Trzech mędrców, którym ludzie powierzają życie
Trzech doktorów wciąż stało nad twoją, kołyską
I radzili... radzili... wyrabiali wszystko,
Co tylko mi cię mogło wyrwać z rąk, o dziecię!
Nie przyszedł nikt zaś, coby widząc ojca we mnie,
I widząc, że bez ciebie ja ach!... żyć nie mogę, —
Chytrej śmierci fortelem jakim zaszedł drogę
I — spłoszył ją... O, takich czekałem daremnie!
Natomiast... gdyś umarła, — to wpadł pokryjomu
Cały tłum zaraz ludzi ... Z rąk mi cię wyrwali —
Ponieśli tu — w grób zimny, w piasek zakopali —
I poszli!... A ja ciebie precz szukam po domu!
Gdzie jesteś? pytam krzyża, co ot niemy stoi —
Gdzie jesteś? pytam nocy, co szemrze dokoła —
Gdzie jesteś!? — pytam w górze Litości Anioła,
Co dzieli ze mną stypę tej boleści mojej!
∗ ∗ ∗
Wszystko milczy... Ach! wszystko, — jak gdyby się śmiało
Tylko z biedy rodzica, co stracił cię przecie,
Patrzy zimno... I niemasz nikogo na świecie,
Coby chciał tym łzom moim poradzić ... choć mało!