Marja Rodziewiczówna i jej dzieła/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anna Zahorska
Tytuł Marja Rodziewiczówna i jej dzieła
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegnera
Data wyd. 1931
Druk Concordia Sp. akc.
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Religijność Rodziewiczówny wyraża się także w stosunku jej do przyrody. Pociągają i ją żywe stworzenia. Ale nie szuka w nich bolesnych analogij do świata ludzkiego, nie widzi w świecie zwierzęcym tylko walki o byt i rozpętania instynktów zaborczych, przedłużenia ze świata ludzkiego w świat kniei czerwonej linji krzywdy, jak w „Godach życia“ Dygasińskiego. Nie szuka w stworzeniach narowów tylko bydlęcych, jak Bartkiewicz w „Historji jednego podwórza“. Nie traktuje Burków i Krasul w sposób dobrotliwie-humorystyczny, jak Prus. I jeżeli zwierzęta jej współżyją z człowiekiem, nigdy nie bywają sforą zdegenerowanych próżniaków, wykarmionych kawiorem i pomarańczkami, gdy wkoło tylu ludzi jest głodnych, jak w egotycznej „Księdze o przyjaciołach“ Zofji Nałkowskiej i Jehanny Wielopolskiej-Walewskiej. Stary Ragis w „Dewajtisie“ ma swoją gromadkę stworzeń, ale nie są chowane z odrażającą przesadą, właściwą degeneratom, pozbawionym altruizmu. Wszystko u Rodziewiczówny jest proste i zbliżone do natury. A w naturze czuje Boga i dlatego jest dla niej natura źródłem ukojenia, a nie pesymistycznych analogij ze światem ludzkim. Zwierzęta u niej mają swoją indywidualność, scharakteryzowane są z dużym darem obserwacji, w „Lecie leśnych ludzi“ ujęte są w sposób najbardziej zbliżony do Kiplinga.
Kiedy Rodziewiczówna mówi o przyrodzie, język jej, naogół prozaiczny i nawet w opisach pozbawiony metafor, nabrzmiewa sokami poezji, jak młoda brzezina na wiosnę:

„Na wyspie tej, żyznej bajecznie, bujała puszcza w całej sile wzrostu, śmigały w słońcu brzozy, jak tanecznice smukłe, zielone swe gazy kołysząc, maiły się graby urodziwe, jak parobczaki, parły się jedne przed drugiemi olchy. Na polankach wśród boru biało było od zawilców i puszczała się trawa, jak tło kobierców, które lato tkać miało“.

Tak mówi o pięknie lasu w „Lecie leśnych ludzi“, książce o zbliżeniu się i zlaniu człowieka z lasem i żyjącem w nim stworzeniem, którą, po usunięciu z niej paru szczegółów z życia zwierząt, należy dać do rąk harcerzom polskim. Jest to książka prawdziwie harcerska — te dzieje Cota, który za czyn odwagi przemianowany został na Orlika. Świetne rysunki życia lasu, kreślone z doskonałą znajomością roślin i zwierząt, powinny pociągnąć do przyrody, zainteresować nią zastępy młodzieży, która „indjanizmem“ nie przejęła się dostatecznie, z harcerstwa zaś wzięła dla siebie przeważnie sport, tak modny obecnie i z taką przesadą uprawiany.
W przyrodzie widzi Rodziewiczówna źródło sił tęgich, odradzających:

„Bór gwarzył cichutko, to znów słychać było, jak dyszał potęgą odrodzenia wiosny, a człowiek zapatrzony, zasłuchany zatracał się w tej wielkiej, potężnej całości i czuł, że te siły ogarniały go, że sam się staje potęgą, że w nim gra, śpiewa, tworzy, rośnie moc przyrody.“

Tu jest odwieczne wyczucie przewagi siły organicznej nad siłą mechaniczną, tworu bożego nad tworem ludzkim, wsi nad miastem. W czasach, kiedy przed wojną ukazało się „Lato leśnych ludzi“ już zaczynał wsączać się do literatury urbanizm. A teraz, kiedy wzbiera znów choćby w poezjach beskidzkiej grupy poetów tęsknota ku przyrodzie, książka ta może być jedną ze ścieżyn szczęśliwego, odradzającego powrotu. Obcowanie Rodziewiczówny z przyrodą ma nutę franciszkańską.
Przyroda wywołuje na usta autorki wzniosły hymn, jakby parafrazę Modlitwy Pańskiej:

„Pochwalony bądź, Panie, coś te cuda uczynił. Pochwalony bądź i błogosławiony — głosami i sercami nas tu wszystkich — w boru żyjących. Dzięki Ci, Panie, za to niebo pogodne, za dzień słoneczny, za zieleń drzew, za ten wieczór, za życie! Święć się Imię Twoje w tej ptasiej pieśni i w naszej duszy ku Tobie otwartej, jako te ptaki i kwiaty, i królestwem Twem niech będzie ten zakątek, a wolę Twą uszanujemy, jako szanuje ją wszelkie stworzenie — uznając Twą mądrość, moc i miłość. I ufni jesteśmy, że jako mrówce i kwiatom tak i nam pożywienie zgotuje słoneczny dzień jutrzejszy na Twe rozporządzenie.“

Świat przyrody jest światem lepszym i czystszym — Rodziewiczówna patrzy z przerażeniem na życie miast z całem ich zwyrodnieniem. „Pan porówna ten świat, napchany ludźmi i fabrykami — mówi w „Ragnarök“ pan Piotr do Niemirycza — i ten świat zwierza i natury. Zobaczy pan, gdzie lepiej i kto lepszy. Stary już jestem i tego nie zobaczę, i może da Bóg i wy jeszcze tego nie dożyjecie, ale straszna będzie ziemia, gdy na niej zostanie tylko człowiek mądry i silny i wszystko to tylko, co on wytworzy, wymyśli, wychowa i zbuduje!“
Tak, bo od dzieła ludzi wyższe jest dzieło Boże! I dzieło człowieka dotąd opierało się na materji i elementach czysto-mechanicznych. Bezsilnym on był, gdy chodziło o wytworzenie życia, bytu organicznego. A swych konstrukcyj mechanicznych rzadko używał, jako fundamentu i schodów dla wyzwalającego się ducha.
Rodziewiczówna walczyła z materjalizmem i bezwyznaniową ideologją swego wieku. Całą rozpacz i nudę niewiary odsłoniła w „Kwiecie lotosu“, w postaci Rafała Radwana. Piękny, zbuntowany, niezmiernie zdolny ateista dla zemsty gubi młodą dziewczynę, zabija jej narzeczonego, błąka się po dalekich krajach, aż nad Gangesem, nie kochający nic i nikogo. Aż wreszcie, w chwili przełomowej rzuca się do stóp Chrystusa, by tam nareszcie znaleźć ukojenie.
Walkę z nihilizmem stoczyła również autorka w powieści „Czarny Bóg“.
Prądy rewolucyjne, idące z Rosji, autorka stanowczo potępiała. Nie sądziła, by można było razem z rewolucjonistami rosyjskimi, ludźmi o ideologji tak odmiennej i o tak wypaczonej psychice walczyć o niepodległość Polski. Doświadczenie nas nauczyło, że imperjalizm rosyjski jest zawsze ten sam, czy to w postaci carskiej, czy bolszewickiej, i że myliło się pokolenie młodych zapaleńców, których wzięto na plewy solidarności między narodami. Fatalny wpływ prądów wywrotowych z Rosji ukazała Rodziewiczówna w postaci Lisieckiego i nieszczęsnego samobójcy Wołodźki w „Byli i Będą.“



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Anna Zahorska.