Na powitanie rektora Balzera

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Adolf Suligowski
Tytuł Na powitanie rektora Balzera
Pochodzenie Z ciężkich lat (Mowy)
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1905
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Na powitanie rektora Balzera.
W listopadzie 1903 r.

Jeżeli wszędzie ludzie witają mile rodaków przybyłych z oddalenia, to o ileż milej jest dla nas, rozdartych kordonami a tęskniących do jedności, gościć u siebie rodaka z za kordonu.
Ale są jeszcze inne powody, dla których wzbierają uczucia w tym wypadku. Wiążą się one ze wspomnieniem miejsca, z którego gość przybywa, bo dzielnica ta stanowi miły zakątek, w którym szukamy chętnie wytchnienia i pokrzepienia w atmosferze wolnej polskiej myśli.
Nie dosyć na tem, istnieją jeszcze ważniejsze przyczyny, dla których gość nasz jest nam nad wyraz drogi.
Rektor Balzer — to mąż nauki — to pracownik niestrudzony na polu piśmiennictwa polskiego!
Zawarłszy śluby z polską nauką, ani na chwilę jej się nie sprzeniewierza, nie daje się porwać ani celom praktycznym, ani polityce, nauce pozostaje wiernym, a badaniami nad dawnym naszym ustrojem toruje drogę prawdzie, wzbogaca skarbnicę wiedzy, pomnaża jej zasoby, podnosi jej wartość i znaczenie.
Nauka polska — to najważniejszy czynnik naszej kultury duchowej, który, że użyję własnego wyrażenia rektora Balzera, »znaczeniem i doniosłością idzie na czele«. Jak słusznie rektor Balzer zauważył w ogłoszonem niedawno przemówieniu, im gorzej naród jest uposażony pod względem warunków istnienia i rozwoju, tem więcej znaczenia nabiera praca jego wewnętrzna, zasoby jego ducha i myśli. W nich to tkwi siła narodu zwyciężonego, one stanowią o jego żywotności, one mu dają prawo do dalszego bytu, do przyszłości.
A gdy już mowa o nauce polskiej, nie zechciej odmówić nam tutaj, drogi gościu, pewnej pobłażliwości. My prawnicy w tej dzielnicy nie mamy tak bardzo czem się przed Tobą pochwalić. Zrzadka ukazująca się książka, jeden skromny tygodnik i zebrania w kole koleżeńskiem, oto wszystko, o czem mogłeś się dowiedzieć.
Chcąc jednak sąd wydać o tem, nie trzeba tracić z uwagi warunków, wśród jakich tutaj pracujemy. Odebrano nam wszechnicę krajową, zrobiono z niej stacyę dla promocyi profesorskich i ćwiczeń naukowych obcych przybyszów, stacyę obcą społeczeństwu, obcą jego potrzebom intelektualnym i moralnym. Nie posiadamy ani akademii umiejętności, ani towarzystwa naukowego, ani bibliotek specyalnych. Co gorsza, nie posiadamy wolności stowarzyszeń i słowa.
Jednak nie straciliśmy jeszcze całkiem na wartości, skoro umiemy cenić naukę polską, skoro umiemy cieszyć się, gdy się ona rozwija i podnosi, skoro umiemy czcić ludzi, którzy, jak Ty, dla polskiej myśli pracują.
W tem ciężkiem naszem utrapieniu nauczyliśmy się przecież czegośkolwiek.
Rozumiemy dzisiaj, że historya nie mierzy się na lata, ani wiekiem żyjących pokoleń, rozumiemy, że życie jednego pokolenia stanowi zaledwie maleńkie ogniwo w wielkim łańcuchu dziejowych zjawisk, — rozumiemy, że wielkie zadośćuczynienia przychodzą w następstwie długich prób i doświadczeń, jako skutek wartości duchowej narodu, jako skutek jego sił moralnych, — wierzymy, że idea oparta nie na tanich frazesach, ale na wytrwałej, rozumnej kulturalnej pracy przetrwać może wszelkie przeciwności, że na tej podstawie idea już nieraz zwyciężała, a zapewne i tym razem zwycięży!
I w tem leży tajemnica radości, jaką przybycie gościa sprowadziło, — i w tem leży tajemnica radości, gdy istotny przedstawiciel polskiej nauki stanął tutaj pomiędzy nami.
Witam Cię, drogi gościu, od imienia tych, którym nauka polska jest droga, witam Cię od imienia prawników tutejszych.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Adolf Suligowski.