnym,
Ze skargą śpieszy na krzywdę,
Ohydną nad wyraz wszelki.

Sancho.

Wspaniały panie, przed którym
Te góry chylą swe czoła,
Pokryte śniegiem i z których
Potoki czyste spływając,
Twe stopy śród łąk całują,
Z porady Nuńa i krewnych,
Dobroci twéj ufających,

Mówiłem ci o swym ślubie;
Uczciłeś dom nasz swém przyjściem.
Więc łaską tą ośmieleni
Błagamy pomścij czyn podły,
Co w przepaść smutku nas wtrąca.
O! gdybyś kiedy kochając,
Był blizki pragnień swych celu
I nagle cel ten utracił,
Zrozumiałbyś taką boleść!...
Choć rolnik, lecz rycerz sercem,
I nie tak rolą zajęty,
Bym z bronią się nie zapoznał;
Zniewagi téj doświadczywszy,
Przestałem już być rolnikiem.
Zraniony honor mój męża,
Bo byłem nim dawszy słowo.
Wybiegłem w pole; do światła,
Co gwiazdom jasność odbiera,
Mówiłem tak do księżyca:
Szczęśliwyś, że co noc wstajesz
I nikt ci słońca nie wydrze,
Nic blasku twego nie zaćmi.
Śród łąki biegłem; bluszcz wątły
W objęciach topoli zasnął.
Zielone wina gałązki
Do wiązu się przytulały.
Ach! rzekłem, pośród téj ciszy
Kochanków ja nie rozdzielę,
Gałązki te obcinając,
Lub wonne zrywając kwiatki.
Sen wszystko ujął bezpieczny!
Mnie tylko dziewczę wydarto!...
I zdało mi się, że strumyk
Coś szepcząc, płakał żałośnie!...
Ludziska mówią (to kłamstwo)
Że pan to, żądzą wiedziony,
Mą żonę wydarł zdradziecko
I zamknął ją w swém mieszkaniu.
O! milczcie, ja im odrzekłem,
Nie mówcie tak o don Tellu,
Co sławą jest domu Neyra...
Zarówno zacny jak mądry,
Nie ścierpisz naszéj niesławy

I z bronią w ręku powrócisz
Mnie — żonę, Nuńowi — córkę.

Tello.

Twą skargę wziąłem do serca
I zbrodzień, co-ć porwał żonę
Od kary się nie uchroni.
Śledź bacznie, gdzie jest ten człowiek,
Co z żądzy, czy z nienawiści,
Obraził nas tak haniebnie —
Wymierzę ci sprawiedliwość.
A tych, co Don Tella winią,
Batogiem nagrodzić każę.

Sancho (na stronie).

Zazdrości jad mię ogarnia!

Nuńo.

Cierpliwym bądź.

Sancho.

Gardzę śmiercią.

Tello.

Wymienisz mi tych oszczerców.

Sancho (na stronie).

To męki!

Tello.

O! gdybym wiedział
Gdzie ona jest, na mój honor,
Odebrałbym ją natychmiast.




SCENA  V.
Ciż sami — Elwira.
Elwira.

O! wie on, drogi małżonku,
Bo więzi mię tu okrutny.

Sancho.

Elwiro, życie ty moje!...

Tello.

Więc na to się odważyłaś?

Sancho.

O! ileż cierpię dla ciebie...

Nuńo.

O córko, straciwszy ciebie,
Ja blizki byłem szaleństwa.

Tello.

Precz mi ztąd, marna hołoto.

Sancho.

O! pozwól dotknąć jéj ręki,
Wszak mężem jestem Elwiry...

Tello.

Hej!... Celio, Julio, pachołcy,
Natychmiast zabić tych ludzi!

Felicyana.

Miéj litość, bracie, wszak oni
Nic tobie nie zawinili!

Tello.

Jeżeli ślub ich nastąpi,
Zbyt wielką będzie ma hańba!




SCENA  VI.
Ci sami. — Celio, Julio, służba.
Tello.

Niech zginą.

Sancho.

Śmierć nie jest szczęściem,
A przecież umrę szczęśliwy...

Elwira.

I ja téż nie dbam o życie!...

Sancho.

Elwiro, skarbie mój drogi,
Szczęśliwy umrę przy tobie...

Elwira.

Zostanę czystą, chociażbym
Tysiące śmierci znieść miała!...

Tello.

Więc jeszcze mi urągacie?
O zemsto... hej! Julio.

Julio.

Słucham.

Tello.

Batami zabić ich.

Celio.

Zginą!...

(Sancho i Nuńo wychodzą wraz ze służbą.)
Tello (do Elwiry).

Napróżno-byś teraz łzami
Mą wściekłość złagodzić chciała.
Już miałem oddać im ciebie,
Lecz skoro z takiem zuchwalstwem
Urągać śmiałaś mi hardo;
Więc choćbym gwałtu miał użyć,
Ulegniesz — jak jestem Tello!...

Felicyana.

Czy mnie tu nie widzisz, bracie?

Tello.

Chcę honor jéj mieć — lub życie!

Felicyana.

I jak tu dziewczynę biedną
Z szaleńca rąk oswobodzić?!...

(Wychodzą.)



SCENA  VII.
Przed zamkiem Don Tella.
Celio, Julio i służba — późniéj Nuńo i Sancho.
Julio (za sceną).

O! tak się płaci hultajom
Za hardość i za zuchwalstwo!

Celio (za sceną).

Wypędzić ich precz z pałacu.

Służba (za sceną).

Wypędzić!...

(Uciekając wbiegają Sancho i Nuńo.)
Sancho.

Zabijcie mnie już!...
O gdybym szpadę posiadał!...

Nuńo.

O strzeż się, ten człowiek podły
Jest gotów cię zamordować!...

Sancho.

I cóż mię życie obehodzi!...

Nuńo.

Na wszystko czas jest lekarzem.

Sancho.

Bóg z niemi!... niech mię zabiją,
Lecz ja ztąd krokiem nie ruszę,
Nie mogę żyć bez Elwiry!...

Nuńo.

Żyć musisz, by sprawiedliwość
Osiągnąć... król jest w Galicyi.
Jeżeli ci jéj odmówi,
Do Boga zaapelujesz.




SCENA  VIII.
Pelagiusz, Nuńo, Sancho.
Pelagiusz.

To oni!...

Sancho.

Kto tu?

Pelagiusz.

Pelagiusz!
Radości pełen przychodzi
Poprosić was o kolendę.

Sancho.

Cóż znowu — tu, kiedy Nuńo
Umiera, ja ledwie żyję?!

Nuńo.

Czy nie wiesz, że to jest waryat!

Pelagiusz.

Elwira już się znalazła?

Sancho.

Co mówisz, mój Pelagiuszu!
O, gdybyż mi ją wrócili!

Pelagiusz.

Tak wszyscy mówią już głośno,
Że od wczorajszéj północy
Przebywa w zamku don Tella.

Sancho.

Przekleństwo!...

Pelagiusz.

I wszyscy twierdzą,
Że jéj nie zechce powrócić.

Nuńo.

Pomyślmy, synu, o radzie.
Kastylii monarcha, Alfons,
Szlachetną pracą zajęty,
W Leonie[2] teraz przebywa.
Król zacny i sprawiedliwy!...
Opowiedz mu swoję krzywdę,
A jestem pewny, że chętnie
Wymierzy nam sprawiedliwość!

Sancho.

Ach, Nuńo... i ja nie wątpię,
Że Alfons, nasz król Kastylii,
Monarchą jest doskonałym.
Lecz jakże chcesz, by do niego
Biedaka dopuścić chciano!
Czyż śmiałyby moje stopy
Po jego kroczyć komnatach?...
Podwoje są tam otwarte
Dla tych, co złotem jaśniejąc
W orszaku idą bogatym.
I słusznie. Lecz biednym wolno
Oglądać herby nad bramą,
A i to nawet zdaleka!...
Choć poszedłbym do Leonu,
I wejść do króla próbował;
To pewno-by halabardą
Kark Sancha dobrze natłukli;
A podać znów prośbę, którą
Królewska dobroć odbierze,
I na cóż?... z rąk jego wkrótce
Pogrąży się w zapomnieniu.
I wrócić potem, ujrzawszy
Rycerzów, damy, świątynie,
I zamek i park i gmachy,
By w domu żyć już z niechęcią
Śród dębów, jodeł i buków,
Słuchając, jak ptak świergocze,
Pies szczeka?... Źle radzisz, Nuńo.

Nuńo.

I owszem, dobrze ci radzę,

Natychmiast pośpiesz do króla,
Bo jeśli tu pozostaniesz,
Twe życie w niebezpieczeństwie.

Sancho.

Nie pragnę więcéj niczego.

Nuńo.

Znasz mego konia, kasztanka,
Co z wichrem ścigać się może...
Jedź na nim. Pelagiusz z tobą
Pojedzie na twym bułanku.

Sancho.

Chcesz tego — jestem posłuszny.

(Do Pelagiusza).

Pojedziesz ze mną do króla?...

Pelagiusz.

Najchętniéj... całując nogi,
Że ujrzę, czegom nie widział.
Stolica to raj — słyszałem —
Ulice są omletami
I szynką wybrukowane,
A obcych suto przyjmują,
Jak gdyby tam przyjeżdżali
Z Marokko, Włoch albo Flandryi.
To worek jest — powiadają —
Gdzie szachów białe i czarne
Figury fortuna ślepa
Bez ładu razem zmieszała.
Więc idźmy z Bogiem do króla.

Sancho.

Bądź zdrów, mój ojcze, na drogę
Daj nam swe błogosławieństwo.

Nuńo.

Mój synu, rozumny jesteś,
Więc mów do króla odważnie.

Sancho.

Zobaczysz, do czego-m zdolny...
Jedziemy...

Nuńo.

Bądź zdrów, mój Sancho.

Sancho.

Elwirę żegnaj...

Pelagiusz.

Żegnajcie
Prosiaczki moje...

(Wychodzą.)



SCENA  IX.
W pałacu Don Tella.
Don Tello i Felicyana.
Tello.

Więc nigdy skłonić nie zdołam
Do siebie téj hardéj dziewki!

Felicyana.

Daremnie dręczysz ją, Tello,
Elwira tak jest zgnębiona,
Że tonie we łzach dnie całe.
Nie jestżeś w stanie zrozumieć,
Że choćby cię i kochała,
Srogością taką musiałbyś
Jéj miłość zmienić w pogardę.
Szalonyś, jeżeli pragniesz
Obudzić miłość tyranią.

Tello.

Jaż takie upokorzenia
Mam znosie? taką pogardę?
Ja w kraju tym najbogatszy
Z magnatów... najpotężniejszy?!

Felicyana.

I o cóż tyle zgryzoty?...
Dla prostéj dziewczyny wartoż
Tak szaléć?...

Tello.

O! Felicyano,
Ty nie wiesz, co to jest miłość,
Jéj tortur nie doświadczyłaś.

Felicyana.

Do jutra czekaj cierpliwie.
Pomówię z nią, może zmięknie
Dziewczyna.

Tello.

To nie dziewczyna,
To chyba dzikie stworzenie,
Do takich cierpień mię zmusza.
Obiecuj złoto i srebro,
Klejnoty — co tylko zechcesz,
Nie trudno podarunkami
Kobiece usidlić serce...
Obiecuj szaty wspaniałe,
Mów, że ją złotem calutką
Od stóp do głowy okryję,
Że jeśli da się ubłagać
Mieć będzie pola i trzody,
Że gdyby równą mi była...
Już dawno-bym ją zaślubił.

Felicyana.

W istocie?...

Tello.

Tak, moja siostro...
Posiadać pragnę... lub umrzéć!...
Męczarni dłuższéj nie zniosę!...

Felicyana.

Pomówię... lecz to napróżno.

Tello.

Dlaczego?...

Felicyana.

Bo gdy kobieta
Szlachetna — interes ziemski
Jéj cnoty złamać nie zdoła!...

Tello.

Idź śpiesznie... pozwól się łudzić...
Gdy miłość nic nie zdobędzie
Do walki wystąpi... zemsta!...

(Wychodzą.)



SCENA  X.
Sala w pałacu króla w Leonie.
Król Alfons VII, hrabia Don Pedro, Don Henryk. — Orszak.
Król.

Tymczasem, gdy ma nastąpić

Mój wyjazd... dowiedz się, hrabio,
Czy wszyscy, którzy swe prośby
Składali, już załatwieni...
Czy nikt już nie chce mię widziéć.

Hrabia.

Nikogo nie ma.

Henryk.

Widziałem
Pod bramą Galicyanina
Smutnego wielce.

Król.

I któż to
Śmie bronić biednym przystępu?
Sprowadzić mi go natychmiast.

(Henryk wychodzi.)
Hrabia (na stronie).

Wspaniała cnota i rzadka:
Szlachetna litość, łaskawość,
I świętych praw przestrzeganie.




SCENA  XI.
Don Henryk, Sancho, Pelagiusz, Król, Hrabia, Orszak.
Henryk.

Zostawcie kije.

Sancho.

Pelagiusz,
Tam koło ściany je połóż.

Pelagiusz.

Wprzód prawą nogą iść zacznij[3].

Sancho (do Henryka).

A który to król, seniorze?

Henryk.

W téj chwili dłoń ma na piersiach.

Sancho.

Nie lękaj się, Pelagiuszu.

Pelagiusz.

Królowie są jako zima,
Bo dreszczem biednych przejmują.

Sancho.

Seniorze...

Król.

Śmiało mów...

Sancho.

Władco
Hiszpanii...

Król.

Kto jesteś i zkąd?

Sancho.

Daj rękę swą ucałować,
Niech usta me uszlachetni;
Gdy dotkną się jéj me wargi,
To lepiéj powiem, co myślę.

Król.

Dłoń łzami rosisz. Co ci jest?...

Sancho.

Me oczy, zazdroszcząc ustom,
Wprzód chciały skargę swą zanieść.
Przychodzę błagać o karę
Na pana, co mi jest wrogiem.

Król.

Bądź dobréj myśli i nie płacz.
Potrafi król być łaskawym,
Lecz umie karać występki.
Mów, kto ci krzywdę wyrządził?

Sancho.

Skrzywdzony płacze jak dziecko.
Król ojcem biednych.. miéj litość.

Król (na stronie).

Ma rozum... budzi współczucie
Przed skargą.

Sancho.

Jestem szlachcicem,
Lecz biednym przez zmiany losu,
Co dręczą mię od kołyski.
Wybrawszy równą mi dziewkę,
Dziedzica, Don Tella Neyra,
O ślubie swym uprzedziłem.
Pozwolił — a nawet jeszcze
I ojcem ślubnym chciał zostać.
Lecz miłość, która potrafi
Człowieka najmądrzejszego

Zaślepić — i w nim się nagle
Do dziewki méj odezwała.
Powstrzymał ślub mój, a w nocy
W gromadzie zbrojnych napadłszy,
Porywa mi narzeczoną!
Ratunek mój w tobie, królu,
I w Bogu — tu ma nadzieja!...
Wraz z ojcem błagaliśmy go
O skarb nasz; tyran rozkazał
Sztyletem piersi hidalgów,
A plecy kijem poranić!...

Król.

Don Pedro!...

Hrabia.

Słucham.

Król.

Papieru
I pióra... podać mi krzesło.

Hrabia.

Jest wszystko.

(Król siada i pisze.)
Sancho (na stronie do Pelagiusza).

Zadziwia mię i przestrasza;
Mówiłem z królem, słyszałeś?...

Pelagiusz.

Na honor — to dzielny człowiek.

Sancho.

A mówią, że są okrutni
Dla biednych!...

Pelagiusz.

O! tak, królowie
Kastylii są aniołami.

Sancho.

A chodzą jak inni ludzie.

Pelagiusz.

Inaczéj król na dywanie
U Tella jest przedstawiony:
Twarz chmurna, laseczka w dłoni,
Fryzura, niby latarnia,
Koroną złotą pokryta,
Pod brodą się zawiązuje.
Ot niby Turek czy Maur,
Pytałem pazia, jakie jest

Téj słynnéj figury imię:
„To Baul, król, odpowiedział.

Sancho.

On „Saul“ mówił, gamoniu.

Pelagiusz.

Ten, co chciał zabić Badila.

Sancho.

Dawida — to był zięć jego.

Pelagiusz.

Ten co to, jak proboszcz mówi,
Krzemieniem zabił Oliasa.

Sancho.

Goliata, bydlę.

Pelagiusz.

Tak mówił
Ksiądz proboszcz.

Król.

Złóż list ten, hrabio.
Nazwisko twoje, poczciwcze?...

Sancho.

Ja-m Sancho, ten który błaga
O karę na swego wroga.

Król.

Potężny jest on w Galicyi?...

Sancho.

Tak, że aż od brzegów Silu,
Do rzymskiéj wieży Herkula,
Lękają się go mieszkańcy.
Kto z jego gniewem się spotka,
Ratunkiem temu — Bóg tylko.
On prawa tworzy i niszczy!...
Tak dumni owi pankowie
Żyć zwykli zdala od królów.

Hrabia.

Pieczęcią list opatrzony.

Król.

Więc połóż adres: Don Tello
De Neyra.

Sancho.

Życie mi wraca!...

Król.

Gdy list mu wręczysz — on tobie
Natychmiast żonę powróci.

Sancho.

Z twéj ręki szlachetnéj nigdy
Hojniejszy dar nie wypłynął.

Król.

Czyś przybył pieszo?

Sancho.

Nie, królu,
Na koniach przyjechaliśmy,
Pelagiusz i ja.

Pelagiusz.

Tak szybko,
Jak wicher, gdzie... szybciéj jeszcze!
Mój koń ma narowy dziwne:
Zaledwie da wsiąść na siebie,
Wnet runie w piasek lub strumień,
Jak plotkarz biegnie — a jada
Jak student; jeśli przypadkiem
Oberżę zoczy — to musi
Lub wejść tam, lub się zatrzymać.

Król.

Zuch jesteś, chłopcze.

Pelagiusz.

Ten jestem,
Co kraj swój rzucił dla ciebie.

Król.

I ty ze skargą przychodzisz?...

Pelagiusz.

Tak, królu, na tego konia.

Król.

Chcesz czego?

Pelagiusz.

Żołądek pusty,
Oj! żeby kuchnia tu była!...

Król.

Z przedmiotów, które tu widzisz,
Co chciałbyś zabrać ze sobą?...

Pelagiusz.

Nie wiedziałbym co z tém zrobić,
Tellowi poślij... on tyle
Ma rzeczy takich u siebie!...

Król (na stronie do hrabiego).

Poczciwiec bardzo zabawny.

(Głośno.)

Czém trudnisz się w swojéj ziemi?

Pelagiusz.

Po górach biegam — stangretem (cochero)
U pana swojego jestem.

Król.

To bryki (coches) macie?

Pelagiusz.

Nie, królu,
To znaczy, że świń (cochinos) pilnuję[4].

Król (na stronie).

To dziwne, jedna prowincya
Dwóch ludzi ma tak szczególnych,
Ten sprytem, tamten prostotą.

(Do Pelagiusza, dając mu sakiewkę.)

Masz.

Pelagiusz.

Cienka.

Król.

Zabierz — to złoto.
Ty, Sancho, zabierz to pismo
I śpieszcie z Bogiem do domu.

Sancho.

Bóg z tobą, królu.

(Król wychodzi z hrabią, Henrykiem i świtą.)
Pelagiusz.

Czy widzisz?

Sancho.

Pieniądze.

Pelagiusz.

I spora sumka.

Sancho.

Elwiro droga!... me szczęście
Zamknięte jest w tym papierze.
Z tym listem da Bóg Najwyższy
I wolność tobie przyniosę.

(Wychodzą.)



SCENA  XII.
Sala w zamku Don Tella.
Don Tello, Celio.
Celio.

Posłuszny twoim rozkazom,
O Sanchu się rozpytałem.
Teść jego zaprzeczał zrazu,
Lecz wyznał wszystko pod groźbą,
Że kilka dni już minęło,
Jak wyszedł z domu.

Tello.

Rzecz dziwna!

Celio.

Miał udać się do Leonu.

Tello.

W istocie?

Celio.

Wraz z Pelagiuszem.

Tello.

I poco?...

Celio.

Z skargą do króla.

Tello.

Ze skargą? Wszak nie jest mężem
Elwiry — więc czegóż on chce?
Jéj ojciec mógłby się skarżyć;
Lecz Sancho!

Celio.

Powtarzam tylko,
Com słyszał dziś od pasterzów.
A że ma Sancho dość sprytu,
W dodatku jest zakochany,
Więc krok mię jego nie dziwi.

Tello.

Zapewne, lecz zkąd nadzieja
Mówienia z królem Kastylii?

Celio.

Król Alfons, przez Pedra Castro
W Galicyi wychowywany,

Każdego Galicyanina
Przyjmuje, choćby żebraka.

(Słychać stukanie.)
Tello.

Ktoś stuka, Celio, idź zobacz,
Czy nie ma paziów w téj sali?

Celio (powróciwszy).

Na Boga, panie, to Sancho,
O którym teraz mówimy.

Tello.

Zuchwalstwo to niesłychane!

Celio.

Najkorniéj błagam cię, panie,
Racz dać mu swe posłuchanie!

Tello.

Niech wejdzie; powiedz, że czekam.




SCENA  XIII.
Sancho, Pelagiusz. — Ci sami.
Sancho.

Całuję nogi twe, panie.

Tello.

A gdzie-to bywałeś, Sancho!
Tak dawno cię nie widziałem!

Sancho.

Mnie wiekiem czas ten się zdawał.
Poznawszy, że bądź z miłości,
Czy téż przez upór, chcesz więzić
Elwirę; prosto do króla
Poszedłem, który jest sędzią
Najwyższym swoich poddanych.

Tello.

I cóżeś powiedział o mnie?

Sancho.

Żeś panie porwał mi żonę.

Tello.

Twą żonę? kłamiesz, hultaju!
Czy był ksiądz tego wieczoru?

Sancho.

Nie, ale chęci znał nasze.

Tello.

Jeżeli rąk wam nie złączył
Małżeństwo więc nie istnieje.

Sancho.

Czy było czy nie — to mniejsza,
Król kazał wręczyć to pismo,
Pisane monarchy ręką.

Tello.

Drżę z gniewu.

(Czyta.)
„Natychmiast po otrzymaniu tego listu oddasz bezzwłocznie biednemu rolnikowi żonę, którąś mu porwał. Pamiętaj, że o wierności wasalów król wtedy przekonać się może, gdy są od niego zdaleka, i że monarcha zawsze jest blisko, gdy idzie o ukaranie występnych.
Król.“

Coś ty mi przyniósł?

Sancho.

List króla do ciebie, panie.

Tello.

Cierpliwość moja bez granic!
Nędzniku, więc ty przypuszczasz,
Że lękam się twojéj skargi?
Czy wiesz, kto jestem?

Sancho.

Tak, panie,
I cnocie twojéj ufając,
Przynoszę to pismo, które
Nie krzywdzi pana, jak mniemasz,
Lecz tylko jest pismem łaski
Monarchy kastylijskiego.

Tello.

Więc gdyby nie ten list króla,
Rozkazałbym cię i twego
Kolegę...

Pelagiusz.

O święty Pawle!

Tello.

Powiesić na murach zamku.

Pelagiusz.

To nie jest dzień mych imienin[5]
A sztandar będzie za brzydki!

Tello.

Precz mi ztąd i jednéj chwili
Na ziemi méj nie zostańcie!
Bo każę was zabatożyć,
Nędznicy... hołoto podła!
Wy śmiecie ze mną się mierzyć?!

Pelagiusz.

Król dobrze mówi, bo pocóż
Zrobiłeś mu pan tę przykrość...

Tello.

Jeżelim zabrał mu żonę,
To jestem ten, który jestem.
Tak rządzę tu i panuję,
Jak Alfons rządzi w Kastylii.
Ojcowie moi od jego
Naddziadów ziem tych nie wzięli,
Lecz je na Maurach zdobyli.

Pelagiusz.

Na Maurach i na chrześcianach,
Pan nic nie winien królowi.

Tello.

Ja jestem ten, który jestem...

Pelagiusz.

O święty Makary!

Tello.

To téż
Nie skarżę was dłonią własną.
Elwiry chcecie... Elwiry...
Niech zginą... O nie hidalga
Miecz splami się w krwi nędzników!

Pelagiusz.

O nie plam-że jéj, seniorze!

(Wychodzą z Celio.)



SCENA  XIV.
Sancho, Pelagiusz.
Sancho.

I cóż ty na to?

Pelagiusz.

Z Galicyi
Wygnali nas.

Sancho.

Zmysły tracę!
Że czterech liczy wasalów,
Więc króla już słuchać nie chce!
Lecz da Bóg...

Pelagiusz.

Powoli, Sancho,
Najmędrsza rada: z wielkiemi
Nie kłóć się; a ze sługami
Nie wdawaj...

Sancho.

Znów do Leonu
Wrócimy.

Pelagiusz.

Niech i tak będzie.

Sancho.

Opowiem, co się tu stało.
O, gdybym ujrzał Elwirę!
Westchnienia śpieszcie, nim wrócę,
Powiedzcie jéj, że umieram
Z miłości...

Pelagiusz.

Héj w drogę, Sancho,
On nie miał jeszcze twéj żony.

Sancho.

Zkąd o tem wiesz, Pelagiuszu?...

Pelagiusz.

Bo żądzę swą nasyciwszy,
Natychmiast dziewczę-by zwrócił.

(Wychodzą.)





AKT TRZECI.
Sala w pałacu króla.
SCENA  I.
Król, Hrabia, Don Henryk..
Król.

Bóg jeden wie, jak ja pragnę
Przyjaźni z matką.

Hrabia.

I słusznie.
Szlachetnym wszędzie być umiesz.

Król.

Choć ciężko mię obraziła,
Lecz zawsze... jest moją matką.




SCENA  II.
Ciż sami. — Sancho, Pelagiusz.
Pelagiusz (na stronie do Sancha).

E! możesz chyba iść naprzód.

Sancho.

Już widzę tego, któremu
Oddałem duszę, nie mając
Nic nad nią kosztowniejszego.
To jasne Kastylii słońce,
To Trajan wspaniałomyślny,
Herkules to chrześcijański,
I wielki Cezar Hiszpanii.

Pelagiusz.

Idź, do nóg padnij mu kornie,
Tę silną rękę ucałuj.

Sancho.

Monarcho najmiłościwszy,
Zwycięzki królu Kastylii!...
O, pozwól mi ucałować
Twe stopy, które mieć będą
Grenadę za poduszeczkę,
A gród Sewilli za dywan!...
Poznajesz mię?...

Król.

Galicyjski
Ziemianin, który mię prosił
O łaskę...

Sancho.

To ja, seniorze.

Król.

Nie trwóż się...

Sancho.

Z boleścią wielką
Wróciłem do stóp twych, królu,
Powtórnie prosić o łaskę,
Lecz chociaż grzechem jest wielkim
Ta śmiałość moja, to jednak
Przebaczysz ją, o monarcho,
Biednemu, który przychodzi
Znów błagać sprawiedliwości.

Król.

Mów śmiało — możesz być pewny,
Że skargi twojéj wysłucham.
Ubóstwo jest najpewniejszym
Do łaski mojéj tytułem.

Sancho.

O królu niezwyciężony!
Gdym do Galicyi wróciwszy
Twe pismo wręczył Tellowi,
By zgodnie z prawem słuszności
Powrócił mi narzeczoną;
Przeczytał, lecz nie uczciwszy,
Tak wściekłym uniósł się gniewem,
Że zamiast oddać mi dziewkę
Zniewagą okrył haniebną

Kornego woli twéj posła!..
Tak mnie i tego pasterza
Traktował, że cudem tylko
Uniknąć śmierci mogliśmy.
Robiłem starania, żeby
Nie trudzić skargą monarchy,
Lecz wszystkie były daremne.
Ksiądz proboszcz, który się cieszy
Powagą, przemawiał za mną
I opat z Samos wielebny,
Współczuciem dla mnie przejęty,
Nikt serca jego nie wzruszył.
I téj mi nawet pociechy
Odmówił, widoku lubej!...
Przychodzę tu więc powtórnie,
Tak żądać sprawiedliwości,
Jak żądałbym jéj od Boga,
Którego jesteś, o królu,
Na ziemi naszéj obrazem!...

Król.

List ręką moją pisany...
Czyż podarłby go zuchwale?...

Sancho.

By zwiększyć gniew twój
Kto inny „tak“-by powiedział,
Lecz niechaj Pan Bóg mię strzeże,
Bym kłamstwem sprawę swą wspierał.
Przeczytał, lecz go nie zniszczył.
Fałsz!... zniszczył, gdyż przeczytawszy,
Rozkazu króla nie spełnił!...

Król.

Choć w nędznych żyjesz warunkach,
Ty musisz mieć krew szlachetną,
Lub zacnych ojców być synem;
Z twéj mowy sądzę i czynów!!...
Musimy zaradzić złemu.
Henryku, hrabio...

Henryk. Hrabia.

Słuchamy.

Król.

Wyjeżdżam dziś do Galicyi;
Mój honor tego wymaga,
Zatrzymać to w tajemnicy.

Hrabia.

Lecz, królu...

Król.

Rzecz już skończona!...
Każ powóz do bramy parku
Sprowadzić...

Hrabia.

Pałac dla ludu
Otwarty — łatwo spostrzegą.

Król.

I cóż ztąd?... Służba niech powie,
Żem chory.

Henryk.

Może-by lepiéj...

Król.

Dość tego... nie cofnę planu.

Hrabia.

Racz chociaż wyjazd odłożyć,
Dopóki o twéj chorobie
Kastylii nie uprzedzimy.

Król.

Wieśniacy...

Sancho.

Potężny królu...

Król.

Dotknięty gwałtem Don Tella,
Uporem i okrucieństwem,
Pojadę sam go ukarać.

Sancho.

Ty panie!... a tożby z ujmą
Dla twojéj było korony.

Król.

Wróć zaraz... dom swego teścia
Przygotuj i ani słowa
O tém, co zaszło, nikomu
Nie powiesz pod karą śmierci!...

Sancho.

Tak żądasz, stanie się, królu.

Król (do Pelagiusza).

A ty zaś pomnij, że gdyby
Nazwiska mego kto żądał,
Odpowiedz: szlachcic kastylski!...

Masz język trzymać — rozumiész,
Ot tak, dwa palce na ustach.

Pelagiusz.

Tak szczelnie zamknę ją, żebym
I ziewnąć nawet nie zdołał.
Lecz myślę, że król pozwoli
Z uwagi na moję słabość,
Czasami coś... tak... przekąsić...

Król.

Rzecz prosta, nie chcę, ażebyś
Wciąż rękę trzymał na ustach.

Sancho.

O panie, to nazbyt łaski
Dla takich jak my nędzarzów.
Którego z sędziów racz wysłać,
Niech prawu zadość uczyni.

Król.

Najlepszym sędzią jest król sam.

(Wychodzą.)



SCENA  III.
Widok zewnętrzny zamku Don Tella.
Nuńo, Celio.
Nuńo.

Więc będę ją mógł zobaczyć?...

Celio.

Tak... Tello, pan mój, pozwolił.

Nuńo.

Lecz pocóż... wobec nieszczęścia...

Celio.

Tyś w błędzie... ona się broni
Z odwagą nieustraszoną
Kobiety duchem niezłomnéj.

Nuńo.

Dziewica mogłaż-by honor
Zachować w rękach mężczyzny?

Celio.

Jest czystą... i gdyby chciała
Mą żoną zostać, dziś jeszcze

Zaślubiłbym ją, jak gdyby
Z twéj chaty nie wychodziła...

Nuńo.

Gdzież to jest krata?...

Celio.

Z téj strony
W okienku wieży... mówiła
Że będzie tam...

Nuńo.

Zdaje mi się,
A może starca myli wzrok...
W okienku coś jest białego...

Celio.

Więc zbliż się... ja już odchodzę,
Bo choć twéj prośbie uległem,
Nie chciałbym być tu widziany...

(Wychodzi.)



SCENA  IV.
Elwira ukazuje się w zakratowanem oknie wieży. — Nuńo.
Nuńo.

Czyś to ty, córko nieszczęsna?...

Elwira.

A któżby jak nie ja, ojcze?...

Nuńo.

Myślałem, że cię nie ujrzę,
Bo hańba twoja, dziewczyno,
Wciąż stała mi przed oczyma,
A hańba tak jest okropną,
Że nawet rodzic twój, córko,
Nie pragnąłby cię już widzieć!...
Tak-że to godnie potrafisz
Dziedziczyć honor swych przodków,
Że kryształ jego rozbity!...
Jeżeliś czci swéj nie strzegła,
Swym ojcem zwać mię nie będziesz,
Bo córka hańbą skalana
Od ojca może chcieć tylko,
By swoję krew z niéj wytoczył.

Elwira.

Ach, ojcze, jeśli w méj doli,
Śród strasznych życia męczarni,
I ci, co cieszyć powinni,
Przychodzą zwiększać tortury;
Nieszczęścia, jakich doświadczam,
Przekroczą wszelkie granice!...
Wszak jestem jeszcze twą córką.
Wraz z życiem dałeś mi, ojcze,
Szlachetność swoję — i ona
Dziś we mnie — ciebie czcić umie.
Przyznaję, że tyran podły
Zwyciężyć pragnął mię, ale
Choć słaba, umiałam walczyć
Z odwagą nadludzką prawie.
Więc dumnym bądź ze mnie, ojcze,
Że mimo tortur, więzienia,
Wprzód umrę, zanim cześć stracę.

Nuńo.

O córko, temi słowami
Roztwarłaś znów moje serce.

Elwira.

Cóż z Sanchem biednym się dzieje?

Nuńo.

Powrócił znów do Alfonsa,
Słynnego Kastylii króla.

Elwira.

Nadługo dom swój opuścił?...

Nuńo.

Spodziewam się, że dziś wróci.

Elwira.

O, żeby go nie zabili!

Nuńo.

Czy godzą na jego życie?

Elwira.

Przysięgał, że go zabije.

Nuńo.

Uniknie Sancho zasadzki.

Elwira.

O! czemuż nie mogę skoczyć
Z téj wieży w twoje ramiona.

Nuńo.

Ach z jakąż-by cię radością,
Do piersi tulił twój ojciec!...

Elwira.

Bądź zdrów, mój ojcze, ktoś idzie.
O żegnaj...

Nuńo.

Po raz ostatni!...
Tak! teraz śmierci już pragnę!...




SCENA  V.
Don Tello, Nuńo.
Tello.

Co to jest?... Do kogo mówisz?...

Nuńo.

Tym głazom opowiadałem
Swą boleść i one czują
Wraz ze mną twe okrucieństwo!
Zimniejsze niż ty, seniorze,
Umiały mojéj rozpaczy
Okazać szczere współczucie...

Tello.

Daremne wszystkie podstępy,
Łzy, skargi i narzekania,
Twa córka, przedmiot mych pragnień,
Już z rąk się moich nie wydrze!...
To wyście jéj tyranami,
Gdyż opór w niéj podsycacie.
Ja kocham ją i ubóstwiam,
A jeśli umieram dla niéj,
Czyż mógłbym zabić Elwirę?!
A wreszcie czem-że jest ona?...
Wieśniaczką biedną — nic więcéj.
Na ziemi mojéj żyjecie...
Czy myślisz, widząc mą słabość,
Że nie masz silniejszéj władzy,
Nad młodość, rozum i wdzięki?

Nuńo.

Rozumnie mówisz, seniorze,
Bóg z tobą...

Będzie z pewnością,
A ciebie podług twych zasług
Oceni...

Nuńo.

I świat pozwala
Na taką praw poniewierkę,
By nędzarz miał bogaczowi
Oddawać honor swój, milcząc?!
Przyjemność tylko dlań prawem
W jéj imię wszystko obala!...

(Wychodzi.)



SCENA  VI.
Celio, Don Tello.
Tello.

Hej! Celio!

Celio. (wchodząc).

Słucham.

Tello.

Natychmiast
Zaprowadź ją, gdzie kazałem.

Celio.

Seniorze, pomyśl, co czynisz?...

Tello.

Kto ślepy — patrzeć nie może.

Celio.

Gwałt taki jest okrucieństwem.

Tello.

Nie miała dla mnie litości...
I jażbym gwałtu nie użył?!

Celio.

Przeciwnie... uczcić należy
Jéj czystość i jéj obronę.

Tello.

Dość tego... rozkoszy pragnę...
Przekleństwo méj cierpliwości!
Mam dłużéj znosić pogardę?!...
Tarkwiniusz nawet godziny
Nie czekał i — nim jutrzenka
Zabłysła — już dopiął celu!

A ty chcesz, żebym tak długo
Dla nędznéj czekał wieśniaczki!

Celio.

Czy nigdy nie pomyślałeś
O karze za czyn podobny?...
Z dobrego przykład brać trzeba!

Tello.

Czy złe czy dobre — ja nie dbam.
Dziś muszę złamać jéj wzgardę,
Ja-m cierpiał — niech ona cierpi,
Lecz zemsta cel mój uświęci.

(Wychodzą.)



SCENA  VII.
Pokój w domu Nuńa.
Sancho, Pelagiusz, Joanna.
Joanna.

Witajcie...

Sancho.

Nie wiem, co będzie,
Lecz chyba przy boskiéj woli
Pomyślnie wszystko się skończy...

Pelagiusz.

Gdy niebo zechce, Joanno,
Wygramy, teraz przynajmniéj
Do domu powróciliśmy.
A kiedy konie już jedzą,
To nie każ-że nam zazdrościć.

Joanna.

Już znowu nudzić zaczynasz?...

Sancho.

Gdzie Nuńo?

Joanna.

Jest u Elwiry.

Sancho.

Pozwala mówić z nią Tello?...

Joanna.

Lecz tylko z okienka wieży.

Sancho.

Więc ona ciągle w więzieniu?...

Pelagiusz.

To fraszka, ktoś niezadługo
Przybędzie...

Sancho.

Milcz, Pelagiuszu.

Pelagiusz (na stronie).

O palcach dwóch zapomniałem!...

Joanna.

Powraca Nuńo.




SCENA  VIII.
Nuńo. — Ci sami.
Sancho.

Mój ojcze...

Nuńo.

I cóż, mój synu?...

Sancho.

Powracam
Szczęśliwszy do usług twoich...

Nuńo.

Szczęśliwszy? czemu?

Sancho.

Niebawem
Przybędzie tu sędzia śledczy.

Pelagiusz.

Tak, sędzia...

Sancho.

Milcz, Pelagiuszu!

Pelagiusz (na stronie).

O palcach znów zapomniałem.

Nuńo.

Przybędzie z licznym orszakiem?

Sancho.

Dwóch ludzi.

Nuńo.

Nie łudź się, synu,
Daremne twoje wysiłki!...
Potężny władca téj ziemi,
W pieniądze i w broń bogaty,

Przekupi władzę, lub nawet
Śród nocy wyrżnąć nas każe.

Pelagiusz.

Co?... wyrżnąć?... zabawny jesteś!...
Czy Nuńo kiedy grał w lombra?
Na lichą jego malillę[6]
Spadillą wnet odpowiemy.

Sancho.

Czy bzika masz, Pelagiuszu?...

Pelagiusz (na stronie).

Znów palce mi wywietrzały!...

Sancho.

Chciéj teraz, ojcze, komnatę
Gościowi temu odstąpić,
Bo to jest ważna osoba!...

Pelagiusz.

Tak ważna, że...

Sancho.

Milcz, gamoniu.

Pelagiusz.

O palcach znów zapomniałem.
Już ani słowa nie pisnę.

Nuńo.

Odpocznij, synu; drżę cały,
Czy aby życiem nakoniec
Miłości swéj nie przepłacisz.

Sancho.

Nie, pójdę raczéj do wieży,
Gdzie jęczy moja Elwira,
Jak słońce cień pozostawia,
Tak i ja cień jéj na kratach
Spostrzegę, lub gdy go oczy
Nie znajdą — to myśl odszuka.




SCENA  IX.
Nuńo, Pelagiusz, Joanna.
Nuńo.

Szczególna miłość.

Joanna.

Na świecie
Nikt pewno większéj nie widział!

Nuńo.

Pójdź do mnie, Pelagiuszu...

Pelagiusz.

Mam słówko z kuchnią pomówić.

Nuńo.

Pójdź tutaj...

Pelagiusz.

Wrócę za chwilę.

Nuńo.

Rozumiész?...

Pelagiusz.

I czegóż chcecie?...

Nuńo.

Któż to jest ten sędzia śledczy,
Którego Sancho sprowadza?...

Pelagiusz.

Ten sędzia...

(Na stronie.)

Boże dopomóż.

(Głośno.)

To człowiek bardzo dostojny.
Jest blady i rozpalony,
Wyniosły i drobny ciałem,
Ma usta, któremi jada
I brodę pół-blond, pół-czarną,
Lekarzem jest albo będzie,
Bo nieraz krew puszczać każe,
Chociażby nawet i z gardła.

Nuńo.

Czy widział kto zwierzę takie?




SCENA  X.
Ciż sam i Brito.
Brito.

Pójdź prędzéj, seniorze Nuńo,
Do bramy naszego domu
Trzech panów jakich-ś przybyło.

Trzy konie mają wspaniałe,
Bogatą odzież, nowiutką,
Ostrogi, buty i pióra!...

(Brito wychodzi wraz z Joanną.)
Nuńo.

Na Boga, to oni pewno;
Lecz sędzia śledczy z piórami!...

Pelagiusz.

To lżejsi będą, seniorze,
Wszak sprawiedliwość surowa,
Jeżeli jéj nie przekupią,
Tak prędko do rady wraca,
Jak rączo z rady wybiegła.

Nuńo.

I kto tę bestyę wyuczył
Téj złości?...

Pelagiusz.

Wracam ze dworu.




SCENA  XI.
Ci sami. — Król, Hrabia, Don Henryk, Sancho.
Sancho.

Poznałem was już z daleka.

Król (na stronie do Sancha).

Pamiętaj strzedz tajemnicy.

Nuńo.

Do nóg się ścielę.

Król.

Kto jesteś?

Sancho.

To Nuńo, teść mój, seniorze.

Król.

Z poznania ciebie rad jestem.

Nuńo.

Całuję stopy twe, panie.

Król.

Swą służbę uprzedź, niech o tém,
Że sędzia przybył, Tellowi
Nie mówią wcale.

Nuńo.

Drzwi zamknę,
By nikt nie wyszedł za progi.

(Sancho rozmawia z Britem i Joanną — poczém ci oboje wychodzą.)

Lecz panie jestem w obawie,
Że tylko dwóch masz rycerzów.
Wszak nie ma w całém królestwie
Magnata potężniejszego,
Bogactwo równa się dumie.

Król.

Ta laska[7], którą mi król dał,
Ma zawsze znaczenie grzmotu,
Co głosi przyjście piorunu.
Tak sam, jak widzisz, potrafię,
W imieniu króla sąd spełnić.

Nuńo.

W osobie twojéj spostrzegam
Wspaniałość tak niezwyczajną,
Że choć ja-m skrzywdzon — drżę cały.

Król.

Więc śledztwo rozpocząć trzeba.

Nuńo.

Odpocznij panie... dość czasu...

Król.

Ja nigdy nie mam go nadto.

(Do Pelagiusza.)

Czyś, chłopcze, zdrowo powrócił?

Pelagiusz.

Tak, zdrowo, najjaś...

Król.

Co-m mówił?

Pelagiusz.

A prawda!... Jak się pan miewa?

Król.

Wybornie.

Pelagiusz (na stronie do Sancha).

Jeśli wygramy
Ten proces, oddam sędziemu
Wieprzaka, jak on wielkiego.

Sancho.

Milcz, bydlę!...

Pelagiusz.

Więc mam powiedzieć
Wieprzaczka, jak ja małego....

Król.

Zawołać prędko tych ludzi!

(Pelagiusz biegnie do drzwi i woła.)



SCENA  XII.
Brito, Fileno, Joanna, Leonora, Król, Hrabia, Don Henryk, Nuńo, Sancho, Pelagiusz.
Brito.

Co każesz, panie?

Nuńo.

Jeżeli
Przyjść mają wszyscy pasterze
Z doliny, to długo potrwa.

Król.

Wystarczy.

(Do Brita.)

Jak się nazywasz?

Brito.

Ja, panie, Brito, pastuszek.

Król.

Co wiész o Tella napaści?...

Brito.

W dzień ślubu pachołcy w maskach
Drzwi w domu tym wyłamawszy,
Porwali Nuńa Elwirę!...

Król.

A ty kto jesteś?

Joanna.

Joanna,
Służąca panny Elwiry,
Umarłéj dziś lub zhańbionéj.

Król.

A jak się zowie ten człowiek?...

Pelagiusz.

To Filen, grajek na kobzie,

Co umie nocą śród gajów
Do tańca grać czarownicom.

Król.

Opowiedz wszystko, coś widział.

Filen.

Przyszedłszy grać tu na kobzie,
Słyszałem, jak Tello bronił
Wejść tutaj naszemu księdzu.
A potém, ślub tak zerwawszy,
Elwirę porwał do zamku,
Gdzie ojciec widział ją przecie
I krewni.

Król.

A cóż ty mała?...

Pelagiusz.

To córka Piotra Cuelo,
Którego dziadem był Nuńo,
A stryjem Marcin, co kiedyś
Oliwę dobrze oczyszczał.
Rodzina zacna. Ostatni
Dwie ciotki miał, czarownice,
Siostrzeńca zaś garbatego,
Co pierwszy w Galicyi rzepę
Zasadził.

Król.

Dosyć już tego
Czas trochę spocząć, rycerze,
Tellowi przecież wizytę
Oddamy dzisiaj wieczorem.

Hrabia.

Bez śledztwa mogłeś być pewny,
Że Sancho cię nie oszukał,
Niewinność tych ludzi przecież,
Dowodem jest dostatecznym.

Król (na stronie do Nuńa).

Postaraj się w tajemnicy
Sprowadzić księdza i kata.

(Król wychodzi w towarzystwie Hrabiego i Don Henryka).



SCENA  XIII.
Sancho, Nuńo, Pelagiusz, Joanna, Leonora, Brito, Fileno.
Nuńo (na stronie do Sancha).

To dziwne...

Sancho.

Co?...

Nuńo.

Nie rozumiem
Sędziego. Bez wszelkiéj formy
Już księdza żądał i kata.

Sancho.

Ja nie znam jego zamiarów.

Nuńo.

I szwadron mu nie da rady,
A cóż dopiero dwóch ludzi.

Sancho.

Każ naprzód obiad mu podać,
A późniéj poznasz, co może.

Nuńo.

Czy razem wszyscy jeść będą?

Sancho.

Wprzód sędzia a potém oni.

Nuńo.

Ci dwaj to pewnie: policyant
I pisarz.

Sancho.

Pewnie.

Nuńo.

Joanno?...

Joanna.

A co tam?

Nuńo.

Świeżą bieliznę
Przygotuj, usmaż kurczęta,
Włóż szynki płat na patelnią
I upiecz młodego pawia.
Tymczasem niech Filen zaraz
Z piwnicy wina przyniesie.

Pelagiusz.

Na słońce klnę się, mój panie,
Że będę z sędzią jadł obiad.

Nuńo.

On chyba całkiem zwaryował.

(Wychodzi.)
Pelagiusz.

Królowie są nieszczęśliwi,
Że sami jedzą; dlatego
Mieć muszą zawsze przy sobie
Bufonów zabawnych i psów.

(Wychodzi.)



SCENA  XIV.
Sala w zamku Don Tella.
Elwira przebiega scenę, uciekając przed Don Tellem. — Felicyana.
Elwira.

Litości, Boże wszechmocny,
Bo nie ma dla mnie ratunku!...

(Odchodzi.)
Tello.

Zabiję...

Felicyana.

O! stój, szalony!...

Tello.

Ostrożnie, bym nie przekroczył
Granicy względów braterskich.

Felicyana.

Dla siostry chociaż to uczyń,
Coś mógł odmówić kobiecie.

Tello.

Przekleństwo hardéj dziewczynie,
Co nędznym uczuciom gwoli
Śmie, dumą dziką pijana,
Z własnego drwić sobie pana.
Już dziś nie ujdzie méj ręki,
Zabiję — lub będzie moją.

(Odchodzi.)



SCENA  XV.
Celio, Felicyana.
Celio.

Daremna może obawa,
Lecz dziwi mię to, że Nuńo
Dostojnych gości przyjmuje,
Tam wszystko ma jakiś pozór
Tajemny. Sancho powrócił
Z wyprawy swéj do Kastylii,
Cel któréj trudno odgadnąć.
A nigdym nie widział, żeby
Działali tak tajemniczo.

Felicyana.

Z podejrzeń nic się nie dowiem,
Nie brakło ci sposobności,
By wejść tam i poznać prawdę.

Celio.

Lękałem się gniewu Nuńa,
Ku wszystkim nam niechętnego.

Felicyana.

Należy uprzedzić brata.
Ma Sancho spryt i odwagę.
Niech Celio tu pozostanie,
Bo może przyjść kto.

(Odchodzi.)
Celio.

Sumienie
Drży zawsze, kiedy nieczyste,
A zbrodnię taką, jak Telia,
Gniew Boga ukarać musi.




SCENA  XVI.
Król, Hrabia, Don Henryk i Sancho zatrzymują się przy sztachetach dziedzińca. Celio.
Król.

Gdy wejdziem — róbcie, co każę.

Celio (na stronie).

Co to za ludzie?

Król.

Wołajcie!...

Sancho.

Ot właśnie dworzanin Tella.

Król.

Hej, panie!...

Celio.

A czego chcecie?...

Król.

Don Tella widziéć — z Kastylii
Przybywam po to.

Celio.

Nazwisko?...

Król.

Ja!...

Celio.

Tylko ja i nic więcéj?

Król.

Nic!

Celio (na stronie).

Krótko i mina groźna,
To godne zastanowienia.

(Głośno.)

Więc idę powiedzieć panu,
Że przy drzwiach Ja oczekuje.

Henryk.

Już poszedł...

Hrabia.

Lękam się, żeby
Zbyt hardo nie odpowiedział.
Dać poznać się trzeba było.

Król.

Sumienie powie mu zaraz,
Że tutaj Ja się nazywać
Król tylko może.

(Celio wraca.)
Celio.

Mówiłem wasze nazwisko,
Lecz pan mi rzekł: niech odjedzie,
I ja-bym tak się nie nazwał,
Bo podług wszelkich praw tylko:

Ja — w niebie Bóg — a na ziemi
Monarcha jeden się zowie.

Król.

To powiédz, że alkad króla
Przyjechał.

Celio (zmieszany).

Wiernie powtórzę.

(Wychodzi).
Hrabia.

Dworzanin coś spuścił z tonu.

Henryk.

Alkada tytuł go trwoży.

Sancho (do króla).

I Nuńo jest już — czy może
Tu przybyć?

Król.

Owszem, niech będzie
Naocznym téj sceny świadkiem,
Należy mu się to słusznie
Za krzywdy, których doświadczył.




SCENA  XVII.
Nuńo, Pelagiusz, Joanna i wieśniacy, wszyscy za sztachetami. Król, Hrabia, Henryk i Sancho.
Sancho.

Przystąpcie, Nuńo, i patrzcie.

Nuńo.

Już zamek tego zuchwalca
Dreszcz budzi.

(Do służby.)

Słowa nie pisnąć!...

Joanna.

Pelagiusz piśnie, bo waryat.

Pelagiusz.

Ja będę milczał, jak posąg.

Nuńo.

I z dwoma ludźmi tu przybyć —
Odwaga to nadzwyczajna!




SCENA  XVIII.
Don Tello, Felicyana, służba. — Ci sami.
Felicyana.

Co robisz, mój bracie, strzeż się.
Zaczekaj...

Tello. (do króla).

Czy pan to jesteś Kastylii
Alkadem, który mię szuka?...

Król.

I cóż w tem jest tak dziwnego?

Tello.

Twa śmiałość, bo wiesz, kto jestem...

Król.

I jakaż to jest różnica
Pomiędzy królem — a posłem
Królewskim?

Tello.

Ogromna dla mnie.
A zresztą gdzie masz swą laskę?

Król.

Jest w pochwie, zkąd prędko wyjdzie
A co się stanie, zobaczysz.

Tello.

Co w pochwie?! Chyba mię nie znasz
Nikt w świecie mnie aresztować
Nie ważyłby się — król chyba!

Król.

Więc króla widzisz, nędzniku!

Felicyana.

O! święty nasz Dominiku!...

Tello.

Co? król sam? władca kastylski,
Monarcha w swojéj osobie!...
O łaskę błagam cię, królu!...

Król.

Rozbroić go! niech się dowie,
Jak listy króla szanować.

Felicyana.

Ułagodź gniew swój, o panie!

Król.

Daremna prośba. Sprowadzić
Małżonkę tego wieśniaka.

Tello.

Elwira nie jest nią jeszcze.

Król.

Lecz chciała — zresztą jéj ojciec
Skrzywdzony także przez ciebie.

Tello.

Godzina kary wybiła,
Za ciężkie grzechy żywota!...




SCENA  XIX.
Ciż sami i Elwira z rozpuszczonemi włosami.
Elwira.

Zaledwiem śród łkań i jęków
Nazwisko twe usłyszała,
Alfonsie nasz kastylijski,
Hiszpanii władco wspaniały,
Więzienie wnet opuściłam,
By błagać o sprawiedliwość.
Ja-m córką Nuńa Ayvara,
Którego cnoty są znane.
Kochana przez Roelasa,
Zaślubić miałam go właśnie,
Za wiedzą ojca mojego,
Gdy Sancho swojego pana
Poprosił o pozwolenie.
Don Tello przybył wraz z siostrą,
Występną chucią wiedziony,
Podstępnie ślub mój odroczył
I zbrojną ręką śród nocy
Do zamku porwać mię kazał.
Tam, złudą świetnych obietnic,
Za hańbę chciał mi zapłacić.
A potem wnet przeniesiona
Do lasów pałacu blizkich,
Gęstwinie tylko drzew, które
Przed słońcem mnie ukrywały,
Z mych cierpień się spowiadałam.

Niech stwierdzą opór mój włosy,
Promienie których wydarte
Zawisły tam na gałązkach.
Niech świadczą źrenice moje
O płaczu, którym-by można
Najtwardsze rozczulić skały.
Dziś łzy mi tylko zostały,
Zhańbiona — mogęż nie płakać?
Jedyna pociecha jeszcze,
Że kary za taką zbrodnię
Od króla dziś żądać mogę,
Bo król jest sędzią najlepszym.
O łaskę taką, Alfonsie,
U nóg twych błagam z pokorą.
Bodajby twoi następcy
Orężem zdołali dzielnym
Uwolnić wszystkie krainy
Z pod Maurów ohydnych jarzma;
I jeśli głos mój nie może
Wysławić twéj szlachetności,
Historya niech ją uwieczni.

Król.

Boleję, żem przybył późno,
Choć czasu dość nam zostało
Na wymiar sprawiedliwości,
Co strąci głowę don Tella.
Niech będzie kat w pogotowiu.

Felicyana.

Miéj litość, królu, nad bratem.

Król.

Czyż sama listu mojego
Pogarda nie jest już zbrodnią?!
Dziś dumę twoję, don Tellu,
Zobaczę u stóp mych w prochu.

Tello.

O, gdyby istniała kara
Od śmierci większa — przyznaję
Żem na nią zasłużył, królu!...

Hrabia.

Niech pamięć, żeś się wychował
W téj ziemi — wzruszy cię, królu.

Felicyana.

Hrabiego don Pedra imię
Niech łaskę twoję wyjedna.

Król.

Don Pedro hrabia jest godzien,
Bym go za ojca uważał,
Lecz hrabia téż wié, że prawo
Powinno być szanowane.

Hrabia.

A litość czyż nie jest cnotą?

Król.

Prawdziwa litość nie może
Pogardzać sprawiedliwością.
A w oczach Boga i ludzi,
Ten zdrajcą jest i nieprawym,
Kto króla swojego nie czci.
Daj, Tello, rękę Elwirze,
Byś jéj małżonkiem zostawszy,
Zapłacił krzywdę i zginął.
Po śmierci twojéj Elwira
Zaślubi Sancha, na posag
Połowę twych dóbr zabrawszy.
Felicya zostanie damą
Królowéj, póki godnego
Nie znajdę dla niéj małżonka.

Nuńo.

Drżę cały...

Pelagiusz.

A to król dumny!

Sancho.

I tu się kończy komedya
O królu najlepszym sędzi
Kronika nam tę historyą
Za prawdę szczerą podaje.



koniec.






  1. W Hiszpanii jest zwyczaj, że państwo młodzi zamiast drużbów mają rodziców ślubnych.
  2. Stolica królestwa tegoż nazwiska, o 50 mil odległa od miejsca, które scena przedstawia.
  3. Przesąd w Hiszpanii — żeby się poszczęściło.
  4. Gra wyrazów, któréj w języku naszym oddać niepodobna.
  5. Aluzya do łańcuszków i wstążek, które się dają w Hiszpanii na wiązanie.
  6. Są-to nazwy kart, w których spadilla starsza od malilli. Jest tu oprócz tego gra wyrazów. Malilla, pochodząca od mala, stanowi aluzyą do występku Don Tella, a spadilla, pochodząca od espada przypomina potęgę królewską.
  7. Znak godności sędziowskiéj. Laska (vara) miała w górnéj połowie znak krzyża, na którym wykonywano przysięgę sprawiedliwości.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lope de Vega i tłumacza: Julian Święcicki.