Marzenie (Zola, 1935)/XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Emil Zola
Tytuł Marzenie
Wydawca Bibljoteka Echa Polskiego
Data wyd. 1935
Druk Zakł. Graf. „Drukarnia Bankowa”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Rêve
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIII

Anielka umierała. Był jasny, zimowy ranek, pełen słońca. Nieprzytomna od wczoraj, leżała w swem wielkiem łożu z zamkniętemi oczami. Jasne włosy okalały bladą twarzyczkę i, gdyby nie lekki oddech, poruszający jej pierś, zdawaćby się mogło, że już nie żyje.
Wczoraj Anielka wyspowiadała się i przyjęła Komunję Świętą. Wieczorem, czując zbliżającą się śmierć, zapragnęła, by ją opatrzono Sakramentami Świętemi. Parę chwil przed utratą przytomności wyszeptała to życzenie; ale trzeba było czekać do rana. Teraz ksiądz Cornille miał nadejść za chwilę.
Wszystko było przygotowane. Hubertowie nakryli stół białym obrusem. Po obu stronach krucyfiksu paliły się gromnice w srebrnych świecznikach, przyniesionych z salonu. Stała woda święcona i kropidło, dwa talerze, jeden z kawałkami waty, drugi z papierowemi różkami do zawijania. Wielkie pęki róż zdobiły stół przecudną bielą. Anielka leżała nieruchomo.
Lekarz uprzedził już rano, że dzieweczka nie przeżyje dnia. Może zasnąć, nie odzyskawszy przytomności. Hubertowie oczekiwali zrezygnowani. Wierzyli, że Bóg powołał ją do siebie, by nie wpadła w grzech. Nie żałowali swego postępowania i poddawali się woli Boskiej. Ale cierpieli bezgranicznie. Przez cały czas choroby sami pielęgnowali ją i nie opuszczali na chwilę. I teraz oboje w tej ostatniej chwili siedzieli przy konającej.
Hubert machinalnie otworzył drzwiczki pieca, który monotonnem huczeniem przerywał ciszę. Rozległ się dźwięk dzwonu. Widocznie ksiądz Cornille wychodził z kościoła z Olejami Świętemi. Hubertyna zeszła nadół, by go przyjąć na progu. Upłynęło parę minut i gwar napełnił wąskie schody. Hubert zadrżał, zdumiony i padł na kolana.
Zamiast oczekiwanego księdza, wchodził do pokoju Jego Eminencja biskup w koronkowym rokiecie z fioletową gwiazdą, niosąc w ręku srebrne naczynie z Olejami Świętemi. Za nim szedł ksiądz Cornille z krucyfiksem i księgą obrządków. W drzwiach biskup powiedział uroczystym głosem:
— Pax huic domui.
— Et omnibus habitantibus in ea, — dodał ciszej ksiądz.
Za nimi weszła Hubertyna, drżąca i wzruszona, i uklękła obok męża. Oboje zaczęli się modlić gorąco.
Nazajutrz, po widzeniu z Anielką, gwałtowna scena miała miejsce między Felicjanem a jego ojcem. Z samego rana Felicjan wpadł do kaplicy, gdzie po ciężkiej bezsennej nocy biskup się modlił. Nagły bunt wybuchł w sercu Felicjana i zerwał tamy posłuszeństwa i pokory. Stanęli przed sobą, obaj pełni dumy i gwałtowności. Starzec słuchał nieugięty. Młodzieniec wylewał swój żal i ból. Mówił o umierającej Anielce. Nie chciała zgodzić się na ucieczkę z nim, czysta i niewinna, jak święta. Mogła posiąść miłość, tytuł i majątek, a wyrzekła się tego, by nie postąpić wbrew woli biskupa. Kocha ją i żyć bez niej nie może. Czy zabije ich oboje? Co znaczy chwała rodu i majątku, gdy można dwoje ludzi uszczęśliwić! Składał ręce, prosił, błagał, żądał zgody, nareszcie groził. Biskup odpowiedział jednem słowem: — „Nigdy!“
Teraz Felicjan stracił panowanie nad sobą. Mówił o matce. Zmartwychwstała w nim, by żądać jego praw do życia. Czy ojciec jej nie kochał, że tak surowy jest dla tych, co się kochają i chcą żyć? Serce ma wyziębione przez abnegację, ale los zemści się na nim, matka zażąda praw do szczęścia dla swego ukochanego dziecka. Swoją odmową zabija ją po raz drugi, ona pragnie żyć w swym synu i jego dzieciach. Dręczyć go będzie nocami za zbrodnię zabójstwa. Poco został księdzem, jeśli miał żonę i dziecko? W dzikiem zapamiętaniu rzucił jeszcze słowa: zabójca, wiarołomca i, przerażony własnym czynem, uciekł.
Biskup, jak rażony piorunem, padł na kolana. Jęk wydobywał się z jego gardła. O, jakież straszne są cierpienia serca i słabości ciała ludzkiego! Ubóstwiał jeszcze dziś tę kobietę, jak wtedy, gdy po raz pierwszy ucałował jej nóżki; uwielbiał jej dziecko, część jej życia, które mu przekazała po śmierci. Kochał tę małą hafciarkę, ukochaną swego syna. Wszyscy troje zabrali mu spokój ducha. To czyste dziewczątko o złotych włosach i pokłutych igłą rączkach podbiło jego serce. Gdy Felicjan błagał o litość, starzec widział je obie przed sobą: tę, którą wciąż opłakiwał, i tę, która umierała z tęsknoty za jego dzieckiem. Łkał, rozpaczał, pragnął wyrwać z piersi swe serce, które nie należało już do Boga.
Modlił się do wieczora. Blady, chwiejący się na nogach, nie zmienił jednak zdania. Powtarzał: „Nigdy!“ Tylko Bóg mógł go zwolnić z danego słowa. Bóg milczał. Więc trzeba było cierpieć.
Upłynęły dwa dni. Felicjan, jak oszalały, kręcił się przed domem Hubertów, obawiając się złej wieści. Gdy Hubertyna pobiegła do kościoła, prosząc o Oleje Święte, dowiedział się, że Anielka nie dożyje do wieczora. Księdza Cornille nie było w domu, szukał go po mieście, w nadziei, że Anielkę wskrzesi Boska pomoc. Znalazł księdza, ale wpadł znowu w zwątpienie. Co czynić? Jak ocalić ukochaną? Pobiegł do ojca i przeraził go nieprzytomnem spojrzeniem i bezładem słów. Biskup zrozumiał nareszcie, że Anielka umierająca, oczekiwała ostatnich Sakramentów. Tylko Bóg mógł ją ocalić. Młody człowiek przybiegł, by wylać swój ból, by zerwać z okrutnym ojcem, zabójcą jego ukochanej. Ale Jego Eminencja słuchał bez gniewu z dziwnym błyskiem w oczach. Rozkazał mu pójść naprzód i poszedł za nim, mówiąc:
— Jeśli Bóg chce, ja chcę.
Felicjan zadrżał. Ojciec zgadzał się, poddawał działaniu cudu. Bóg rządził, oni nie mieli głosu. Zalany łzami, szedł za biskupem, który z rąk księdza Cornille wziął Oleje Święte.
— Pax huic domui.
— Et omnibus habitantibus in ea.
Biskup złożył Oleje Święte między dwiema świecami i nakreślił znak Krzyża. Wziął krucyfiks z rąk księdza i podał Anielce do ucałowania. Ale dzieweczka leżała nieprzytomna z opuszczonemi powiekami i rękami, sztywno na piersiach złożonemi; wyglądała, jak kamienne posągi na grobowcach. Spojrzał na nią uważnie; żyła jeszcze, lekki oddech poruszał jej wargi. To wystarczało dla odpuszczenia grzechów,.
Teraz Jego Eminencja wziął z rąk księdza kropielnicę i pokropił umierającą wodą święconą, czytając po łacinie z podanej mu książki.
— „Asperges me, Domine, hysopo et mundabor; lavabis me, et super nivem dealbabor“.
Krople padały, łóżko było pokryte rosą. Biskup odwrócił się i pokropił obecnych, Hubertowie pochylili głowy, a biskup błogosławił dalej pokój, meble, ściany, i nagle, przed drzwiami zobaczył klęczącego swego syna z głową, ukrytą w dłoniach. Podniósł trzy razy kropidło. Święcona woda oczyszczała powietrze od złych duchów. W tej chwili jasny promień słońca zimowego upadł na łóżko i ozłocił swym ciepłym oddechem zimne rączki konającej.
Biskup stanął przed stołem i rozpoczął modlitwę.
— Exaudi nos...
Nie spieszył się. Śmierć była pomiędzy nimi, ale czuł, że ma czas, że zdąży. I choć widział, że dziecko jest bez przytomności i nie może słyszeć, pytał ją:
— Czy nic nie cięży ci na sumieniu? Wyspowiadaj się z twoich grzechów, moja córko.
Milczała. Po chwili daremnego oczekiwania, rozpoczął naukę:
— Ukórz się, proś Boga o przebaczenie. Sakrament oczyści cię i sił ci doda.
Z oczami, utkwionemi w Anielkę, przemówił, kończąc słowami:
— Credo in unum Deum...
— Amen, odpowiedział ksiądz Cornille.
Ze schodów dochodziły łkania Felicjana. Hubertowie modlili się żarliwie. Nastała chwila ciszy.
Nastąpiły teraz litanje, wezwania do świętych. Kyrie eleison, nawołujący niebo na pomoc cierpiącej ludzkości.
Głosy znowu zamilkły i nastała głęboka cisza. Biskup przystępował do świętej ceremonji namaszczenia, pełen skupienia i powagi. Wzruszenie nie poruszało jego twarzy na widok nieziemskiej piękności nieszczęsnego dziecka. Nie drżał mu wielki palec, gdy zagłębił go w Olejach Świętych i namaszczał nim pięć części ciała, pięć zmysłów, czyli okien, przez które zły duch przenika do duszy.
Najpierw kładł znak krzyża na oczach:
— Per istam sanctam unctionem et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus quidquid per visum deliquisti.
Odpuszczone były grzechy wzroku; ale Anielka nie znała żadnych książek, prócz Legendy; ulubionym jej widokiem była katedra, a łzy jej płynęły w walce posłuszeństwa z namiętnością.
Ksiądz Cornille otarł powieki kawałkiem waty, który zawinął w rożek z białego papieru.
Następnie Jego Eminencja namaścił uszy:
— Per istam sanctam unctionem, et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus quidquid per auditum deliquisti.
Odpuszczone były grzechy słuchu. Ale, w swem odosobnieniu, Anielka nigdy nie słuchała obmów i plotek, ani nie znała przekleństw. Uszu jej dochodziły tylko święte hymny, muzyka organów i szept modlitw z sąsiedniej katedry.
Znowu proboszcz otarł uszy watą.
Biskup namaścił teraz nosek Anielki, do płatka róży podobny:
— Per istam sanctam unctionem et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus, quidquid per odoratum deliquisti.
I węch powrócił także do zupełnej czystości bez zmazy. Leżała teraz, jak biała, czysta lilja o wonnym zapachu, piękna i subtelna w swej niewinności.
Biskup nakreślił znak krzyża na uchylonych ustach:
— Per istam sanctam unctionem, et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus quidquid per gustum deliquisti.
Usta jej stały się czystym kielichem niewinności. Łakomstwo nigdy nie było jej wadą, a jeśli żyła w grzesznem marzeniu, to przyczyną tego była jej niewinność, uwielbienie dla świata niewidzialnych istot i mistyczne porywy czystej, dziewiczej duszyczki, rozmiłowanej w świętych legendach.
Ksiądz otarł jej usteczka watą i włożył ją do papierowej torebki.
Wreszcie biskup dotknął obu dłoni dzieweczki i przeżegnał je znakiem krzyża świętego:
— Per istam sanctam unctionem et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus quidquid per tactum deliquisti.
Teraz całe ciało obmyte już było ze wszystkich zmaz i plam. Od kiedy Anielka leżała umierająca, jej gwałtowność i duma pokonane zostały najzupełniej. I w niewinności swej białej, czystej duszyczki nie rozumiała nawet, że jej miłość mogła być grzechem, że dreszcz pożądania przenikał jej ciało.
Ksiądz otarł jej ręce, kawałek waty, owinięty w papier, spalił w piecu razem z pozostałemi.
Ceremonja była skończona. Biskup mył ręce przed ostatnią modlitwą. Pozostawało jeszcze ostatnie wezwanie umierającej, zanim odzyska zupełną niewinność. Leżała sztywna, z zamkniętemi oczami. Życie zamierało. Cud nie spełnił się. Hubert i Hubertyna nie modlili się już, zapatrzeni w Anielkę, jakby oczekując zmartwychwstania. Felicjan przywlókł się na próg pokoju i bez łkań, suchemi oczami wpatrywał się w umierającą.
Po raz ostatni biskup zbliżył się do Anielki wraz z księdzem Cornille, który trzymał w ręku zapaloną gromnicę:
— Accipe lampadem ardentem, custodi unationem tuam, ut cum Dominus ad judicandum venerit, possis occurrere ei cum omnibus sanctus, et vivis in secula seculorum.
— Amen, odpowiedział ksiądz.
Ale gdy chcieli otworzyć rękę Anielki i włożyć w nią gromnicę, ręka opadła bezwładna.
Biskup zadrżał. Długo hamowane wzruszenie wybuchło teraz. Kochał to dziecko od czasu, gdy, płacząc, rzuciła mu się do nóg. Jej nieziemska piękność chwyciła go za serce, bladość i słabość jej wzbudzały w nim ból tak wielki, że dwie wielkie łzy spłynęły mu po twarzy.
I biskup przypomniał sobie moc, przypisywaną ich rodowi, moc uzdrawiania. Może Bóg czekał na jego pozwolenie, jako ojca, by wywołać cud. Wzniósł modły do świętej Agnieszki, patronki Hautecocurów i, jak Jan V, modląc się, ucałował Anielkę w usta:
— Jeśli Bóg chce, ja chcę.
Natychmiast Anielka podniosła powieki, zbudzona z długiego omdlenia; uśmiechała się bez zdziwienia. Może śniła już o tem, że biskup przyszedł, by ją połączyć ze swym synem. Usiadła.
Biskup, mający w oczach jasność cudu, powtórzył:
— Accipe lampadem ardentem,.
— Amen, — odpowiedział ksiądz.
Anielka wzięła w rękę gromnicę. Życie powróciło, płomień palił się jasno, rozganiając ciemne widma.
Krzyk rozległ się w pokoju. To Felicjan porwał się z kolan, zdumiony cudem. Hubertowie z zachwytem wpatrywali się w łóżko, skąd biła jasność. Zdawało się, że tam skupiła się biel ścian i sufitu, rozświetlona promieniami słońca. Anielka, jak biała lilja, promieniała powracającem życiem. Jasny nimb włosów złotą aureolą okalał jej twarzyczkę, a fiołkowe oczy błyszczały nadziemskim blaskiem.
Felicjan, wzruszony łaską niebios, ukląkł obok Anielki.
— Ukochana, poznajesz mnie, żyjesz!.. Twoim jestem, ojciec pozwala, gdyż Bóg tak chciał.
Pochyliła głowę z wesołym uśmiechem.
— Wiedziałam o tem, oczekiwałam. Wszystko się spełniło...
Biskup podał jej znowu krucyfiks do ucałowania. Pobłogosławił wszystkich. Hubertowie i ksiądz Cornille płakali.
Felicjan wziął Anielkę za rękę. Gromnica w drugiej rączce dzieweczki paliła się jasnym płomieniem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Émile Zola i tłumacza: anonimowy.