Mały lord/XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Frances Hodgson Burnett
Tytuł Mały lord
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1889
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Julia Zaleska
Ilustrator Reginald Bathurst Birch
Tytuł orygin. Little Lord Fauntleroy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XIX.

Z dniem każdym wzrastała przyjaźń wzajemna dziadka z wnukiem i ten ostatni utwierdzał się coraz więcej w pochlebnem mniemaniu o doskonałościach sędziwego pana; widział w nim zawsze najzacniejszego, najszlachetniejszego męża na ziemi. A hrabia ze swojej strony usiłował odgadywać życzenia małego lorda i nieustannie obsypywał go tak hojnemi darami, że bez przerwy prawie z jednego zdumienia i zachwycenia przechodził w nowe. Taka metoda wychowawcza byłaby dość niebezpieczna z innemi dziećmi tego wieku, lecz dla Cedryka nie miała złych skutków.
Może zresztą i najlepsze skłonności nie ustrzegłyby go od zgubnych wpływów, gdyby matka nie czuwała nad nim tak troskliwie i roztropnie. Ale chłopczyk codziennie przepędzał z nią kilka godzin, zwierzał się przed nią i rad jej słuchał, a powracając do zamku, chował w serduszku słowa, które tam dobre ziarna krzewiły i chroniły od złego.
Jedna wszakże okoliczność zakłócała szczęście Cedryka i myśl jego zaprzątała często, chociaż przed matką nawet się z tem nie wydawał. Zanadto był roztropny i uważny, ażeby go to nie uderzyło niemile, że dziadek unikał starannie spotkania się z jego mateczką. Często odwoził go do bramy willi, ale sam nigdy z nim nie wysiadł; gdy wychodzili z kościoła, pozwalał mu rozmawiać z matką w kruchcie, a nawet towarzyszyć jej do domu, ani razu jednak nie przyłączył się do nich. Pomimo to, codziennie z wyraźnego rozkazu hrabiego kosze przepysznych kwiatów i owoców odnoszono z zamku do willi, a wszystkie potrzeby młodej kobiety były zaopatrywane hojnie, nawet zbytkownie. Ubliżałoby to dumie hrabiego, gdyby synowa jego, matka lorda spadkobiercy, nie miała stosownych do swego stanu wygód i dostatków.
W parę tygodni po owej pierwszej bytności w kościele Cedryk wybierał się do matki i zdziwił się nieco, gdy zastał przed gankiem, zamiast dużego powozu odkrytego, którym jeździł zwykle z dziadkiem, małą, śliczną karetkę, zaprzężoną w jednego, przepysznego białego konia.
— To podarunek dla matki od ciebie, chłopcze — powiedział hrabia, który go wyprowadzał na ganek — nie powinna chodzić piechotą, powozik jej się przyda. Stangret Will będzie na jej rozkazy; ale pamiętaj, że to ty dajesz matce ten zaprząg.
Radość małego lorda była tak wielka, że od zmysłów prawie odchodził i urywanemi, bezładnemi wyrazami dziękował dziadkowi. Przez całą drogę dziwne myśli plątały się w jego główce: czemuż ten dziadek, tak wspaniałomyślny dla ukochanej jego mateczki, nie chciał się do niej zbliżyć? Zagadka trudna do rozwiązania!
Pani Errol zrywała róże w ogrodzie, gdy karetka zajechała przed ganek. Cedryk wyskoczył i rzucając jej się na szyję, wołał z uniesieniem.
— Kochańciu! czy ty wiesz, ta karetka, ten konik, to dla ciebie! On powiedział, że to ja ci daruję, że to odemnie taki przepyszny podarunek! Będziesz mogła jeździć wszędzie, gdzie zechcesz.
Był taki rozradowany, że matka nie miała serca popsuć tego szczęścia, chociaż niezbyt jej było przyjemnie przyjmować dary z rąk człowieka, który jej taką niechęć okazywał. Ponieważ jednak postanowiła nie otwierać oczu dziecka przedwcześnie, musiała rada nie rada uledz naleganiom Cedryka, wsiadła z nim razem do karetki, zabierając w fartuszku świeżo zerwane róże i objechali wioskę do koła. A chłopczyk przez cały czas ust nie zamykał, unosił się nad dobrocią, szlachetnością, nad cnotami dziadka, każdy czyn jego, każde słowo, umiał przedstawić w takiem świetle, że matka, słuchając tych opowiadań, nie mogła powstrzymać uśmiechu i łez rozrzewnienia. Przyciskała do łona to dziecko poczciwe i cieszyła się, że w niewinności swojej nie dostrzegało wcale złego i umiało pozyskać nawet oschłe serce samolubnego starca, który dotąd nikogo nie kochał i nie był przez nikogo kochany.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Frances Hodgson Burnett i tłumacza: Maria Julia Zaleska.