Moskal/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Moskal
Podtytuł Obrazek z r. 1864
Wydawca Biblioteka Dobrych Książek
Data wyd. 1938
Druk Druk. Diec. w Łomży
Miejsce wyd. Łomża
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


∗             ∗

Naumów zajmował bardzo skromne mieszkanie w dość odległej części miasteczka: sługa jego, wiekuiście rozespany Iwan, drzemał u gospodarza, zdziwił się więc powracając do domu oficer, gdy ujrzał w swoich oknach światło i cień przechadzającego się po pokoju mężczyzny. Przyspieszył kroku i stanąwszy w progu, zdumiony zobaczył wojskowego w stroju podróżnym, który zdawał się nań oczekiwać.
Nie łatwo mu było poznać, w zmęczonym podróżą przybyszu, dawnego towarzysza z kadeckiego korpusu Henryka. Byli oni z sobą w wielkiej przyjaźni, ale los ich później rozdzielił, bo Henryk został przeznaczony do głównego sztabu, a Światosław do pułku. Dlaczego się szczególniej przywiązali do siebie, jest to tajemnicą młodzieńczych sympatyj, ale i to się może przyczyniło do zbliżenia ich ku sobie, że Henryk był rodem z Warszawy, i że z nim czasem o Polsce pomówić było można. Naumów nawet zostawszy Moskalem, lubił o niej wspominać i coś go ku niej ciągnęło.
Co do Henryka ten był jaknajzagorzalszym patriotą; należał do wszystkich potajemnych stowarzyszeń, rozgałęzionych w zakładach wojskowych i po uniwersytetach.
Poznawszy się rzucili się sobie w objęcia i dwie ich młodzieńcze dusze z całą gorączką młodej przyjaźni wybuchły. Po długim niewidzeniu pierwsza taka rozmowa jest zawsze nieporządną słów mieszaniną, tysiącem pytań bez odpowiedzi, przypomnień i nierozwiązanych zagadek. Naumów kazał zaraz samowar nastawić i zabierał się przyjezdnego ugościć, gdy ten mu oznajmił, że zaledwie godzin parę zabawi i natychmiast w dalszą jedzie drogę.
— Dokąd? Czy cię gdzie wysłano? — spytał Naumów.
— Nie. Jadę na urlop do familii — rzekł Henryk.
— Więc ci nie może być tak bardzo pilno? — odezwał się pierwszy i mógłbyś mi śmiało jaki dzień poświęcić?
— Nie mogę, mruknął, potrząsając głową, Henryk, nie mogę...
— Cóż ci tak pilno?
Oficer popatrzał długo na przyjaciela jakby go badał, jakby pragnął, żeby się tamten sam czegoś domyślił, ale Naumów choć mu wypadki w Polsce serce poruszyły, nie miał jasnego wyobrażenia jakie na niego wkładały obowiązki.
— Wszakże już wiecie — rzekł po chwili przybyły, co się dzieje w Warszawie?
— Wiemy tylko z gazety i z pogłosek z których się niewiele nauczyć można, a ty?
— Ja — rzekł — wahając się Henryk, wiem trochę więcej, ale naprzód, w imię starego koleżeństwa, co ty o tym myślisz?
— Ja — odpowiedział powoli Naumów jeszczem się nad tym nie zastanawiał, a potem to dla mnie rzecz obca, bo nie jestem Polakiem.
— Jesteś nim na wpół przynajmniej — zawołał Henryk, matka twoja była Polką, ale gdybyś nawet ani kropli krwi polskiej nie miał w żyłach, gdybyś był czystym Moskalem, Tatarem, Kałmukiem, czyż nie czujesz o co tu chodzi?
— Ciszej — rzekł Naumów, rozumiem, ale mi wytłumacz jaki związek może mieć sprawa polska z oswobodzeniem Rosji?
— Nie będę ci przypominał historii naszej — zawołał młody chłopiec, znasz ją albo się jej domyślasz, wszędzie gdzie Polska zetknęła się z Moskwą, walczyły z sobą dwie idee swobody i niewoli, dziś jeszcze podbita i rozszarpana Polska tak samo walczy za wolność i powinna być narzędziem waszego odkupienia. Powinniście skorzystać z polskiego ruchu, aby się z jarzma otrząsnąć. Nie widziszże tego? Jeżeli wy zamiast spożytkowania tego, co się gotuje u nas, obrócicie się przeciwko nam, zakujecie na sobie więzy na długie jeszcze lata. Jeżeli Rosja nie zechce tego zrozumieć, że wyrzekając się łupieży, despotyzmu i zaborów, które dla niej są ciężarem nie korzyścią, może w nas zyskać wiecznego pomocnika i sprzymierzeńca do zupełnego oswobodzenia, jeżeli dla widoków samowładztwa, zechce nas ciemiężyć, naówczas długie jeszcze lata pozostanie w pieluchach i bezwładną.
Chciej mię dobrze zrozumieć, mówił dalej, samowładztwo idzie przeciwko wskazanym naturą rzeczy, przeznaczeniom obu krajów. Wielkość i siła Rosji nie leży w świętokradzkich podbojach narodów, które wyniszczać potrzeba ażeby je zwyciężyć. Państwo jest nazbyt już rozległe, nie starczy mu już sił wewnętrznych na ożywienie tego potwornego olbrzyma, który się rozrósł chorobliwie. Ile razy to już powtórzono, że przeznaczeniem Rosji jest przelanie cywilizacji na Wschód, temu przeznaczeniu nigdy zadosyć nie uczyni, gdy wiecznie mnożyć będzie wyczerpującą ją walkę, posuwając się na zachód. Jeżeli się nie wyrzecze Polski, musi się oblać jej krwią, zohydzić w oczach Europy, wszystkie swe siły użyć na walkę z cywilizacją i wstrzymać w całym pochodzie na długie jeszcze lata. Pomimo olbrzymich sił materialnych, przypuszczalnych pomocy Prus i Austrii, Rosja się wyczerpie i znuży tym bojem, który nigdy nie zakończy się zwycięstwem; znękać może Polskę chwilowo ale nawet kosztem sumienia i okrucieństwa nigdy jej całkowicie nie pokona.
Z wiekuistego doświadczenia możecie wyciągnąć i ten wniosek, że zbyt rozległe państwa zawsze są tylko przygotowaniem wielkiej ruiny, dogadzają one dumie despotów, ale nie mają długiego życia warunków; za najlżejszym wstrząśnieniem rozpada się to potem w kawały jak się rozpadło cesarstwo rzymskie i wszystkie szalone mrzonki jemu podobnych uniwersalnych monarchii. W duchu wieku, w przeznaczeniach przyszłości wcale się co innego przygotowuje, zdaje się, że formą konieczną będą federacje drobnych stanów, jeżeli swoboda zwycięży, wielkie państwa, wielkie armie, wielkie budżety, wielkie podatki i wielki ucisk, są to zabytki przeszłości, które zniknąć muszą. Więc, mój drogi, Rosja chcąc się wyjarzmić z despotyzmu musi oddać Polskę Polsce.
Powinna ograniczyć dalsze zabory, a jąć się ogromnej pracy wewnętrznej, a na którą całych jej sił ledwie starczy. O podbojach ani myśleć, podboje ją osłabiają, podbicia nie ma się co obawiać, dość jest silną, by się obronić, potrzeba jeszcze wielkiej pracy, ażeby z tego materiału surowego, zepsutego, stworzyć żywotną i silną całość.
Tak mówił Henryk, a Naumów słuchał go zadumany nie przerywając, uśmiech tylko łagodny igrał mu po twarzy.
— Wszystko to bardzo pięknie, rzekł, ale to są mrzonki ludzi, którzy z papierem więcej mieli do czynienia niż z życiem. Każdemu, co raz podbił kawałek ziemi, zdaje się, że go już na wieki powinien posiadać. Rosja z pewnością nie wyrzecze się ani piędzi ziemi, i wątpię bardzo, czy nawet ta część Polski, która się dziś Królestwem nazywa, wybić się kiedy może. Nie tylko rząd, ale i naród ma swoją dumę, potrafią ją rozbudzić, to są utopie — dodał kończąc Naumów. Życzę jak najlepiej Polsce, ale spodziewam się jak najgorzej.
— Może tak być w istocie, żywo zawołał Henryk, jeśli te rzeczy, wszyscy tak jak ty brać będą. Rosja jeśli ma rozum, skorzysta z wypadków, Polsce da się wyswobodzić i sama się stanie swobodną. Na to wszyscy pracować powinniśmy.
— Jakto? i my?
— Głównie my, rzekł Henryk. Jesteśmy wojskowi, wojsko jest głównie narzędziem despotyzmu, przez wojsko tylko zbawienie przyjść może. Nam trzeba pracować nad żołnierzem, między sobą, i ten najstraszniejszy oręż tyranii odebrać.
— Ale jakież to środki? zapytał Naumów dość obojętnie, ty wiesz, że spiski do niczego nie prowadzą?
— Kto ci to powiedział? obruszył się Henryk. Żaden spisek nigdy bezowocnym nie był, przygotowuje umysły, a gdy odkryty, pociąga za sobą ofiary, te się stają wyznawcami i apostołami. Każdy spisek jest siejbą, która prędzej czy później wschodzi.
— Ale według twojej teorii, przerwał uśmiechając się Naumów, świat by nieustannie musiał spiskować?
— Nie, rzekł Henryk, spisek jest zbrodnią, jeśli go knuje ambicja takiego Napoleona III, który przysiągłszy Rzeczypospolitej, łamie swe przysięgi, aby dogodzić osobistym widokom, i słać nowe despotyzmowi gniazdo, ale spisek przeciwko tyranii jest największym obowiązkiem.
Wiem o tym, rzekł żywo egzaltując się Henryk, że teoria nie oznaczyła dotąd granic pewnych, w których rewolucja jest usprawiedliwioną, potrzebną, powiem świętą, a kiedy staje się zbrodniczą i niegodziwą. Wiem o tym, że rewolucja jest zawsze chorobą społeczną, że z dobrej woli, dla fantazji, naród szczęśliwy nigdy jej nie podejmuje — ale najlepszą wskazówką prawowitości rewolucji jest wewnętrzne uczucie ogółu. Jeżeli cały naród czuje, że rząd jego prowadzi go na drogi zasadom społecznym przeciwne, że dla utrzymania się zmuszony jest używać środków, które wiekuista potępia moralność, natenczas spisek jest obowiązkiem, rewolucja koniecznością.
Teraz zadam ci jedno pytanie: rząd taki, który szczepi bałwochwalstwo, rozkazując czcić człowieka jak Boga, który zrywa węzły rodzinne, wymagając od dzieci, aby denuncjowały rodziców, od rodziców, aby wydawali własne dzieci, który zachęca opłacając szpiegostwa, do zdrady, który okuwa myśl ludzką, który uciska sumienie i nagradza apostazję, który wywraca wszelką ideę prawa, czy rząd taki, oparty na najniemoralniejszych zasadach, nie usprawiedliwia spisku i rewolucji? Dowiodę ci, kończył Henryk, że to co mu zarzucam, jest ściśle prawdziwe. Nie można się kochać w rewolucji dla rewolucji, ani zaprzeczyć, że ona zachwiewa ideę porządku społecznego, że obudza złe namiętności, że jako narzędziami, musi się często posługiwać ludźmi niepierwszej wody. Ale któż winien, gdy ucisk czyni to zło koniecznym?
Mimowolnie Naumów pociągnięty się czuł gorącym kazaniem Henryka, ale cała jego przeszłość nie usposobiała go do zbytniego przejęcia się tymi myślami, nie czuł się jeszcze powołanym do działania, gotów już był patrzeć na nie z pobłażaniem, ale widocznie wstręt miał do stanowczego czynu.
Mimo to jak każdego cieplejszego uczucia, które człowieka podnosi i uszlachetnia, pozazdrościł Henrykowi jego zapału, jego marzeń, a nawet niebezpieczeństwa na które się mógł narazić.
— Nie trudno mi się domyśleć, rzekł, iż jeśli się co robi, to ty pewnie z założonymi rękami stać nie myślisz?
Henryk uśmiechnął się:
— No, a ty?
— Ja, — rzekł powoli Światosław, — nie czuję w sobie powołania żadnego do przerabiania świata, ani siły po temu. Gotów jestem oklaskiem powitać nową erę, ale...
— Ale na nią zapracować nie myślisz, przerwał Henryk: — Takimi wy prawie wszyscy jesteście, liberalizm wasz i pragnienie reform kończy się na platonicznych westchnieniach do Pana Boga, aby natchnął swego pomazańca. Chcielibyście chleba, ale mąkę mleć i rąk namulać nie życzycie sobie. Dla tego może Rosja długo jeszcze stękając dźwigać będzie jarzmo, bo prawdą jest, co któryś publicysta powiedział, że każdy naród ma taki rząd na jaki zasługuje.
Na tym na chwilę przerwała się rozmowa, a Henryk nie zwierzył się więcej przyjacielowi, który go też badać nie myślał.
Rozmawiali tak do północy, a gdy nadeszły konie pocztowe, poczęli się żegnać z nowym wylaniem i serdecznością.
— Więc, do widzenia w Warszawie?
— Do widzenia, Naumów, żal mi cię, że jeszcze do roboty zaprząc się nie chcesz, ale daję ci na to słowo, zawołał Henryk śmiejąc się, że odetchnąwszy naszym powietrzem, musisz się odmienić! Zresztą jeśli cię nic innego nie natchnie, to cię jaka piękna Polka nawróci?
Naumów westchnął.
— Słuchaj-no, może i ty kochasz się w tej jenerałównie za którą wszyscy oficerowie waszego pułku szaleją? Wstydź się kiedy się masz kochać to nie w moskiewce!
Światosław cały pokraśniał.
— O! złapałem cię ptaszku, nawet się nie wypierasz, teraz rozumiem dla czego spisek ci żaden nie smakuje, ale niechno tylko piękna panna zdradzi, a serce zakrwawi, zobaczysz jaki z ciebie będzie gorący rewolucjonista. Do zobaczenia w Warszawie!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.