Mały lord/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Frances Hodgson Burnett
Tytuł Mały lord
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1889
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Julia Zaleska
Ilustrator Reginald Bathurst Birch
Tytuł orygin. Little Lord Fauntleroy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
VIII.

Dopiero podczas podróży, na statku, matka uwiadomiła Cedryka, że nie będą razem, w jednym domu mieszkali. Chłopczyk zrazu nie chciał temu wierzyć, gdy w końcu przekonał się, że to nie żarty, zmartwił się niezmiernie i pan Hawisam zrozumiał wówczas, jak roztropnie postąpił hrabia, nie wymagając zupełnego rozłączenia; dziecko nie zniosłoby go niezawodnie. Ale matka z taką miłością i słodyczą umiała przemówić do niego, że powoli załagodziła pierwsze okrutne wrażenie i wlała pociechę do zbolałego serduszka.
— Ja będę mieszkała bliziutko, tuż obok zamku, a ty codziennie odwiedzać mnie będziesz — powtarzała pani Errol, ile razy o tej sprawie mówiono — pomyśl tylko, co to za szczęście! Chłopcy w twoim wieku nieraz na dobre rozstawać się muszą z matką i jechać do oddalonych zakładów naukowych, a ty codzień widywać mnie będziesz, opowiesz mi wszystko, co zobaczysz i co ci się wydarzy; a nie mało tam będzie ciekawych rzeczy do opowiadania! Zamek Dorincourt jest bardzo piękny, wspaniały, ojczulek twój często o nim wspominał, lubił niezmiernie to mieszkanie przodków swoich i ty je polubisz.
— Polubiłbym pewnie, gdybyś ty tam była zemną — rzekł mały lord i ciężkie westchnienie wyrwało się z jego piersi. Nie mogło mu się to w główce pomieścić, dlaczego jego „Kochańcia“ miała mieszkać osobno, czemu dla niej nie było miejsca na zamku dziadunia? Bo też pani Errol wszelkich starań dokładała, aby ukryć przed nim prawdziwy stan rzeczy.
— Wolałabym, ażeby jaknajdłużej nie wiedział o tem, że hrabia ma taką niechęć do mnie — mówiła do pana Hawisama — nie zrozumiałby tego i sam niezawodnie zniechęciłby się odrazu do dziadka. Biedne dziecko otoczone było miłością, nigdy w życiu nie spotkało się z nienawiścią, serce ma tkliwe i wrażliwe niezmiernie, a do mnie jest nadzwyczaj przywiązane. To byłby dla niego cios okropny, gdyby się dowiedziało, że hrabia mnie nienawidzi i znieść nie może mojego widoku. Cedryk jest jeszcze dzieckiem, lecz wierzaj mi pan, to jedno mogłoby go na zawsze odstręczyć od dziadka.
Wmówiła więc w Cedryka, że ważne i tajemnicze powody, których on jeszcze dziś nie był w stanie zrozumieć, wymagały koniecznie tego rozłączenia, że wreszcie rozłączenie to nie będzie wcale tak ciężkie, jak mu się zrazu zdawało. Chłopczyk nie dopytywał się nawet o te powody, ukrywane przed nim, martwiła go tylko rzecz sama i trzeba było niepospolitej wymowy i znajomości dokładnej tkliwego tego serduszka, aby je ukoić i pocieszyć. Dokazała tego jednak dobra i roztropna matka, umiała mu całą sprawę przedstawić w takiem świetle, tak jasno wykazać przyjemności, wynikające z tego urządzenia, że przykra strona poczęła mu znikać z oczu i nasz mały lord pogodził się z koniecznością. Pomimo to zamyślał się nieraz głęboko, wzdychał mimowoli, a gdy raz pan Hawisam zapytał go o przyczynę, odpowiedział z tą powagą, którą wyróżniał się od dzieci swojego wieku.
— Niepodoba mi się to osobne mieszkanie, wcale mi się niepodoba. Ale na tym świecie każdy ma swoje cierpienia i kłopoty. Mówiła to nieraz Katarzyna i pan Hobbes także. Trzeba się uczyć znosić przeciwności. Kochańcia powiada, że to mój obowiązek mieszkać z dziaduniem, bo on wszystkie dzieci utracił i smutno mu bardzo samemu. To wielkie nieszczęście stracić wszystkie dzieci, muszę więc z nim zamieszkać, może go choć troszeczkę pocieszę.
Dziwny wdzięk nadawała chłopczykowi ta powaga, z którą zazwyczaj wypowiadał zdania, nad wiek swój rozsądne; śliczna jego twarzyczka przybierała przytem wyraz nieopisany, niewinności, prostoty dziecinnej, połączonej z roztropnością i rozwagą dojrzałego wieku. Urokiem tym pociągał on każdego, kto tylko do niego się zbliżył, usłyszał go mówiącym, spojrzał mu w oczy; urok ten opanował całkowicie starego prawnika, który z największą przyjemnością godziny całe spędzał w towarzystwie małego lorda.
— Jak widzę, mylordzie — rzekł pan Hawisam w odpowiedzi na słowa Cedryka, przytoczone wyżej — pragniesz z całego serca pokochać hrabiego.
— Zapewne — odpowiedział chłopczyk — to przecież mój dziadunio, możnaż dziadunia nie kochać? On taki dobry dla mnie, nie zna mnie jeszcze, a już pamiętał o tem, aby mi przyjemność sprawić i chciał spełnić wszystkie moje żądania. Gdyby nawet krewnym moim nie był, już za to samo musiałbym go pokochać, a to rodzony mój dziadunio!
— Czy sądzisz, mylordzie, że on ciebie także pokocha? — spytał pan Hawisam.
— Czemużby mię pokochać nie miał? Dziadek zawsze kocha wnuczka. Żeby mnie nie kochał, toby panu nie dał tyle pieniędzy dla mnie, no, i nie posyłałby pana tak daleko po to, aby pan nas przywiózł do niego, do Anglii.
Prawie wszyscy pasażerowie w pierwszych dniach podróży cierpieli na chorobę morską i siedzieli zamknięci w swoich kajutach; lecz potem zaczęli wychodzić na pomost i mały lord, którego nadzwyczajne dzieje z ust do ust przechodziły, począł budzić zajęcie powszechne. Wszystkie oczy zwrócone były na niego, gdy przechadzał się z matką lub starym prawnikiem na pomoście, każdy starał się do niego zbliżyć i wkrótce nasz Cedryk zaprzyjaźnił się i z pasażerami, i z załogą okrętową. Panowie, przechadzający się z cygarami w ustach, zapraszali go na rozmowę; Cedryk szedł z wesołą minką, z rękami w kieszonkach, przytomnie i roztropnie odpowiadał na każde pytanie i niejednego zadziwiał trafnością swoich uwag. Panie także z przyjemnością wciągały go do rozmowy, traktowały przysmaczkami i śmiały się serdecznie z dowcipnych jego żartów, bo Cedryk lubił niezmiernie wesołość i żarty, gdzie się obrócił, tam zaraz wybuchy śmiechu słyszeć się dawały. Było też na okręcie kilkoro dzieci, w zabawach ich wspólnych mały lord zawsze przewodniczył.
Ale najserdeczniejszych przyjaciół miał on pomiędzy majtkami. Z zachwyceniem słuchał opowiadań o rozbójnikach morskich, o rozbiciach okrętów i wyspach bezludnych, nauczył się wkrótce rozmaitych wyrażeń marynarskich i często w rozmowie z matką zdarzało mu się wkręcić ni ztąd ni z owąd takie słowa, jak „hysować, strychować, holować,“ lub coś podobnego. Stary majtek nazwiskiem Jerry najwięcej zachwycał Cedryka swojemi opowiadaniami. Sądząc z nich, doświadczony ten żeglarz odbywał niezliczone podróże po wszystkich morzach świata całego i za każdym razem okręt, na którym płynął, rozbijał się, on zaś dostawał się na wyspę bezludną, lub co gorsza zamieszkałą przez okrutnych ludożerców. Był nawet pokilkakrotnie pieczony na ogniu i pożarty, w części tylko, rozumie się, a Indyanie amerykańscy skalpowali go kilkanaście razy. Oskalpować kogoś, to znaczy obciąć mu skórę dokoła czaszki i zdjąć razem z włosami. Krajowcy czerwonoskórzy w taki okrutny sposób postępują ze swoimi jeńcami, łatwo sobie wyobrazić, że mało kto może przeżyć podobną operacyą.
— Dlatego to on zapewne taki jest łysy — mówił Cedryk, opowiadając matce nadzwyczajne przygody, przez które przechodził przyjaciel jego Jerry — trudno żeby włosy odrosły po oskalpowaniu. To też nieborak ma już teraz tylko faworyty, odkiedy ten straszliwy Wąż ognisty, król Abo... Abomanszów, oskalpował go nożem, zrobionym z czaszki Wilka czarnego, innego wodza tego plemienia. Biedny Jerry powiada, że to była najcięższa chwila w jego życiu i bardzo wierzę. Tak się przeląkł, gdy król podniósł na niego ten okropny nóż, że wszystkie włosy zjeżyły mu się na głowie, jak szczecina w szczotce. Co też on miał przygód w swojem życiu, ten Jerry! A wszystkie takie dziwno. Szkoda, że nie będę mógł opowiedzieć tego panu Hobbes’owi, zabawiłoby go to bardzo. Nie godzi się podejrzywać, żeby taki poczciwy człowiek, jak Jerry, miał kłamać, a doprawdy czasem trudno uwierzyć w to wszystko, co on opowiada. Ale jakże nie wierzyć, kiedy on to na własne oczy widział? Kłamać nie kłamie, musi jednak mylić się czasem i zapominać. Nic dziwnego zresztą, skalpowanie pewnie wpływa na pamięć, a on nieborak tyle razy był skalpowany!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Frances Hodgson Burnett i tłumacza: Maria Julia Zaleska.