Małe niedole pożycia małżeńskiego/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Małe niedole pożycia małżeńskiego
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1932
Druk M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Petites misères de la vie conjugale
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVI.
Partja nierozegrana

Niedola ta pojawia się niezawodnie w życiu zamężnych kobiet, i to dość często i dość różnorako aby ten poszczególny wypadek mógł się stać w swoim rodzaju typem.
Karolina, o której tym razem mówimy, jest bardzo pobożna, kocha męża, mąż twierdzi nawet że kocha go zanadto; jednakże jestto zwykła pycha mężowska, o ile nie jest zresztą prowokacją: Adolf skarży się bowiem jedynie przed młodemi przyjaciółkami żony.
Gdzie tylko wchodzi w grę katolickie sumienie, wszystko staje się rzeczą niezmiernie poważną. Pani de *** zwierzyła się młodej przyjaciółce, pani de Fischtaminel, że musiała odbyć nadzwyczajną spowiedź i dopełnić pokuty, spowiednik bowiem orzekł, iż znajduje się w stanie grzechu śmiertelnego. Dama ta, która co rano słucha mszy, jestto kobieta trzydziestosześcioletnia, chuda i lekko popryszczona. Ma duże czarne oczy z aksamitnym połyskiem, górną wargę lekko ocienioną; głos miły, ujmujące wzięcie, ruchy szlachetne; kobieta z najlepszego towarzystwa.
Pani de Fischtaminel, którą pani de *** obdarza przyjaźnią (prawie każda dewotka proteguje jakąś kobietę nieco lekką, pod pozorem nawracania jej), otóż, pani de Fischtaminel utrzymuje, że te zalety są u Karoliny Pobożnej zwycięstwem religji nad charakterem z natury bardzo gorącym.
Owe szczegóły są potrzebne, aby przedstawić tę małą niedolę w całej jej okropności.
Adolf musiał opuścić żonę na dwa miesiące w kwietniu, właśnie po ukończeniu czterdziestodniowego postu, który Karolina zachowuje bardzo ściśle.
W pierwszych tedy dniach czerwca, pani oczekuje małżonka, oczekuje go z dnia na dzień. Tak, z nadziei w nadzieję,

budzącą się co rano, co wieczór zwiedzioną,

dotrwała do niedzieli, dnia, w którym przeczucie, spotęgowane do paroksyzmu, natchnęło ją wiarą że upragniony mąż wreszcie powróci i to wcześnie.
Gdy pobożna kobieta oczekuje męża, męża którego brak odczuwa blisko od czterech miesięcy, wówczas oddaje się staraniom tualetowym o wiele wyszukańszym, niż młoda dziewczyna czekająca pierwszego oblubieńca.
Cnotliwa Karolina tak była pochłonięta przygotowaniami nawskroś osobistemi, że zapomniała iść na mszę o ósmej. Zamierzała wprawdzie wysłuchać mszy porannej, ale drżała z obawy stracenia pierwszego spojrzenia Adolfa, gdyby miał przybyć wczesnym rankiem. Pokojówka, która z uszanowaniem zostawiła panią w gotowalni, dokąd kobiety pobożne i popryszczone nie wpuszczają nikogo, nawet męża, zwłaszcza gdy są nieco chude, otóż, pokojówka usłyszała aż trzy razy: „Jeżeli to pan, daj mi znać natychmiast!“
W tej chwili, turkot wprawił cały dom w drżenie; Karolina wykrzykuje, łagodząc głos, aby ukryć gwałtowność swego prawowitego wzruszenia.
— Och! to on! Biegnij, Justysiu! powiedz panu, że go czekam tutaj. Karolina osunęła się na berżerkę; nogi uginały się pod nią.
Okazało się, że to wóz rzeźnika.
Wśród tych wzruszeń, minęła niepostrzeżenie pora mszy o ósmej. Pani wróciła do tualety, gdyż było to właśnie przy ubieraniu. Pannie służącej frunęła już na głowę wspaniała gładka batystowa koszula z prostą obrąbką, podobna tej, jaką podawała pani codzień od trzech miesięcy.
— Gdzie ty masz głowę, Justyno? Mówiłam ci, abyś wzięła z tych bez numeru.
Koszul bez numeru było tylko siedm lub ośm, jak w najwspanialszych wyprawach. Są to koszule, w których błyszczą najwyszukańsze hafty, koronki: trzeba być królową, młodą królową, aby mieć ich tuzin. Każda z tych koszul była obrębiona walencjankami u dołu, jeszcze zalotniej przybrana u góry. Ten szczegół ułatwi może mężczyznom zrozumienie duchowego dramatu, jaki ujawnia owa tak wyjątkowa koszula.
Karolina włożyła pończochy fil d’Ecosse, płytkie prunelowe trzewiki i gorset najidealniej poprawiający naturę. Kazała się uczesać najbardziej twarzowo i włożyła najzgrabniejszy czepeczek. Zbyteczne mówić o szlafroczku! Kobieta pobożna, mieszkająca w Paryżu i kochająca męża, umie, niegorzej od najzalotniejszej kokietki, dobierać owe ładne materje w paski skrojone w kształt surducika, zapinane na łapki i guziczki, które zmuszają kobietę aby, parę razy w ciągu godziny, zapinała je na nowo z mniej lub więcej zachwycającemi minkami.
Msza o dziewiątej, o dziesiątej, wszystkie msze przeleciały wśród przygotowań, które są dla kochających kobiet jedną z ich dwunastu prac Herkulesa.
Kobiety pobożne rzadko udają się powozem do kościoła i czynią słusznie. Z wyjątkiem ulewnego deszczu, pogody wprost niemożliwej, nie należy człowiekowi okazywać pychy tam, gdzie powinien się poniżyć. Karolina lękała się więc narazić świeżości swej tualety, nieskazitelnych pończoszek, trzewiczków. Niestety! i te pozory ukrywały dopiero istotny powód.
— Gdybym była w kościele wówczas gdy Adolf przybędzie, straciłabym całą przyjemność jego pierwszego spojrzenia: pomyślałby, że bardziej mi zależy na Sumie niż na nim...
Uczyniła więc to poświęcenie dla męża, w intencji przypodobania się mu; wzgląd straszliwie światowy: przekładać stworzenie nad Stwórcę! męża nad Boga! Idźcie posłuchać kazania, a dowiecie się, czem pachnie podobny występek.
— Bądź co bądź, rzekła w duchu, społeczeństwo opiera się na małżeństwie, które Kościół pomieścił w liczbie świętych Sakramentów.
Oto, jak można obrócić nauki religji na korzyść ziemskiej miłości, zaślepionej choć prawowitej. Pani nie pozwoliła podawać śniadania, lecz kazała je trzymać w pogotowiu, jak i sama jest ciągle w pogotowiu, aby przyjąć nieobecnego oblubieńca.
Drobiazgi te wydadzą się komiczne: ale popierwsze zdarzają się one u wszystkich ludzi którzy się ubóstwiają wzajem, lub z których jedno ubóstwia drugie; powtóre u kobiety tak powściągliwej, tak panującej nad sobą, tak godnej jak owa dama, wezbranie czułości przekraczało wszystkie granice wysokiego szacunku dla samego siebie, jaki daje prawdziwa pobożność. Gdy pani de Fischtaminel opowiedziała mi tę małą scenkę z życia dewotki, ozdobiwszy ją komicznemi szczegółami, przypieprzonemi tak jak tylko przyzwoite kobiety umieją pieprzyć anegdoty, pozwoliłem sobie na uwagę, że była to Pieśń nad Pieśniami wcielona w życie.
— Jeśli Pan nie przyjedzie, rzekła Justysia do kucharza, nieszczęśliwa nasza godzina! Pani już mi rzuciła na głowę koszulę.
Wreszcie, Karolina usłyszała strzelanie z bicza, charakterystyczny turkot, tupot koński, dzwoneczki!... Och, niema już cienia wątpliwości, dzwoneczki poderwały ją na równe nogi.
— Brama! otwórzcież bramę! pan przyjechał! Nie, oni nie otworzą nigdy!... I pobożna kobieta tupnęła gniewnie, i urwała taśmę dzwonka.
— Ależ, proszę pani, rzekła Justysia z żywością służącej która nie poczuwa się do winy, to ktoś wyjeżdża.
— Stanowczo, myśli Karolina zawstydzona, nie pozwolę już nigdy Adolfowi wyjeżdżać samemu.
Pewien poeta z Marsylji wyznał, że, jeśli oczekiwał najlepszego przyjaciela z obiadem, i ten nie przybywał na czas, czekał cierpliwie pięć minut, w dziesiątej miał ochotę rzucić mu w nos serwetę, w dwunastej życzył mu nieszczęścia, w piętnastej byłby go zakłuł nożem.
Każda kobieta, która czeka, jest tym poetą z Marsylji, jeśli wogóle godzi się porównywać poziome szarpanie głodu ze szczytną Pieśnią nad Pieśniami katolickiej małżonki, oczekującej pierwszego spojrzenia męża nieobecnego od trzech miesięcy. Niech wszyscy którzy się kochają i którym dane było ujrzeć się po tysiąckroć przeklinanej rozłące, zechcą sobie uprzytomnić owo pierwsze spojrzenie: jest tak wymowne, że nieraz, jeśli spotkanie ma miejsce wobec niepowołanych świadków, mimowoli spuszcza się oczy!... Lęk jakiś ogarnia przed samym sobą, tyle płomieni strzela z tych oczu! Ten poemat, w którym każdy mężczyzna staje się godny Homera i wydaje się bogiem kochającej kobiecie, jest dla kobiety pobożnej, chudej i popryszczonej tembardziej przejmujący, ile że nie ma ona, jak pani de Fischtaminel, możności odbicia go w większej ilości egzemplarzy. Mąż, to dla niej wszystko.
Toteż nie powinniście wyrażać zdziwienia, dowiadując się, że Karolina opuściła wszystkie msze po kolei i że nie jadła śniadania. Głód ujrzenia Adolfa, nadzieja, skurczyły jej żołądek. Nie pomyślała ani razu o Bogu w czasie mszy św., ani w czasie nieszporów. Nie czuła się dobrze siedząc, czuła się bardzo źle chodząc; Justysia poradziła jej aby się położyła. Karolina, zmorzona, położyła się koło wpół do szóstej, spożywszy talerz lekkiego rosołu; ale kazała trzymać w pogotowiu doskonałą kolacyjkę na godzinę dziesiątą.
— Będę jadła z panem, jeżeli wróci, rzekła.
Zdanie to było konkluzją straszliwych przejść duchowych: Karolina była już w fazie pchnięcia nożem owego marsylijskiego poety; toteż, słowa te miały akcent wprost straszliwy. O trzeciej rano, kiedy przybył Adolf, Karolina spała najgłębszym snem; nie słyszała ani powozu, ani koni, ani dzwoneczków, ani bramy!...
Adolf, który nie pozwolił pani budzić, położył się w gościnnym pokoju. Skoro, nazajutrz, Karolina dowiedziała się o powrocie męża, dwie łzy zabłysły w jej oczach: pobiegła do gościnnego pokoju bez żadnych tualetowych przygotowań; na progu stał wstrętny sługus, który oznajmił, że pan, zrobiwszy dwieście mil pocztą, spędziwszy bezsennie dwie noce, prosił aby go nie budzono, gdyż czuje się nader znużony.
Karolina, jako pobożna niewiasta, otwarła gwałtownie drzwi, nie zdoławszy jednak obudzić jedynego małżonka jakiego niebo jej użyczyło; poczem pobiegła do kościoła wysłuchać mszy łaski cudownej.
Przez trzy dni, pani była usposobiona tak żółciowo, że Justysia, niesłusznie połajana, odparła z czelnością subretki:
— Przecież, proszę pani, pan już wrócił!
— Wrócił dopiero do Paryża, rzekła pobożna niewiasta.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.