Na Sobór Watykański/Łódź Piotrowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor A. B.
Tytuł Na Sobór Watykański
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graf. Tow. Wyd. „Kompas“ w Łodzi
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ŁÓDŹ PIOTROWA.



Pan, którego Imię Wszechmocny i Wiekuisty, upatrzył ją i upodobał sobie. Naznaczył jej sternika, któremu dał imię wieczne, i pchnął ją przemożnie na bezkresne wody świata.
Zdumiały się głębie. Szczupła, wątła łódź Rybaka z Betsaidy, miała połączyć ze sobą dwa brzegi, pomiędzy któremi leżała nieskończoność: brzeg Człowieczeństwa z brzegami Bóstwa, brzeg doczesności z wybrzeżem wiecznem.
Co za przedziwny, co za wspaniały był genjusz, który się odważył na to! Nieskończoność, dzieląca te dwa brzegi, była przecież burzliwą otchłanią. Zawrotna fala przesądów, ruchliwe morze fantazji i marzeń, zaprzeczeń, zwątpień i pojęć mętnych, pogmatwanych, wypaczonych, jakie z głów ludzkich wyparowały w ciągu dziejów, rozlały się jak bezdeń oceanu, targana niezliczonemi, gwałtownemi prądami od brzegu do brzegu. Kto tę otchłań oczyma przemierzy, ramieniem zagarnie, pokona?
Lecz śmiała łódka pruć poczęła fale. Nic zastraszało jej bynajmniej ani trwożyło to, żę przed nią na ową topiel pomiędzy światem a zaświatami ruszyły inne łódki, wypłynęło czółen tysiące, które, nabłąkawszy się po wodach, konały na rafach rozpaczy, syrtach beznadziei. Nieustraszony jej sternik wiedział dobrze, jakie były powody rozbicia tych łodzi. One nie znały kierunku drogi, nie miały gwiazdy polarnej nad sobą objawionej. Nie wiedziały dokładnie, czy ów drugi brzeg istnieje, czy go niemasz, czy szukać go należy na wschodzie, czy ku zachodowi, na południu, czy północy, Szymonowi zaś Barjona wszystko to najdokładniej oznajmił Pan, Tworzyciel Bożej Żeglugi.
I mknęła łódź, pracowały jej wiosła. Trzepotały żagle w takt pieśni żeglarskiej, co nad czołem jej masztów śpiewała niebu i ziemi: „Christus regnat.“ Rzesze nieprzeliczone garnęły się ku niej, powierzały jej swe losy. Jęły pielgrzymować ku niej stopy wszystkich pokoleń, drżały uwielbieniem dla niej serca ludów.
Co widząc sternik z Betsaidy jął wrychle rozszerzać jej zrąb, mnożył jej wiosła, umacniał załogę. A iż była za szczupłą jeszcze, przeto budował na jej wzór łodzi podobnych tysiące. Z wieku na wiek wzrastała ich liczba, aż potężna flotylla Szymona Barjony, jak rajskich ptaków stada, zaległa wszystkie rody.
A on wciąż tworzył nowe — niestrudzony i ulepszał system łodzi. Stare, zmurszałe, napół przegniłe i na niewiele przydatne okręty usuwał, aby flotylla ludów, idąc w drogę bożą, była urządzona w duchu ich potrzeb — po ludzku.
Tak bowiem ongi uczył Pan; „Aby żywot, obfity żywot mieli.“ Tego domagał się Duch Boży; „Astitit... circumdata varietate.“
Z wieku na wiek — inaczej. Różny system łodzi, byle coraz lepszy, coraz doskonalszy. I różne kształty łodzi. Byle jedna ponad niemi chorągiew Chrystusowa i jeden, wspólny kie runek drogi niebios:
— Credo in inum Deum!... —
Sterniku niebios! Pracuj więc nieustannie i Pan niech będzie z Tobą! —

Koniec.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Maciątek.