Nędznicy/Część piąta/Księga dziewiąta/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Nędznicy
Wydawca Księgarnia S. Bukowieckiego
Data wyd. 1900
Druk W. Dunin
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Misérables
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
Pióro cięży temu, który podnosił wóz ojca Fauchelevent.

Jednego wieczora Jan Valjean z trudnością, podniósł się i wsparł na łokciach; wziął się za rękę i nie czuł pulsu, oddech miał krótki, przerywany; poznał, że był słabszym niż kiedykolwiek; wtedy, ulegając zapewne naciskowi ostatnich trosk życia, dobył sił ostatnich, usiadł na łóżku i zaczął się ubierać. Włożył na siebie starą odzież robotnika. Nie wychodząc z domu, wrócił do tego ubrania i przekładał je nad inne. Kilka razy musiał przestać się ubierać tak był osłabiony; rzęsisty pot ściekał mu z czoła, gdy wdziewał rękawy kaftana.
Od czasu jak był sam, przeniósł łóżko do przedpokoju, aby jak najmniej patrzeć na opuszczone mieszkanie.
Otworzył kuferek i wyjął zawiniątko Cozetty.
Rozłożył gałganki na łóżku.
Świeczniki biskupa stały na swojem miejscu, na kominku. Wyjął z szuflady dwie świece woskowe i osadził je w lichtarzach. Potem, choć jeszcze słońce świeciło — było to w lecie — zapalił świece. Nieraz widzimy tak zapalone we dnie kandelabry w pokojach, gdzie leżą nieboszczyki.
Każdy krok, każde poruszenie go wycieńczało i zmuszony był siadać. Nie było to zwyczajne znużenie co traci siły, by je potem odzyskać, ale były to szczątki uchodzącego życia; wyczerpane siły czyniły ostatnie wysiłki, których już ponowić nie miały.
Padł na krzesło przed zwierciadłem, tak fatalnem dla niego, tak opatrznem dla Marjusza, i przypomniał sobie, że w nim przeczytał odwrócone pismo Cozetty, odciśnięte na bibule. Przejrzał się w tem zwierciadle i nie mógł się poznać. Miał lat ośmdziesiąt; przed weselem Marjusza powiedzianoby, że nie ma więcej nad pięćdziesiąt; w jednym roku przeżył lat trzydzieści. Na jego czole nie było zmarszczek starości, ale tajemnicze znaki śmierci. Czułeś tam rycie nieubłaganego paznokcia. Policzki obwisły, skóra na twarzy miała cerę, pod którą widziałeś już ziemię, dwa kąty ust zniżyły się jak w tych maskach, które starożytni ryli na grobowcach; patrzył na próżnię z wyrazem wyrzutu; rzekłbyś, jedna z tych wielkich istot tragicznych, co czują żal do kogoś.
Był w stanie ostatecznego znękania, w którym boleść już nie płynie: była, że tak powiem, skrzepłą; zdarzają się na duszy takie gruzły rozpaczy.
Noc zapadła. Z trudnością przyciągnął stół i stare krzesło do kominka i położył na stole pióro, kałamarz i papier.
To uczyniwszy, omdlał. Gdy odzyskał przytomność, poczuł pragnienie. Nie mogąc podnieść dzbanka, z wielkim mozołem pochylił go do ust i napił się trochę.
Potem obrócił się ku łóżku i ciągle siedząc — bo nie mógł powstać — patrzył na czarną sukienkę i wszystkie drogie przedmioty.
Tak wpatrywał się całe godziny, które zdały się minutami. Nagle zadrżał i uczuł wzrastający chłód; oparł się łokciem na stole, który oświecały świeczniki biskupa i wziął pióro do ręki.
Pióro i atrament oddawna nie były używane; nos pióra się zagiął, atrament wysechł w kałamarzu, trzeba było znów się podnieść i wlać kilka kropel wody, przyczem parę razy zatrzymywał się i siadał, i musiał pisać odwrotną, stroną pióra. Czasami ocierał pot z czoła.
Drżącą ręką pisał zwolna następujące wiersze:
„Cozetto, błogosławię ci. Muszę ci wytłumaczyć. Twój mąż miał słuszność, dając mi do zrozumienia, że powinienem odejść, wszelako trochę się mylił w jednem, ale zresztą miał słuszność. Jest doskonały człowiek. Kochaj go zawsze gdy umrę. Panie Pontmercy, kochaj zawsze moje dziecię drogie. Cozetto, znajdziesz ten papier, powiem ci, jeśli będę miał siły przypomnieć sobie, posłuchaj, przekonasz się z liczb, że te pieniądze w istocie są twoje. Oto cała rzecz: gagatek biały pochodzi z Norwegji, gagatek czarny z Anglji, czarne świecidełka szklane pochodzą z Niemiec. Gagatek jest lżejszy, szacowniejszy i droższy. Można we Francji, zarówno jak w Niemczech, robić naśladownictwa. Bierze się kowadełko wielkości dwóch cali kwadratowych i lampkę ze spirytusem winnym do topienia masy. Massę wyrabiano dawniej z żywicy i sadzy i to kosztowało cztery franki funt. Wynalazłem sposób robienia jej z gumy i terpentyny. Taka masa kosztuje tylko trzydzieści soldów i jest daleko lepszą. Kolczyki robią się ze szkła fioletowego, które z tą masą przylepiasz do cienkiej blaszki stalowej. Szkło winno być fioletowe dla klejnocików stalowych, a czarne dla klejnocików złotych. Hiszpanja wiele ich kupuje. To kraj gagatków...“
Tu przerwał pisanie, pióro z rąk mu wypadło, porwały go łkania rozpaczne, które czasami dobywały się z głębin jej duszy, i biedny człowiek, ująwszy głowę rękoma, myślał:
— Oh! — zawołał w głębi ducha (krzyki bolesne, które tylko Bóg słyszy) — stało się, wszystko skończone. Już jej nie ujrzę. Jej istnienie jak uśmiech przemknęło nademną. Wstąpię w otchłań nocy, nie zobaczę jej znowu. O, gdyby na minutę, na chwilkę jedną ją ujrzeć, jej głos usłyszeć, dotknąć jej sukni, popatrzeć na anioła; i potem umrzeć! Nic to umrzeć, ale okropne, nie widząc jej, umrzeć! Uśmiechnęłaby się do mnie, wyrzekła słówko. Czyżby to komu zrobiło co złego? Nie; stało się, nigdy. Otom sam jeden. Boże mój! Boże! już jej nie zobaczę.
W tej chwili zastukano do drzwi.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.