Mindowe/Akt drugi

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Mindowe
Rozdział Akt drugi
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Piller i spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały tom I

Indeks stron
AKT DRUGI.

SCENA PIERWSZA.
ROGNEDA, TROJNAT.
ROGNEDA, stoi oparta na kamiennym stole.

Podaj mi czarę... Litwo! Litwo nieszczęśliwa!
Dla twoich Bogów nową poświęcę ofiarę,
Syna poświęcę — rospacz serce mi rozrywa,
Ja go zabiję z płaczem... podaj mi tę czarę!
       5 Napełnię ją trucizną... Boże Litwy! Boże!
Niech on umrze spokojnie — niech nie cierpi długo,
Ja go łzami obmyję — na stosie położę,
Zaśpiéwam pieśń — grobową uczczę go posługą.

Sypie truciznę.

Łza upadła do wina, może ta łza matki
       10 Zniszczy skutek trucizny? czy już noc na niebie?
Tak mi ciemno... Wsypałam trucizny ostatki,
Dla mnie nic nie zostało.

Mindowe wchodzi na scenę. Lutuwer rozmawia z nim, wskazuje na czarę i sam oddala się.
MINDOWE, z udaną spokojnością.

Matko! witam ciebie!
Witam młody synowcze. Powracam z ogrodu,
Słuchałem jak z nad Niemna śpiéw słowika płynie,
       15 Zachwycony urokiem wieczornego chłodu;
Ale niemniéj szczęśliwy przy mojéj rodzinie,
Znajduję szczęście w domu — zawsze miłość wasza
Chmury nieszczęść wiszące nademną rosprasza.

Przy was jestem bespieczny, zasypiam w pokoju.
Ty milczysz matko?...

ROGNEDA.

Synu! może chcesz napoju?
       20 Oto wino...

MINDOWE.

Już wino piłem dzisiaj rano,
Przy chrzcie moim.

ROGNEDA.

Bluźnierca!

MINDOWE, do Trojnata.

Nim gwiazdy powstaną
Trojnacie masz opuścić litewską stolicę.
Zaniesiesz Wojsiełkowi to pismo odemnie.
       25 Zawiéra ono w sobie ważną tajemnicę;
Powinno być wręczone prędko i tajemnie.
Wojsiełkowi skąd innąd znane są me chęci,
Wymagam więc pośpiechu — pomnij nakaz srogi,
Biada! jeśli się zwrócisz z przykazanéj drogi,
       30 Biada! jeśli woskowéj naruszysz pieczęci.
Oto masz list.

ROGNEDA, na stronie.

Już odkrył Trojnata zamiary...
Więc pozbawiasz mnie wnuka? przynajmniéj z téj czary
Spełń toast pożegnania.

Mindowe bierze podaną czarę lecz jéj nie pije. Rogneda po chwili drżącym głosem.

Czyś wypił?...

MINDOWE, uderzając się w czoło.

Rogneda!

ROGNEDA.

Nigdyż krwawe sumnienie spoczynku ci nieda?
Widzisz krew w głębi czary?

MINDOWE.

       35 W napojach biesiady
Nigdy krwi nie spostrzegam, ale trucizn jady.

ROGNEDA.

Pokażę ci jak twoja podejrzliwość zwodna.
Spełnię ją do półowy, ty ją spełnisz do dna.

MINDOWE, ciska i tłucze czarę.

O matko coś wyrzekła? precz czaro przeklęta!
       40 Tyś mi była najdroższym przodków moich darem,
Jedyny prawie spadek, zawsze dla mnie święta,
Nieraz na ucztach słodkim szumiąca nektarem.
Gdzieś za morzami w kryształ rostopione piaski
Wydały ciebie z łona — nieraz pełna wina,
       45 Zachwycałaś zdumione wejrzenie Litwina,
Gdy słońce w tobie grało tysiącznémi blaski;
Ja ciskam cię o głazy! Matko coś wyrzekła!
Skąd ta nienawiść czarna? skąd ta zemsta wściekła?
Chciałaś umrzéć i syna wtrącić do mogiły.

ROGNEDA.

       50 Ukarz mnie — zniosę karę, ja mam jeszcze siły!

MINDOWE.

Ha! tak, chciałabyś matko znosząc karę srogą
W obliczu ludu umrzeć męczenniczką wiary?
Alem nadto przezorny, bym powściągał kary
Tych którzy chcą mi szkodzić, lecz szkodzić nie mogą.
       55 Bądź więc spokojna matko — uraza tak mała...

ROGNEDA.

Nie chciałam cię urazić — jam cię zabić chciała.

Wychodzi wsparta na Trojnacie.
MINDOWE, sam.

Sam więc jestem, sam jestem; walczyć, szerzyć mordy,
Śledzić spiski — trucizną chłodzić spiekłe wargi;
Wędzidłem krwawém ściągać dzikie ludu hordy,
       60 To moje życie... usta nie wydadzą skargi...
Nie wiedzą że ja cierpię. — Zbędę się Trojnata,
Pochwycą go, postrzygą, zamkną w mur klasztorny.
Przed ludem mnie zakrywa tajemnicza szata.
Chrześcianin, krzyżaków przyjaciel pozorny,
       65 Wkrótce zgnębię te zmienne, dwugłowe poczwary.
Wyginą wszyscy — wiara? wiara czcze wyrazy!

Chrzciłem się, bo mi wtenczas trzeba było wiary;
Teraz, cóż za różnica — czy krzyż od Papieża,
Czy w cerkwiach Ruskich złotem błyszczące obrazy,
       70 Albo xiężyc Mogołów — miecz wiarą rycerza.
Lecz Aldona odchodzi, zbadam tajemnicę,
Kto jest ów tajny krzyżak.

Aldona wchodzi.

Aldono! twe lice
Zawsze we łzach — więc wszędzie widzę łzy i zdrady,
Sztylety! trucizn czary! i miodowe słowa.
       75 Przebacz, ciebie przelękła ta gwałtowna mowa,
Ty drżysz Aldono? zniknął twój rumieniec blady.
Oto czara z trucizną o głazy rozbita,
Chciałem ją spełnić, dotąd byłbym w cichym grobie;
Lecz wyznam ci Aldono! nadzieja ukryta
       80 Wytrąciła mi czarę, jedna myśl o tobie.
Aldono! powiedz słowo.

ALDONA.

Panie! twe cierpienia,
Ani mnie twoja miłość nigdy nie zniewoli.
Na cóżeś mi domowe przerwał zatrudnienia,
Ktorémi słodzę długie godziny niedoli?
       85 Gdy w gronie moich dziewic, przy lampy płomieniu,
Widzę jak w koło srebrne toczą się przędziwa,
Gdy słyszę pieśń rodzinną w ich łagodnem pieniu,
Przez chwilę cichém szczęściem tak jestem szczęśliwa,
Że często nad mojémi krośnami schylona,
       90 Widząc jak kwiat pod igły dotknięciem roskwita,
Cierpień moich zapomnę — póki ciężkie z łona
Nie wyrwie się westchnienie, z oczu łza ukryta.

MINDOWE.

Tyś spokojna? ja niechcę widziéć cię spokojną.
Szczęśliwa? nie chcę żebyś ty była szczęśliwa,
       96 Niech serce twoje zawre sprzeczną uczuć wojną,
Niech je niszczy rdza cierpień, zgryzota rozrywa.
A gdyś z widokiem cierpień nadto oswojona,
Śmierć jest dla ciebie nową, dziś skończysz dni twoje.

ALDONA, z przerażeniem.

Błagam cię panie! błagam na Bogów imiona
       100 Nie zadawaj mi śmierci, ja się śmierci boję!
Wszystko mi! wszystko bliski zgon już zapowiada.
Koniec mój, o! przeczuwam, będzie nadto skory.
Patrzaj Mindowe! patrzaj! jak twarz moja blada.
Na twarzy rozmarzone gorączki kolory,
       105 Szklistym blaskiem posępnie ożywione oczy;
Wkrótce mię całą, cichość grobowa otoczy.
Nie jedna z dziewic moich, co cierpień nie znała,
Mówiąc do mnie, nim skończy, łzami się zaleje,
A gdy mówi, głos zniża, jak gdyby nie śmiała,
       110 Dźwiękiem mowy, lub marne podając nadzieje,
Zbudzić głębokiéj ciszy, która jak sen miły,
Żyjącą osłoniła świętością mogiły.

MINDOWE.

Ty chcesz żyć, jakże silna chęć życia? Aldono!
Może w sercu nadzieje karmisz brylantowe?
       115 O wiém ja że głęboko oczy dziewic toną,
I przenikają głazy i zbroje stalowe.
Aż dopóki z pod hełmu nie wykwitnie lice
Znajome, ukochane, wglądasz pod przyłbice.
Musiał być blady?

ALDONA.

Panie! kto?

MINDOWE.

Ten krzyżak młody,
Krzyżak, czy Litwin.

ALDONA, na stronie.

On go nie poznał!

MINDOWE.

       120 Widziałem!
Jakeś zadrżała, padła. Silne to dowody,
Lecz jeszcze będą inne... Niegdyś ja sam drżałem
Kiedy bladość cierpienia omgliła twe czoło,
To dzikie serce z twojém sercem biło razem,

       125 Kiedyś się weseliła, brałem twarz wesołą;
Dziś to już przeszło, — dzisiaj jestem zimnym głazem.
Słuchaj! czy znasz krzyżaka, co wśród mnichów zgrai,
Nieznajome mi lice, czarną zbroją tai?
Znasz go?

ALDONA.

Wierzaj mi! wierzaj! ja go nie znam panie!

MINDOWE.

       130 Może go poznasz, słodkie to będzie poznanie!
Próżne proźby, mam zbroję i serce ze stali.
Aldono ja się skryję w téj przybocznéj sali,
Tam każde wasze słowo dojdzie mego ucha,
Zwłaszcza gdy teraz nocy panuje milczenie;
       135 Kiedy go będziesz witać, pomyśl że król słucha,
I mieczem przerwie krótkie szczęścia zachwycenie.

Odchodzi przez drzwi boczne.
ALDONA, sama.

Mindowe! O Mindowe!... poszedł... Nieszczęśliwa!
Zostałam sama jedna, czekać chwili zgonu,
Chwili nad zgon straszniejszéj... Lampa dogorywa.
       140 A na dworze noc ciemna, słychać szum jesionu,
Szum sosen cichy... Wszystko! wszystko mnie przeraża.
Ten szum drzew i ta cisza — to cisza cmentarza.
O jak mi ciężko!... Niéma i jeszcze go niéma,
Może nie przyjdzie?... Boże! niechaj nie przychodzi!
       145 Niech go anioł strzeże! — przeczucie zatrzyma!...

Patrzy przez okno.

Tam widzę za lasami blady xiężyc wschodzi,
Czarne sosny posępnym witają go szumem;
Rozdarte chmury duchów napełnione tłumem...

Po chwili.

Nie przychodzi — on może nie przyjdzie — ja płaczę!
       150 W téj chwili groźnych króla nie pomna wyroków,
Smutno mi że nie przyjdzie — że go nie zobaczę...
Chciałam go widziéć... Boże! słyszę odgłos kroków!
O nie, to źródła szumią w zamkowym ogrodzie...
Ach! on idzie! to Dowmunt! poznałam po chodzie.

       155 Jeszcze głośniéj — i głośniéj — jam znowu słyszała...
Udam że ja go nie znam — żem nigdy nie znała.
Król go nie pozna...

DOWMUNT wchodzi z zapuszczoną przyłbicą w krzyżackiéj zbroi.

Potwarz okłamała zdradnie
Serce Aldony — teraz widzę ją — tak blada..
Czy dręczona sumnienia wyrzutami bladnie?
       160 Umiém rozróżnić bladość od bladości... Siada...
Nie odwróciła lica... Dawniéj szelest szaty,
Szelest kroków odgadła — poznała... a teraz
Nie odwróciła lica! Idąc w te komnaty,
Będąc na progu, z progu wracałem się nieraz.
       165 Tak mi okropnie! ona mnie nie pozna? może
Nie zechce poznać... Pani!... Zadrżała.

ALDONA.

Rycerzu
Ktokolwiek jesteś? w północ błądząc po tym dworze,
Módl się — oto różaniec widzę przy puklerzu,
Módl się i — wyjdź...

DOWMUNT.

Wyjdź?... Widać że Litwy królowa,
       170 Przywykła roskazywać, na jéj zawołanie
Przybiegnie zbrojna, liczna, warta pałacowa.
Wyjdę z wrót gmachu — tylko po mnie tu zostanie
Krew...

ALDONA, cicho.

Moja...

DOWMUNT.

Niewiém! niewiém — lecz tu krew zostanie.
Wiész kto ja jestem? czyli twe serce przeczuwa?..

ALDONA, jak echo tym samym głosem.

Czy twe serce przeczuwa?...

DOWMUNT.

       175 Powtarza pytanie!
Odpowiédz!...

ALDONA.

Wyjdź...

DOWMUNT.

O Boże! ona myśli, czuwa,
I tak jak śpiąca związać nie może wyrazu,
I myśli ją odbiegły. — Słuchaj! czyś ty z głazu?...
Dwa słowa! imie moje!... Szalony! szalony!
       180 Oto mi czoło ciemna przyłbica okrywa,
Postać kradnie, płaszcz czarnym krzyżem naznaczony,
I jakże poznać mogła?...

Odkrywa przyłbicę.

Patrzaj! nieszczęśliwa...
Czy ty mię znasz? jak żądasz być zbawioną w niebie
Odpowiédz... i uciekaj! ach uciekaj ze mną...
Znasz mię?...

ALDONA.

       185 Czy ja znam? Boże! nie, ja nie znam ciebie,
Nie! nie! nie przypominam... może — tu tak ciemno,
Może dla tego... Słuchaj teraz moje oczy
Od ciągłych łez posępną skryły się zasłoną,
Mgła ciemna wszystkie dla nich przedmioty pomroczy;
       190 I zaledwo z łez oschną, znowu we łzach toną.
Szczęście moje z nieszczęściem nie zna równéj szali,
Jak mara obłąkana kończę życia drogę.
Nie! nie! ja ciebie nie znam — teraz znać — nie mogę...

DOWMUNT.

Nie poznała... to lampa tak ciemno się pali.

Bierze lampę ze stoła i oświecając twarz przybliża się do Aldony...

       195 Patrz! patrz!...

ALDONA.

Błagam cię! błagam ach oddal się panie!
Oddal się — światło lampy oczy moje razi.
O patrzaj! niezadługo zabłyśnie świtanie!
Patrzaj! już blask jutrzenki twarz xiężyca kazi.
O nieba! — ciebie w sali światło dnia zastanie...

DOWMUNT.

       200 Ha! męczarnio okropna! męczarnio szatana!

Do Aldony która się zbliża pomięszana.

Czego chcesz? precz odemnie! śmierć jedna została...

Ze śmiechém obłąkania.

Cha! cha! jaka myśl dzika! upaść na kolana,
Upaść przed nią... Cha! cha! cha! prosić by poznała.
Lub może kupić pamięć zimnym, złotym kwiatem?...
       205 Więc wrócę tak samotny w dziką świata drogę?
Przepaść się otworzyła między mną a światem...
Nie mogę wrócić — trzeba umrzéć — umrzéć mogę...
I przed śmiercią nauczę ją wymawiać imie,
Znajome, zapomniane — nauczę jak dziécie,
       210 Lub jak uczą sokoła, wtenczas gdy zadrzymie
Przerywając sen — przerwę jéj sen — senne życie...
Słuchaj! wiész kto ja jestem?...

Dobywa sztyletu.

Nie! nie! bezimienny
Upadnę przy jéj stopach jako liść jesienny.
Rzucam się całą duszą do grobowéj ciszy...

ALDONA.

Dowmuncie! ach Dowmuncie!

DOWMUNT.

       215 Jeszcze głos Aldony?

ALDONA.

Znam ciebie! kocham! słuchaj — on widzi! on słyszy!
Tam! Mindowe w téj sali! za témi zasłony!...

DOWMUNT.

O Boże! jakże to miło powrócić do życia...
Ty mnie kochasz? Mindowe gdzie jest? gdzie się kryje?
       220 Ach straszną! straszną miałem chwilę do przebycia,
Dotąd mi krew wzburzona głośno w piersiach bije.
O Aldono! ta chwila stoi przed oczyma,
I niechce zniknąć, póki szczęście się rospali.
Ta chwila wszystkie myśli nad przepaścią trzyma;
Ale nie wróci...

ALDONA.

       225 Luby! słyszałam dźwięk stali...
Chroń się! chroń się Dowmuncie! mój drogi! mój miły!

DOWMUNT.

Co mówiłaś, Mindowe gdzie jest? w tamtéj sali
To daleko — uciekać nie chcę — nie mam siły...
O nie! nie! tyle szczęścia! nie, to nie jest zdrada?
       230 Ja muszę być szczęśliwy — muszę widziéć ciebie.
Zgasła lampa lecz xiężyc przyświéca na niebie,
Chodź do światła Aldono... O! jaka ty blada!...
Rumieniec łzy obmyły, żar gorączki strawił;
Jaka ty blada! — jam cię nie taką zostawił!...

ALDONA.

       235 Nie, to bladszy niż zwykle, to ten blask xiężyca,
Twarz mi dzisiaj ociemnił...

DOWMUNT.

Więc xiężyc przeklinam!
Jeżeli barwę róży kradnie z twego lica.
Ha! przeklinając xiężyc, ludzi zapominam.

ALDONA.

Luby! słyszysz dźwięk stali? czy słyszysz? to oni!

DOWMUNT.

       240 Słyszę jakieś stąpania — słyszałem chrzęst broni,
Idą jakby tygrysy na mą krew zażarte.

ALDONA.

Dowmuncie! wychódź! wychódź jeszcze drzwi otwarte!
Wychódź, Aldona wiecznie wiary ci dochowa...
Tu wszyscy nas zdradzają, Bogi, ludzie, ściany,
Uciekaj!...

DOWMUNT.

       245 Moja luba, bądź zdrowa! bądź zdrowa!...

Wychodzi, lecz po krótkiéj chwili wraca.
ALDONA.

Przebóg! czemuś powrócił? blady, pomieszany,
Powiédz coś widział?

DOWMUNT.

W końcu przybocznéj komnaty
Oni już są!... już przyszli!...

ALDONA.

       250 O nieba! o zdrady!...
Słuchaj, wyłam te okien pozłacane kraty,
Pod niémi niedaleko są zamkowe sady...
Uciekaj! nad głowami grożą czarne burze...
Uciekaj...

DOWMUNT, usiłując wyłamać kratę.

Kraty mocno osadzone w murze...
Wyłamać nie podobna... nie, to próżnym szałem...
Nie podobna... Ha pękły! pękły! wyłamałem...
       255 Bądź zdrowa! daj mi rękę... dłoń zimna jak z lodu...
Bądź zdrowa..

Staje na oknie... po chwili wraca do sali...

Nie... napróżno! pośród drzew ogrodu,
Widziałem tłumy zbrojnych Mindowy rycerzy;
Pod samémi oknami las włóczni się jeży.
Daremna więc ucieczka — przyszedłem bez miecza
       260 By nie wzbudzić podejrzeń, cóż ten sztylet znaczy?
Ani mię przeciw wrogów ciosom zabespiecza,
Ani usłucha dłoni — zdradzi ją w rospaczy!
Bez ulgi i bez zemsty w zimnym legnę grobie...
Aldono! tyś pobladła! Aldono co tobie?

ALDONA.

       265 Nie, nie... daj mi tę różę, z hełmu twego różę,
Może zmysły orzeźwi.

Dowmunt daje różę.

Tak mi w oczach ciemno!...

DOWMUNT.

O rospacz!... ona bladnie. Chodź zemną! chodź zemną!
Chodź uciekajmy! Boże gdzież uciec? w tym murze
Są kryjówki... szalony! tam będą i ludzie,
       270 Te gmachy już zdradzieckiéj nawykłe obłudzie...
O Aldono! nieszczęście — usiądź tu Aldono!
Oczy moje jak dziecka całe we łzach toną.

ALDONA.

A ja płakać nie mogę... Cha! cha! luby! drogi!
Śmiéch mi straszliwy łamie na ustach wyrazy...
       275 Cha! cha! cha! niech tu przyjdą! niech przestąpią progi!
Oto próg pałacowy!...

Pada przed drzwiami.
DOWMUNT.

Aldono! Jak głazy
Zimna...

Składa omdlałą na krześle.

Rękami będę rozdzierał tych ludzi...
Chodźcie tu!... O te oczy! ta twarz, blada, sina!...

Po chwili.

Z rąk martwych wyrwę różę... kiedy się obudzi
       280 Mnie już nie będzie... niech mnie nic nie przypomina.

Obrywa liście kwiatu.

Kwiat zerwałem — gałązka w jéj została dłoni,
Tak mocno trzyma.

Pod koniec téj sceny słychać coraz mocniejsze szczęki orężu.

Słyszę! już idą... to oni!...



KONIEC AKTU DRUGIEGO.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.