Momenty wychowawcze/II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Momenty wychowawcze
Wydawca Spółka Akcyjna „Nasza Księgarnia“
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graficzne „Nasza Drukarnia“
Miejsce wyd. Warszawa — Łódź
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
II.
KLASA PODWSTĘPNA I WSTĘPNA PENSJI PRYWATNEJ.

Notatka: Dyżurna wyciera tablicę. Małgosia umyślnie (na złość) maże kredą. Dziwne.
Komentarz: Czasem zdumiewa nas jakiś czyn dziecka. Gdyby to zrobił A, byłoby zrozumiałe, ale ten?... I na tej zasadzie wahamy się nagle co do uprzednio postawionej djagnozy. W czynionej dziecku wymówce będzie: „no—no, więc to tak? a ja sądziłem... Pomyliłem się... teraz już... i t. d.“ — Obraża i uraża nas, że nas zwiedziono. — A tymczasem bywa, że w danym wyjątkowym przypadku B naśladuje kogoś: raz powiedział, zrobił to, co „inni“. — Małgosia widziała, jak wczoraj czy przed tygodniem ktoś inny drażnił dyżurną, ktoś, kto jej imponuje, do kogo pragnęłaby być podobną.

Notatka: Dziewczynki, proszę nie rozmawiać.
Komentarz: Dlaczego takie upomnienia w szkole dla „dobrze wychowanych“ działają? — Kara łagodnego upomnienia, niecierpliwego gestu, zdziwionego spojrzenia, kara wzruszenia ramion... Kara — ironiczna uwaga, zamiast rózgi, która chłoszcze pośladek, wyraz, który biczuje ambicję. „Brzydko — nie wypada“. — „Ostra“ wymówka — ostra, więc rani. — Może przypadkiem jestem u źródła ważnego zagadnienia. — Gdzie wyrasta ta potworna zależność człowieka od opinji, znieruchomienie pod groźbą śmieszności — aż do psiej czujności na to, co o nas pomyśli — kelner, szwajcar hotelowy?

Notatka: Nie umie — czy się pytać?
Komentarz: Dziecko nie nauczyło się lekcji — słówek niemieckich. Gdyby sfotografować jego zachowanie się! Wzrok tępy, postawa pokorna, blady uśmiech, albo gniew, bunt w zmarszczonych brwiach, albo kłamliwe chrząkania, bezsłowne ruchy warg (wie, ale nie pamięta — wie, ot zaraz powie — nie wie, dlaczego nie umie). A nauczycielka zadaje pytania. To przypomina torturę, czyni przykre wrażenie.

Notatka: Obok dzieci, które się spóźniają, należy omówić równie dla szkoły niewygodne, które zbyt wcześnie przychodzą.

Notatka: Kto lubi siedzieć na pierwszej, kto na ostatniej ławce?

Notatka: — Olek, oddaj gumkę. — Olek oddaje gumkę, ale nie kładzie gumki na ławce, tylko — na głowie. — To nudne — położyć na stole gumę.

Notatka: — Znów nie wiesz? Tyle razy powtarzałam. Możesz się wstydzić...
Komentarz: No trudno — nie wie. Zamiast wymówki — pytanie: dlaczego? — Gdyby lekarz do pacjenta: Wstydź się, wypiłeś całą butelkę lekarstwa i jeszcze kaszlesz, — masz słaby puls, nie miałeś stolca.

Notatka: Wchodzi do klasy Władzia — kładzie książki — i wędrówka: do tablicy, do obrazków na ścianie, do stolika nauczycielki, znów do tablicy, do swojej ławki, na ostatnią ławkę, zawiesza się w przejściu, siada, nogami energicznie buja. — Janka wchodzi — doszła do okna — patrzy przez okno nieruchoma. Zamieszanie — ławki przesuwają — odwraca się, niecierpliwy mars na czole, żadnego udziału; potem nagłym ruchem — do swojej ławki. (NB. Niektórzy uczniowie tak przywiązują się do swego miejsca, jak więzień do celi).

Notatka: Stasia — obserwacja 8 minut. 1. Wybiegła do innej ławki. 2. Uklękła na swojej ławce. 3. Znów do innej (rozmowa szeptem). 4. Do swojej. 5. Rozmawia z sąsiadką, ta wychodzi z ławki, Stasia na jej miejsce. 6. Przy stoliku naucz. 7. Wraca, w przejściu unosi się na rękach, silnie nachyla. 8. Oparta o ławkę rozmawia z dwiema cichym półgłosem. 9. Śmiech — rozmowa z grupą z pięciorga. 10. Szybko do 4 ławki z wiadomością. 11. Wraca na miejsce. 12. Wraca — zagląda do książki sąsiadki.

Notatka: — Nie chcecie myśleć — nie uważacie (ton bezsilnej, beznadziejnej rozpaczy).
Komentarz: W tej klatce wraz z dziećmi zamknięta jest i naucz., ona nie tylko zmusza, ale i sama musi, męcząc sama się męczy. Może dawniej próbowała, poszukiwała. Jeśli nie, to że nie wiedziała, nie umiała, warunki tak się złożyły. Mogła pomylić się w wyborze zawodu. Kto winien?

Notatka: Władzia podnosi palce (przelotna myśl, żeby nie zanotować — bo to mi psuje uprzednio postawione rozpoznanie).
Komentarz: Niechętnie zanotowałem, że Władzia — lekkoduch, wiercipięta — chce odpowiedzieć. — Dlaczego? — Właśnie, że przeczy memu ujemnemu poglądowi na nią, jako uczennicę, winien byłem fakt ten radośnie powitać i skrzętnie zanotować. — Władzia taka, jaką ją chcę mieć, nie powinna podnosić palców, powinna być szczęśliwa, że jej dają spokój, że nie zmuszają do odpowiedzi. — I właśnie przestępstwem mojem jest, że ja chcę, aby była taka, za jaką ją uznałem. — Toć powinienem badać taką, jaką jest, winienem chcieć dostrzec najwięcej, najwszechstronniej. Ale jestem leniwy, chcę, by Władzia była łatwa do poznania: przylepiłem etykietę — załatwione. Dwa podniesione palce — to nowe zjawisko, wymaga rewizji, nowego wysiłku myśli, by pogłębić pogląd. — Jestem niecierpliwy — śpieszę się. — „Poznawszy“ ją łatwą, już biegnę do innych — trudniejszych. Szybko załatwiam jednego pacjenta odczepną djagnozą, bo czeka szereg kolejnych. — Jestem ambitny — boję się o swe rozpoznanie, może dlatego właśnie, że niechlujnie uzasadnione, tandetnie sklecone — nie jestem pewien, i ogarnia mnie obawa, że nowe zjawisko nadweręży mimochodem rzuconą jałmużnę etykiety. — Przykro mi się przyznać, że ledwo sylabizuję, że muszę długo i uważnie wpatrywać się w litery objawów, by wystękać jako-tako, zgruba treść. Siedzi we mnie nadęty autorytet, który „takiego pędraka“ w lot poznaje, nawskroś przenika. Żyje we mnie zdemoralizowany partacz, którego szkoła tresowała w wyłgiwaniu się obowiązkom prawdziwego poznania. Te dwa podniesione w górę palce małej Władzi, to protest żywej istoty, która nie pozwala zbyć siebie byle czem, która nie godzi się na napis, etykietę — mówi: „nie znasz mnie“. Cóż ja wiem o Władzi? — Że się kręci? Nauczycielka rzuciła przelotne: „leniuch“ — smakowało mi — przyswoiłem. — Może Władzia nie leniuch. Może zrzec się zdawkowej djagnozy, przyznać do błędu — i w nagrodę otrzymać parę autokrytycznych uwag. Drażliwiec Władzia może zdolna jest żywo zainteresować się; może walczy z uprzedzeniem nauczycielki. Te dwa wzniesione w górę palce mogą oznaczać: a) „właśnie, że wiem, właśnie, że nie jestem taka, za jaką mnie macie“, lub b) „jeśli mnie coś istotnie zajmuje, wówczas wiem, chcę odpowiadać“. — A może istotnie „leniuch“ dziś rano postanowiła się poprawić, rozpocząć nowe życie? może po rozmowie z matką, z przyjaciółką? Czy pomóc Władzi w jej wysiłku, czy tylko zapamiętawszy, czekać, co będzie dalej, jutro, za tydzień?
Tak, nie dwa zasmolone palce wstępniaka, lecz pytanie, na które znaleźć nie mogę odpowiedzi.

Notatka: Gawęda — mysz i t. d. (zaraz — szczur, pszczoła i t. d.)
Komentarz: Niema książki, która omawiałaby technikę prowadzenia z dziećmi rozmowy, gawędy (nie — pogadanki). — Może dlatego nie umiemy, że nam się łatwe wydaje. — Mam w pamięci śliczne rozmowy z kolonij letnich, wieczorne, z internatu — kto ich nie zna, kto z wychowawców nie pamięta? Czy można je przenieść do szkoły?
Mysz — pożyczyli kota, żeby łapał — opowiadanie o walce psa z kotem — szczur był na poduszce cioci — raz w rybie znaleźli mysz — szczury pływają — w kąpieli były rybki — są złote rybki — jak okrętem jechać, ryby się widzi — są trujące kwiaty — tatusia pszczoła ugryzła — babcia ma ule.
Temat — chce mówić kilkoro, razem. Jeden opowiada mnie, drugi sąsiadowi zaczyna opowiadać — tworzą się grupy. Ktoś jeden zaczyna hałasować — hasło rozprzężenia, — przepadło. — A do dzwonka zostało 10 minut — co robić?
Jeśli ustanowić kolej, niech się zapisują do głosu — krępują się, bo nieprzyzwyczajone, mało mają do powiedzenia. — Jak uchronić od zniszczenia ciekawy a zupełnie niebadany język — dziecięcego opowiadania?
Przykład — nie ze szkoły — z Ogródka — opowiadanie 5-letniego Wiktora:
— Gdzie widziałeś jabłka?
Jabłka — widziałem jabłka — takie malutkie — drzewa duże takie — można leżeć i huśtać się — taki był pies — a jak jedno jabłko upadnie — to on leży i śpi — mama idzie — chcę sam iść — i tam jest krzesło — tam pies — jakiś pies — ukąsił tak — ossstre zęby miał — więc jak on spał, to on go ukąsił — trzeba psa łupić, że ukąsił — tam jest pani — takie ma zęby — zapomniałem jak się nazywa — Foks się nazywa — ukąsił i krrrew — jadł kość — Foks, poszoł, poszoł won — a on wytrzeszczył tak oczy i ukąsił — rzucił kość i ukąsił — rzuciłem temu piesu jabłko — a jak z drzewa oderwał jabłko i rzucił daleko — takie twarde jabłko — słodkie, że nie wiem — tylko powąchał — a potem przyszedł żołnierz — bac w pieska — bac — taki ładny — ładny — ładny.
Zanotowałem, ile można bez stenografji. — Porównaj: „ossstre, krrrew“ Wiktora z „wiatrrr“ — Bolka.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.