Marcin Kromer (Siemieński, 1865)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Siemieński
Tytuł Marcin Kromer
Pochodzenie Portrety literackie
Wydawca Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego
Data wyd. 1865
Druk N. Kamieński i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


MARCIN KROMER.
(1512—1589).

Tyle mi opowiadano o uroczem położeniu Biecza i jego historycznych zabytkach, że postanowiłem zwiedzić ten zakątek naszego Podgórza. Zresztą samo wspomnienie o sławnym człowieku przywiązane do tego miejsca, żyjące w podaniu, unaocznione dotąd istniejącym zabytkiem — przyczynia niemało uroku. Ciekawość moja niezostała oszukaną. Znalazłem miasteczko schludne, z fizjonomią średniowieczną, wyglądające jak wianuszek zieloności, posadzony na stromem wzgórzu panującém dolinie Ropy; znalazłem starożytną kolegiatę pełną ciekawych nagrobków, otoczoną szczątkami obronnych czerwonych murów i ułamkami rzeźb architektonicznych — znalazłem nakoniec, i to była najdroższa zdobycz: jednopiętrową, o grubych murach, rzeźbionych odrzwiach, niesymetrycznych rzadkich oknach, szkarpiastą, stojącą tuż przy kolegiacie, kamieniczkę, przechowującą podanie, że w niéj wziął życie dziejopis nasz, kapłan pobożny i sławny swojego czasu dziejopis — Marcin Kromer. Aczkolwiek własną ręką podpisane przywileje trzech królów: Zygmunta Augusta, Batorego i Zygmunta III., nadawały domowi gdzie się Kromer urodził, wolność od wszelkich powinności i czynszów, jednakowoż własność ta, zapewne z wygaśnięciem rodziny, lub z przeniesieniem się jéj w dalsze strony, przeszła w inne ręce. Dziś jest ona siedliskiem jakiejś rządowéj kancellaryi. Symetryczne półki, stosy rozrzuconych papierów, rozsiadły się w gnieździe naszego historyka. Jeżeli duch takich istot wybranych jak Kromer, powinien napełniać miejsca kędy się zbudził do życia, to tu nic go nieprzypomina, chyba gdy wyobraźnią zechcemy z restaurować wnętrze tych komnat mieszczaństwa XVI. wieku i odgadywać kącik kędy stało łóżeczko małego Marcińka, i okno gdzie stawał chłopięciem i marzył, patrząc na błękitne góry, lub ślęczał nad książką.
Dom ten stoi osobno, z dziedzińcem i ogródkiem, o kilkadziesiąt kroków od kollegiaty, gdzie znajdują się dwie pamiątki, mające łączność z Kromerem: potret jego w stroju biskupim, wyglądający na dość lichą kopię, i nagrobek który kazał rodzicom swoim położyć. Napis na nim następny: Bartolomeo Cromero avo et Gregorio Cromero patri, vitri consularibus et sacelli hujus Condioribus, Annae Binarwiae aviae et Agneti Czermnensciae Matri, matronis nobilibus et honestis, Martinus Cromerus Doc. Crac. et Vamn. Can. Secr. Reg. pol. anno 1557. Herbu niema żadnego, choć, jak ksiądz Płaza w listach swoich wspomina miał być umieszczony; zdaje się przecież że Kromer, acz rad wspominał o szlachetnem pochodzeniu swoich rodziców, wywodząc po ojcu herb Pierzchała i Ośmioróg, a po matce Ramułt i Jastrzębiec, wahał się otwarcie z tem wystąpić, zapewne żeby niepogniewać miejscowéj szlachty. To pewna, że ówczesne mieszczaństwo, tak krakowskie jak krośnieńskie, sandeckie i bielskie, miało swoje herby dające się widzieć na ławach przeznaczonych dla starszyzny miejskiéj. Były to jednak skromne odznaczenia, z któremi niemożna się było puszyć w obec herbowego rycerstwa.
Tyle co do zabytków i wspomnień miejscowych; co zaś do żywota historyka naszego, więcéj mówią jego dzieła i świadectwa współczesnych.
Kromer urodził się w r. 1512. Miał trzech braci, którzy się dobrze pokierowali w stanie duchownym; jeden tylko, imieniem Bartłomiéj, praktykujący rzemiosło piwowara w Bieczu, źle się prowadził, i Marcinowi opiekującemu się późniéj całą rodziną, kłopotów i wstydu napędzał. Paprocki nazywa wprawdzie pana Bartosza „mężem godnym,“ ale to zapłacone pochlebstwo; listy ks. Płazy w inném świetle pokazują tego hulaszczego i marnotrawnego braciszka. Wracając się do Marcina, który sławą narodową wzniósł się nad ród swój, tyle o jego początkach wiemy, że odbywszy w Bieczu początkowe nauki, wszedł do akademii krakowskiéj, jak świadczy o tem Liber promotionum, r. 1528.
Wyższe duchowieństwo, trzymające w swych rękach oświatę krajową, zawsze miało w zwyczaju protegować u nas pracę lub talent, osobliwie kiedy się nim odznaczała uboga młodzież jakiegokolwiek stanu. Synowie włościan lub mieszczan promowowali się tym sposobem do wysokich godności. To samo spotkało i Kromera. Chojeński biskup przemyski, płocki, a następnie krakowski, wezwał go, gdy skończył nauki, na sekretarza przy swoim boku. Tam zaczął się obeznawać z tokiem spraw publicznych, a w wolnych chwilach rad z Muzami się bawił, co bynajmniéj nieszkodziło w pojęciu ówczesnych ludzi stanu, poczytujących za główny warunek wykształcenia znajomość literatury klassycznéj, a cóż dopiero współubieganie się o palmę z Wirgilim lub Horacym! Najzawołańsi dyplomaci i statyści owego wieku, zazwyczaj wprzód robili sobie imię w świecie literackim, zanim przyszli do znaczenia w politycznym. Był to piedestał, na którym wypadało koniecznie stanąć, żeby być widzianym, a raczéj wpisanym w poczet reprezentantów kosmopolitycznego humanizmu, służącego za punkt wyjścia i porozumienia się w nowo-tworzących się kwestyach władzy i sposobów rządzenia.
Pierwsze téż utwory muzy łacińskiéj Kromera, jak: Consolatio Joh. Choinio Epis. Premysl. in mortem patris scripta, następnie: Deliberatio Lucretiae pat vim Tarquinii, toż późniejsze: Poema de Christi resurgentis triumpho; Poema de adversa raletudine Sigismundi I., jak i niektóre przekłady z greckiego, wszystko to poszło w zapomnienie. Poetą nie był, a w żadnym razie nie mógł się mierzyć z Dantyszkiem, w którego rymach nawet dla naszych czasów przechował się pewien interes.
Odbywszy wstępną praktykę w kancellaryi Choińskiego, wysłany został kosztem biskupa w podróż do Niemiec i Włoch. W Raguzie i Bononii poświęcał się nauce teologii i prawa; i byłby musiał zapewne przerwać te studya, z powodu zaszłéj śmierci swojego protektora, gdyby nieznalazł się drugi protektor w osobie biskupa Gamrata. Snać obowiązek opiekowania się ubogą młodzieżą tradycyonalnie przechodził; i co zaczął poprzednik, następca na stolicę biskupią miał sobie za powinność dokończyć. Opieka Gamrata, używającego wielkich wpływów na dworze Zygmunta I., otworzyła Kromerowi drogę do dostojeństw. Wstąpiwszy w stan duchowny we Włoszech, wrócił do ojczyzny, i przedstawiony staremu królowi, zyskał jego względy tak dalece, że Zygmuntowi Augustowi przebywającemu w Wilnie, nadał go na sekretarza, w téj zapewne myśli, ażeby światły i stateczny mąż czuwał dobrą i mądrą radą nad młodym królewiczem, łatwym do z bałamucenia chytrością pochlebczych dworaków. Królewicz szczerze polubił Kromera, a po zgonie ojca gdy objął rządy, do najważniejszych spraw go używał. Chcąc jednak tak zaufanego człowieka postawić na równi z innymi dostojnikami, nadał mu szlachectwo i bogatemi kanoniami opatrzył. Herbowne półorle, przepasane wieńcem laurowym, nie osłoniło Kromera od przykrych docinków, dodana nawet przez Ferdynanda cesarza binda austryacka, niepotrafiła późniéj zamknąć ust stanom pruskim, wyrzucającym mu pochodzenie mieszczańskie. Całe życie zasług, światło rozumu i nauki, niezdołało złamać téj prerogatywy wyższości, jaką sobie przypisywało urodzenie.
Pierwsze wystąpienie Kromera na większéj scenie dyplomacyi i polityki, zaczyna się poselstwem do Pawła III., ze złożeniem mu hołdu od Zygmunta Augusta, zasiadającego tron Jagiellonów. Poseł tak umiał ująć ojca św. wymową i trafnym poglądem na sprawy chrześciaństwa i stosunki stolicy apostolskiéj do Polski, że tenże zapytał go, czemby mógł okazać mu swój szacunek? Kromer odpowiedział na to: „Z łaski j. k. mości króla i pana mego, tyle mam, że mi żądać czegoś więcéj niepodobna.“ Gdy powrócił do ojczyzny, zdarzyło się iż Osiecki kanclerz koronny, podsunął myśl Zygmuntowi Augustowi, aby w nieładzie zostające starożytne archiwum krakowskie, oddać do uporządkowania i spisania Kromerowi. Niewymówił się z tego Kromer, owszem jako zawsze czujący większy pociąg do pracy naukowéj niż do spraw publicznych, zajął się zmudnem porządkowaniem tych oficyalnych źródeł. Pracy téj owocem pozostał rękopis: Specimen Codicis diplomatici; mieści on nieznane dziś dyplomy, lecz to osobliwa, że niedostarcza żadnego wcześniejszego dokumentu, jak po wiek XIII. (1250 r.). Z tego zatrudnienia jednak powstał w nim zamiar napisania historyi polskiéj, wprawdzie nie ze źródeł, bo stan ówczesnéj krytyki historycznéj niezdobył się na to, ale z przerobienia kronik Kadłubka, Długosza, Miechowity, Decyusza i Wapowskiego. Posiadając umiejętność pisania po łacinie, lepiéj niż ci jego poprzednicy, których jednakże barbaryzmy trafniéj nieraz charakteryzują epokę, niż konwencjonalny styl klassyczny, mniemał że na gładkiem wysłowieniu i dobrze utworzonych peryodach, polega głównie zasługa historyka. Mylił się w pewnym względzie, lecz z drugiéj strony, przez napisanie gładkiéj księgi, sposobem przystępnym i jasnym, przyłożył się do rozszerzenia umiejętności dziejów we własnéj ojczyźnie, a i między obcych rozniósł tym sposobem sławę polskiego narodu. Był to pierwszy krok do spopularyzowania wiadomości historycznych. Obowiązki publiczne, a głównie poselstwa do których był używany, odrywały go od téj pracy; mimo tego wracał do niéj, i w r. 1555 ogłosił ją drukiem w Bazylei pod napisem: De origine et rebus gestis Polonorum, libri XXX. Jakiéj wziętości używała ta książka i jak musiała odpowiadać potrzebie, dowód w tem, że wyszły tamże trzy inne jéj edycye, t. j, z r. 1558, 1564 i 1568, następnie w Krakowie r. 1584, a na ostatek w Kolonii r. 1589, które to wydanie liczy się do najlepszych, dopełnione jest bowiem Wapowskim, Kalimachem i Haidensteinem. Kromer rozwiódłszy się zanadto o niepewnych początkach narodu, okazał się więcéj niż lakonicznym, bo całkiem milczącym, o epoce na którą patrzał; historya jego kończy się na r. 1506. Dla czego tak wcześnie przerwał wątek opowiadania? Oto, jak mówi Bielski: że wolał ujść nienawiści ludzkich; my zaś dodamy: niż się narażać na prześladowanie od swoich za wyjawienie prawdy. To pewna, że śród przewagi możnowładnych domów, powiedziawszy o jakim członku familii sumienną prawdę, podpadało się surowéj cenzurze, a raczéj familijnéj zemście. Kromer, choć i współczesnéj niedotknął epoki, to za samą przeszłość, jak mówi Ponętowski:

„Grozili potentaci, by prawdy nie głosił.“

Oprócz pisania historyi, wierny kapłańskiemu powołaniu, niemógł nieznajdować się na polu ówczesnych polemik z różnowiercami. Zadanie to było na porządku dziennym. Wystąpił téż z pismami w polskiéj mowie, żeby i samym językiem sprostać równowiercom, którzy chcąc sobie robić zwolenników w masie narodu, porzucili uprzywilejowaną łacinę. Były to Rozmowy mnicha z dworzaninem w cztérech traktatach wychodzących osobno: Dialog o wierze i nauce luterskiéj r.1551. Czego się chrześciański człowiek dzieriżeć ma? r. 1552. O kościele Bożym r. 1553. O nauce kościoła r. 1554. Rozmowy te wyszły po łacinie i po niemiecku. Mnich występuje tu jako stronnik kościoła katolickiego; dworzanin oponuje z światowego i protestanckiego punktu widzenia.
Kromer, lubo tęsknił za cichym żywotem, za skupieniem się niezbędnem dla pracującego głową i piórem, niemógł jednak porzucić wysokich obowiązków męża stanu. Czynność jego na tem polu równoważyła, a może i przeważała tamtą. Przypadły téż na niego liczne poselstwa, odprawione nieraz w trudnych sprawach międzynarodowych. Na dworze wiedeńskim u Karola V. i Ferdynanda cesarza sprawował przez lat kilkanaście obowiązki pełnomocnika dworu polskiego. Najprzód z Mikołajem Radziwiłłem jeździł do cesarza Ferdynanda, prosić o rękę jego córki Katarzyny, dla owdowiałego po Barbarze Zygmunta Augusta. Wtenczas to zdarzyło się na audyencyi, iż Radziwiłł tak się rozsiadł na ławie poselskiéj, że Kromer rad nierad musiał stać przy nim; co postrzegłszy cesarz, doskonały polityk, umiejący kaptować przyjaźń sekretarzów królewskich, rzekł: „Sedeat uterque, cum in legatione uterque contineatur.“ Zdarzyło się późniéj, że gdy Zygmunt August zbrzydził sobie Katarzynę i chciał ją nawet ojcu odesłać, wypadało Kromerowi usprawiedliwiać swego pana w obec cesarza. „Cóż najlepszego wyniknie z téj oziębłości króla dla méj córki? mówił cesarz do Kromera, oto że dzieci nie będzie...“ a ciszéj dołożył: „z prawego łoża.“
Na to Kromer: Dziennym tylko jestem mego króla sekretarzem.
Innego czasu, ponieważ córka ciągle skarżyła się przed ojcem na oziębłość i niewiarę mężowską, cesarz znowu wpadł na tę materyą i nagabał Kromera: „Czyż to zwyczaj w Polsce, łamać zaprzysiężoną wiarę? Czy tego wasza teologia uczy?“ Na co on odpowiedział: „Uczyć, nie uczy, ale teologia królów inszą jest od naszéj.“
Z kilku tych trafnych odpowiedzi, za jakie niegniewaliby się i dzisiejsi dyplomaci, gdyby je w poczet ich bon-mots policzono, widać niepospolitość Kromerowego umysłu i umiejętność utrzymania powagi swojego pana, bez obrażenia dworu przy którym był akredytowany. — To pewna, że cesarz Ferdynand szczególnymi zaszczycał go względami, bo i do stołu i do kolasy swojéj przypuszczał, a nawet i ułamkiem swojego herbu go obdarzył. Grzeczności te jednak, o ile ujmujące dla osoby posła, niewiele mu przynosiły korzyści, gdy szło o ważniéjsze sprawy, jak między innemi o spadek po Bonie, zatrzymany przez Filipa króla hiszpańskiego, w któréj to sprawie Ferdynand miał pośredniczyć. Ciekawe w téj mierze szczegóły znajdzie czytelnik w Poselstwie Kromera od r. 1558 do 1563[1]. Jest to bowiem jedyny w swoim rodzaju obraz dyplomatycznych czynności z owego czasu, pokazujący, jak obojętną, jak zwłóczącą była owa polityka rakuska, ilekroć szło nie o jéj własny interes; przeciwnie, dotknięta w czemkolwiek bliżéj, stawała się niewyrozumiałą i gwałtowną.
Z obowiązkiem posła przy dworze rakuskim, łączyły się tak rozmaite i rozległe sprawy: węgierskie, pruskie, około ceł szlązkich, żeglugi gdańskiéj, że trzeba było w ciągłym być ruchu, to jechać do Ratysbony, to do Frankfurtu nad Menem, to na sejm rzeski, to do miast hanzeatyckich, układać się z Danią i Szwecyą, to znowu na konsylium w Trydencie; słowem, chyba ukradkiem zdobywało się jaką chwilę wytchnienia, aby pogadać z książką, lub własne myśli wylać na papier.
Po powrocie z Trydentu w r. 1564, wydał rozprawę De coelibatu sacerdotum, czém pogniewał do reszty dawno mającego doń urazę Stanisława Orzechowskiego, zapalonego obrońcę małżeństwa kapłanów. Orzechowski nietylko posłał do Niemiec do druku gwałtowne pismo przeciw Kromerowi, ale nadto do Andrzeja Dudycza (księdza, co późniéj wziął także żonę) napisał krzywdzące wyrazy na Kromera, kończąc w téj myśli: „że człowiek tak podłego stanu niewart się mierzyć z nim, rodowitym szlachcicem; ba, nawet w sądzie niemógłby świadczyć przeciw niemu, bo choćby prawdę zeznawał, wiaryby mu niedano.“ Dudycz, acz zarażony wittemberskiemi nowinkami, a tém samém antagonista Kromera, broni go i wystawia w tak piękném świetle, że największy naród miałby sobie za zaszczyt policzyć go w poczet swoich wielkości. „Przecież ten Kromer, pisze Dudycz, tak przez ciebie zelżony, już z cnoty, już z rzadkiéj i rozległéj nauki, z dowcipu, pobożności, zasług, niemały waszéj ojczyźnie przynosi zaszczyt. Umieją go cenić oba narody, a wybyście na własnych rękach pod obłoki wynosić powinni. Gdybyście go tak czcili, jak go w całym poważają świecie, pewnieby z was każdy pierwszeństwa mu chętnie ustąpił, i żadenby się nieśmiał wynosić nad niego godnością i urzędem, które w porządnych rzeczpospolitych saméj jedynie cnocie w nagrodę oddają. Jeżeli u swoich ziomków należnego sobie uszanowania nieodbiera, nie jego to ale wasza wina. Wierzcie mi, potomność nagani wam, żeście się na nim poznać nieumieli“.... Kończy zaś tymi słowy: „O mój Orzechowski! Serce by mi się spadało z rozpaczy, gdyby w twojem mniemaniu to Kromerowi szkodziło, czego ani ty, ani nikt tobie podobny, żadnemu mądremu, z siebie zacnemu, własną wielkiemu zasługą, niepoczytałby za wadę, a raczéj wziąłby za powód wyższego szacunku. Dajmy na to, żeby był, jak my, szlachcicem; z ilużby, proszę cię, a jeszcze z jakimi, niemusiałby dzielić tego zaszczytu? Oto z motłochem niedołęgów, zbrodniarzy, wyrodków, ledwo z twarzy i postaci do ludzi podobnych? Szlachetność duszy, daje mu miejsce w orszaku tych wybranych, o których śmiało wyrzec się godzi: to mi ludzie!
Po ośmioletnim pobycie zagranicą, wrócił Kromer do Polski w r. 1566. Hozyusz, ówczesny biskup warmiński, a jego szczery przyjaciel, że musiał siedzieć w Rzymie, powierzył mu zarząd swego biskupstwa.
Późniéj, gdy sprawy kościoła a mianowicie wola papieża, niepozwalały Hozyuszowi wracać do Polski, wypadało koniecznie przez różnowierców zawichrzowaną dyecezyą warmińską, oddać w ręce doświadczonéj pobożności i energii pasterza. Kromerowi tedy zaproponowano koadjutoryą. Wzbraniał się długo zasiąść stolicę heilsberską, przewidując różne ztąd nagabywania i kwasy od ludzi niespokojnych, którzy wszystkiem wichrząc i każdego upokarzając, co się wzbił nad innych światłem, cnotą i zasługami, napełniali wstrętem do publicznego życia; niejeden téż myślący i głębokiego charakteru człowiek, pragnąc żyć po Bożemu wolał się ukryć w zaciszu domowém niż stawać na świeczniku. Niepomógł jednak opór: rozkaz papieża zrobił go koadjutorem. Stosując się do nowego położenia, bo oprócz duchownéj, miał jeszcze świecką władzę w prowincyi pruskiéj, stawał w obronie prowincyi przeciw nałożonym nad nią podatkom, zbyt ciężkim na mieszkańców głodem dotkniętych. Wtenczas napisał także Katechizm po polsku i po niemiecku, dla swéj dyecezyi (1571) i wydał wiele zbawiennych rozporządzeń. Pieczołowitość jego o dobro powszechne, gorliwość religijna, skrzętna administracja, nic to nieważyło przeciw uprzedzeniom do osoby Kromera. Nie tylko ze samą kapitułą miał słone kołacze do zgryzienia, ale ze stanami świeckiemi. Michał Działyński zarzucał mu na sejmie, że jest z rodu i obyczaju Niemcem, a zatem niemoże mieć nic wspólnego z polską szlachtą. Znowu znajduję ciekawy liścik ks. Kuczborskiego z Krakowa, pisany r. 1572, w którym Kromerowi przesyła wypis z 19. artykułu sejmiku opatowskiego, w tych słowach: „O biskupstwo elsberskie (warmińskie) aby szlachcicowi było dawano, i ta coadjutorya aby była cassowana o Cromera, y na potim aby niebyła, bo to expectativa. A iżby tensam niebył tim biskupem, o czo się mocznie oponowacz i króla imci prosicz, dla niebezpieczeństwa, któreby ztąd na Koronę przyiszcz mogło itd.“ Ksiądz Kuczborski za całą uwagę nad tym punktem opatowskiego laudum, dodał lakonicznie: Chłopi szaleni! I z szaleńcami niebyło by rady, gdyby nie energia Batorego, co uciszyła te szalone krzyki, często powtarzające się przeciw koadjutorowi. Jak dalece wielka myśl narodowa i wysokie pojęcie obywatelstwa, kierowało rodzajem prac piśmiennych podejmowanych przez Kromera, mamy w tem jeszcze dowód, iż gdy Henryk Walezyusz obrany został królem, on, niezabiegając mu drogi, aby próżną czołobitność oddać, lub tylko względom monarszym się polecić, wolał wypracować dzieło, będące niejako zwierciadłem Korony polskiéj. Czuł on że Francuz, obcy narodowi, potrzebuje wprzód poznać się z krajem, aby umiał nim dobrze rządzić, i w tym celu napisał monografią: Polonia, sive de situ, populis, moribus, magistratibus, et republica regni polonici. Manuskrypt posłał w r. 1573 Karnkowskiemu, prosząc, że jeśli go uzna godnym, niech złoży w ręce królewskie. Praca ta, obraz kraju i narodu, skreślona wielkiemi rysami, szczegółów mogących nas interesować lub nowych postrzeżeń niema prawie, bo dla cudzoziemca byłyby niezrozumiałemi i trudnemi. Za to są ustępy charakteryzujące moralny stan narodu, tak trafnie, tak głęboko zchwycone, że i dziś, radzi nie radzi, musimy przyznać, żeśmy się nie wiele od portretu przed trzystu laty zrobionego odmienili.
Warto przytoczyć niektóre rysy: „Umysły Polaków, mówi on, są otwarte i łacne, zdolniejsze być oszukanymi niż oszukiwać; raczéj pojednawcze niż drażliwe; owszem gdy się na nie zręcznie i łagodnie działa, dające się powodować, jako mamy przykład na ich uległości swym monarchom i urzędnikom.“ Ostatni ten punkt mógłby wywołać niejakie zaprzeczenie, jeźliby zaprzeczający spuścił z uwagi wyżéj postawiony warunek „gdy się na nie zręcznie i łagodnie działa.“ Pójdźmy daléj. „Polak niedosyć, iż się chętnie skłania ku towarzyskiéj poufałości, lecz owszem giętki jest do przyjmowania i naśladowania obyczajów tych, z którymi żyje, zwłaszcza cudzoziemców.“ W tém może staramy się być inni, lecz za to wielu jest jeszcze, „co zaniedbawszy domowe sprawy, z narażeniem się na nędze i niewygody, chętnie idą podróżować (raczéj włóczyć się), gdyż się im rzeczy obce lepiéj od swoich podobają.“ Najtrafniejszy przytyk, z któregośmy się dotąd niewiele poprawili, mieści się w tym ustępie: „Polacy wolą dowiadywać się troskliwie o wynalazkach obcych, niż sami coś wymyślać i zgłębiać, gdyż niechętnie poświęcający się jednéj, jakiejbądź nauce lub sztuce, pragną wiedzieć wiele, choćby mniéj gruntownie, o przez właściwe narodowi niedbalstwo, lekceważenie i unikanie cięzkiéj pracy, we wszystkiem, co się tyczy przemysłu i rzemiosł, lada czem zadowoleni, o staranne wykończenie rzeczy niedbają. Trudnić się w tym kraju kunsztami i rzemiosłami niemasz komu, gdyż bogatsi wolą rozkosznie próżnować, niż się wykształcić umysłowo lub mechanicznie; a ubodzy, dla utrzymania życia, nieraz prac obcych imać się muszą.“ Przychodzi do téj i druga, równie trafna, lubo niedość dobitnie wyrażona prawda, że ubodzy, dorobiwszy się mienia, porzucają swój przemysł lub rzemiosło i kupują ziemię, aby naśladować obyczaj szlachecki. Jest to jedna z największych klęsk społecznych. Kromer już położył palce na tę ranę, a dotąd niewygojono się z niéj. Stary, zły obyczaj, trzyma się uparcie, pomimo że tyle już odbyło się przeobrażeń.
Gdy Hozyusz przeniósł się do wieczności w r. 1579 następstwo po nim na stolicę warmińską nikomu się bardziéj nie należało jak Kromerowi. Potwierdzili go zaraz na tę dostojność Grzegorz XIII, i Stefan Batory; ale tak kapituła jak stany pruskie protestowały przeciw niemu, nazywając go „przychodniem.“ Z pomocą króla i własną perswazyą, tyle przecież dokonał, że stany musiały zezwolić, aby zasiadł należące się mu pierwsze krzesło w prowincyonalnych stanach. Po tylu goryczach, jakiemi go współrodacy przez ciąg publicznego zawodu napawali, doznał téż Kromer niemałéj pociechy, gdy na sejmie w r. 1580 senat i koło rycerskie jednomyślną uchwałą uradziły podziękować mu za napisanie dziejów narodu polskiego. Był to hołd najwspanialszy, oddany pracy i zasłudze Kromera. Ten jeden objaw uczuć narodu, wystarczał do wygładzenia z pamięci licznych przykrości, doznawanych z powodu że się nieurodził w stanie uprzywilejowanym, a tylko zasługą dobijał się obywatelstwa. Szczęście wielkie, że go ten zaszczyt spotkał za życia, u nas bowiem najczęściéj dopiero po śmierci wyrabia się sąd spokojny i sprawiedliwy.
Ostatnie lata przepędził na cichych zajęciach w Heilsbergu, gdzie pomnażał bibliotekę i fundował zakład wychowania panien pod dozorem zakonnic.
Zdaje się że pod koniec życia stał się zbyt oszczędnym, ale nie w innym celu, tylko żeby znaczną fortunę po sobie zostawić i rozdzielić na kościoły i dobroczynne fundusze. Testament jego, a raczéj spis pozostałych po nim pieniędzy i ruchomości, z wymienionemi legatami, pokazuje jak był gospodarnym, kiedy zostawił 60 tysięcy mark w gotowiźnie, na zamkach biskupich 80 łasztów żyta, 22 pszenicy, 58 owsa, a oprócz tego wiele śrebrnych i złotych naczyń. Część z tego wypadła na krewnych, a największa na kościoły w Frauenburgu, Krakowie, Bieczu, Wiślicy i Kielcach.
Dawniéj jeszcze, kiedy się pisał doktorem ob. praw, kustoszem sandomierskim, kanonikiem krakowskim i warmińskim, oraz sekretarzem j. k. mości (r. 1569) zrobił wieczysty fundusz na studentów bieckich biorących nauki w Krakowie, którego opiekunem postanowił ks. Płazę. W ogóle o rodzinném mieście lubił pamiętać i łożyć znaczne pieniądze na podniesienie upadłych jego murów.
Oprócz historyi i opisu Polski, mających wiele wydań, pomniejsze jego dziełka należą do bibliograficznych rzadkości; o niektórych nawet „jak: De concertibus musicis. De rebus Moscoviticis. De tumultu Gedanensi. Vita Stanislai Ortchovii i t. d, zachodzi wątpliwość, czy kiedykolwiek istniały. Za to miały pozostać po nim liczne zbiory listów do Hozyusza, Dantyszka, Tidemana, znajdujące się w bibliotece heilsberskiéj. Korrespondencya ks. Płazy, proboszcza od św. Szczepana w Krakowie, powiernika Kromerowego, rzuca także niemałe światło na żywot męża, co naukom, kościołowi i interesom rzeczypospolitéj w stosunkach z postronnemi mocarstwy, tak gorliwie przez lat 60 służył. Śmierć jego przypadła w marcu roku 1589.






  1. Sprawa z poselstwa Marcina Kromera do Ferdynanda cesarza, przez Aleksandra Katowskiego, we Lwowie 1853 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Siemieński.