Moje życie (Czechow)/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anton Czechow
Tytuł Moje życie
Podtytuł Opowiadanie prowincyonalisty
Pochodzenie Nowele
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1905
Druk Drukarnia »Czasu«
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Моя жизнь
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XV.


Jechaliśmy we dwoje z Maszą do Kuryłówki na uroczystość poświęcenia szkoły.
— Jesień, jesień, jesień... — mówiła cicho Masza, rozglądając się dokoła. — Lato już przeszło. Ptaków niema, a z drzew już się tylko wierzby zielenią.
Tak, przeszło lato. Nadeszły jasne, ciepłe dni, ale ranki są chłodne, pastuchy wychodzą w kożuszkach, a w naszym ogrodzie rosa przez cały dzień nie wysycha na astrach. Słychać ciągle jakieś żałosne dźwięki i trudno rozpoznać, czy to skrzypią zardzewiałe zawiasy, czy też lecą w górze żórawie — robi się przyjemnie na duszy i tak się pragnie życia, użycia!...
— Przeszło lato... — mówiła Masza. — Możemy się teraz obrachować. Pracowaliśmy dużo, myśleliśmy dużo, udoskonaliliśmy się przez to, bardzo to dla nas zaszczytne, praca nad własnem udoskonaleniem udała nam się szczęśliwie, ale czy te nasze postępy miały dodatni wpływ na otaczające nas życie, czy przyniosły chociaż komukolwiek korzyść? Nie. Ciemnota, brud fizyczny, pijaństwo, zatrważająca śmiertelność między dziećmi — wszystko zostało, tak jak było, i przez to, żeś ty orał i siał, a ja traciłam pieniądze i czytałam książki nic dobrego nie zrobiliśmy. Widocznie, pracowaliśmy tylko dla siebie i myśleliśmy wyłącznie o sobie.
Podobne uwagi mieszały mnie i nie wiedziałem co myśleć.
— Działaliśmy od początku do końca szczerze — rzekłem — kto jest szczerym, ten jest niewinnym.
— Któż temu przeczy? Byliśmy niewinni i byliśmy w swojem prawie, a tylko w niewłaściwy sposób doprowadziliśmy do skutku nasze myśli. Przedewszystkiem czy samo założenie nasze nie jest błędne? Chcesz być dla ludzi pożytecznym, a już przez to samo, że kupujesz majątek, odrazu niweczysz sposobność do zrobienia dla nich czegoś pożytecznego. Następnie jeśli pracujesz, ubierasz się i jesz jak chłop, to ty swoim autorytetem uprawniasz niejako ich ciężką, niezgrabną odzież, wstrętne chaty, te ich głupie brody... Z drugiej zaś strony, przypuśćmy, że pracujesz długo, bardzo długo, przez całe twoje życie i w końcu dochodzisz do pewnych praktycznych rezultatów, ale cóż one, te twoje rezultaty mogą przeciwko takim bajecznym siłom, jak prostactwo, głód, zimno, wyrodzenie się? Kropla w morzu. Tu potrzeba innego rodzaju walki, walki śmiałej, otwartej, prędkiej! Jeśli istotnie chcesz być pożytecznym, to porzuć ciasne koło zwykłej działalności i staraj się działać na masy. Potrzeba przedewszystkiem głośnego, energicznego kazania. Dlaczego sztuka, naprzykład muzyka tak jest żywotną, tak popularną i istotnie tak silną? Dlatego, że muzyk, czy też śpiewak działa odrazu na tysiące. Miłą, miłą jest sztuka! — mówiła dalej, patrząc na niebo rozmarzonemi oczyma. — Sztuka daje skrzydła i unosi daleko, daleko! Komu dokuczył brud, drobne groszowe interesa, kto znudzony, smutny, ten tylko w pięknie znaleźć może spokój i zadowolenie.
Kiedyśmy dojeżdżali do Kuryłówki, pogoda była jasna, urocza. Tu i owdzie młócono na podwórzach, czuć było zapach słomy. Za chróścianym płotem świeciła się jarzębina i wszystkie dokoła drzewa, gdziekolwiek rzucić okiem, złote były, lub czerwone. Uderzono w dzwony, w szkole ustawiono ikonę i słychać było śpiewy: »Miłosierna Orędowniczko«. A jakie przeźroczyste powietrze, jak wysoko latały gołębie!
W szkole odprawiali nabożeństwo; potem kuryłowscy chłopi przynieśli Maszy ikonę, a dubienczewscy, wielki obwarzanek i pozłacaną solniczkę. Masza rozpłakała się nagle.
— A jeżeli powiedziano co niepotrzebnego, lub nieprzyjemnego, to wybacz nam pani — przemówił jakiś staruszek, kłaniając się Maszy i mnie.
Gdyśmy wracali do domu, Masza oglądała się na szkołę; zielony dach, pomalowany przezemnie, błyszczał teraz w słońcu i długo go widzieć mogliśmy. I czułem, że spojrzenia, które teraz rzucała Masza, były pożegnalnemi.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Anton Czechow i tłumacza: anonimowy.